Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2018, 08:36   #295
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Góry Miecza
12 Marpenoth



Joris zwlókł marudzących kompanów z wyrek, ale gdy dotarli do jadalni okazało się, że nie wstali pierwsi. Kilku zarośniętych mężczyzn kończyło śniadania, podobnie jak traperzy, co poddało Jorisowi pewien pomysł. Od słowa do słowa kilka złotych monet zmieniło właścicieli, a Joris stał się dowódcą trzech burkliwych myśliwych-najmitów, którzy mieli go poprowadzić szlakiem, którym ruszył półelf aż do miejsca, gdzie natknęli się na ruiny. Olaf, Swen i Hans (najbardziej sceptycznie nastawiony do wyprawy ze względu na orcze ślady) spokojnie popijali więc grzane piwo czekając aż Turmi i Stimy rozbudzą się na tyle by opuścić gościnne progi karczmy i ruszyć w las.

Wraz z nimi do kopalni wybrało się też kilku robotników, którzy - jak się okazało - pracowali przy doprowadzeniu do porządku prawilnego wejścia do kopalni oraz okolicy tak, by można tam dojechać wozem. Część drzew już wycięto, a ziemia nosiła ślady ciągnięcia wielkich pni. Turmalina ucieszyła się, że nie będzie musiała wchodzić do kopalni przez dziurę w ziemi i niski, wyboisty tunel tak jak poprzednio. W końcu po to kupiła tak paradną suknię by maszerować w niej z godnością. Albo jechać na jorisowym koniu, podobnie jak Stimy na shavriowym. Zważywszy na tempo, jakie nadali długonodzy ludzie nie było sensu zostawiać koni w dolinie. Tylko Joris szedł pieszo, słusznie podejrzewając, że zyska tym sobie przychylność nowych kompanów.

Odgruzowane oryginalne wejście do kopalni prezentowało się całkiem okazale, a po wykończeniu będzie z pewnością jeszcze lepiej. Cały gruz, kamienie i inne śmieci z wejścia oraz kopalni złożono na kupie nieopodal, gdzie leżały również zcięte drzewa. Jak objaśnili robotnicy Rockseekerowie planowali zbudować z nich umocnienia, a może nawet i basztę, by stworzyć z kopalni niezdobytą twierdzę. Trzewiczek przyjrzał się tym staraniom krytycznym okiem. Ani to niezdobyte było, ani nawet porządnie zaprojektowane. Krasnoludom prędzej przydałby się architekt niż mag. I w zasadzie to nie był taki zły pomysł. Stimy miał świadomość, że jego znajomość w tym temacie, choć nie na mistrzowskim poziomie, to jednak z pewnością była znacząca w takim miejscu jak Phandalin, czy kopalnia, a nawet dwór. Akurat w kopalni ktoś musiał zajmować się wzmocnieniami tuneli, choć Trzewiczek dopuszczał taką myśl, że akurat krasnoludy odziedziczyły tę umiejętność wraz z kamieniami nerkowymi matki. Poza tym… to magia go naprawdę interesowała, w przeciwieństwie do Jorisa, którego najbardziej interesowało odstawienie niziołka, krasnoludzicy i kury do wrót Jaskini i wznowienie podróży. Ruda zresztą w pełni go w tej kwestii popierała kierując ich dalej wzdłuż doliny, a nie w kierunku zabudowywanego wejścia.
[i]- Zaopiekujcie się Paniczem - Poprosił drapiąc kuca pomiędzy wielkimi włochatymi uszami. Wierzchowiec nie wyróżniał się niczym specjalnym, ale dzielnie znosił wszelkie pomysły myśliwego i dało się go lubić - Za kilka dni będę wracać, to Was zgarnę i do Phandalin pojedziemy.
Stimy kiwnął na znak zgody, choć nawet nie myślał w tej chwili jak się zająć zwierzem idąc tym samym pod ziemię. Z niejasną dumą spojrzał na Turmalinę.
- Jesteśmy na miejscu, Gundren to twój wuj, prawda? Chodźmy prosto do niego.

Turmalina prychnęła na pomysł zajmowania się śmierdzącą szkapą, ale jeden z drwali wziął obydwa konie za uzdy i odprowadził pod niewielką wiatę, przygotowaną zapewne w tym celu. Potem uderzył w wiszący przy wejsciu dzwon, aż echo poszło, mieszając się z wydobywającym się właśnie z wnętrza kopalni hukiem. Na ten dźwięk Stimy aż podskoczył z wrażenia, ale reszta roześmiała się.
- Dlatego “Jaskinia echa” (Wave Echo Cave) - wyjaśnił jeden z nich, a pozostali dołączyli się do komentarzy.
- Nie wiem jak górnicy mogą pracować w tym hałasie. Co dwa pacierze - BUM! - fale o brzeg i cała kopalnia huczy jakbyś w środku burzy siedział…
- Przecież i tak kują, rąbią i przetaczają kamienie, to pewnie bez różnicy.
- Phi! Ignoranci...!
- zaczęła Turmalina, ale akurat wtedy w drzwiach pojawił się Nundro Rockseeker w towarzystwie dwóch uzbrojonych krasnoludów. Przywitali robotników, po czym Rockseeker doskoczył do siostrzenicy.
- Turmalina! - ucieszył się, zgniatając geomantkę w wujowskim uścisku. - Nie wierzyłem, że przyjdziesz, ale Gundren w kółko powtarzał, że prawdziwy krasnolud nie usiedzi w lesie jak ma kopalnię pod nosem. A to kto? - spojrzał na Stimiego, który przedstawił się głośno i wylewnie. Wiadomo, pierwsze wrażenie jest najważniejsze, a tu w końcu szło o pracę w największym cudzie okolicy! Musiał się dobrze zareklamować!
- Czarodziej znaczy? - Nundro wyłapał kluczową część trzewiczkowego monologu, a Turmalina potwierdziła skinięciem głowy niziołkową przydatność do magicznej roboty. Sama będąc praktykiem, a nie teoretykiem magii miała zerowe zainteresowanie Kuźnią Czarów, co oświadczyła wujom już dawno temu. Prędzej zawaliłaby kopalnię niż stworzyła w Kuźni coś przydatnego. Toteż wykorzystała sytuację, dodatkowo zachwalając trzewiczkowe zdolności.
- Skoro Turmi mówi, że jesteś godny zaufania, to chodźcie - Nundro skinął na dwójkę czaromiotów.
- Po prawdzie to jeszcze się kuźnią w ogóle nie interesowaliśmy. Samo sprzątanie starych korytarzy, wzmacnianie stropów, zwłaszcza tych uszkodzonych przez czary, spuszczanie wody… Nie mówiąc o kaplicy, którą przecież trzeba odnowić, żeby Dumathoin nam sprzyjał… Kraty w strumieniach wmurować, bo już raz nam jakieś tałatajstwo wylazło… Nawet jeszcze grzybów nie zdążyliśmy wypalić, to chyba już na wiosnę. Więc sami rozumiecie… - perorował Nundro prowadząc ich w stronę rockseekerowych kwater. - Jeszcze sobie Gundren umyślił umocnienia zbudować, żeby znów jakiś drow nam tu nie wlazł. Zwłaszcza jak usłyszał o orkach w górach to dostał na tym punkcje kręćka. W sumie nie dziwota, przecież te pare wieków temu to orki właśnie kopalnię zniszczyły…

Przy wtórze echa fal, stuku kilofów i młotów doszli do miejsca, w którym przebywał Gundren. Po kolejnym powitalnym rytuale najstarszy z Rockseekerów skupił się na niziołku.
- Specjalista, powiadasz? No, no… - podrapał się po brodzie. - Teraz to bardziej nas ten portal, co żeście go zabudować kazali niż kuźnia interesuje, ale jak chcesz to możesz jedno i drugie obadać. W tych papierach co znaleźliśmy wiele o działaniu Kuźni nie było, to sam będziesz musiał wykoncypować co i jak. Wyglądało jakby dzięki temu magicznemu ogniowi można było zaklinać przedmioty w czasie wykuwania, ale ja tam się nie znam. No i jeszcze samej kuźni nie odnowiliśmy, musimy zamówić części, miech sparciał, wszystko się... - krasnolud zaczął rozwodzić się nad zniszczeniami poczynionymi przez czar, wilgoć, orki i nieumarłych.
- A kogo do ubicia nie ma? - spytała Turmalina, niezainteresowana górniczo-kowalską robotą.
- E, nie. Raz z jeziora młody kuo-toa wylazł, ale chyba się zgubił, bo więcej ich nie było. Ale ciągle odkopujemy szczątki obrońców i TFU! zielonych. Jak skończymy sprowadzi się kapłana i wyprawi porządny pochówek. Thardena też tu przeniesiemy… - Gundren posmutniał na myśl o zabitym przez drowa bracie. Chwilową przerwę w monologu wykorzystał Trzewiczek, który z nudów przebierał już nogami.
- Tak, tak, magiczny kocioł jest tam - krasnolud machnął ręką w stronę przeciwległego pomieszczenia. Widać jak większość krasnoludów nie miał wielkiego respektu dla magii, bardziej interesowały go bogate złoża w okolicznych skałach.

Stimy przeszedł do kolejnej sali, mrużąc oczy od magicznego blasku. Na środku, na podwyższeniu stał kociołek, czy też koksownik, w którym tańczył i trzaskał zimny, zielonkawy płomień. Niziołek wyciągnął swoje utensylia i zabrał się do badania sławnego dziwa. Z dumą stwierdził, że występujący tu typ magii jest mu bardzo znajomy i zapewne nie zajmie mu długo rozgryzienie jak spożytkować tutejszy Splot. Jednak dalsze oględziny przyniosły niezwykle rozczarowującą konkluzję. Magiczny płomień był bardzo słaby. Nawet jeśli trzysta czy czterysta lat temu można było za jego pomocą wykuwać magiczne zbroje czy topory, to teraz starczał zaledwie do chwilowego wzmocnienia zanurzonych w nim przedmiotów. Jak intensywnie musiał być użytkowany w dawnych czasach, że nawet po kilku wiekach Splot nie zregenerował się? A może te wszystkie opowieści to były bujdy? Nie… Kapłan Oghmy wyraźnie mówił o zbroi wykutej właśnie tutaj. No cóż, chwilowe umagicznianie też miało swoje plusy. Ponieważ nikt nie interesował się tym, co Stimy tu wyprawia, po zakończeniu oględzin kotła niziołek usiadł przy ścianie i zabrał się za tworzenie zwoju “odczytania magii”. W końcu w kopalni był też teleportacyjny krąg… i kto wie co jeszcze?


 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 26-10-2018 o 08:41.
Sayane jest offline