Santiago nie śpieszył się. Trzymając naładowaną kuszę w pogotowiu wjechał pomiędzy drzewa trzymając się kierunku, w którym pojechał Reinmar. Wkrótce dotarł do miejsca podwójnej masakry - pierwszej dokonanej na podróżnikach przez zielonoskórych i drugiej - dokonanej na tych ostatnich przez krewkich towarzyszy Estalijczyka. Nim dotarł, krzyki atakujących i jęki konających ucichły, a dym z pistoletów pozostawił po sobie tylko charakterystyczny zapach prochu.
- Jeśli w pobliżu jest ich więcej, to możemy być pewni, że wiedzą o naszej obecności. Congratulação. - Stwierdził z przekąsem, uwagę kierując głównie do rajtara. Sam w tym czasie zajmował się oględzinami ofiar, które miały nieszczęście trafić na tę bandę przed nimi.
Nie zamierzał spędzić tutaj zbyt wiele czasu - płacono im za ochronę taboru Handlera, a nie za wybicie wszystkich zielonoskórych w okolicy.