Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2018, 07:51   #8
Ascard
 
Ascard's Avatar
 
Reputacja: 1 Ascard ma wspaniałą reputacjęAscard ma wspaniałą reputacjęAscard ma wspaniałą reputacjęAscard ma wspaniałą reputacjęAscard ma wspaniałą reputacjęAscard ma wspaniałą reputacjęAscard ma wspaniałą reputacjęAscard ma wspaniałą reputacjęAscard ma wspaniałą reputacjęAscard ma wspaniałą reputacjęAscard ma wspaniałą reputację
Altdorf,
Tydzień wcześniej


Młody chłopak kończył pakować juki po czym porządnie przytroczył je do siodła. Koń był już podkuty, wyszczotkowany i przygotowany do drogi. Na boku zwierzęcia widoczny był wypalony znak świątyni Vereny, majestatyczna sowa siedząca na rękojeści miecza skierowanego ostrzem do dołu. Do młodego koniuszego zbliżała się dwójka mężczyzn. Wyglądali podobnie mimo, że jeden z nich był już człowiekiem w sile wieku. Obaj mieli długie skórzane płaszcze, wysokie rajtarskie buty, przypasane miecze w zwykłych pochwach. Podróżne ubrania, pospolite na traktach starego świata. Młody dodatkowo miał ciemną pelerynę z kapturem oraz przez ramię przewieszoną niewielką skórzaną torbę. Dodatkowo dźwigał ze sobą włócznię a zza ramienia wystawała tarcza z wizerunkiem sowy. Młodszy z mężczyzn był średniego wzrostu brunetem z charakterystyczną szramą biegnącą w poprzek prawego oka. Dwudniowy zarost okalał jego twarz kryjąc regularne rysy, głęboko osadzone oczy o nieodgadnionym spojrzeniu zdawały się skrywać przed całym światem jakąś tajemnicę.

Dotarłszy do wierzchowca brunet odesłał krótkim gestem stajennego po czym sam sprawdził czy juki aby na pewno są porządnie przymocowane, koń porządnie osiodłany i wyczyszczony. Starszy szpakowaty mężczyzna przyglądał się tym poczynaniom z delikatnym uśmiechem błądzącym po wargach. Zawsze cenił w swoim podopiecznym tą dokładność i dbałość o szczegóły. Dokonawszy inspekcji młodszy z mężczyzn zwrócił się w stronę mentora. Chwilę mierzyli się wzrokiem w ciszy po czym starszy kiwnął potakująco głową i wyciągnął dłoń w geście pożegnania. Uściwnąwszy porządnie dłoń młody mężczyzna niezbyt pewnie wgramolił się na konia i usadowił w siodle. Starszy cmoknął z dezaprobatą na widok niezgrabności młodszego, lecz powstrzymał się od złośliwego komentarza. Nie był to właściwy czas na pouczenia. Po raz ostatni zmierzyli się wzrokiem.
- Pamiętaj Kurt - odezwał się starszy - cokolwiek się stanie, nie pozwól aby to zadanie było Twoim ostatnim. Masz ogromny talent chłopcze. Dlatego nie możesz pozwolić aby ślepa wiara przysłoniła Ci rozum. - odezwał się z nutą gniewu w głosie starszy.
- Marwinie, wiele Ci zawdzięczam i dziękuję za wszelkie nauki, jednak talent został mi podarowany przez Sprawiedliwą Panią i moim obowiązkiem jest go wykorzystać w służbie bogini. Muszę spłacić dług a czcigodni kapłani łaskawie zgodzili się posłać mnie do Ubersreiku. Jeśli ktoś ma się przyjrzeć “powrotowi Drachenfelsa” to tylko jeden z nas, bezstronnych i sprawiedliwych obserwatorów. Módl się za mnie mistrzu i zachowaj we wdzięcznej pamięci. Postaram się wrócić najszybciej jak to będzie możliwe lub przynajmniej prześle wiadomość. - młodszy z mężczyzn zdobył się na uśmiech po czym spiął konia i delikatnym kłusem ruszył na szlak.


Ubersreik,
Karczma “Pocałunek Imperatora”


Ucztował razem z innymi, lecz zachowywał umiar. Słabość istoty ludzkiej wynikająca ze spożycia zbyt dużej ilości alkoholu była niedopuszczalna w jego zawodzie. Pierwszy dzień nowo sformowanej drużyny był najważniejszy dla Kurta. To właśnie dziś podczas pożegnalnej popijawy miał najlepszą szansę ocenić współtowarzyszy, ich charaktery i chęć doprowadzenia sprawy do końca. Było to ważne aby wiedzieć na kim można polegać, a dla kogo ta wyprawa to jedynie sposób na łatwy zarobek.
Najłatwiej było mu ocenić samotników czyli krasnoluda i obcokrajowca. Khazad miał swoje zamiary wystrzyżone na łbie i znając honorowość starszej rasy Kurt nie śmiał wątpić w jego poświęcenie. Koniec końców on rzeczywiście chciał się poświęcić.
Bretończyk również przedstawiał się kurtowi jako wartościowy towarzysz. Wiedział, że jest rycerzem a jego wypowiedź świadczyła, że niemal na pewno rycerzem próby. Poświęcenie i determinacja niemal równa krasnoludzkiej, godne pochwały i być może zaufania.
Pozostała niecodzienna para i trzy postacie sprawiające wrażenie pochodzenia z półświatka.
Tym osobom musiał się przyjrzeć bliżej, poznać ich po czynach, oddać pod osąd instynktu kierowanego ręką Sprawiedliwej Pani. Chęć wzbogacenia się nie jest sama w sobie zła, przy okazji pomoc w wyzwoleniu świata od nieprawości zasługuje na uznanie. Jednak podszepty zła bywają kuszące, mroczne potęgi zabiegają o ludzkie dusze wszelkimi metodami. Najlepszą tarczą przed tymi podszeptami była wiara. Kurt miał swoją boginię tak samo jak bretończyk a khazad przysięgę. Wątpliwym było czy wiara w pieniądz pozwoli reszcie awanturników ukończyć zadanie.
Cały czas jadł i pił oraz odpowiadał na zaczepki. Nikt nie lubi być oceniany więc otwarte taksowanie nowych towarzyszy mogłoby zostać uznane za afront. Ich grupy była już wystarczająco podzielona i Kurt nie miał zamiaru pogarszać tego stanu rzeczy. Skończywszy posiłek udał się do swego pokoju o względnie wczesnej porze. Czekała go jeszcze modlitwa do Vereny o pomyślność w sprawie i do jej małżonka, pana zaświatów o wieczny spokój dla dwóch dusz. Podczas modlitwy ściskał w jednej ręce niewielki szkaplerzyk, w drugiej drobny pierścień zawieszony na łańcuszku.
 
Ascard jest offline