Koichi kilka razy zacisnął dłoń w pięść i rozprostował palce. Rana od ukąszenia nie była bardzo głęboka, ale w tak brudnym środowisku nie zamierzał lekceważyć nawet drobnych zranień, bo nigdy nie wiadomo, kiedy zaczną gnić.
-Czy mógłbyś mnie opatrzyć? – zapytał Michaela, podając mu jeden z bandaży, który miał schowany w kieszeni. –Niby nic poważnego, ale nie wiadomo co ta bestia jadła, zanim próbowała zjeść i mnie.
Z opatrzoną ręką, Japończyk przyjrzał się co Abi robiła z truchłem hellhounda. Nie był specjalistą od chirurgii, ale zawsze interesowało go to co żyje. A właściwie – jak umiera.
-Przypomina psa. Czy ma podobną fizjologię? Serce w tym samym miejscu, miękkie podbrzusze? – zapytał. W korytarzach metra mogło czaić się więcej takich bestii. Wolał być gotowy.
Po zaspokojeniu ciekawości zdjął z siebie mokre ubranie, wyjął przedmioty z kieszeni a następnie dokładnie wyżął wszystko, usiłując pozbyć się jak najwięcej wody. Potem ponownie założył swój strój, powkładał ekwipunek na miejsce, poszukał jakiegoś koca i ułożył się do snu. |