W Snach nie obowiązuje wiele zasad- każdy potrafi być inny, w wielu próżno szukać jakiegokolwiek sensu. Jednak można znaleźć jedną regułę w co najmniej 95% snów- wszyscy mówią tam po angielsku…
Susan w duszy dziękowała za liczne szkolenia fundowane przez korporację- wyrażanie swoich myśli bez słów, niewerbalne przekazywanie danych… I chociaż dawniej traktowała te zdolności jako coś przydatnego co najwyżej podczas podróży po obcych krajach, tak teraz chyba tylko dzięki nim mogła ocalić swoje stopy od tych okropnie niewygodnych w takim terenie szpilek. Jakie było jej zaskoczenie, gdy…
- Zamienić buty?- odezwała się nagle kobieta, płynną angielszczyzną-
Piękne… To francuskie?- spytała, zdejmując pospiesznie swoje obite skórą i okropnie brudne trzewiki.
Wymiana przebiegła prędko i po chwili
Susan mogła wsunąć swoją, dotychczas przywykłą do miękkich i wygodnych butów, stopę do ciężkiego obuwia z dawnych lat. I chociaż na początku chciała je zrzucić z krzykiem to wiedziała, że przynajmniej nie zwichnie sobie niczego- co niechybnie czekałoby ją w szpilkach, nawet z ułamanym obcasem.
Buty
Susan nie zdawały się jednak być najważniejszą sprawą w okolicy. Znikający
Argie także nie przyciągnął uwagi podróżników po
Zaszlaku- wszyscy bowiem wyglądali za kimś podobnym chociaż z wyglądu do nich. Co dziwniejsze, na wszelkie pytania o przybyszów ludzie odpowiadali parsknięciami i przyspieszali kroku. Po którejś z rzędu podobnej reakcji zauważył, że to pytanie nie jest zbyt dobrym, a ludzie omijali ich szerokim łukiem. Wszyscy bowiem szli w kierunku jakiegoś placu, zapewne rynku… Cóż, wypadałoby widzieć co się dzieje, dlatego też wszyscy pracownicy korporacji New Dreams podążyli śladem tutejszej ludności.
No tak- w tamtych latach była to ulubiona rozrywka prostej ludności. Tłumy chłopstwa otaczały mały podest, na którym stał odziany w pełen złoceń strój i gustowną perukę mężczyzna, zapewne szlachcic, kończący właśnie czytać jakiś wyrok. Po chwili zaś w stronę szubienicy wyruszyła postać, młody mężczyzna…
Damien, Ricardo, Sharon i Susan pisnęli niemal jednocześnie-mężczyzna ten miał na sobie bermudy „Pumy”, koszulkę z logo „Adidasa” i zegarek Casio.
Przybysz…?
Argieve jeszcze jakiś czas podążał za
Sowizdrzałem tymi dziwnymi ulicami, lecz w końcu postać zniknęła mu z oczu. Najzwyczajniej w świecie rozpłynął się w powietrzu, jak w tych kiepskich filmach z lat ’70! Nie to jednak było najgorsze.
Najgorsze było to, że pragnienie
Argie przekraczało wszelkie możliwe granice, a właśnie został sam w centrum jakiegoś zadupia, gdzie wszyscy mówią z dziwnym akcentem, a faceci noszą beznadziejne spodnie z szelkami, jak w tych pieprzonych kreskówkach o dawnych Niemczech. Ale od kiedy w tym kraju mówiono po angielsku?
O tak. Tak właśnie wygląda piekło ćpunów…, powtórzył już któryś raz z rzędu i zaciągnął się wyimaginowanym papierosem.
Słysząc słowa
Caroline, obydwoje zmarszczyli brwi i posłali sobie ulotne, pełne niepokoju spojrzenia. I pierwszy raz widziała na tych na co dzień tępych twarzach chociaż cień zastanowienia, odrobinę myśli. Tak, tak-
Butch i
pan Cringgle myśleli!
- Pani… Eee… Lothee, tak?- spytał
Butch, uśmiechając się głupkowato-
Pan prezes, znaczy się, Pan Rog też i nas tu wysłał… A pozwoliłaby pani… - Co ma pani tu zrobić? Czego pani szuka?- urwał
Cringgle, wyraźnie zniecierpliwiony słowami
Butcha.
Bardzo niewygodne pytania zadawane w bardzo niewygodnej sytuacji przez dwóch bardzo, bardzo nieprzyjemnych osobników z bronią… Czy dalej będzie jeszcze gorzej?