Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2018, 20:50   #554
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Nadzieja...

Śpiewaczka uniosła dłonie
- Też nie chcę, żeby moje życie zostało odzyskane takim kosztem. To nie uczyniłoby ze mnie nikogo lepszego od Tuoniego i Tuonetar. Dlatego właśnie liczyłam na jakieś wasze pomysły. Potrzebujemy ogromnego źródła energii. To nie muszą być Konsumenci. Coś wam przychodzi do głowy? - przerwała rozpoczynające się napięcie. Popatrzyła uważnie na Kirilla. Jak mógł pomyśleć, że w ogóle wzięła pod uwagę opcję zabójstwa tych ludzi.
- Wielkie źródło… - powtórzy de Trafford. - Na przykład wulkan? - zapytał.
Salvador spojrzał na Ramira.
- Nie - odpowiedział. - To coś, co mógłbym dotknąć. Wtedy zasymilowałbym tę siłę, przez co dana rzecz rozpadłaby się. Następnie przekazałbym ją bratu, a on jej użył do uczynienia cudu.
- Przekazałbyś bratu? - podchwycił Kirill. Następnie zmrużył oczy. - Potrafiłbyś przekazać ją komuś innemu, a nie jemu?
Salvador wydawał się zaskoczony takim hipotetycznym pytaniem, ale skinął głową.
- Ja… ja chyba mam pomysł - Jenny westchnęła cicho.
- Jaki? - zapytała rudowłosa zerkając na blondynkę. Przysiadła na brzegu motorówki. Sama jeszcze nie była pewna do czego swoimi pytaniami dążył Kirill i na co mogła wpaść Jenny. Sama nadal zastanawiała się nad rozwiązaniem.
Blondynka spojrzała na nią dłużej.
Następnie bezgłośnie ruszyła w jej kierunku.

Kiedy znalazła się tuż przed śpiewaczką… wyciągnęła coś, co wcześniej wyciągnęła z torby i do tej pory trzymała za plecami. A następnie podała tę rzecz Alice.
Było to zdjęcie Mary.
Alice spojrzała na nie, potem na Jennifer, a potem znów na zdjęcie. Zmarszczyła brwi
- Co? Żartujesz? Znaczy… To jakaś opcja… Ale… Wiesz co to oznacza? Wiesz co to oznacza dla niego? - skinęła w stronę ciała Joakima
- Życie? - blondynka odparła pytaniem.
- Zamierzamy mu wszyscy kłamać, że się ‘zgubiło’? - zapytała poważnym tonem i spojrzała na Terrence’a, co on myślał w tej sprawie, bo jako jedyny jeszcze nie powiedział nic.
De Trafford wydawał się wahać.
- Czyż nie byłoby przyjemnie móc stanąć przy was żywych… I patrzeć na ciebie kłamiącą oraz na niego słuchającego kłamstwa? - po dłuższej chwili zapytał. Następnie obrócił się i ruszył w jej kierunku. - Ale to twoja decyzja. I twoje brzemię.
Jennifer obejrzała się na Salvadora.
- Czy ludzka dusza to potężne źródło energii? - zapytała, na co ten jednocześnie wzruszył ramionami i skinął głową.
- Ludzka dusza? - powtórzył Kirill, marszcząc brwi.
Śpiewaczka sapnęła i zmarszczyła brwo. Przyłożyła dłoń do twarzy i ścisnęła palcami nasadę nosa, rozmasowując ją
- Tak, ludzka dusza. Uwięziona w zdjęciu… - odpowiedziała na pytanie Kaverina.
- Nie dane mi było jej zwrócić właścicielce, choć miałam wiedzę jak to uczynić… Teraz ponownie będzie tylko uwięzioną duszą. Niefortunnie ojciec jej właścicielki wybrał przeklęty aparat, żeby walnąć zdjęcie… A przynajmniej tak zgaduję - westchnęła i opuściła dłonie Znów spojrzała na zdjęcie małej Mary. Przypomniała sobie rozmowy z nią. Pamiętała jej słowa, tak jakby dziewczynka wiedziała już wtedy, że Alice będzie miała do podjęcia taką decyzję.
Harper zaczęła tupać nogą.
- To musi być coś, do czego możemy się szybko dostać czyż nie? W sumie grasuje po wyspie elf i mówi, że jest tu wejście do Arkadii. Myślę, że takie coś też mogłoby mieć tonę energii… - rzuciła jeszcze, rozważając inne opcje.
- To pewna sprawa? - zapytał Kirill. - Co dokładnie o nim mówił?
- Nie mogę zbyt długo zatrzymywać czasu… - Salvador nieśmiało wtrącić się. - Jeżeli nie wiecie, gdzie dokładnie znajduje się to miejsce i nie udamy się tam błyskawicznie… - zawiesił głos.
