Edgelord | Mervi & Patrick w Pajęczynie, część druga - Czyli skoro tu przebywasz na stałe... Czy także wyłapujesz informacje dochodzące z innych sektorów, jesteś świadom wydarzeń w nich? - zapytała ostrożnie.
- Większości. Zależy co wpadnie - odparł swobodnie.
- Około dwóch lat temu przez sektory przeszło pokaźne przepalenie. - Mervi kontynuowała myśl - Jakieś czterdzieści sześć sektorów zostało ogarniętych. Czy dotarły do ciebie informacje o tym? - widząc, że wampir informacyjny jedynie pokiwał głową, postanowiła sprecyzować, przypominając sobie podane przez Einara sektory.
- Dokładniej chodzi mi o przepalenie, którego doznały wtedy sektory 751, 752, 753, 760, 780 do 821.
- Było coś takiego - wampir zamyślił się - chociaż za wyjątkiem sektora 752, on spalił się kilka miesięcy po tym. Nie jestem pewny też sektora 780, wydaje się mi, że padł razem z 781. A po co wam te informacje? Jakieś śledztwo? Opowiadajcie, teraz wy mnie trochę gawędą zabawicie.
- Cóż... - Mervi poddała się bez walki w tej kwestii - Nie ma co odmawiać w momencie, gdy gospodarz tyle już od siebie dał... i jest wampirem informacyjnym. - technomantka uśmiechnęła się, jednocześnie próbując wymyślić jak poprowadzić rozmowę.
- Żeby powiedzieć szczerze, ta Kicia nie wie nic o tym, a i jednocześnie także i ja nie jestem tutaj z powodu wyciągnięcia informacji. Przypadek, za którego nurtem podążyły moje słowa.
- Naprawdę wejście do Pajęczyny miało na celu urządzenie małej wycieczki dla Kociaka. Sam ma zerowe doświadczenie w VR, a i najwyraźniej także nie ma częstych relacji z własną Tradycją... Smuci mnie, że wie o niej tak mało. - zerknęła na moment na Patricka - Choć w założeniu jego obserwacja sytuacji mogłaby pomóc, w razie czego. - wzruszyła ramionami.
- Chcę dowiedzieć się co spowodowało takie Przepalenie tych sektorów te lata temu.
- Ciekawe - wampir informacyjny zrobił zamyśloną minę. Widać było na jego potwornym obliczu, iż analizuje możliwości lub wprost poszukuje danych. Ciekawe czy słyszał o maskowaniu mowy ciała? A może to właśnie była maska.
- Z tego co mi wiadomo, wspomniane sektory przepaliły się na skutek potyczki między Wirtualnymi Adeptami, a Technokracją. Z tego co wymieniłeś, nie tyczyło to sektora 752, 780 i 781. Bój był duży, przepalenie ogarnęło z grubsza dwadzieścia sektorów. Może o części nie mam pojęcia, daję 30% błędu. Interesują cię detale?
Mervi pokiwała głową.
- Skoro już zaczęliśmy temat... to powiem, że mnie to interesuje. - odparła, przygotowując się na dalszy ciąg.
- A z jakiej to przyczyny? Historia batalistyczna nie jest szczególnie popularna, a już tym bardziej historia batalii wojny wstąpienia. Szczególnie tych nowszych.
- Szukam odpowiedzi. - ostrożnie odpowiedziała - Chcę wiedzieć co dokładnie zaszło wtedy. Jestem związany z wydarzeniem na personalnym poziomie.
- Bardzo ciekawe - wampir sobie lekko z nią pogrywał, acz chyba na przyjacielskim poziomie.
- Potrzeba mi więc twojej pomocy. - Mervi spróbowała wywinąć się z powiedzenia w całości prawdy - Czy posiadasz wiedzę o detalach dotyczących tej potyczki?
- Część teraz, część mogę pozyskać w kilka tygodni - przyznał szczerze - prowadzisz kronikę?
- Na dany moment staram się zebrać potrzebne mi materiały, z których utworzę bazę. - odparła pewnie - Wtedy będę mógł wprowadzić w nich odpowiedni porządek, aby dane znalazły swoje miejsce w odpowiednich przegródkach.
- Wymyśliłeś to na poczekaniu, prawda?
Doktor Dracula zmierzył ją wzrokiem jak ucznia przyłapanego na ściąganiu.
- Wszystko co powiedziałem jest prawdą. - westchnęła boleśnie - Nie podejrzewałam, że i eteryci poddadzą się tej krzywdzącej nieufności wobec mojej Tradycji.
Wzrok wampira stawał się coraz bardziej surowy.
- Nie sądzę abym okazał wam nieufność. Poza moim małym, tradycyjnym żarcikiem, wyjaśniłem wam zasady i cele tego sektora, mam nadzieję, że nauczyłem trochę z pogranicza Nauki i Sztuki, zapoznaliście się z historią Tradycji, wypiliście dobrą herbatę, co chyba najważniejsze. Liczyłem na podobną serdeczność. Prawda Profesorze?
