Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2018, 10:28   #48
Wisienki
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
- Witaj przedwieczny, wdzięczna jestem że raczyłeś przybyć na me zaproszenie - powiedziała Waleria głęboko kłaniając się przybyszowi. - Bardzo chciałam Cię poznać, gdyż wiesz tak wiele o tych okolicach i ich historii…
- Masz dla mnie coś? - Duch zapytał poprzez brzęczenie owadów powołując się na starą tradycję małych ofiar i upominków.
- Czyż śmiałbym zapraszać gościa nie przygotowawszy wpierw domu na jego przybycie - odpowiedziała pytaniem. - już przynoszę - po czym wbiegła do środka.
Wyciągnęła spod łóżka walizkę w której nadal znajdowały się rzeczy przeznaczone na podarki z Polski. Przez chwilę wahała się po czym zdecydowała, że lepszym podarkiem niż serce wedlowskie będzie śliwowica. Wzięła ją w ręce, koszerna śliwowica łącka prezentowała się całkiem nieźle. Odniosła jednak wrażenie, że nie byłby to dobry pomysł. Wół nie wyglądał na alkoholika no i jego pszczoły wolałyby zapewne surową śliwkę nałęczowską. Sięgnęła po miód wielokwiatowy z jednej strony to skojarzenie było oczywiste, z drugiej jednak strony czyż miód nie został odebrany pszczołom przez człowieka… Sięgnęła więc po około centymetrową bryłke bursztynu w kolorze miodu. To powinien być pewniak, wszak od niepamiętnych czasów materiał ten był używany do zjednywania sobie sympatii duchów.
Z zadowoleniem wróciła do gościa.

- O to mój dar przedwieczny, symbolizuje on siłę natury mej ojczystej ziemi. Proszę przyjmij go gdyż daję go z czystego serca.
Olbrzymi Piżmowół pochylił się się ku drogocennemu meteriałowi. Po chwili obleciały go pszczoły, aż bursztyn zupełnie nie zniknął w roju owadów. Bursztyn przepadł w Umbrze.
- Zaprawdę zacny to dar, fragment twego kraju, Tykająca Losy. Bądź błogosławiona podczas następnej zimy.
- Dziękuję o Przedwieczny obyś i ty był błogosławiony w ciężkim zimowym czasie. - Zaś po chwili milczenia dodała - piękne są tutejsze okolice i myślę że ciekawie wyglądają o każdej porze roku - zagaiła temat.
- Piękno rzeczą ludzką. Ja piękna nie widzą, tylko sens rzeczy zmieniający się z zimy na lato.
Waleria pokonała głową
-To już taka ludzka przypadłość, że często dostrzegamy jedynie to co pozorne nie widząc znacznie ważniejszego. Przykładowo to miejsce na pierwszy rzut oka jest pełne spokoju i radości ale już bliższe spojrzenie przyprawia o niepokój. Zaprosiłam Cię o Przedwieczny z uwagi na twoją mądrość i znajomość tych okolic. Chciałbym Cię spytać o tego który burzy spokój tego miejsca.
- Ha, hahaha! Konkretny, to lubię! Nie trzeba było się tak z tym czaić - duch widać miał dość dobry humor - ja dość prosty jestem w usposobieniu. Nie traćmy czasu, Córko Lechii, dokładnie cię coś interesuje? Konkretne istoty, miejsca? Czy chcesz ogólnie poznać okolice?
- Chciałabym wiedzieć jakie zagrożenia czają się w tych okolicach, byłabym wdzięczna jeśli mógłbyś mi wskazać konkretne istoty i miejsca. - skinęła głową.
- W mieście, w mieście buszują gwiazdy. Czasem, w nocy słyszę ryk burzy. Słyszę wtedy kolory, gniewny błękit, granat nocnego nieba, krzyk nieboskłonu. Gwiazdy są bardzo złe i chyba… Nie są gwiazdami. Nie wiem, znałem kiedyś prawdziwą gwiazdę, była miła, acz straszna. Ale te istoty, są do niej tak podobne, pachną tak samo, tymi samymi barwami, dźwięczą tym samym, to moje jedyne skojarzenie.Tego się wystrzegaj.

Duch mocno wypuścił powietrze z nozdrzy.
- Po okolicach krążą krwiopijcy. Kilku pachnie gwiazdami. Inni pachną magią. Też są groźni.
- Czyżby ktoś śmiał się podszywać pod gwiazdy? - zapytała - Jeśli chodzi o wampiry to zaiste jest ich tu sporo, kilku z nich już spotkałam, podobno śpi tu starszy, bardziej niebezpieczny niż cała reszta razem wzięta, słyszałeś coś o nim?
- Nie wiem. Za dużo zapachów, gubię się. Nie czułem jednak zapachu aż takiej starości.

Skinęła głowa w milczeniu.
- Słyszałam o nich pod nazwą burzoocy… wiesz może gdzie się gromadzą? Nie chciałabym przypadkowo przeciąć ich ścieżki.
- Nie słyszałem tej nazwy. Nie wiem, są jak rozbłyski. Nagłe, ciemno-jasne ogniki. Potem znikają.
- Czy jest jakieś miejsce w którym bywają częściej ? - sformułowała pytanie w odmienny sposób.
- Nie wiem - piżmowół lekko zirytował się sądząc po jego głosie i postawie.
- Dziękuję, za wszystkie informacje - odpowiedziała - czy mogę Ci się o Przedwieczny jakoś odwdzięczyć, za pomoc?
- Szanuj nas, to wystarczy -
piżmowół chyba zażartował sądząc po tonie. Skłonił się lekko na odchodne ruszając ku dziczy. Werbena również się skłoniła po czym wróciła do domu.

***


Dzień minął jej szybko gdyż poświęciła go na uzupełnieniu podręcznych zapasów oraz cieszeniu się pięknem okolicznej przyrody.

Było tuż po zmroku, gdy telefon Waleri zadzwonił.
- God Aften, wszechmogąca - usłyszała głos Leifa po odebraniu połączenia. - Nie przeszkadzam?
- Gdybyś przeszkadzał po prostu bym nie odebrała
- mruknęła Wal do telefonu - w czym mogę pomóc?
- Mam już część informacji na temat podobnych mnie, w tym mieście. Możemy się spotkać i dopiąć naszą umowę, oraz aby przekazać informacje?
- zawsze możemy się spotkać i porozmawiać -
odpowiedziała sentencjonalnie - przy okazji dogramy szczegóły umowy, najlepiej w jakimś neutralnym miejscu.
- Świetnie. Ten klub w którym byliśmy ostatnio może być? Mogę tam być za niecałą godzinę.
- Niech będzie, w takim razie do zobaczenia za godzinę.
- odpowiedziała, zresztą i tak nie miała innych planów na wieczór.


***

Gdy Waleria zaparkowała i wyszła z samochodu w pierwszej kolejności uderzył ją hałas. Wydawało się, że w środku znów jest jakaś impreza. Skrzywiła się delikatnie, po czym weszła do środka rozglądając się za Leifem.
Wampir siedział przy jednym ze stolików, w kącie, a przed nim stała opróżniona do połowy szklanka piwa. Grzebał właśnie w telefonie, skupiając jak się zdawało na nim całą swoją uwagę. Wejścia magini nie zauważył.
Verbena w pierwszej kolejności podeszła do baru, zamówiła zieloną herbatę po czym podeszła do zajmowanego przez wampira stolika, od przodu, doświadczenie nauczyło ją że do koni i wampirów lepiej nie podchodzić od tyłu.
- Można się dosiąść ? - zapytała kurtuazyjnie. Po czym usiadła nie czekając na odpowiedź, wszak było to pytanie retoryczne.
- Miło mi znów się spotkać. - Wampir odłożył telefon na stolik, zanim wyświetlacz się wygasił Valeria mogła zauważyć na nim artykuł na portalu informacyjnym dotyczący pożaru na wysypisku śmieci pod Lillehammer.
Leif wyglądał inaczej niż przy ostatnim spotkaniu. Promieniował wręcz pewnym wycofaniem, brakiem pewności siebie i dziwnym zagubieniem.
- Czyżbyś zaczął się przejmować ochroną środowiska - zapytała wskazując brodą na telefon - dym powstały wskutek palących się śmieci jest rakotwórczy, niby tobie to nie powinno zaszkodzić, no ale twojej zwierzynie to i owszem.
- W tych czasach zwierzyny w bród
- odpowiedział sięgając po szklankę piwa. Nie napił się jedynie inicjując gest jakby siedział i pił. - A ja, jak już mówiłem, nie pijam z tej zwierzyny.
Wzruszyła ramionami
- Nie mojej babci kapcie czemu interesują cię katastrofy ekologiczne. - a następnie usiadła - przejdźmy do interesów.
- Interesy. - Wampir kiwnął głową. - Na wstępie porozmawiajmy o warunkach kooperacji. Twój przyjaciel dosadnie określił zakres informacji, gdy rozmawialiśmy tu ostatnio. Niech wspomnę… rzekł: “co robią w dzień”, a to oznacza umiejscowienie leż. - Leif mówił spokojnie, bez emocji. - To czysty absurd. Jeżeli oczekujecie kompendium wiedzy o spokrewnionych w zakresie świętego graala dla łowców, to robota na miesiące, albo i lata.
- dlatego powinniśmy zawrzeć nową umowę
- przerwała - we dwoje bez tego sztywnika który był ze mną ostatnio.
Einherjar kiwnął głową.
- Żeby była jasność, już sama rozmowa o tym z tobą wydaje na mnie zaoczny wyrok. Tradycje. Jestem w stanie zdobyć ciekawe informacje, część już mam, ale to ryzyko wielkie. Chciałbym wiedzieć co ustaliłaś lub przemyślałaś względem rzeczonej przeze mnie ceny.
- Powiedz mi jaki towar chcesz mi sprzedać, to ja powiem Ci ile jestem w stanie za to zapłacić. Myślę, że dojdziemy do porozumienia -
odpowiedziała.
- Wiem ilu jest tu członków jednej z organizacji mi podobnych, około połowy znam już z imienia, część z widzenia, wiem kto obsadza pewne stanowiska. Odkryłem coś w kwestii księcia. Jeżeli chodzi o drugą stronę… ich ciężko inwgilować. Ale też co nieco już wiem. By było prościej… jest ich dziś kilkudziesięciu mniej niż wczoraj.
- Jakkolwiek Twoje informacje są wartościowe, to jednak nie warte całej ceny jakiej pierwotnie zażądałeś i jestem Ci w stanie zapłacić za uczciwie, spełniając część Twej pierwotnej prośby. Co do reszty ceny możemy umówić się na dostarczenie innego towaru.
- Część…
- wampir jakby smakował to słowo. - Walerio, postarzenie dla mnie przedmiotu o dziesięć wieków, to kpina. Jesteście w mocy czynić takie rzeczy, a paradoks nie jest tu zbytnim zagrożeniem. Ten przedmiot mógł powstać z mej ręki tysiąc lat temu, ot nie przewidziałem rozwoju wypadków. To prawie żadne naruszenie rzeczywistości. - Leif odstawił szklankę i splótł dłonie. - Przy tych informacjach które już mam, na temat ‘rodziny’ w Lillehammer to jest wręcz nic...
- Punkt widzenia zależy od punktu siedzeni
a - wtrąciła sentencjonalnie Waleria.
- To po prostu fakty, wiem wiele o waszych możliwościach - Leif odpowiedział uśmiechając się lekko
- Wiesz, że nie każdy z nas ma podobne umiejętności - westchnęła - żądasz od nas cudów, za informację które moglibyśmy poznać mniejszym wysiłkiem naszą sztuką. Ten interes musi opłacać się nam obojgu. Reszta takich jak ja Ci nie ufa i nie chce z Tobą paktować, wychodzi więc na to że jesteśmy na siebie skazani na ten moment.
- Nic nie żądam Walerio. Oczekuję jedynie godziwej zapłaty za coś. Uważasz, że sama zdobędziesz informacje o nich, na poziomie mokrego snu łowców wampirów? To czemu Stanisława uznała, że przyda ci się moja pomoc?
- Leif zmrużył oczy. - Jesteś w stanie może i sama, lub z pomocą ci podobnych, uzyskać pewne informacje, ale w ograniczonym zakresie i wiele z tych informacji będą dla ciebie niczym. To ja mogę je właściwie zinterpretować przez wzgląd na to czym jestem. Przybyłem tu przedwczoraj i już mam wgląd w to co się dzieje w Lillehammer podczas gdy Ty wiesz tylko tyle co usłyszałaś od członków Sabatu. Chcesz mi rzec, że za moje wsparcie i narażanie mnie na krwawy łów, po zdradzie ci informacji o mi podobnych, starczy opłacić się postarzeniem o wieki jednej księgi? Nie.
Waleria spojrzała mu w oczy, coś jej się tu nie zgadzało..
- Nie tylko Stanisława uznała, że potrzebuje Twojej pomocy, moja Mentorka Ruta nakazała mi się z tobą skontaktować, a z całą pewnością nie zrobiłaby tego bez powodu. Może nasze cele są zbieżne, a jedynie my o tym nie wiemy? Jestem pewna, że one wiedzą więcej niż nam mówią, tylko z jakiejś przyczyny nie uznały za zasadne aby podzielić się swą wiedzą. - wzięła głęboki oddech -
Zagrajmy więc przez chwilę w otwarte karty. W tych okolicach jest coś nie tak, do tego stopnia że niepokoi to lokalne duchy. Kręcą się tu Spokrewnieni innego rodzaju pachnący magią i burzą - to mówiąc obserwowała reakcję wampira. - O ile gdybym uznała, że nasze cele są zbieżne mogłabym przespacerować się do umbry, oddać Ci trochę swojej krwi, czy nawet potencjalnie dać się związać twoją, o tyle postarzenie czegoś o tysiąc lat pozostaje poza moim zasięgiem. - wzruszyła ramionami - musiałbym poprosić o pomoc jednego z tych dupków z którymi ugrzęzłam w tej dziurze.

- Otwarte karty Walerio
- wampir odpowiedział przypatrując się magiczce. - Wiesz, że jestem niejako na smyczy. Zostałem tu skierowany ale nie przykazano mi Cię wspierać. Jesteśmy po tej samej stronie, wybacz zwrot, ale sram na kainitów czy z jednej czy z drugiej strony. - Leif pochylił się ku magiczce. - Mam w tej kwestii, wspierania cię, wolną wolę. Ryzykuję istnienie i umieszczenie mnie na pewnej liście. Jak się na niej znajdę, to nie będę bezpieczny nigdzie. Już straciłem wiele by zbierać informacje. Nie uzyskasz mojej pomocy za darmo. Moją cenę znasz, sama nie potrafisz postarzyć przedmiotu? Ktoś inny może to zrobić. Dla mnie to ważniejsze niż zwiad w umbrze.

- Narażasz się zbierając informację, pomimo że nie doszło do ustalenia ceny… nie powiem żeby było to mądre. Mówisz, że sama rozmowa ze mną Cię naraża - spojrzała mu w oczy - rozmawiasz ze mną a to znaczy, że jesteś dużo bardziej zdesperowany niż mi się wydawało. Tanio sprzedaje swój towar ten kupiec któremu bardziej zależy na sprzedaniu towaru iż klientowi na zakupie.
- Kupiec nie sprzedał na razie nic - przerwał magiczce wampir z lekkim uśmiechem. - Mam informacje… które chciałaś. Nie dojdziemy do porozumienia to zachowam je dla siebie, może przydadzą mi się za lat dziesięć, pięćdziesiat… sto? Wiem, że umiecie oszukiwać czas, ale ten czas dla takich jak jak nie gra roli. Ot nieśmiertelność. Czy ludzie czy magowie przemijają. My trwamy. Mam ponad tysiąc lat Walerio.
- Więc jeśli masz czas to możesz poczekać tysiąc lat aby mieć tysiąc letnie przedmioty, albo aby zaprzyjaźnić się z kimś kto zabierze Cię do Umbry. Masz nieśmiertelność, cały czas świata - dlaczego więc się narażasz na prawdziwą śmierć? To nie jest racjonalne zachowanie. Wyceniasz drogo swój towar zapominając, że

- Wyceniam go tanio - Leif przerwał Walerii - i sama zdajesz pewnie sobie z tego sprawę. - Sięgnął po telefon i pokazał jej na wyświetlaczu obrazek.

- Fajna książka. W przedmowie autor pisze o tym, że “tak wiele utraciliśmy” z historii… sag, o Asach i Wanach. To prawda. Straciliście wiele. Spisałem to w księdze co umknęło, a o czym nie wspominają Eddy. Starczy, że ktoś znajdzie księgę, a badania węglowe potwierdzą jej wiek. Tu nie mogę czekać Walerio. I powtarzam, to jest nic względem infiltracji Kainitów tutaj. Nic… Szczególnie po tym czego się dowiedziałem. Jaka zatem jest Twoja decyzja gdy wiesz co i czemu chcę osiągnąć?
- Wiem co chcesz osiągnąć, nie wiem jednak czemu ale przemawia to do mnie napisz ją a ja już znajdę sposób aby Ci ją postarzyć. Potrzebuję jednak wiedzieć kiedy w przeszłości mogłeś ją dokładnie napisać, gdzie mogła się zachować do naszych czasów.
- Ta księga już istnieje. Zapomniane sagi spisane na pergaminie z skór krów z rasy najbliższej tej, którą wypasano tu tysiąc lat temu. - Leif uśmiechnął się lekko. - Sam określę miejsce gdzie ją znajdą, aby to pasowało. Badania węglowe, fakt by ta księga miała faktycznie tysiąc lat. Tylko to mnie interesuje Walerio. Duży ze mnie, dorosły chłopiec. Zadbam o resztę.
- I będziemy rozliczeni.
- Nie. To za mało. Nie upieram się przy drugiej kwestii, ale będę miał u ciebie naprawdę sporą przysługę.
- jeśli informacje które chcesz sprzedać będą wartościowe, wejdę dla ciebie do umbry, ale bez związania krwią.
- A jaką mam pewność, że nie okłamiesz mnie w kwestii tego co chcę uzyskać z umbry. Jeżeli nie będziesz związana krwią?
- Jaką mam pewność, że mnie nie skrzywdzisz jeśli będę?


Być może to brak bestii i totalna degrengolada jestestwa wampira związana z tym zaowocowała poddaniem się nieumarłego:
- Dobrze - powiedział zmęczonym głosem. - Starczy mi, że Stanisława narzuci na ciebie przymus mówienia prawdy o tym co znalazłaś w umbrze. Czy to ci wystarczy?
Skinęła głową,
- Przymus mówienia prawdy przez czas określony, określonym osobom jest w porządku. Skoro już mamy wszystko ustalone …. przejdźmy do konkretów

Leif kiwnął głową i pochylił się leniwym gestem.
- W tym mieście trwa wojna, ale co dziwić może lub wręcz szokować, to jej skala. Mówiłem ci ostatnio o dziwnej nadliczebności spokrewnionych z Camarilli. Z drugiej strony jest jeszcze gorzej. Z moich informacji wynika, że w mieście i jego okolicach operuje dziewięć sfor Sabatu. Wyobraź sobie, że w całej norwegii nie będzie pewnie dwukrotności tej liczby.
Skinęłą glową w milczeniu, narazie nie powiedział jej nic czego już wcześniej się nie dowiedziała do ducha.
- Tu musi być co
ś - wampir kontynuował - co mogłoby tłumaczyć taki sztum Coś dla Sabatu bardzo ważnego. Z drugiej strony Camarilla wobec takiego uderzenia albo odpuściła bny obronę miasta, albo… centrala przysłałaby posiłki, gdyby uznano, że warto czegoś tu bronić. W praktyce zaś tutejsi bronią się sami i wręcz jawnie wykazują, że Camarillę mają w du… wybacz. - Uśmiechnął się lekko. - Książę to oficjalnie samochodowa kukła, a cała ta zgraja nosi pewne objawy szaleństwa. Lub przynajmniej…. zachowują się dziwnie.
Skinęła głową po raz wtóry uświadamiając sobie, że to już mówił podczas ostatniego spotkania, za darmo. Milczała jednak.
- W elizjum wydarzyło się coś, co otworzyło mi oczy, bo brakowało mi tu jednego trybiku. Otóż tutejsi co do jednego pałają do księcia szaleńczym uwielbieniem. Miłością wręcz. Taką jaka tworzy się przez więź krwi. Wiąże się w ten sposób nowych by zwiększać szeregi obronne, podano mi czyjąś krew, księcia, po kryjomu. Rozumiesz Walerio? W elizjum naruszono takie tabu, jak skryta próba wiązania gościa domeny. Biorąc pod uwagę na jakim punkcie fioła ma Sabat i że ktoś kieruje miastem niekoniecznie związany z Camarillą, mam podejrzenie, że Lillehammer przejął bardzo stary wampir. Spokrewnieni nazywają takich matuzalemami lub przedpotopowcami, zresztą nie bez powodu. To istoty szalenie groźne i potężne.
- Jeśli chodzi o księcia, o cóż czyż sam nie wspominałeś, że wywodzi się ze skażonego szaleństwem klanu ? zachowanie takie w obliczu przeciwnika jest z jednej strony szalone, z drugiej zaś jest mistrzowskim zagraniem gdy Hanibal ad portas… Prawda naruszenie tabu ma swoje konsekwencje, ale czy szaleniec by się nimi przejmował albo inaczej czy szaleństwem nie byłoby chronienie róż gdy płoną lasy
- wzięła głęboki oddech - początkowo podejrzewałam, iż bawi się tu jakiś nie do końca rozbudzony matuzalem, w którego tutaj obecność wydaje się zresztą szczerze wierzyć przywódca lokalnej sfory sabatu, jednak teraz nie jestem już tego pewna… mój informator w świecie duchów twierdzi, że nie ma w tych okolicach aż tak starego spokrewnionego, a ja mam powody aby mu wierzyć, że to inna siła przejmuje kontrolę nad lokalnymi Krewniakami.

Zaczęłą bujać się na krześle, ciesząć się że nie zapłaciła z góry

- Czy to wszystko czego udało ci się dowiedzieć…
- Nie. Ustaliwszy liczebność tutejszych zacząłem weryfikację kto jest kim i kto jaką funkcję sprawuje. Potrzebne ci na tę chwilę te informacje? - spytał, ale zaraz dodał: - Istnieje możliwość, że to coś innego, a Sabat się myli. Istnieje też możliwość, że myli się twój informator w świecie duchów. Myślę, że ja i twój przyjaciel już stanęliśmy z tym czymś twarzą w twarz. A to oznacza, że jest to w pełni rozbudzone.

Skinęła głową zachęcając do do mówienia.
- Jeśli byłby to wybudzony matuzalem mielibyśmy tu właśnie małą apokalipsę, a mimo to widać tu tylko burzookich i krwiopijców pachnących jak gwiazdy..
- Na wysypisku jest potężna runa strażnicza. Stara runiczna magia. Od przebudzenia nie spotkałem się z taką mocą, która zdawała się odejść… - w jego głosie zabrzmiała nuta nostalgii. - Jeżeli coś jest tu pogrzebane pod miastem i zabezpieczone - Leif spojrzał Walerii w oczy - to po pierwsze nie może użyć potęgi swego ciała, a po drugie może być niewidoczne dla twojego informatora. Jednocześnie może tu latać swoją jaźnią opanowując śmiertelników, jak te burzookie, oraz oddziaływując na spokrewnionych. Ot spekulacje - uśmiechnął się - wszak wiem jeno tyle ile ustaliłem przez dwa dni.
- Może i tak być, wiesz może co to był za runa ?
- Owszem, runa Hajmdala.
- Ślepego strażnika Asgardu
- dodała przypominając sobie ostatnią część Avengersów.
- Ślepego? Przeciwnie, jego wzrok jest wręcz wybitny, nawet jak na boga. To główny przeciwnik Lokiego, pana kłamstwa. Runa ta zresztą znana jest jako “Zguba Lokiego” i odpowiada za to by wszystko przybierało swój własny kształt, również nie pozwala podobnym mi połączyć się z ziemią i podróżować przez nią... Loki wedle sag potrafił zmieniać kształty. Loki doprowadził do śmierci Baldura, syna Odyna i za to został uwięziony w grocie pod ziemią. Był określany też jako szaleniec. Miał uwolnić się na Ragnarok, bitwę końca czasów. - Wampir zabębnił palcami po stole. - Coś tu się budzi, lub raczej już się przebudziło. Coś wywiera wpływ na tutejszych spokrewnionych i naznacza ich szaleństwem. Możliwe, że runa na wysypisku coś pieczętuje nie pozwalając wyjść spod ziemi. Stanisława zaś śląc mnie tutaj, mówiła abym gotował się do bitwy na którą czekam całe istnienie. Wysyp pięknych zbiegów okoliczności, czyż nie? - Leif uśmiechnął się.
Waleria uśmiechnęła się uroczo
- Czego innego można spodziewać się po Stanisławie i Rucie.
- Boję się jednak aby nie były to jedynie zbiegi okoliczności
.

Spojrzała na niego oczekując na odpowiedź.
Leif wzruszył ramionami.
- Tutaj już musielibyśmy wchodzić w zakres teologii. Wiesz wszak, że pytanie “czy bogowie istnieją” jest bez sensu. Nawet gdy jakiś panteon nie istniał, to w końcu powstał w świecie duchów. Nie wyznaję się w tych waszych określeniach części światów za zasłoną...
- I dlatego chcesz udać się do umbry?
- przerwała mu Waleria.
- Poniekąd. Sęk w tym, że istnienie imaginacji bogów prowadzi do słynnego pytania: Co było pierwsze, jajko czy kura? - Leif uśmiechnął się. - Ja wiem, że moi bogowie istnieją, bo między innymi od nich pochodzi moc runów, którymi sam się posługuję. Sęk w tym, że jeżeli Asów i Vanów stworzyła wiara w nich, to czy były jakieś pierwowzory od których to się zaczęło? Czy prawdziwy Loki, czymkolwiek by nie był, naprawde nie jest pogrzebany tu, pod Lillehammer?
- Czyli do umbry ciągną cię kwestie teologiczne
- roześmiała się, a w następnej sekundzie spoważniała - Dlaczego jednak Loki miałby być pochowany właśnie tu... czy ma to jakiś związek z Twoją książką?
- Nie wiem czy został tu pochowany. Zresztą mówiłem już, to jedynie spekulacje. Sęk w tym, że jeżeli istnieje choć niewielka możliwość, że miesza tu coś o potędze, która dawnym ludziom kazała widzieć w tym czymś bóstwo… To może być niedobrze. Co zaś do księgi - wampir uśmiechnął się leniwie - masz trochę racji. Asowie i Vanowie są inni niż Jahwe, nie żądali nigdy ślepej czci, raczej karmili się uwagą ludzi, wychwalaniem ich czynów. Nowe sagi, nowe historie, ich mocniejsza manifestacja tam - wskazał odruchowo palcem w górę choć chodziło mu o umbrę - skutkująca większą mocą runów tu. Wszak i wy chcecie badać tę gałąź magii, między innymi po to podsunięto mi Hannah. Warto spróbować.
- Pewnie tak
- powiedziała sięgając po herbatę, która zdążyła już przestygnąć. - Myślę że warto byłoby Cię przedstawić tym dupkom z którymi mam się tu zadawać. Jestem przekonana, że ktoś z nich wie coś interesującego. Część z nich na fijoła na punkcie obrony ludzi więc mogą być chętni do pomocy, jeśli nam uwierzą.
- Nie widzę przeciwwskazań
- Leif ponownie wzruszył ramionami. - Ty zaś powinnaś spotkać się z lokalnymi spokrewnionymi. Wiedzą już o twoich konszachtach z drugą stroną. Brak chęci spotkania może podpowiadać im, że twoja grupa opowiedziała się już po jednej ze stron w tej wojnie. Załatwiłem ci spotkanie - dodał kołując lekko w powietrzu szklanką piwa. Rozgazowany płyn zaczął obmywać ścianki.
- Primo skąd wiedzą o moim spotkaniu z Dzikiem? Secundo kiedy i gdzie? - zapytała.
- Wiedzą, bo im o tym powiedziałem. Kiedy i gdzie? Mogę zadzwonić, może zechcą nawet zaraz.
- Cóż jeśli lokalni spokrewnieni zostali przedwcześnie powiadomieni o spotkaniu z sabatem
- spojrzała na wampira zabójczym wzrokiem - nie mogę spotkać się z nimi tak po prostu, a muszę najpierw omówić tą sprawę z resztą obecnych tu magów. Poczekaj chwilę…
- “Przedwcześnie”. - Wampir kiwnął lekko głową gdy Waleria wstawała. Raczej nie na potwierdzenie. - Biorąc pod uwagę, że dowiedziałem się o tym spotkaniu od wtyki w Sabacie szefa wywiadu Camarilli, to ja użyłbym prędzej określenia “W ostatniej chwili”. Czekam wszechmogąca.

Waleria wyszła na korytarz i zaczęła dzwonić do pozostałych magów. W tej sytuacji nie pozostało jej nic innego, a spróbować zwołać awaryjne spotkanie, na które zaciągnie wampira. W pierwszej kolejności wybrała numer telefonu Mistrza Iwana.


 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett
Wisienki jest offline