Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2018, 16:16   #11
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Noc minęła spokojnie, a śniadanie jakoś nie zdało się Hagenowi ostatnią ucztą skazańca. Niestety świadomość, że od tej chwili trzeba będzie zdać się tylko i wyłącznie na własne zapasy i własne umiejętności upichcenia czegoś na szybko nieco psuły nastrój.
Podobnie jak i fakt, iż eskorta (zapewne mająca dopilnować, by wybrańcy grafa nie zmienili nagle zdania) chciała wrócić do miasta tak szybko, jak się tylko dało.
Z drugiej strony - to nie strażnikom płacono za polowanie na władcę zamku Drachenfels. A zapłata była niezła, to Hagen musiał przyznać. No i musiał przyznać, że von Jungfreud próbował upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.
Nie da się ukryć - życzył grafowi powodzenia, bo to by oznaczało, że wyprawa zakończy się sukcesem, co by Hagena bardzo ucieszyło, bo dawałoby szansę na przeżycie tejże wyprawy.

Droga do celu, a dokładniej do zamku, zdała się całkiem prosta - przynajmniej w opisie, jaki udzielił im najważniejszy ze strażników.
- A gdyby drogowskaz zniknął - spytał Hagen, który w takie rzeczy jak drogowskazy nie zawsze wierzył - to jak mamy jechać?
- Jak bez drogowskazu, to...
- Strażnik na moment zmrużył oczy, jakby musiał ogarnąć w myślach, którą stronę wskazać. - W prawo. Nie prosto, tylko w prawo. Ale będzie drogowskaz. Ostatnio był, to znaczy dwa miesiące temu.
Hagen podziękował za informację.


Wszechobecna wilgoć nie ograniczała się do wiszenia w powietrzu. Bezczelnie wciskała się pod kurtki i koszule, przybierała postac kropel wody, spływała za kołnierz. I Hagen ciekaw był, ilu z członków wyprawy zamieniłoby przyszłe nadanie na wygodne łóżko w gospodzie... z młodą służącą w charakterze towarzystwa.
No ale za takie przyjemności się płaciło, a tutaj mieli zapracować na zapłatę, czego zrobić nie mogli, oddając się łóżkowym igraszkom.

Las, w który wjechali, nie spodobał się Hagenowi w najmniejszym nawet stopniu. Podobnie jak i nie spodobał się Melicie, z którą łowca wampirów zamienił kilka zdań. Czy była to sprawa pogody i nisko wiszących chmur, czy też może sprawka Drachenfelsa (lub któregoś z jego spadkobierców lub naśladowców) - trudno było orzec. W każdym razie Hagen nie potrafił tego zrobić. A skoro nie wiedział, to wolał zachować zdwojoną czujność. Takie zaś podejście do lasu i tego, co się w nim czaiło, sugerowało znalezienie pustego wozu, ozdobionego śladami krwi. Woźnica, koń, ładunek - wszystko padło łupem tajemniczego "czegoś", które to coś miało nad wyraz zróżnicowane potrzeby.

O tym, że przeczucie pewnego niebezpieczeństwa miało swe podstawy, Hagen przekonał się zdecydowanie wcześniej, niż by tego chciał. Z drugiej strony musiał przyznać, że nieumarłe ptaszyska jakoś pasowały do całokształtu. Co nie znaczyło, że Hagen miał ochotę się z nimi bliżej zapoznać. Na dodatek był nieco wysunięty do przodu i miał wrażenie, że znaczna część przerośniętych kruków skupi swe zainteresowanie właśnie na nim.
Co prawda zbroja powinna wytrzymać, ale mogły mu, na przykład, poszarpać płaszcz...

Uniósł kuszę i strzelił parę razy do najbliższego ptaszyska. Miał zamiar powtarzać to działanie tak długo, jak długo to będzie możliwe, a potem zamienić broń na tarczę i miecz, by móc rozprawić się z tymi, które podejdą bliżej.
 
Kerm jest offline