Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2018, 20:41   #551
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Ich pocałunek był słodki, ich pocałunek był gorzki

- Tymczasem… - Ukko podniósł do góry ręce. - Wyczuwam pewne zaburzenie w eterze. Czy jak to nazwać. Coś cię sprowadza. Coś zaburzyło barierę, która samoistnie utworzyła się wokół konsumentów. Błonę po skonsumowaniu mojej korony. Musisz wracać, Alice. Po to, by pożegnać się ze światem. Potem wrócisz tu, a następnie udacie się razem tam, gdzie - Ukko spojrzał na bezwładne ciało Joakima - będziecie w stanie - dokończył.
- To nie fair… Nie chcę, żeby to się tak kończyło - załkała jeszcze śpiewaczka, pociągając nosem. Była zła i nie wiedziała do końca na co, z długiej listy. Była smutna, a powodów było aż nadmiar. Miała do tego wszystkiego jeszcze znów zostawić Joakima i wrócić, by powiedzieć wszystkim osobom, które walczyły, że jednak jest jej bardzo przykro, ale idzie z powrotem umrzeć? Ostrożnie podniosła się i przesunęła Joakima tak, by oprzeć go, siedzącego o to koło. No przecież nie porzuci go tak zupełnie bezwładnie, jeśli naprawdę musi iść. Przetarła twarz dłonią, próbując zapobiec łzom, które nie dawały jej spokoju.

Ukko schylił się.
Starł łzy spływające po jej policzkach.
Ale to i tak nic nie zmieniało.

Ukko schylił się.
Pocałował jej policzek, jakby chcąc ukoić wewnętrzne cierpienie.
Co nic nie zmieniło.

Ukko schylił się.
Czy też płakał? Chyba nie. Na pewno nie. Pogłaskał ją po włosach.
Przytulił ją mocniej.

Ukko schylił się.
Wyszeptał.
- Odzyskać wolę po tych wszystkich latach.
Tak mruknął.
- I być rozczarowaniem. Po tych wszystkich latach.
Tak brzmiały jego kolejne słowa.
- To boli.
Wyszeptał.