Zapadła chwila ciszy.
- Trochę głupio mi o tym mówić… - zaczął Kaverin - ...ale gdybyś przedstawiła mi tę sprawę wcześniej… - wziął do ręki zdjęcie Mary - ...to byłbym w stanie wyprowadzić ją na zewnątrz. Dzięki Iterowi. Wciąż mógłbym to zrobić. Tylko pytanie… czy właśnie to należy uczynić? Wiem, że ludobójstwo jest złe… ale wtedy ci ludzie przynajmniej zachowają swoje dusze. Natomiast zniszczenie jakiejś… czy jest coś możliwie bardziej diabolicznego? - zapytał i bezładnie rozłożył ręce. - W zamian za życie twoje i Aliotha… może to jest ofiara, którą należy podjąć? Istnieje jeszcze jedna opcja - zawiesił głos.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=qu577tNp1hA[/media]

Śpiewaczka powoli wzięła wdech
- Jaka jeszcze jedna opcja? - zapytała zerkając na Kirilla, a potem na zdjęcie Mary. Wolała mu nie tłumaczyć, że to Joakim był tym pechowym ojcem. O ile Kaverin już tego nie wiedział.
- Salvador może przekierować energię nie swojemu bratu… ale mi. Myślę, że dzięki temu byłbym w stanie cofnąć czas. Tak naprawdę. O kilka dni. Aż do momentu zanim to wszystko zaczęło się… nawet zanim wybuchł Hilton. Tyle że wtedy… jak już mówiłem… moja moc może walczyć z przeznaczeniem, jednak nie jest w stanie nad nim kompletnie zapanować. Pamiętasz tych Konsumentów w Iglicy? Umarła ich dwójka oraz de Trafford. Cofnięcie czasu dało im szansę pół na pół, że przeżyją. Terrence przeżył, kolejny Konsument też, ale trzeci zmarł błyskawicznie na zawał. Czkawka alternatywnej rzeczywistości… - mężczyzna zawiesił głos. - Jeżeli cofnę czas… to wtedy te wszystkie osoby, które umarły… będą miały szansę przeżyć. Będzie to szansa, nie pewność. Jednak to samo będzie tyczyć się również was. Nie wiem, czy ty lub Alioth również nie zejdziecie na zawał. Na to jest szansa pół na pół. I na dodatek… te wszystkie osoby, które poznałaś… jako że ich wtedy nie znałaś… nie będą ciebie pamiętać. Choć jestem w stanie sprawić, że twoja pamięć pozostanie nienaruszona. Kto wie, być może moją również uda mi się uchronić. Terrence’a i Jenny, skoro tu są, również. - spojrzał na nią. - A jednak… wszyscy pozostali nie będą nic pamiętać. To wszystko, te wszystkie wydarzenia, które miały miejsce… I dobre, i złe… zostaną wymazane. Jakby nigdy nie wydarzyły się - dotknął jej ręki. - Jednak kościoły nie padną, Helsinki nie będą splamione krwią, Skalny Kościół, hotel w Essen, opera… ja… ja nie wiem, co mam wymieniać. Ludzie w samolocie, który wbił się w wieżowiec. Połowa ich wszystkich będzie mogła przeżyć. Alternatywnie… to Ramiro może zadziałać. Wtedy jedynie wasza dwójka przeżyje, ale będzie to pewne. O ile zdecydujemy się pozbawić Mary nie tylko duszy… ale też decyzji co do tego, jak z nią postąpić. Ja… ja nie wiem, co należy zrobić.
Harper milczała, zastanawiała się poważnie nad tym, co powinna uczynić. Cofnięcie czasu uchroniłoby tak wiele żyć, jeśli oczywiście by się powiodło, ale nie dawało pewności, czy ona i Joakim przeżyją… Myślała nad tym. Czy powinni zaryzykować i cofnąć czas? Czy wolała uratować tylko siebie i Joakima? A jeśli ona i on zginą mimo to? Czy to nie było samolubne myślenie?
- Ha! Hahaha… Haa… - Alice nagle zaczęła się śmiać, jakby ktoś powiedział jej znakomity żart, który pokonał wszelkie bariery smutku i tragedii i zdołał ją do łez rozbawić, jednak to nie były łzy śmiechu, to były łzy udręki. Złapała się za głowę i zamilkła znowu. Jakby co najmniej oszalała. Ludzie życie było wartościowe. Ważne. Jeśli mogłaby je ocalić… Ale jeśli umrze? To wtedy nic nie zdoła… A teraz? Teraz i tak wszyscy ci ludzie nie żyli… Czego ona tak naprawdę chciała? Nikt nie mógł jej pomóc w podjęciu decyzji.
W końcu znów opuściła dłonie i spojrzała po wszystkich, którzy zapewne obserwowali ją od kilku chwil jej wewnętrznego szału
- Hm… To co chcemy zapytać jeszcze Mary o zdanie? - zapytała unosząc brew.
- Nie ma jej tu - przypomniał Terrence. - Możemy czekać, aż przyjdzie?
- Przecież nie przypłynie, czas przestał płynąć - przypomniała Jennifer.
- Możemy się do niej dostać, jeżeli wiemy gdzie jest? W końcu uprzejmie byłoby ją zapytać do czego chce, by jej dusza została użyta… Choć w zasadzie, jej ciało zamieszkuje już jakaś inna dusza, więc… To mogłoby wprowadzić drobne zamieszanie - mruknęła i przegarnęła splątane włosy palcami.
- A jeżeli nie zgodzi się? Co wtedy? - zapytała Jennifer. - Nie zdziwiłabym się, gdyby nie zgodziła się tylko dlatego, aby zobaczyć nasze miny… - zawiesiła głos.
Kirill westchnął.
- Myślę… że masz trochę racji - spojrzał na blondynkę. - Przynajmniej w tym względzie, że skoro nie chcemy, aby nam odmówiła, to nie powinniśmy w ogóle postawić ją przed takim wyborem.
- Na swój sposób to wydaje się nieetyczne - rzekł de Trafford. - Co Mary może odpowiedzieć? Wolę, żeby wszyscy pozostali nieżywi? Powinniśmy liczyć na to, że będzie jej głupio i zlekceważy chęć posiadania duszy?
- To okropna sytuacja - westchnął Kaverin.
Alice pokręciła głową
- Wiecie, miałam okazję rozmawiać z tą Mary… - wskazała palcem na zdjęcie
- I powiedziała mi, żebym nie smuciła się, bo będę miała straszną decyzje do podjęcia… Czy nawet żebym jej nie żałowała? - próbowała sobie przypomnieć słowa dziewczynki, ale dokładnie nie mogła, sapnęła ciężko
- To ciężkie brzemię, ale jeśli to miałoby uratować Konsumentów, mogę je podjąć. Teraz tylko pozostaje mi wybrać, kogo chcę uratować, albo spróbować uratować - podniosła jedną dłoń
- Albo chcę być pewna, że przeżyję ja i Joakim… - uniosła drugą
- Albo uratuję więcej żyć, ale może się okazać, że umrę ja, on, albo oboje… Albo oboje przeżyjemy… Hm… - westchnęła ciężko. Opuściła obie ręce. Jakim człowiekiem była? Zawahała się i spojrzała w dół na pokład.
- Tak czy tak… wynika z tego… że jest duża szansa, że przeżyjesz - Jenny powiedziała. - Ja myślę… że jeśli jest szansa, że Fabien znowu będzie żył… oraz Fernando… i Eric też… Nie wiem - opuściła wzrok. - Nie chcę, żeby umarli. To znaczy… niby już nie żyją… ale wy również i… Zabrzmię głupio i naiwnie… ale ja chcę tylko tego, aby wszyscy przeżyli - westchnęła.
Alice kiwnęła głową
- Tak, też bym tego chciała… - zawiesiła głos
- Nie miałam żadnej opcji… Teraz, mogę ocalić wiele żyć. Nadal ja mogę stracić swoje, albo on swoje, ale jaki to wybór, skoro i tak już nie żyjemy… Dobrze. Niech i tak będzie. Spróbujmy. Zawalczyć o te wszystkie życia i powstrzymać to, co miałoby nastąpić. Zgadzacie się? - zapytała wszystkich zebranych. Wstając i prostując dłoń ze zdjęciem. Podjęła decyzję.

Terry zadrżał.
- Alice… jesteś pewna…? A co, jeżeli nie przeżyjecie? Przecież… - zawahał się. - Przecież jesteście gwiazdami. Kaverin, powiedz jej - warknął.
Rosjanin spojrzał na Anglika. Wydawał się zmieszany.
- Nie wiem… ja… po prostu nie wiem.
De Trafford przeklął szpetnie.
- Czy Joakim nie mówił ci o Bibliothece? Bez waszej dwójki niczego nie powstrzymamy. A wtedy umrze znacznie więcej ludzi. Ja… ja chciałbym, żeby wszyscy polegli zmartwychwstali. Ale skoro to niemożliwe… Pięćdziesiąt procent to tak mało… - zawiesił głos.
Alice zastanowiła się
- Dwadzieścia pięć, że przeżyję ja i on równocześnie… Tyle samo, że oboje umrzemy… Pięćdziesiat, że tylko jedno z nas dwojga pozostanie… To tak niewiele… - potarła skroń. Pamiętała o Bibliothece… Pamiętała o tym co planowali. Słowa Terrence’a znów kompletnie ją zmieszały. Spojrzała na niego uważnie. Przyglądała mu się dłuższą chwilę. On chciał tylko mieć ich oboje. Ona myślała o losie wszystkich zmarłych. Czy nie powinna? Wzięła głębszy wdech. Pomyślała o Joakimie. O ich rozmowie… Zacisnęła mocno szczęki.
- Niech to szlag - skwitowała. Spojrzała na chłopców. Zerknęła na Kirilla
- Kirillu… wybacz mi. Ja nie chcę decydować o życiu i śmierci. To jest ciężkie brzemię. Ale wolę nosić ciężar tych śmierci, niż cofnąć się, tylko po to by umrzeć. Rozumiesz? - mimo, że przez moment kierowało nią heroiczne myślenie, godne męczennika, to jednak była też tylko człowiekiem. Chciała żyć.
- Jesteś pewna, że będziesz w stanie? - Kaverin zapytał smutno. - Ze świadomością, że tak wiele krwi zostało przelanej. Z Joakimem, którego już zawsze będą dręczyć wyrzuty sumienia z powodu zdjęcia, które wtedy zrobił. To będzie smutna przyszłość. Tak myślę - westchnął. - Jesteś przekonana?
Jennifer nagle znowu się rozpłakała. Co wydawało się dziwne, bo przed chwilą nie wyrażała jeszcze żadnych tak zdecydowanych, depresyjnych emocji.
Alice spojrzała na nią ze smutkiem. Pomyślała, że może płacze dlatego, że Fabien mógłby przeżyć. Mógłby jednak też nie. Śpiewaczka dostawała migreny.
- Cóż robić… co mam robić? Nie możecie mi odpowiedzieć, bo sami nie wiecie. Jest tyle opcji. A ja chcę też za dużo. Tak, to byłoby smutne. Ale smutek to coś, co można załagodzić. Na śmierć nie ma lekarstwa - zauważyła.
- Miotamy się… Po prostu… Podejmijmy decyzję… Zdzierżę ciężar śmierci, jeśli będę mogła się na kimś oprzeć. Będę mogła? - zapytała ich teraz wszystkich troje, bardzo poważnie. Było to głębokie pytanie, bo prosiła jednocześnie o to, by wspierali ją później.
Nie odpowiedzieli od razu.
- To nie jest decyzja, w której jedno rozwiązanie jest złe, a drugie dobre - westchnął Terrence. - Nie powinnaś decydować w tak poważnych sprawach, jak tysiące ludzkich żyć. Nikt nie powinien. To nie w porządku względem ciebie. Cokolwiek się nie stanie… będę obok. Obiecuję.
Następnie rozległa się cisza. Kirill odchrząknął.
- Joakim Dahl powinien zostać martwy. Zasługuje na to. Jednak jest Aliothem… co chyba nie ma dla mnie aż takiego znaczenia. Tyle że pięćdziesiąt procent szans na to, że nie przeżyjesz tego… nie jestem przekonany. To i tak więcej, niż miałaś jeszcze chwilę temu. Może należałoby zaryzykować - Kaverin zawahał się. - Ale jeśli uznasz, że nie… to nie będę na ciebie obrażony. To nie ty zabiłaś tych ludzi. I choć możesz ich wskrzesić, przynajmniej część z nich… to jeśli tego nie uczynisz… może nie jest to aż tak okrutne?
Jenny nic nie odpowiedziała.
Rudowłosa spojrzała na swoje dłonie. Drżały. To była naprawdę ciężka decyzja. Móc mieć możliwość kogoś uratować, ale bać się szansy własnej śmierci. Powoli jednak godziła się z decyzją, którą podjęła.
- Dobrze, więc zakończmy to. Po prostu skończmy. Jennifer - śpiewaczka spojrzała na blondynkę i podeszła do niej kilka kroków
- Szansa to nie pewność. Obawiam się, że wiem czemu płaczesz to jednak… Nie będziemy ryzykować tych śmierci po raz kolejny, dobrze? - nacisnęła na nią.
Spojrzała zaraz na chłopców i podeszła do nich bliżej.
- Zróbcie to, proszę… - powiedziała spokojnym, zmęczonym głosem.
- To twoja ostateczna decyzja? - zapytał Salvador.
Harper kiwnęła głową.
- Tak. Ostateczna - powiedziała i znów usiadła. Była zmęczona. Tak potwornie zmęczona.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline