Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-10-2018, 01:47   #53
Raist2
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
- Hmmm? - Woods spojrzał na parę, mając w ustach kawałek krakersa. - To dość osobiste. Nie chcę o tym mówić - odparł zmieszany.
- O nie, nie.- Ruda nie ustępowała.- Musisz nam coś o sobie opowiedzieć. Przy pierwszym temacie milczałeś, teraz też się wymigujesz.
Alan zastanowił się przez chwilę.
- Może zrobimy tak: opowiem wam o moim pierwszym razie, a historię z bliznami odpuścimy?
- Dobrze.- Zgodziła się z nim, po czym odwróciła się w stronę Japończyka. - A ty, Ryotaro, jesteś następny.- Znów odwróciła się do Woodsa.- Dawaj chłopie.
- Pani Miller. Moja nauczycielka matematyki w siódmej klasie - odpowiedział mężczyzna, po czym potarł podbródek w zamyśleniu - Ciekawe kiedy wypuścili ją z więzienia...
- Ty ją czy ona ciebie uwiodła? Więcej szczegółów proszę.
- Obiecała nam odpuścić z zadaniami domowymi do końca roku. Miała niewielki domek na przedmieściach. Po tym gdy okazało się, że nie dotrzyma słowa w szkole szybko pojawili się dziennikarze i policja - wytłumaczył - I tyle.
- Niegrzeczna, mściwa bestia.- Dot pogroziła mężczyźnie placem jednocześnie usiłując powstrzymać śmiech.
- Chyba mnie nie słuchałaś. To była nauczycielka MATEMATYKI. A my mieliśmy niecałe trzynaście lat - mężczyzna skwitował jakby to było coś oczywistego.
- Mściwy trzynastolatek to coś normalnego, zgadza się - powiedział Peter. - No i nie wypada go nazywać bestią, Dorothy. - Spojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się.
No dobrze. Przepraszam. - Dorothy bardzo przeciągała słowa.- Niegrzeczny, mściwy trzynastolatek. Trzynastolatek, który poszedł do swojej nauczycielki MATEMATYKI. Bo chyba na siłę to cię do swojego domku to nie zaciągnęła, co?
- Oczywiście, że nie. Miałem trzynaście lat - odpowiedział Woods.
- Rozumiem. Okres dojrzewania. Hormony szaleją. Doskonale to rozumiem. - Żartobliwy ton trzymał jej się dalej.
Alan uniósł brew, jakby zastanawiał się czy czegoś jeszcze od niego oczekiwali w tym temacie, po czym odłożył menażkę i przeciągnął się leniwie.
- Czyli jesteśmy kwita - stwierdził bardziej niż zapytał.
- Powiedzmy.- Kobieta obdarzyła go przyjemnym uśmiechem. Choć coś jeszcze kryło się za nim. Zaraz też przeniosła swoje spojrzenie na Japończyka. - No, Miyazaki Ryotaro, czekamy.

Miyazaki’emu się przysnęło. Zmęczenie i stres dały o sobie w końcu znać, a do tego wypite pół kubka rumu wcale nie pomogło, za mało by upić ale wystarczająco by zmożyć. Dlatego już dawno temu zgubił sens rozmowy i nie bardzo wiedział na co czekają.
- Hai? - powiedział z miną która wyraźnie mówiła że nie wie czego od niego oczekują.
- Nie wymigasz się słonko. Piłeś? To opowiadaj jak to było z tobą.
- Gome. Ale jak to ze mną? Przepraszam, zgubiłem wątek. - uśmiechnął się niezręcznie.
- Twój pierwszy raz.- Przypomniała niezrażona jego próbą wymigania się.
- Etooo. - zastanowił się przez chwilę jaki znowu pierwszy raz, i przypomniał sobie że rozmawiali o TYM pierwszym razie - Naprawdę chcecie wiedzieć? Hazukashīdesu.
- Ja rozumie, że dobra gra wstępna gwarantuje udany finał. Ale teraz to już przesadzasz. Nie każ się więcej prosić.
- Może po prostu nie ma czego opowiedzieć... - Peter wysunął dość ponure przypuszczenie.
- Ie ie ie ie ie ie. - Ryotaro energicznie zaprzeczył na słowa Petera - Po prostuu, no nie ma o czym mówić. Wino, świece, kwiaty, kolacja. A potem wyszło.
- Jak miała na imię?- Rudowłosa postanowiła trochę pociągnąć Japończyka za język.
Ryo musiał zastanowić się całe pół sekundy, jakoś wolniej mu się myśli.
- Amber. Miała na imię Amber. - przytaknął głową.
- Widzisz. To nie takie trudne. I co dalej?- Dorothy zachęciła rozmówcę do zwierzeń ruchem ręki.
"Zmyśla", przyszło do głowy Peterowi, któremu czas potrzebny na niby-przypomnienie sobie imienia zdał się dziwnie długi.
- Co jeszcze chcesz wiedzieć? - Ryo był lekko zagubiony, a na pewno zawstydzony.
- Wiemy już jak miała na imię. - Dorothy pokiwała głową. - A kim była? Gdzie byliście? Trochę więcej szczegółów.
Naprawdę nie wiedział o co jej chodzi, znaczy wiedział co chce się dowiedzieć, ale dlaczego? Przecież to była jego prywatna sprawa. Japońskie wychowanie, nawet po alkoholu, było w nim silne.
- Ehh. Amber była ze mną w klasie. Na drugim roku studiów. Chodziliśmy już ze sobą trochę. - spauzował na chwilę i podrapał się po karku ze zawstydzonym uśmiechem - Hazukashi. Zaprosiłem ją do siebie na kolację, a dalej to naturalnie. Muzyka, jej ulubione danie, świece, nastrój, słowo tu, słowo tam, drobna pieszczota..
Popatrzył się jakby nieobecnym wzrokiem przed siebie.


- Była naprawdę piękna. Rozpuszczone blond włosy, niebieskie oczy, lekki makijaż. Miała na sobie czerwoną sukienkę z odkrytymi ramionami. - spojrzał się na Dorothy - Tak. Hahahah - zaśmiał się niezręcznie.
- Romantyk z ciebie Ryo.- Dot powiedziała z uznaniem.
Ryo tylko się uśmiechnął do Dorothy.

Po dłuższej chwili do towarzystwa wrócił Marco, po czym spojrzał na Alana i Harrego, i zaczął wyliczać na palcach:
- Major powiedział, że najpierw z zupą cywile, kobiety i mężczyźni, w tej kolejności. On sam nie chce. “Zapałka” też nie. “T” podziękowała, Van Straten zje jak coś zostanie. Larry by chciał, Marcus też poczeka, i jak coś zostanie, to zje… ja sam chętnie, ale jak właśnie inni już zjedzą. Davida jeszcze nie pytałem, co z Douglasem, to nie wiem... - Pionier wzruszył ramionami, po czym spojrzał w kierunku “Sosny”.
Alan powoli wstał ze swojego miejsca.
- Ja im ją zaniosę. Nałóż sobie porcję i odpocznij z innymi. Większość z nas i tak już się obsłużyła.
- O, proszę!!Marco wrócił!! - Dot wyszczerzyła do Chelimo swoje równe, białe ząbki. W tym przyjaznym grymasie kryła się jakaś nutka prowokacji. -Uciekłeś zanim podzieliłeś się z nami swoją historią.
- No ale ten… ja mam coś opowiadać? - Marco zrobił “karpika”.
- Kolejny, który się miga.- Lie popatrzyła na niego z wyrzutem.- Albo udaje, że się wstydzi.
- Tralalala - Marco wzruszył ramionami - Och i ach wielce mi tu wypominasz, na sumieniu chcesz zagrać… to są brudne zagrywki! - Chelimo niemal przytupnął - I co to da? Lepiej się poznamy? Phi… każdy ma jakieś brudy za paznokciami, po co w ogóle o tym rozmawiać? Dla rozrywki? Aby komuś nudno nie było owego wieczorka? - Marco nalał sobie zupy, po czym… pokazał Dot język.
Ruda uniosła obie brwi mocno do góry i westchnęła ciężko.
-Ależ się wysilił na filozofię.- Pokręciła z dezaprobatą głową. Nabrała głęboko powietrza do płuc i powoli, ze świstem wypuściła ja. - Nie chcesz mówić, to nie.
- Booooo-hooooo-hoooo…. bo jestem cool Dorothy, i nie, to nie, ja wam powiedziałam, wy nie musicie, i nie jesteście tacy cool? - Marco posłał jej “powietrznego” całusa, zajadając się zupą - Typowa samiczka, pazurki non stop...

Ryotaro w międzyczasie nie chcąc uczestniczyć w kłótni, zatopił się we wspomnieniach

-Łał!!- Dorothy cmoknęła z zachwytu.- To była naprawdę trafna analiza niedojrzałego zachowania, które jak zawsze prezentują typowe samiczki.
- Sama jesteś samiczka - Chelimo wzruszył ramionami - Uuuu… pogadajmy dla zabicia czasu o pierwszym razie, zaszufladkujmy jednego i drugiego, zmierzmy swoje fiutki… mój pierwszy raz był na… cmentarzu. Miałem 15 lat, odkrywałem swoją naturę… tak, on miał na imię Alan - Pionier spojrzał wymownie z uśmieszkiem na Woodsa, na co ten instynktownie zareagował, sięgając w miejsce gdzie normalnie powinien znajdować się jego nóż - Poczekaliśmy aż reszta ekipy pójdzie… dałem mu wszystko, nie otrzymałem nic, ojej, życie jest okropne - Marco przyklasnął w dłonie - Znudzona życiem panienka zadowolona? - Pokręcił głową.
- Zupełnie zapomniała, że jako znudzona życiem panienka, która na takie wyprawy jeździ, bo uprosiła tatusia, nie powinnam próbować integrować się ze zwykłymi śmiertelnikami. Bo przecież z wyżyn swojego ociekającego złotem pałacu nie dostrzegam okropności i beznadziejności egzystencji maluczkich. - Lie zrobiła zbolałą minę.
- Kto beznadziejny, to beznadziejny... - Uśmiechnął się Marco Chelimo - Nie mamy wszyscy po owe 15 lat, więc po co poruszać takie durne tematy? I jeszcze zmuszać, wywierać presję popartą tłumkiem, gadaj albo nie jesteś cool, blabla, jak dla mnie, to wszystko bez sensu - Powiedział, po czym skończył “wiosłować” w menażce odnośnie zupy - Więc bez urazu pani Lie, ale te gadki to jedynie zabawiają twoją próżność.
- To po co tu… - Dorothy przerwała w pół zdania. - Moja próżność została już w dostatecznym stopniu zabawiona.- Prześlizgnęła się wzrokiem po twarzach zebranych.- Teraz pora pójść i zaszufladkować wszystkich cool i tych mniej cool. Tak dla zabicia nudy dzisiejszego wieczoru. - Zabrała prawie pustą butelkę rumu i zniknęła za zasłoną oddzielającą komnatę kobiet.

Alan krzątał się przy napełnianiu menażek z zupą dla najemników. Starał się robić cokolwiek, by nie myśleć dlaczego “Bear’owi” tyle czasu zajmuje zwykłe zaniesienie naczyń do kobiecej części sypialnej. Będzie musiał potem zająć czymś swoją uwagę. Żałował, że nie zabrał ze sobą żadnej ciekawej lektury. Może Miyazaki-san albo Collins będą mieli ze sobą jakieś książki, które będzie mógł pożyczyć. Póki co zabrał gotowe porcje zupy i udał się w kierunku żołnierzy, zauważając wracającego z jaskini-sypialni dziewczyn “Bear'a”. Najemnik nie zabawił tam długo, ot pewnie chwilę porozmawiali. Właściwie to Dave niejako minął się z udającą tam Dorothy…
”O wilku - a raczej niedźwiedziu - mowa” - pomyślał zaopatrzeniowiec.
- Wszystko w porządku? - zapytał wymuszając uśmiech na twarzy.
- Nom - Odpowiedział czarnoskóry mężczyzna z wcale nie udawanym uśmiechem, po czym zasiadł ponownie na swoim wcześniejszym miejscu.
- To… ekhm... dobrze - odpowiedział Alan i udał się w swoją stronę, mamrocząc pod nosem coś o “głupiej paranoi”.

W końcu wszyscy udali się do swoich śpiworów.
 

Ostatnio edytowane przez Raist2 : 31-10-2018 o 01:49.
Raist2 jest offline