Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2018, 20:45   #552
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Zwycięstwo, opłacone gorzkimi wieściami.

Alice uśmiechnęła się cierpko
- Sprawa jest nieco bardziej skomplikowana niż sądziliśmy… Przez lata wiele mocy Ukka zostało rozproszonej. Dlatego choćby chciał, nie może zrobić wszystkiego, o co prosiłam - powiedziała próbując zachować spokój. Już płakała z tego powodu, nie mogła zacząć znowu, nie przy tych wszystkich osobach, które ją obserwowały. Wstrzymywała się.
- Nie ma żadnego ratunku? - Jennifer zapytała. - Nie ma żadnej opcji? - dopytywała się. Wciąż nie chciała i nie mogła pogodzić się z nadchodzącą śmiercią Alice. Kirill w ogóle na nic nie reagował. Alice spojrzała nieco dalej i zauważyła, że wszyscy Konsumenci, którzy pomagali im w konsumowaniu, leżeli na pokładzie i mocno spali. Jennifer również zdawała się senna i zmęczona, jednak była zbyt wzburzona, żeby poddać się przygniatającym skutkom asymilacji tak dużej ilości energii.
- Musi być. Coś albo ktoś… - zaczęła się rozglądać i jej wzrok napotkał Kaverina. - No właśnie, przecież… Przecież potrafisz cofać czas! - warknęła, gdy nagle sobie przypomniała. - Czy nie możesz… - nie dokończyła, bo nie wiedziała, co dokładnie powinien zrobić Kirill.
Rosjanin sprawiał wrażenie zupełnie wyalienowanego. Jak już, to tylko nieco bardziej… posmutniałego.
Śpiewaczka oparła dłoń na ramieniu Jennifer.
- To zbyt wielki odcinek czasu. Dzięki jego pomocy uratowaliśmy dziś Terrence’a, tym razem to nie zadziała. Nie wiem czy istnieje jakieś rozwiązanie. Ukko mi go nie podał, za to zapewnił, że nie będzie mi źle… Choć wizja śmierci, no… Wolałabym jednak żyć - skrzywiła się do swoich słów i usiadła na brzegu łódki
- A właśnie, gdzie Mary i Terrence? - zapytała po chwili
- Z nimi również chciałabym zamienić słowo, nim będę musiała odejść - powiedziała poważnym tonem. Próbowała pogodzić się z myślą, że musi umrzeć, ale jej serce się buntowało. Nadal też wszystko ją bolało i była zmęczona.
- Mary odwozi właśnie na brzeg jedną partię Konsumentów - wyjaśniła Jennifer. - Przeskoczyła do drugiej motorówki. W trakcie twojej nieobecności przeładowaliśmy na nią część ciał. W razie ataku… byliby stanowczo zbyt łatwymi celami. Natomiast na lądzie będzie mogło zaopiekować się nimi IBPI - dodała. - A Terry… nie widziałam Terry’ego. Terry był tu z nami? - zmarszczyła brwi.

Musimy porozmawiać, nagle w umyśle śpiewaczki rozległ się wyraźny głos Tuonetar. Miała spokojny, wyważony ton.

Harper kiwnęła do blondynki głową
- Był… Tylko gdzie jest teraz? - zapytała zerkając to na nią to na Kirilla. Kiedy usłyszała głos Tuonetar zamarła jednak. Westchnęła powoli
- Słucham, o czym chcesz rozmawiać… Tuonetar? - zapytała spokojnym, znużonym tonem. Na swój sposób bogowie Tuoneli otrzymali to, czego pragnęli. Czy wiedzieli już o tym? Czy wiedzieli, że prosiła o to? Zastanawiała się nad tym.

Jenny cała zjeżyła się, kiedy Alice wypowiedziała imię bogini. Potem jednak zawahała się i wskazała dłonią głowę Harper.
- Twoje… twoje włosy…
Śpiewaczka wzięła do ręki jeden pukiel. Okazało się, że czerń znikła i na jej miejscu pojawiła się znajoma rudość.

