Jacek
Przyniósł parę ogórków i trochę kromek żytniego chleba. Obaj nie uznawali drinków i popijania wódki jakimiś świństwami.
Osobista opinia Jacka na temat tych "kolorowych siusiek świętej Zyty" był taki że woda na ich produkcje jest brana z potoku gdzie moczą się stare gumowce sołtysa i i zużyte barchany jego żony.
Rozlali, wypili. Zagryzli korniszonkiem i powąchali chlebka. I tak cztery razy.
Teraz już nieco odprężeni zapalili po czarnorynkowym Camelu i rozsiedli się wygodniej.
- Słuchaj Marek pytam cię jak przyjaciela co się do kurwy dzieje ? Nie jestem przedstawicielem "Rodziny Kretyńskiej" czyli mojej kochanej gównianej gazety, ale twoim przyjacielem z Ukrainy. Ze stolika wziął mały notes.
- Nie napiszę ani słowa więcej niż pozwolisz, ale jak mnie masz zamiar okłamywać to rób to tak dobrze bym Ci uwierzył.
- Czy są ucieczki z Eliasza ?
- Tego nie mogła zorganizować nasza zasrana opozycja bo po pierwsze praktycznie jej nie ma i nic nie moze. Czyli Zachód czy Wschód ?
- Ile było naprawdę ataków ?
- Ile jest naprawdę trupów ?
- Czy będziecie zamykać ludzi na oślep, bo jak tak to się lepiej spakuję.
- O aresztowanych, podejrzanych Cię nie spytam i tak mi nic nie powiesz.
- I co naprawdę, ale NAPRAWDĘ o tym sądzisz ?
- No i jeszcze podaj mi parę nazwisk zabitych i paru rannych, ale takich raczej lekko rannych, bo nie mogą mi umrzeć zanim nie zrobię z nimi wywiadu o ich bohaterstwie w akcji ratunkowej. Pomyśłał, czy nie poszedł za ostro, ale w tej sytuacji jakiej był nie miał innego wyjścia. Dla złagodzenia pytań nalał po "kopiatej" szklanecce i zapalił Markowi następnego Camela. |