Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2018, 06:36   #30
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
W “Rozochoconej Syrence” pochwyciliście nowy trop. Renaer Neverember, syn Dagulta - byłego Jawnego Lorda Waterdeep i obecnego władcy Neverwinter - zdawał się być dobrym znajomym zaginionego Floona Blaagmara. Shayliss, Opiekunka Serc Sune, widziała ich razem dwa tygodnie temu, gdy wracali ubawieni z jakiejś hulanki. Nie potrafiła wam jednak powiedzieć nic konkretniejszego ani nakierować na szlachcica czy jego posiadłość, dlatego z festhallu ruszyliście prosto do “Smoka z rożna” w dokach - tam, gdzie ostatnio widziano poszukiwanego. Po drodze spotkaliście się ponownie z Anurem... i Jandarem, którego nie było z Mieczami Leilonu jakiś czas z powodu osobistych spraw. Pewnie takich samych spraw jak te, które miał do załatwienia Llals. Największą rewelacją było jednak to, że podobno jakiś niziołek śledził gnoma aż do Dzielnicy Zamkowej. Nie wiadomo kim był ani czego chciał. Pewni byliście jedynie tego, że musicie zachować większą czujność.
Nad wami pochylały się szeregi ciasno upchanych, wysokich kamienic, które pogrążały ulicę doków w ciągłym cieniu, ponieważ w lampach jakiś huligan powybijał szybki i pokradł świeczki. Kiedy mijaliście najbardziej podupadłe budowle, wasze nozdrza drażnił smród nieczystości i słonego powietrza idący od morza. Całe szczęście “Smok z rożna” był już niedaleko. Pokonywaliście opustoszały labirynt uliczek, aż, niespodziewanie, przy jednym z zaułków doszły was odgłosy zwierzęcych zmagań. Gardłowym warknięciom osaczonego drapieżnika odpowiadały wysokie piski wściekłości. Dziwne ciarki przebiegły po skórze Leshany, nie wiedzieć czemu.

- Banda dzikusów - skomentował cierpko Rad’ghanuz, po czym zrzucił swój plecak na ziemię odwracając się do Anura - popilnuj, a ja sprawdzę z daleka co tam się dzieje, zanim jakieś obdartusy poszczują nas psami. - Gith obejrzał ścianę jednej z kamienic starając się znaleźć najłatwiejszą drogę do wspinaczki.
Jandar nigdy nie był dobry we wspinaczce. Dlatego nie widząc możliwości korzystniejszej dla niego drogi na dach zdecydował zakraść się do zaułka. W ręku trzymał już łuk i strzałę na cięciwie. Jeśli przyjdzie mu działać… liczył na szybkość i zaskoczenie.
Anur wzruszył ramionami i sięgnął do plecaka Rada. Otworzył go z czystej ciekawości, po czym zamknął i stając wyprostowanym, skrzyżował nad nim ręce. Miał teraz ważną misję, przynajmniej na najbliższe pięć minut.
Elfka zmarszczyła nos. Nie podobało się jej to. Jednak jej ładowanie się w zbroi na mur raczej nie zwiastowało niczego dobrego. Rozejrzała się po uliczce szukając innego przejścia.
Hassan zaś, wyjął jeden ze swoich toporków, wbił w ścianę kamienicy po której chciał wspiąć się Gith, i stanął obok ściany, licząc, że enigmatyczny wojownik dostanie dzięki temu nieco oparcia i pomocy we wspinaczce.
Rad’ghanuz skinął w podziękowaniu głową w stronę Hassana, jednak kiedy już chciał zacząć wspinaczkę, głos Alii skłonił go do zatrzymania się.
- Na łaskę Beshaby… w takim tempie do końca dekadnia wytracimy albo wszystkie Miecze, albo nasze pieniądze, albo skończą mi się opatrunki. Wstrzymajcie się choć na moment i pozwólcie mi rozeznać się w okolicznościach. - To powiedziawszy wiedźma przymknęła powieki. Gdy otworzyła je na powrót jej oczy były całkiem blade, Alia spoglądała teraz na okolicę z lotu kruka Fatum, który szybował właśnie nad głowami Mieczy.
Hassan westchnął i się wstrzymał, dając znak ręką dla githa, by zrobił to samo.
Zielonoskóry odszedł od ściany i utkwił wzrok w oczach Alii. Obserwował twarz wiedźmy z mieszaniną ciekawości i szacunku.
- Przydatna sztuczka. Musisz mnie jej kiedyś nauczyć Alio.

Leshana nie znalazła innego przejścia. Kiedy staliście tak przed zaułkiem, w ciemnościach kruk Alii i Jandar dostrzegli czerwone ślepia kilku wygłodniałych szczurów. Były rosłe niczym psy, a spod szaroburych futer wystawał niejeden cieknący guz. Jeden z gryzoni przycisnął swym ciężarem skrzydło czarnego stworzenia rozmiarów dachowca, które chciało poderwać się w powietrze. Jandar zauważył lśniące łuski... Zaraz, zaraz, czy to nie był miniaturowy smok?!

Miniaturowy smok mógł być czyimś chowańcem lub wyjątkowym stworzeniem w tym miejscu. - Potrzebna będzie pomoc przeciw olbrzymim szczurom! - Jandar rzucił do towarzyszy. - Nie mógł niestety na nich czekać i wykorzystać pełnego potencjału drużyny. Szczury mogły zabić małego smoka. Postawił na swoją przewagę wynikającą z ukrycie i zaskoczenia. Oddał szybki strzał w szczura w chwilę przed tym jak zaczął mówić. Zaatakował tego który blokował ucieczkę małego smoka.
Gdy tylko oczy Alii wróciły do normalnego wyglądu natychmiast nimi przewróciła.
- No pewnie… - westchnęła wiedźma po czym zaplotła w powietrzu magiczny gest.
Szczury?! Phe! Mamy szukać tego bogatego fircyka czy odszczurzać dzielnicę?! - Odkrzyknął marudnie Rad’ghanuz. Ruszył jednak w stronę zaułka i zamilkł widząc w oddali rzadkie stworzenie, a na jego twarzy odmalował się chytry uśmiech. - Może być coś wart. Może… nawet nie ubrudzę rąk - powiedział ładując kuszę i oddając strzał w jednego z gryzoni.
Hassan zaparł się mocno obok zaułka, gotowy odeprzeć atak szczurów pozbawianych swojego łupu, lub gotowy pobiec w ich kierunku jeśli Jandar wpadłby w jakieś problemy.
Leshana podeszła do muru i zaczęła się po nim wspinać by pomóc reszcie. Nie podobało się jej to jak jej ciało zareagowało na... no właśnie. Szczury czy smoka. Zaklęła pod nosem wdrapując się na mur.
- Bez przesady! - Widząc, jak absolutnie każdy zrywa się na imprezę ze szczurami, Anur złapał plecak Rada i zaczął go ciągnąć po ziemi, idąc za drużyną. Czuł się zobowiązany, aby ich przynajmniej w zasięgu swoich uzdrawiających bądź inspirujących słów i melodii, niezależnie od zabawy w strażnika wampirzych skarbów.



Zaułek pełen szczurów! Pisk zdychającego od strzały gryzonia i następujący po nim krzyk Jandara wywabił szczurowate diabły z najciemniejszych zakamarków doków: ciasnych uliczek, krat ściekowych, dziur w ścianach zapadłych kamienic. Mocno pogryziony pół-elf padł ciężko na bruk. Hałaśliwe szczury wyszczerzyły do was żółte kły. Dwa kolejne otoczyły Anura. Zza zakrętu dobiegały zaś odgłosy dzikiej, zwierzęcej szamotaniny.
Anur wbił czubek rapiera pomiędzy ślepia jednego ze szczurów. Gryzoń nie zdążył nawet pisnąć. Tylko zesztywniał i padł na bok, gdy gnom wyciągnął ostrze z jego łba.
Hassan skoczył do przodu i opuścił ciężkie ostrze glewii na przerośniętego szczura, rozcinając z trzaskiem jego ciało i kości na dwie połówki, a następnie, z obliczem opryskanym szczurzą krwią, strącił drugiego gryzonia ze skrzyni miażdżącym łeb uderzeniem drzewca.
Leshana wdrapała się na kalenicę i - zbiegając po drugiej połaci dachu - odwróciła się i w biegu ustrzeliła szczura czającego się na niewiele większego Anura.
W głowie Leshany pojawił się niespodziewanie obraz ledwo wyklutego smoczątka, na którego w ciemnościach groty czaiły się jakieś głodne oczy. Ktoś lub coś wołało ją o pomoc. Z zaułka dobiegł was przepełniony bólem szczurzy pisk.
Rad'ghanuz wyrwał się przed Hassana, wyskoczył zza rogu kamienicy i strzelił do wielkiego szczura siłującego się z miniaturowym smokiem, ale cały ten trud przełożył się jedynie na kolejne pudło; kolejny powód do soczystego przekleństwa tego dnia.
Alia w międzyczasie opatrzyła rozbitą od upadku głowę Jandara i jego rany po ugryzieniach.
Rad'ghanuz niespodziewanie usłyszał, jak podskoczyła za nim krata ściekowa i bicie serca później poczuł rozrywający łydkę ból od szczurzego ugryzienia, przez które musiał aż przyklęknąć. Kły drugiego gryzonia szczęśliwie zatrzymały się na kolczudze. Githyanki oderwał paskudztwo od ogniw zbroi, wyprostował się i stanął do walki, kątem oka widząc, że miniaturowy smok został zagryziony i uprowadzony przez krwawiącego od użądlenia pseudosmoka szczura. W myślach Leshany rozległ się ryk pokonywanego smoka, mimo że nie dało się takiego usłyszeć uszami. Szczurze zwycięstwo nie trwało jednak długo. Zdradziecki gryzoń dobił swego kompana i przejął zdobycz!
Gnom wskoczył na stos skrzyni i wdrapał się na samą górę, mijając Alię. "Le-Sha-Na, Dawaj! Możesz być ostatnią nadzieją smoków!" "Won, wy...wy...my...szczurooo...wy gąbki kanałowe!" - O ile podejmowane dzisiaj przez Anura próby zagrzania Leshany do większego wysiłku odnosiły pożądany skutek, o tyle podszyte magią kpiny z napotykanych przeciwników niestety nie. Głód trawiący szczury rodził w nich determinację, z którą magicznym słowom trudno było wygrać.
Hassan powtórzył swój wyczyn z glewią, masakrując jednego przerośniętego szczura ostrzem, a drugiego miażdżąc drzewcem. Słychać było chrzęst pękającej kości.
Leshana nie mogła znaleźć czystej linii strzału. Pozostał jej pościg. Przebiegła przez dwa dachy i przeskoczyła na trzeci, po czym ześlizgnęła się z połaci nad okap. Jej cel był tuż pod nią.
Słaniający się na nogach Rad’ghanuz ruszył za uciekającym gryzoniem. Aby oddać celny strzał przystanął w świetle, które dochodziło z jednego z domów, przynajmniej do czasu, gdy właściciel na widok githyanki nie zasunął okiennic. Wystrzelony bełt wbił się w grzbiet wielkiego szczura. Stworzenie znieruchomiało na bruku, zwalniając uścisk kłów na umierającym pseudosmoku.
Alia wypadła zza zakrętu. Spóźniła się z zaklęciem, jednak na wszelki wypadek wciąż trzymała je w gotowości.
Z kraty ściekowej wynurzyły się jeszcze trzy wielkie szczury, które w trymiga chciały otoczyć Alię, lecz jeden ledwo co wystawił łeb z kanałów, a już został potraktowany mrożącym krew w żyłach zaklęciem. Uciekł z piskiem, gdy pozostałe dwa gryzły bezlitośnie czarodziejkę po łydkach i kostkach.
Z pomocą Alii nadeszli Anur i Hassan. Powietrze ostatni raz zaświstało przecinaną stalą. Okropnie poranione szczury zastygły na nierównym bruku. Potem zapadła cisza, przerywana co jakiś czas trzaskiem okiennic mieszkańców doków nie chcących mieszać się w nieswoje sprawy. Gnom natychmiast schował rapier, pobiegł w stronę umierającego pseudosmoka i użył magii, aby mu pomóc. Strachliwe i roztrzęsione stworzenie kiedy tylko odzyskało przytomność, natychmiast poderwało się do lotu i przysiadło na okapie budynku naprzeciw tego, na którego dachu stała Leshana. Spoglądał na was nieufnym wzrokiem, sycząc jak wąż.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 07-12-2018 o 22:01.
Lord Cluttermonkey jest offline