Koniec końców wygrałaś, Alice… Rzeczywiście nie przejmę twojego ciała… a Tuoniego już nie ma w Joakimie Dahlu. Przeszłyśmy razem długą drogę… i myślę, że nadszedł czas, aby pożegnać się, Tuonetar mówiła z pewną trudnością w głosie. Jak gdyby nie do końca wiedziała, po co odzywa się do śpiewaczki. Przykro mi, że musiałaś umrzeć. Przykro mi, że nie będę mogła dłużej podtrzymywać twojego życia. Proszę… powiedz, kiedy mam wycofać się… Jednak nie zwlekaj. Nie mogę znaleźć się w nowym ciele tak długo, jak częściowo wciąż jestem w tym.

Harper kiwnęła głową
- Pozwól mi tylko porozmawiać i pożegnać się z ważnymi dla mnie osobami. Wtedy będziesz mogła odejść. Zapewne, gdybyście wiedzieli więcej, nie byłoby tej całej sytuacji. Narobiłaś mi wiele przykrości, ale wiem, że i wy byliście w tym wszystkim na swój sposób zagubieni. Miłego życia… - dodała jeszcze po czym zamknęła oczy na moment, wzięła głęboki wdech, po czym podniosła się i spojrzała na Kaverina
- Przepraszam, że skoczyłam - powiedziała poważnie.
Kirill drgnął, kiedy Alice odezwała się. Spojrzał na nią. Rozwarł usta, żeby coś powiedzieć, ale szybko je zamknął. Potem uczynił to podobnie. Zdawało się, że nie był w stanie mówić do śpiewaczki, a chyba nawet na nią patrzeć… Pewnie bał się, że roztkliwi się, wybuchnie płaczem, czy zachowa w inny nieodpowiedni sposób.
- Odezwij się do niej, ona zaraz umrze - warknęła Jennifer, patrząc na niego ze złością. Chyba wzięła jego brak jakichkolwiek reakcji za oznakę obojętności. I rzeczywiście mogła tak pomyśleć, bo właśnie tak to wyglądało. Na twarzy Rosjanina wciąż rysowała się głęboka, niewzruszona neutralność. Jednak Alice znała go znacznie lepiej i wiedziała, że bariery mężczyzny pękały.

Jeżeli to cię uspokoi… Dubhe przeżyła. I będzie regenerować się. Myślę, że po tym, jak odejdziesz, nastąpi jej reinkarnacja. Może z tą wiedzą będzie ci łatwiej.

Co tłumaczyło, dlaczego włosy śpiewaczki wróciły do swojego normalnego stanu i nie słyszała już obezwładniającego chóru Tuoneli.
Alice kiwnęła głową
- Dziękuję za tę informację - odezwała się do Tuonetar, a następnie spojrzała na Jennifer
- Nie złość się na niego. Musi mu być ciężko, jak i tobie, czy mi… Martwię się tylko, gdzie przepadł twój ojciec - westchnęła i rozejrzała się, jakby odpowiedź leżała gdzieś obok. Jeszcze wydusi pożegnanie z Kirilla, ale chciała też porozmawiać i z de Traffordem. Miała nadzieję, że nic mu się nie stało. Zadrżała, smutek powoli jej się ulewał.
- Moim kim? - zapytała Jenny. Po czym nagle zrozumiała. - Nigdy tak na niego nie mówiłam.
Kirill ciągle patrzył na horyzont, jednak teraz zmrużył oczy.
- A czy to nie jest on? - zapytał, na moment zapominając o stanie, w jakim znajdowała się śpiewaczka.
Alice z trudem obróciła się i ujrzała metalowy kadłub jednego ze śmigłowców, który nie zatonął i zamiast tego utrzymywał się na powierzchni wody. Na początku tego nie dostrzegła, jednak kiedy jej wzrok wyostrzył się, zauważyła mężczyznę, który tkwił w bezruchu, trzymając się ogona helikoptera. Obok niego tkwiło jakieś martwe, bezwładne ciało, które próbował utrzymać na miejscu wolną ręką.
- Tak - blondynka wymamrotała. - Cholera, my tu rozmawiamy, a on traci siły - warknęła, po czym ruszyła do kokpitu sterującego. - Mary mi wyjaśniała, że najpierw to… - niepewnie nacisnęła jakiś guzik.
- Rozmawiamy… jednak temat rozmów nas jak najbardziej usprawiedliwia - Kaverin westchnął ciężko.
Śpiewaczka podeszła do krawędzi łodzi i podparła się prawą, nieuszkodzoną ręką. Zamykała lewą, nie chciała pokazywać wszystkim szkód jakie w jej dłoni uczynił ogień Surmy
- Wyciągnijmy go… On na pewno ratuje ciało Joakima - skwitowała i rozejrzała się za czymś, jak koło ratunkowe, czy lina, którą będzie mogła mu podać. Zerknęła na Kirilla
- Pomożesz mi? - poprosiła, bo sama i tak nie zdołałaby pomóc Terry’emu, nie miała na to sił i prawdopodobnie wyglądała dokładnie tak jak się czuła. Poobcierana, przypalona, mokra i brudna.
Wnet silnik zaskoczył i Jennifer obróciła motorówkę. Pruła z pełną prędkością prosto na de Trafforda zupełnie tak, jak gdyby chciała staranować go, a nie uratować.
- Chyba Terrence nie potrzebuje wcale więcej pomocy - odpowiedział Rosjanin, patrząc na blondynkę. - Może właściwie przydałoby mu się nieco mniej ratunku…
Rzeczywiście Jenny zdawała się co najmniej niepewnym kapitanem. Na szczęście duże obciążenie w postaci nieprzytomnych Konsumentów nieco spowalniało łódź.
Alice zerknęła na Kirilla jakby chciała zaśmiać się z tego żartu, ale zdawał się jednocześnie zbyt poważnym do żartowania. Ruszyła się, by podejść do Jenny
- Może zwolnisz już nieco i dojdziemy bliżej siłą rozpędu, który już nam nadałaś? - zaproponowała jej, bo tak na pewno będzie łatwiej wysterować i zatrzymać się przy nim… Nie rozjeżdżając go. Przynajmniej taką rudowłosa miała wizję.
- Tak, tak miałam właśnie zrobić - Jenny rzekła głosem wskazującym na to, że w ogóle tego nie planowała. Harper popatrzyła na nią z dziwnym sentymentem. Zaraz będzie musiała ją opuścić. Także Kirilla, Terry’ego… i wszystkich innych, którzy liczyli się… Choć nie było ich już zbyt wiele. Większość umarła.
Blondynka zatrzymała motorówkę przy wraku, choć nie było to łatwe, bo prąd ciągle znosił śmigłowiec i oddalał się od nich wtedy, kiedy nie płynęli do niego i stali w miejscu. Ale to nie miało większego znaczenia.
- Dobrze - rozległ się cichy, zachrypły głos de Trafforda. Słyszała go tylko Alice, dzięki jej wyostrzonym zmysłom. Wtem spostrzegła ciało Joakima, które uniosło się i zaczęło dryfować w powietrzu w ich stronę. Kątem oka ujrzała skrzywioną twarz Kirilla, który nienawidził Dahla nawet po jego śmierci.
Alice odetchnęła, kiedy udało im się zatrzymać jak trzeba. Wyszła z kokpitu i obserwowała, czy ciału Dahla nic się nie stanie w drodze na statek, gotowa zaasekurować go. Wiedziała, że Kaverin miał do niego uraz, nie oczekiwała więc od niego, że pomoże. Przynajmniej nie w tym przypadku. Kobieta zerknęła na Jenny
- Czy Nuria dała ci może torbę, z którą tu przybyłam? - zapytała przypominając sobie nagle o przedmiocie.
Jenny spojrzała na nią ukradkiem.
- Nie. Ale wróciłam do ich posiadłości po tym, kiedy zostałam uwolniona. Wzięłam ją, a potem… powiem tyle, że jeśli Ilmarinen zechce wykuć drugą koronę nieba, to będzie musiał sprezentować sobie nowy warsztat.
Kobieta kiwnęła głową z ulgą.