Zwrócił się do Patricka niespecjalnie szukając potwierdzenia, a raczej włączając go do dyskusji.
- Jesteśmy po niedawnej wizycie Technokracji. Wpadli do “stuprocentowo” bezpiecznej kryjówki i zmusili nas do rejterady. Kilkoro magów zginęło. Tradycje poniosły stratę ważnej lokacji… a całość wydarzenia… pachnie kretem ukrytym w naszych szeregach. To może czynić niektórych członków kabały nieco drażliwymi i nieufnymi. - wytłumaczył swojego “towarzysza” Healy.
Wampir trawił jego słowa.
- Szczere wyrazy współczucia - kiwnął głową.
Mervi rozważała przez ten czas swoje możliwości. Jeżeli uprze się na całkowite przemilczenie, nie dość że zapewne niczego się nie dowie, to jeszcze urazi Infopira i będzie mogła zapomnieć o odpowiednich relacjach z nim... i może jakimiś innymi osobami, które się o tym dowiedzą.
- Nie było obłudy w moich słowach, bo dane są mi potrzebne... Tylko wszelkie te materiały nie mają zostać umiejscowione w żadnej kronice czy na dysku, w dokładnym tego słowa znaczeniu. - spojrzała po obu mężczyznach, jakby niepewna czy naprawdę powinna wyjawiać swój problem - Byłem tam, w którymś z tych sektorów, w czasie, gdy doszło do ich Przepalenia... i nic dobrego z tego dla mnie nie przyszło.
- I uderzyłeś się w głowę - z lekko gasnącą podejrzliwością, acz nadzwyczaj celnie zapytał Dracula lustrując ją niezbyt mocno. Chyba zastanawiał się nad czymś.
- Wydaje mi się, że to było coś więcej niż proste uderzenie w głowę, ale koniec końców... Tak. Sprowadza się do tego, że nie za dobrze zareagowała moja pamięć na ten incydent. - dodała, nie patrząc w ogóle w stronę Patricka. Zacznie pewnie później ją przepytywać…
- Mogę się dowiedzieć dokładnie. Potrzebować będę około stu godzin. Rozumiem, że szukać w potoku informacji uzdolnionego dżentelmena? Indywidualnej sygnatury nie dostanę? Mam na myśli oczywiście tylko identyfikator publiczny.
Przez chwilę wydawało się, że Mervi zrobiła się podejrzliwa... ale wtedy zapytała:
- SPAMu mi nie będziesz wysyłał?
- Będziesz dostawać nasz biuletyn informacyjny.
Technomantka spojrzała poważnie na infopira.
- Jeżeli będzie wraz z nim wirus, to odeślę go z nawiązką. - mimo słów uśmiechała się z rozbawieniem - Oczywiście dostaniesz sygnaturę, po niej szukaj bardziej lub... po każdej postaci, która cierpiałaby na zaburzenia graficzne. Ta sylwetka akurat jest grzecznym wariantem.
- Kiedyś nawet chciałem się do was przyłączyć - zagaił wampir w formie komplementu podając adeptowi dłoń na znak zgody.
- Ale, jak to ujmę, nowa fala przebudzonych jest dla mnie… zbyt nowa.
- Nigdy nie jest za późno. - Mervi przyjęła dłoń doktora - A nowi? Och, proszę. Nauczyłem się nie zwracać zbytniej uwagi. Jak to w Internecie - część po prostu należy ignorować. - uśmiechnęła się żywiej.
- Może… &&&
Wampir przed odjazdem magów zatrzymał na chwilę Patricka. Uśmiechnął się szczerząc kły.
- Pozdrówcie Mistrza. I przeproście jeśli dalej się gniewa - spojrzał w ziemię.
- On się zawsze gniewa... na wszystko.- odparł ze śmiechem Healy, po czym spytał zdumiony.- Znasz… starego szalonego Szkota?
- Dużo powiedziane. Miałem okazję porozmawiać, dawno temu. To nic osobistego, po prostu wstyd, przyszło mi zawieść wielkiego Naukowca. Stare czasy.
-Ach…- Healy podrapał się za uchem skonfundowany, bo jego mentor nie mówił mu nic o starych dobrych czasach… które de facto dobre nie były. - Pozdrowię. &&&
Po kolejnej szalonej jeździe znaleźli się na powrót w miejscu, w którym ich zalogowało. Mervi przez całą drogę starała się nie zwracać większej uwagi na Patricka, dopóki nie przyszło opuścić Sieci.
- Niech zgadnę. Nie masz pojęcia jak się wylogować stąd, prawda? - mruknęła niepocieszona.
Nie czekała jednak na odpowiedź. Pojawiła się przed Patrickiem półprzezroczysta konsola na komendy, której polecenia nic konkretnego nie mówiły... prócz tego, że dane w nich zmieniały się wraz z wybieraniem odpowiednich kodów przez Mervi, zupełnie jakby używała jakiegoś typu klawiatury,
- Nawet nie myśl, aby mi rzygać w pokoju. - tymi słowy pożegnała Patricka... nim komendą przygotowaną dla niego odłączyła jego postrzeganie wysyłając polecenie przerwania połączenia gogli z Wirtualną Siecią.
Na odchodne tuż przed wylogowaniem Patrick zobaczył tylko stworzony z wielu czcionek, o różnych wielkościach, krojach i całej masy grafiki, dwa proste słowa. bYe NOOB &&&
- Nie jestem pewien czy to dla mnie. - stwierdził Healy po ściągnięciu gogli. Przez chwilę mrużył oczy i oddychał ciężko.- Ta cała Pajęczyna.
Patrick mógł mieć wrażenie, że Mervi nie zareagowała w żaden sposób, bo w pierwszym momencie ni drgnęła na jego słowa, jednak szybko poruszyła się nieznacznie.
- Nie marudź... - doszły go słowa kobiety powoli zdejmującej ostrożnie gogle z głowy.
- Stwierdzam fakt.- odparł krótko Healy.
- Marudzisz. - zawyrokowała Mervi odkładając na biurko swoje gogle i ściągając rękawiczki - Jak noga?
- Boli. Choć to raczej tępy ból. Może powinienem iść do lekarza, albo przynajmniej wziąć jakieś przeciwbólowe.- podrapał się po czuprynie Patrick.
- Przeciwbólowe, co? - kobieta zastanowiła się - Chyba mam jakieś... Nie jesteś uczulony na leki?
- Nie… jestem zdrowy jak koń… kulawy koń.- zażartował Syn Eteru.
Mervi nie skomentowała słów Patricka. Wstała od biurka i usiadła na kanapie, na której leżała niewielka, ciemnobrązowa torba. Nie próbowała nawet zakrywać tego, co w niej było. W końcu Patrick już wiedział...
- Nie masz problemów z siłą uśmierzaczy bólu?
Eteryta mógł zobaczyć włożone dość niedbale buteleczki z nieoznakowanymi lekami. Prócz tego zobaczył kilka pudełek leków przeciwbólowych wydawanych bez recepty.
- Sporo tego. Na co ci tyle?- spytał podejrzliwie Healy. Po czym dodał.- Paracetamol wystarczy.
Mervi obdarzyła Patricka dłuższym spojrzeniem, ale nie odpowiedziała na jego pytanie. Miast tego znalazła pudełko paracetamolu i podała go Patrickowi.
- Będzie tego z połowa, wystarczy ci. Możesz zachować.
- Dzięki.- uśmiechnął się ciepło Healy i westchnął.- Jak zażyję muszę, musimy jechać do mnie.
- Musimy? - dziewczyna wyraźnie była zaskoczona - Potrzebujesz czegoś stamtąd?
- Tam mam narzędzie do naprawy samochodu, krąg naprawczy. Nie mogę siedzieć na zadku i nic nie robić. Tam wreszcie jest łóżko dla dwojga… - zażartował dwuznacznie na koniec.
- Żartujesz, prawda? - Mervi schowała torbę do szafki - Chcesz samochód robić? Mając uszkodzone kolano?
- Dlaczego miałbym żartować? W zasadzie jest już niemal naprawiony. Pozostały mi tylko ostatnie poprawki.- odparł zdumiony mężczyzna łykając leki.
- Nie możesz teraz łazić przy samochodzie, jak twoja noga wciąż nie jest w dobrym stanie. - fuknęła - Czy ty w ogóle myślisz?
- No.- odparł krótko zdziwiony Patrick i dodał z ciepłym uśmiechem.- Obrywałem już gorzej. Nie martw się.
-Świetnie. Świetnie! - spojrzała z irytacją na niepokornego eterytę - Skrzywdź się bardziej. Czemu nie? Lepiej jogging odczyniaj, nie powstrzymuj się!
- A co… mam leżeć w łóżeczku i czytać książeczki? Nie jesteśmy w bezpiecznym schronieniu, tylko na terenie nad którym kontrolę mają dwie wampirze organizacje, a Technokracja za progiem. Nie ma czasu na lizanie ran.- westchnął Patrick.- Co niby innego miałbym robić?
- Może i przydałoby ci się poczytać książeczki, nie zapomniałbyś jak to się robi, o ile już nie zapomniałeś. - odwróciła się do niewielkiej szafki, w której zaczęła czegoś szukać.
- Ja jestem od robiona łomotu. Naukowe sprawy zostawiam takim jak Klaus.- odparł Healy masując dłonią obolałe kolano. - Zresztą… sama oberwałaś. Czy to cię powstrzymało przed dalszym narażeniem skóry?
- Kiedy niby? