Gustaw odetchnął z ulgą a po chwili zacisnął zęby. Był wściekły. Nie słuchali go i mieli go w poważaniu. Chciał iść traktem gdzie poza siłami wroga, którego dałoby się przekabacić weszli na tereny gdzie nawet rozmawiać z nikim nie było. Kilka setek chodzących trupów. Dziw że przeżyli w ogóle a straty jakie ponieśli w zdrowiu i sprzęcie Gustaw wiedział, że odbiją się im czkawką.
- Ni i co cwaniaczki? Nie chcieliście słuchać sierżanta a teraz misja prawie się nie powiodła! Może następnym razem zawrzecie gęby i będziecie wykonywać rozkazy?- Wygłosił gadane do podkomendnych.
- Skończyły się wasze rządy. Teraz Detlef i Galeb ubezpieczajcie nas. Walter zabieraj się do zwijania obozowiska a raczej tego co zostało. Oleg sprawdź co z Ostatkiem i jak trzeba dobij, a reszta do mnie. Może uda mi się was trochę poskładać i bierzcie się do pomocy Waltera.- Gustaw rzucał rozkazy i zaczął przygotowywać się do opatrywania. Najpierw Leo bo chyba śmierć jej w oczy patrzy a następnie Diuk. Resztą zajmuje się poklei.
- Loftusie. Czy Ty tym czarem mógłbyś zrobić przejście pod prawą skarpą? Detlef z Galebem będą wycinać niedobitki a reszta prowadzić konie i rannych.- Przedstawił swój plan. Nie zamierzał dyskutować nad jego sensem czy realizacją. Jedyną osobę z którą obecnie się liczy jest zdanie czarodzieja bo to od niego zależy powodzenie planu.