| Choć wampir został zapewne poważnie zraniony (przy drugiej próbie), to nie był skłonny do negocjacji. Horda nieumarłych nadal napierała, a w pierwszej linii powstały dziury. Zagrożenie stanowił też ogień, Ostatni stracili na nim kontrolę i paląca się trwa nieubłaganie zbliżała się do części obozowiska.
Ritter starał się chłodno analizować co czynić. Wampir gdzieś padł i stracił go z oczu, więc może dwójce towarzyszy uda się go dobić. Ogniem powinien zająć się kto inny, więc on mógł wreszcie użyć mocy Ulgu. Szary wiatr to nie tylko zagubienie i zakłopotanie, to także cicha śmierć. Palący dotyk cienia był czarem skomplikowanym, jednak udało się go rzucić. - Tactus umbra incendii eius. – Słowa wypowiedziane przez Loftusa nie odbijały się echem od skarp, nie sprowadziły huku, czy błysków. Jednak cień który padał na zombie stał się niczym kwas. Nieumarli topili się, skóra i mięso odpadało od kości. W powietrzu czuć było smród palonego, zgniłego mięsa. Czar działał, a mag mógł przez chwilę zająć się czym innym. Towarzysze zdawali się zagubieni, nerwowe pokrzykiwania, chaos, brak współpracy, czy dziwne niezrozumiałe decyzję. Z każdą chwilą sytuacja robiła coraz bardziej niebezpieczna. Czyżby wampir wpłynął na ich umysły? Nawet jeśli, to nic na to nie poradzi. Mężczyzna rzucił się do gaszenia ognia, czym uchronił jeden z namiotów od zajęcia się ogniem. Niestety truposze zaczęły przechodzić przez pierwszą linię, kolejne źródła światła były niszczone. Spłoszony kuc stratował część dobytku i wpadł w ręce zombie. Na całe szczęście cienie w pobliżu maga nadal unicestwiały zombie. Nie mniej sytuacja ze złej, zamieniała się w tragiczną, a mogła nawet w krytyczną. Wampir, którego trzeba było tylko dobić, jakimś cudem pokonał dwójkę bohaterów i wyrwał się z rogu. Loftus tego nie widział, słyszał tylko krzyk Leo. Władca nieumarłych biegł do swoich, wyminął czarodzieja, skubaniec naprawdę był szybki,. - Magicae mors stimulus tuus! – Ale nie tak szybki jak magiczne żądło. Pocisk doszedł celu, mimo że nieumarły władca częściowo skrył się już za truposzami. Mimo niewielkich rozmiarów, magiczny pocisk uderzył z wystarczającą mocą, aby go unicestwić. Zombie zgłupiały, stanęły, walczyły ze sobą i tylko nieliczne walczyły z bohaterami. Sytuacja jednak wcale nie była zbyt dobra, w szeregach obrońców nadal panował chaos i brak jakiejkolwiek koordynacja działań. Loftus wyzwał do odwrotu i stworzenia linii. Jednak nie był od dowódcą, a niektórzy chcieli chyba rąbiąc nieumarłych do południa lub paść gdyby ich pokonali. Ritter w desperacji sam dobył miecza i stanął w pierwszym szeregu. Z tego też powodu odniósł drobne rany, może nie tak poważne jak przy obronie Meissen, ale jednak dokuczały one Lotusowi, a założone opatrunki chwilę później nie dały żadnej ulgi.
Ritter był zmęczony i zły, jednocześnie miał świadomość, że powinni tutaj zginąć. Wampir był o wiele potężniejszym magiem od niego. Na całe szczęście łaknął krwi, a żądza mordu go zgubiła. Tak czy inaczej, choć przeżyli i nastał świt to ich sytuacja nie była najlepsza. Stracili dużo sił, narobili hałasu, stracili paszę i część wyposażenia. Powiedzenie misji zaczęło wisieć na włosku, a wcale daleko nie zaszli. To nadal by tylko początek tej wyprawy. Gustaw wyrwał Loftusa z zamyślenia, mag wziął głęboko oddech. -Nie jestem nekromantą żeby rozkazywać truposzom, kapłanem żeby je uwolnić od zgubnej magii, ani magiem bojowym żeby je unicestwić od tak. – Mag zerknął w stronę wschodzącego słońca, było jeszcze dość nisko, a więc wejście do kotlinki było w cieniu. – Mogę spróbować systematycznie je niszczyć, czar dzuała na obszar w którym powinniśmy się zmieścić, ale jest jednak trudny i będę musiał go rzucać parę razy. Możliwe, że w międzyczasie robiąc przerwy, do tego istnieje ryzyko efektów ubocznych. Tradycyjnie mam się narażać i odpowiadać za beznadziejne sytuację ehh – Loftus był wyraźnie zmarkotniały. – Stracimy trochę na obszarze niszczenia truposzy, ale posuwałbym się przy jeden z krawędzi kotlinki. Zapewni to mi odpowiednią ilość cienia, a w razie niepowodzenia łatwiej będzie się bronić mając za plecami kawał skały niż być otoczonym przez wygłodniałe trupy. Właśnie wygłodniałe trupy, a może by tak – Loftus rozejrzał się po obozowisku, a jego twarzy pojawił się drobny uśmiech. – One są wygłodniałe, zżerały nawet siebie. Wykorzystajmy truchło Ostatka, trzeba je pociąć i porąbać, podzielić na części. Może gdyby je rzucać w tłum tych trupów, najlepiej przy drugiej krawędzi to zombie rzucą się na mięso i będą walczyć między sobą. Przynajmniej może ich część się tak odciągnie, przy odrobinie szczęścia uda nam się przejść bez walki, lub niszcząc tylko pojedyncze sztuki powstałym korytarzem. W między czasie, tam gdzie się będzie kotłowało można będzie je ostrzelać z łuku czy kuszy. Od tak, żeby parę poranić, a inne zombie może spróbują je dobić, rozerwać i zeżreć. – Propozycje Szarego Maga była trochę chaotyczna, ale był on zmęczony. Nie gwarantowała też sukcesu, Loftus nie znał się na nieumarłych, ale wynikała z obserwacji dotychczasowego zachowania zombie i dawała nadzieję, na wyrwanie się z tej pułapki.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! |