Wnet ciało Joakima, przeniesione przez Alice i Jenny, znalazło się na pokładzie. Było zimne. Lepiej było spoglądać na Dahla wtedy, kiedy poruszała nim wola Tuoniego, lecz pozostawał w pewnym sensie żywy? Czy może teraz, kiedy jego mięśnie już zdążyły zastygnąć w rigor mortis?
Starała się o tym nie myśleć. Pamiętała natomiast bardzo wyraźnie, że Joakim czekał na nią na Wzgórzu. Już wolny od koła, ale obiecała mu, że po niego wróci. Wyprostowała się i spojrzała w stronę burty, gdzie powinien zaraz przejść na łódkę Terrence. Czekała na niego. Mieli do pogadania, póki jeszcze czas im na to pozwalał.
Terry podpłynął wpław, a potem udał się na pokład dzięki rzuconej linie. Nie udało mu się to ani za pierwszym, ani za drugim razem. Za trzecim Jenny nachyliła się, aby pomóc mu wejść na dość wysoką burtę. De Trafford cały ociekał wodą, kiedy znalazł się na pokładzie. Wyglądał na szczególnie wykończonego.
- Udało się? - zapytał Alice na przywitanie.
Harper przyglądała mu się chwilę
- No zacznijmy od tego, że wszyscy nie zginęliśmy. Korona została skonsumowana. Tuoni i Tuonetar nie dostaną naszych ciał… - powiedziała omijając temat tego, że nie wszystko poszło tak jakby tego chcieli.
- Wszyscy nie zginęli? - powtórzył de Trafford. - Masz na myśli, że wszyscy nie zginęli, więc wszyscy przeżyli? - rzekł z nadzieją. - Czy że nie wszyscy zginęli… i to znaczy, że ktoś umarł. Oczywiście poza… poza… - nagle westchnął, omijając wzrokiem ciało Joakima. - Jestem zbyt zmęczony nawet na to, aby czuć żałobę… - mruknął do siebie w osłupieniu.
Alice kiwnęła głową
- Wszyscy są zmęczeni i na pewno chcieliby odpocząć… Terrence… Przepraszam za tamten skok. Musiałam was mocno zaskoczyć… Hah… - uśmiechnęła się cierpko na dobór słów. Pokręciła głową
- Mówię to, bo muszę się z wami wszystkimi pożegnać - przeszła do poważniejszego tematu, próbując zbagatelizować i złagodzić go wcześniejszym żartem.
Nikt nie zaśmiał się.
- Czyli… czyli jednak Tuonetar wygrała… - Terry wyglądał na zdruzgotanego. Wbrew jego wcześniejszym zapewnieniom jednak odnalazł w sobie siłę na to, by poczuć ogromną falę smutku. Ta wylała się z niego również na Jenny, a i Kirill obrócił się bokiem, jakby nie do końca chcąc uczestniczyć w tej scenie.
Harper rozchyliła usta i je zamknęla. Westchnęła
- Nie do końca… Chcieli naszych ciał, nie dostali ich. Nie zniszczyli też Korony. Więc w pewnym sensie, to my wygraliśmy. Udało nam się ich powstrzymać. Tak jak to zaplanowaliśmy. Po prostu okazało się, że wskrzeszanie nie jest w mocy Ukka. Dlatego, ci którzy umarli, umarłymi mieliby pozostać - opuściła wzrok na ziemię. Bolało ją, mówienie o tym. Chciała żyć. Każdy oddech zdawał jej się teraz takim cennym. Poczuła łzy, zbierające się pod powiekami. Zamrugała, by je powstrzymać.