Alice uniosła głowę i również go przytuliła. Jakby był jej opiekunem, a ona przestraszonym przez koszmar senny dzieckiem
- Nie uważam cię za rozczarowanie. Po prostu są rzeczy które możesz i takie których nie. I tak doznałam już wielu boskich cudów - spróbowała złagodzić choć jego ból. Jakby to miało zaleczyć jej własny.
Nic to jednak w jej duszy nie zmieniało. Dalej cierpiała.
- Chyba nie mam słów - odpowiedział Ukko. - Do kogo macie się modlić, jeżeli nie do mnie? Na kogo macie patrzeć z nadzieją, jak nie na mnie? Jeżeli jestem bezużyteczny… po co w ogóle tu jestem? Czy nie powinienem znaleźć rozwiązania? Czuję presję. Te wszystkie wielbiące mnie głosy, te wszystkie przepowiednie… Bóg ten wszechmocny, a jednak bezsilny, gdy walczą dzieci jest jakby labilny… Labilny… Chwiejny… Niestabilny… Co to za bóg? Pewnie gdzieś są lepsi bogowie. Tacy, dzięki którym cała układanka nagle zaczyna pasować do siebie. Każdy staje się szczęśliwy i dostaje to, czego pragnie. Nazwanie mnie wszechmocnym jest tak bardzo szydercze… wcale nie jestem wszechpotężny. Silniejszy niż ktokolwiek inny, ale to za mało. Bo to zawsze za mało - zaśmiał się.
Zaśmiał się znowu.
A potem ponownie.
I jeszcze raz.
- Moją rolą powinno być zesłanie ukojenia, a jednak nie mogę jej wypełnić. Gdybym nie posiadał świadomości, woli, rozumu… jak jeszcze przed chwilą… wtedy pewnie byłoby mi łatwiej. Jednak ciężko jest mi patrzeć na ciebie. I patrzeć na niego - spojrzał na Joakima. - Na dwójkę biednych dzieci, które tak naprawdę niczemu nie zawiniły. Które powinny cieszyć się sobą, doświadczyć razem przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. To nie powinno kosztować aż tak wiele. Myślę, że gdyby zamiast mnie znajdował się jakiś lepszy bóg, to byłoby to możliwe. Ale jestem tylko ja. I jest tylko wasze cierpienie. I ból. Ból wasz. Ból mój. Ból nas wszystkich. W nim możemy się połączyć. To jedyna rzecz, która nas łączy… zawsze… teraz… zwłaszcza… teraz - westchnął.
O ile to możliwe… wyglądał jeszcze starzej.
Harper położyła mu dłoń na ramieniu
- Przepraszam Ukko, że cię zasmuciłam. Że wciągnęłam cię w ten cały ból. Powinnam cieszyć się i w duchu cieszę się, że udało mi się uwolnić cię. Jednak zdaje mi się, że nie dość, że nie pomogłam ci, to jeszcze przysporzyłam trosk i niechcianych emocji. Z tego powodu również jest mi przykro. Łatwo jest wspólnie zatapiać się w udręce, nakręcając wzajemnie. Trudniej jest odbić się i cieszyć. Mimo, że nie widzę wyjścia, zawsze myślę o tym, że gdzieś leży nadzieja. tak jak teraz, z jednej strony czuję ból, a z drugiej dalej liczę na cud. Nie uważam cię, za beznadziejnego, czy bezużytecznego. Szanuję cię, uważam że hołdy, które otrzymujesz należą ci się. Jesteś przecież bogiem - powiedziała znów ocierając łzy dłonią i uśmiechając się do niego blado.
- Nie. Mylisz się - odpowiedział Ukko. - Hołdy nie powinny należeć się za to, że kim jesteś. Zamiast tego… za to, jaki jesteś. Jak się zachowujesz. Co zapewniasz. Czy dziecko powinno uwielbiać rodzica tylko za to, że go spłodził? Przecież jest rodzicem! - Ukko zaśmiał się. - Określają nas czyny. I to, jak wiele jesteśmy w stanie wycierpieć dla innych i dla siebie. Ile mamy w sobie siły, aby mieć nadzieję, że nasze łzy zaprowadzą nas do przeszłości, w której to wszystko miało znaczenie. A jednak… choć miło mi tak rozmawiać z tobą… Miło mi cierpieć z tobą. Miło mi być udręczonym starcem przy tobie… Miło mi… chyba… To jednak… musisz wrócić. Bo twoje ciało mimo wszystko wciąż nie należy do Tuoneli. I nie chcę przytrzymywać cię tu tylko dlatego, bo mogę. Pożegnaj się z nim - Ukko pochylił się, aby pogłaskać głowę Joakima. - To dziecko jest biedniejsze od ciebie - spojrzał na Dahla z pewnym smutkiem, a zarazem czułością. - Może to dlatego, bo dłużej żył. Więcej okazji do cierpienia. Więcej ludzi do żałowania. Więcej sytuacji do niewykorzystania.
Harper przyglądała się Ukkowi. Ona najbardziej żałowała tego wszystkiego, czego już nigdy zrobić nie zdoła.
Przyklęknęła przed Joakimem, ostrożnie ujęła jego twarz w dłonie
- Muszę cię zostawić, po raz ostatni… Wrócę - obiecała mu, po czym przechyliła się i ucałowała go leciutko w usta. Puściła ostrożnie jego głowę i zerknęła na boga
- Jeśli muszę wrócić… To daj mi wrócić. Moi przyjaciele mają prawo móc się pożegnać, skoro tylko to nam pozostało… - powiedziała cierpko.
Ukko skinął głową i już miał coś powiedzieć, kiedy coś mu przerwało.
Kiedy ktoś mu przerwał.
- Wrócisz? - Joakim zapytał, lekko rozwierając oczy. Patrzył na Alice. Jego głos był zachrypnięty i tak bardzo… intensywny. Był przepełniony wieloma różnymi emocjami. Odczuciami. Troskami. Głównie zmęczeniem. Być może również trochę… nadzieją.
Alice oniemiała, ponownie uklęknęła tuż przed nim i uśmiechnęła się do niego czując jednocześnie ból i błogie uczucie dziwnej, obcej ulgi, która przeciskała się przez jej ciało, dręcząc i rozlewając się po niej
- Tak… Oh, zdecydowanie… Przecież obiecałam… Obiecałam, czyż nie - powiedziała przytulając Joakima bardzo ostrożnie. Teraz było jej jeszcze ciężej zostawić go.
- Ja jestem… - rozległ się jego głos. Ale to był jego głos. Nie Tuoniego, który złodziejsko zawłaszczył sobie jego krtań. To był naprawdę Dahl. Ten jedyny. I choć nie przypominał siebie… to wciąż… przecież był sobą. - Ja jestem - powtórzył. - Ale…
W tym “ale” było dużo znaczeń.
Ale już nie chcę.
Ale przecież tak naprawdę nie żyję.
Ale doświadczyłem tyle bólu, że nie mam powodu, by znosić więcej.
Ale moje własne dzieci mnie nienawidzą.
Ale nie wiem, jak miałaby wyglądać nasza wspólna przyszłość.
Ale nie wiem, czy mógłbym ponownie kierować, po tym wszystkim, Kościołem Konsumentów.
Ale chce mi się tylko płakać.
Ale jestem zmęczony.
Ale IBPI trzymało mnie tak długo i torturowało, ale znosiłem to po to… żeby być torturowany… i kiedy… i jeśli zostanę uwolniony…
Ale…

Joakim załkał.
Alice zapłakała w milczeniu wraz z nim. Znowu obejmowała go, przytulając do siebie
- Ćśś… - powiedziała automatycznie, chcąc ukoić jego ból. Znowu głaskała go po głowie. Przytknęła policzek do jego policzka i na moment zamknęła oczy. Kojenie drugiej osoby było na swój sposób… Kojące. Była mu potrzebna, więc znikąd znalazła siłę we własnej udręce, by wesprzeć go. Czy dlatego, że byli Gwiazdami? Nie… Dlatego, że byli ludźmi, udręczonymi przez los, którzy dzielili wiele wspólnego. Śpiewaczka dalej uspokajała Dahla w jego cierpieniu, zaskakująco sama przestając płakać.
Joakim poruszył się i spojrzał na nią.
- Pamiętasz, jak powiedziałem, że cię nienawidzę?
Na moment zawiesił głos.
- I wciąż cię nienawidzę. Z całego serca. Z wielu powodów. Z wielu różnych innych - zwiesił głowę, jakby zaraz miał przyznać się do wielkiej słabości. - Ale też kocham cię. Myślę, że cię kocham. Lubię o tobie myśleć. I mieć przy sobie. Tyle że teraz to wszystko nie ma znaczenia, czyż nie? Śmierć wyzwala. Zawsze tak myślałem. Jednak sądziłem, że będzie nagła - wtem uderzył jedną dłonią w drugą. - Że nie będzie stwarzać tyle sytuacji do daremnego roztkliwiania się - skrzywił się szyderczo.
Alice odsunęła się odrobinę, robiąc mu nieco miejsca na gesty.
- Los był złośliwy. Myślę, że nie każda śmierć jest taka jak twoja, czy moja. Najwyraźniej, zostaliśmy wyróżnieni… - skwitowała. Sama nie była zadowolona z tego tytułu, ale nie widziała obecnie żadnego rozwiązania. Nie miała jednak ochoty odrywać teraz dłoni od ramion Joakima, jakby bała się, że jeśli zostawi go choćby na kolejną sekundę samego, to znów go straci.
- Naprawdę? - Joakim skrzywił się. Wydawało się, że miał nic już powiedzieć, ale wtem zmienił zdanie. - Czujesz się wyróżniona? - zapytał. - Ja się czuję przybity. Po tych wszystkich wzniosłych, niemożliwych do osiągnięcia celach… okazałem się śmiertelnikiem.
Ale…

Nagle Alice usłyszała za sobą głos, który podchwycił słowa Dahla.
- Ale czas pożegnać się, czyż nie? - zapytał Ukko. - Pożegnać - powtórzył. I z jakiegoś dziwnego, niezrozumiałego powodu… powiedział znowu… - Pożegnać.
To słowo rozbrzmiewało echem w uszach Alice.
Harper wzdrygnęła się na przypomnienie ze strony Ukka. Spojrzała znów na Joakima
- Muszę… Muszę iść się pożegnać… Wrócę do ciebie. W tym tygodniu przewojowałam pół Europy, by się do ciebie dostać. Wytrzymasz jeszcze chwilę? - zapytała, jakby co najmniej mieli jakiś wybór, a on mógł powiedzieć ‘nie’. Pogłaskała go po policzku.
Joakim wtedy załkał. Chyba właśnie wtedy pierwszy i ostatni raz widziała go płaczącego.
- Ale po co? - zapytał. - Czy kiedykolwiek mieliśmy coś więcej między nami, niż nieokreśloną gwiezdną przepowiednię? Coś więcej, niż ból i cierpienie? Czy kiedykolwiek miałaś okazję, aby poczuć coś do mnie? A ja do ciebie? Czyż nie tkwiliśmy cały czas jedynie w swoich wyobrażeniach o sobie nawzajem? - Joakim spojrzał głęboko w oczy Alice. Jak gdyby chciał przez ten kontakt zasymilować całą istotę Harper. I dać w zamian siebie? O ile odważyłby się.
Alice mruknęła coś nie do końca zrozumiale, marudząc na wszystko i na nic jednocześnie. Ona miała swoje wyobrażenia o nim, a on miał swoje o niej. Ona stała się słaba i silna, czy on też? Nie wiedziała. Czas nie był po ich stronie.
Kobieta znowu złapała go ostrożnie dłońmi przy szczęce i przysunęła się do niego płynnie, wpijając w jego usta. Uciszyła go, uciszyła siebie. Tak, jakby wszystko chciała mu opowiedzieć w jednym, głębokim pocałunku. Nie pełnym wdzięku i delikatności jak wcześniej. Tym razem mocno, jakby jednocześnie krzyczała na niego, była głodna i skarżyła się. Jakby chciała mu przekazać własne ja w tym jednym, prostym acz odważnym geście. Dała mu odetchnąć dopiero po kilkunastu sekundach. Sama az sapnęła.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=KSpeKBhXhwg[/media]

Ich pocałunek był słodki.
Ich pocałunek był gorzki.
Pełen pięknych obietnic, które miały zostać wypełnione.
Pełen okrutnych rozczarowań, piękących bez chwili wytchnienia.
W pewnej chwili ich oczy zetknęły się. Joakim spojrzał na Alice z ogromną dozą…. przesycenia… chwilą…
A ona tkwiła w tym… i również… czuła go przy sobie…
- Być może - rzekł. - To nasze przeznaczenie. Czuć się tak okropnie… samotnie…
I wtedy rozproszył się w milion niewidocznych okruszków. A wraz z nim całe Wzgórze Cierpień i Tuonela. Joakima już nie było. Nie mogła do niego sięgnąć, przemówić… cokolwiek by nie zrobiła. Tkwiła w kompletnym mroku, a akompaniował jej tylko bóg.
- Wciąż coś czujesz? - zapytał. - Czy teraz pozostała już tylko obojętność. Po tym wszystkim.
Tak bardzo jak Alice pragnęła coś odpowiedzieć, tak zniknięcie Joakima i Tuoneli jej nie dało. Rozglądała się, jak zagubiona we mgle, po czym opuściła ręce i zerknęła na Ukka
- Czuję. Cały czas. Wszystko. Bardzo mocno… - odpowiedziała zamyślonym tonem. Jeszcze zbierała się po pocałunku i spotkaniu z Joakimem. Jej umysł zaczął pracować na innych obrotach. A co jeśli? A co jeśli była jakaś szansa?
- Jezioro Alue jest źródłem życia… Nie mogłoby nas uratować? - zapytała Ukka, spoglądając na niego z lekkim obłędem w spojrzeniu.
Zdawało się, że pytanie Alice ubodło Ukka. Czy też zabolało.
- Czy mogę cię już z powrotem zesłać… na te ostatnie… - westchnął - ...chwile?
Harper westchnęła, opanowując się
- Tak… Wybacz. Proszę… Pamiętaj, by porozmawiać dziś z kimś z vaki mądrości i prawdy, dobrze? Obiecałam im to, a byli pomocni… - poprosiła jeszcze.
- Tak też zrobię…

I wtem Alice poczuła na policzku powiew świeżego powietrza. Znów znajdowała się na środku jeziora Alue. Była otoczona Konsumentami. Czuła na sobie zogniskowany wzrok wielu ludzi, w tym Jenny i Mary. Oczekiwały jakichkolwiek wieści. A najlepiej, rzecz jasna, jak najbardziej pomyślnych.
Harper bardzo powoli otworzyła oczy i przesunęła spojrzeniem, najpierw po obu kobietach, a potem gdzieś w stronę wody, gdzie wcześniej był śmigłowiec, na którego pokładzie był Terrence i Kirill. Milczała chwilę
- Nie grozi nam już śmierć - skinęła głową w stronę nieba, z którego miała nadejść zagłada na wszystkich zgromadzonych. Alice uśmiechnęła się, ale nie był to do końca szczery uśmiech, niewprawne oko nie wyłapałoby jednak różnicy. Ona szukała jednak wzrokiem de Trafforda i Kaverina.
Terry, a także ku niespodziance Alice, Mary, byli nieobecni. Miejsce kobiety zajął Kirill. Rosjanin był cały mokry. Biała koszula i spodnie od garnitury przykleiły się do jego ciała, jednak Alue nie zdołało zmyć z jego ubrań brudu. Jennifer pogłaskała Alice po ramionach, które były takie zimne i uśmiechnęła się do niej z niepokojem.
- Na pewno? Ukko zwróci ci ciało? - w jej oczach błyszczały iskierki nadziei.
Alice tym razem nic nie odpowiedziała. Przełknęła ślinę i spojrzała w dół, po czym na Kaverina. Dopiero wtedy przeniosła spojrzenie na Jennifer
- Niektórych decyzji losu, niestety nie da się zmienić - powiedziała bardzo powoli, prawie cytując Rosjanina z sytuacji, gdy miała cofnąć czas, aby uratować Terrence’a. Udało się, dla niej świat nie był aż tak łaskawy.
- Ja… Będę musiała się z wami… Pożegnać - powiedziała ciszej.
Jennifer cała pobladła.
- Ale… przecież Akka obiecała… - wyjąkała.
Kirill stał w bezruchu i chyba nie zamierzał nic powiedzieć. Nawet na nią nie patrzył. Spoglądał w jakiś przypadkowy punkt na horyzoncie wzrokiem pozbawionych jakiegokolwiek uczucia czy siły. Co z nim będzie, kiedy Harper odejdzie? Alice przeczuwała, że Rosjanin znajdzie się w gorszym stanie niż był, kiedy się poznali.
Tymczasem niebiosa uspokoiły się i z powrotem przybrały ciemnego koloru. Gwiazdy przybrały złotą barwę, a duchy rozproszyły się. Pierwiastek Surmy wygasł w nich. Ukko dopełnił swojej obietnicy. Szkoda, że złożył ich tak mało…
 
Ombrose jest offline