Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2018, 14:22   #10
Mroku
 
Mroku's Avatar
 
Reputacja: 1 Mroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputację
Niektórzy z was skusili się na wróżby starej Striganki - dla części były to jedynie podszyte tajemniczością brednie, inni mogli odnaleźć w tych słowach coś dla siebie. Tak, czy inaczej, najbardziej zadowolona musiała być chyba wróżka, która swoje zarobiła, goszcząc tego wieczoru jeszcze kilku gości przytulnej karczmy. A główna sala, im dalej w wieczór, tym bardziej pustoszała, wy również nie siedzieliście do późna, mając na uwadze poranny wyjazd z Ubersreiku. Pokoje okazały się być całkiem zadbane - nie odkryliście w nich gryzoni, a okna były szczelne, co was ucieszyło, biorąc pod uwagę wiatr i ulewę szalejące na zewnątrz. Po ciężkim dniu, niektórzy upojeni delikatnie alkoholem, położyliście się w różnych odstępach czasu do łóżek, a sen przyszedł bardzo szybko.

* * *

Poranek nadszedł szary i przygnębiający. Ciężkie, pękate chmury koloru ołowiu wisiały za oknami, strasząc deszczem, który z pewnością w końcu nadejdzie. Kto nie zszedł na śniadanie wcześniej, został wyrwany z łóżka przeciągłym, wgryzającym się w uszy dźwiękiem dzwonka i donośnymi krzykami gospodyni. Posiłek składający się z jajecznicy na grzybach i cebuli dobrze nastroił was do podróży, w którą - jak się okazało - nie mieliście się wybrać sami. Przynajmniej częściowo. Po śniadaniu pojawił się w gospodzie patrol straży, który miał was eskortować poza mury miasta, jakby graf chciał się upewnić, że jednak wyruszycie w drogę. Wyprowadzając konie ze stajni, widzieliście stojącą po drugiej stronie ulicy Strigankę, która wróżyła niektórym z was poprzedniego wieczora. Kobieta wpatrywała się w was z wyraźnym niepokojem wypisanym na twarzy. Czyżby wiedziała, co czeka was w drodze do zamku i w samym “brzuchu bestii”?

Patrol straży eskortował was do linii lasu zaczynającego się kilometr za zachodnią bramą Ubersreiku. W międzyczasie podniosła się mgła, zrobiło się chłodniej, a niebo jeszcze bardziej pociemniało, co wprowadziło pewną nerwowość w zachowaniu sześciu mężczyzn.
- No, to tutaj się rozstajemy - rzucił jeden z nich, chyba najwyższy stopniem, bo miał dwie belki na pagonach swego munduru. - Dalszą drogę musicie pokonać sami, zdobyć to, na co żeśta się umówili z grafem i wrócić do miasta. Tym szlakiem dojedziecie do Gór Szarych, potem, na rozstajach dróg musicie jechać na opuszczoną górniczą wioskę Felsbockenberg. Będzie drogowskaz, to się nie pogubicie. Potem już prosto do zamku tego skurwiałego czarownika. - Strażnik splunął przez ramię. - Powodzenia, niech Sigmar was prowadzi!
Po tych słowach spięli konie i galopem ruszyli w stronę majaczących za mgłą murów Ubersreiku.


Wjechaliście w ciemny, sosnowo-świerkowy las. Pomiędzy drzewami mgła kłębiła się niczym żywy organizm. Nie ujechaliście nawet kilometra, gdy z boku błotnistego szlaku wyłonił się przewrócony wóz. Deski znaczyła ciemna krew i oprócz niej nie znaleźliście niczego innego. Ani koni, ani ludzkich zwłok, ani towaru, który z pewnością był tym wozem przewożony. W gotowości ruszyliście dalej, a niedługo potem Yelena wyczuła wiszącą nad okolicą surową energię. Ciężką, lepką, mroczną. Plugawą. Konie stały się niespokojne; strzygły uszami i rżały co jakiś czas, chociaż próbowaliście je uspokajać. W miarę podróży, bór gęstniał, a mgła się podniosła, tak, że widoczność spadła do kilkudziesięciu metrów. Nie czuliście wiatru, las był nienaturalnie cichy. Tylko mgła wydawała się żyć własnym życiem.

Jechaliście zamglonym lasem przez kolejne trzy godziny, z bronią w gotowości i czujni, gdyż każdy podskórnie czuł, że tym miejscem zawładnęła jakaś mroczna siła. W końcu mgła nieco opadła, poprawiając widoczność i zdecydowaliście się poszukać miejsca na postój, zwłaszcza, że żołądki wyraźnie wam podpowiadały, że czas na posiłek. Wyjechaliście na niewielką polanę pośrodku lasu, gdy ciszę przecięło ostre krakanie kruka. Najpierw pojedyncze, które przerodziło się w kakofonię podobnych dźwięków. Konie znów stały się niespokojne.

Rozejrzeliście się i na jednej z gałęzi nieopodal dostrzegliście sześć jazgoczących ptaków, które z krukami nie miały już za wiele wspólnego. Ich zgniłe ciała odsłaniały organy wewnętrzne, gdzieniegdzie spod skóry wystawały kości, dwa z nich były niemal zeszkieleciałe. Ptaszyska były od dawna martwe, to nie ulegało wątpliwości, jednak jakaś ponura siła znów tchnęła w nie życie, jarzące się w krwisto czerwonych ślepiach wpatrujących się w was z wysokości.


Wynaturzone kruki zaskrzeczały głośno i runęły w waszą stronę z szeroko rozwartymi dziobami. Teraz zdaliście sobie sprawę, że pomimo znacznie posuniętego rozkładu i wysuszonych ciał, były z dwa razy większe od zwykłych okazów. I doskonale wiedzieliście, co może się stać, jeśli ich zgniłe dzioby zetkną się z waszymi ciałami.
 

Ostatnio edytowane przez Mroku : 26-10-2018 o 14:29. Powód: zmiana rozmiaru obrazka.
Mroku jest offline