Czy to już ten moment?, zapytała Tuonetar. Bez wątpienia niezwykle spieszyło się jej do człowieczeństwa.

- Masz rację, wygraliśmy - westchnął de Trafford. - A jednak… to oni okazali się zwycięzcami - mruknął. - Ja… nie chcę, żebyście obydwoje mnie opuszczali - głos mężczyzny lekko załamał się.
Jenny na to obróciła się do nich tyłem i zaczęła oddalać się szybkim krokiem wzdłuż nieprzytomnych osób. Alice i tak ujrzała strużkę wilgoci, która ciągnęła się z jej oczu. Kirill usiadł na pokładzie, jak gdyby nie miał już sił stać, po czym objął kolana. Spoglądał tępo na deskę przed sobą. Przypominał nieco straumatyzowane dziecko w trakcie kłótni rodziców, tyle że wyzute z jakichkolwiek emocji.

Alice zamknęła na moment oczy
- Daj mi jeszcze chwilę Tuonetar - powiedziała cicho, biorąc głęboki wdech i spoglądając na Terrence’a
- Ja… Ja też nie chcę, on na pewno też nie, ale nie mamy mocy by sami o tym zdecydować - rozłożyła ręce
- Starałam się coś wymyślić, ale nie widzę rozwiązania. Ratunku…To chyba znaczy, że naprawdę muszę się z wami pożegnać. Obiecałam mu, że wrócę do niego, żeby nie był tam sam… Bo on czeka… I właśnie, to jest chyba moment, w którym powinnam powiedzieć do widzenia. Czyż nie? Tylko wolałabym nie mówić do waszych pleców, albo widzieć, że jesteście smutni. Bo to przykre pożegnanie, czyż nie? - odezwała się próbując wykrzesać z siebie choć trochę energii. Podeszła nieco bliżej do Terry’ego i jednocześnie Kirilla, który siedział odrobinkę dalej od niego. Zerknęła za Jennifer, która odeszła. Martwiła się o nią. Poczuła wilgoć na własnych policzkach, otarła ją dłonią.
Terry po prostu podszedł do niej i przytulił ją bardzo mocno. Tak, jakby chciał w ten sposób zatrzymać ją w miejscu. Wnet poczuła z drugiej strony ciepło drugiego mężczyzny. Kirill wstał, przybliżył się i położył rękę na jej plecach. Jenny wciąż znajdowała się daleko. Oparła się o niską ścianę i spoglądała w przeciwnym kierunku.
Alice zadrżała i zaczęła płakać w ciszy, jedynie drżały jej ramiona. Pociągnęła nosem, by powstrzymać płacz
- Chciałabym… chciała...bym - zawiesił jej się głos, nie mogła wydusić słów
- Chciałabym, żebyście uważali i nie pakowali się w kłopoty. Bo będziecie żyć dalej i to jest bardzo ważne - powiedziała polecając im dosłownie, by dbali o to, że mogą żyć, kiedy jej nie dano.
Ujrzała, że Jenny obróciła głowę i spojrzała na nią z bólem. Płakała. Łzy kompletnie nie pasowały do blondynki… choć w pewien sposób… było jej z nimi do twarzy.
- Bez ciebie będzie łatwo nie pakować się w kłopoty - mruknął Terry, próbując zażartować, jednak był zbyt roztkliwiony. Odsunął się od Alice, robiąc miejsce Kirillowi.
- Ale my mieliśmy pakować się w kłopoty… - Rosjanin szepnął jej do ucha ciężkim głosem. - Mieliśmy… Razem…
Śpiewaczka pokręciła głową
- No tak… Żebyś się nie zanudził… - odpowiedziała na słowa Terrence’a, gdy się odsuwał. Zaraz jednak jej uwagę przykuł Kirill.
- Wiem… Wiem, że mieliśmy… Gdybym mogła, zostałabym, ale nie mam tego wyboru. Nie żyję, nie mogę dłużej spacerować tutaj w obecnym stanie… Przepraszam - powiedziała i pogłaskała go po ramieniu.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline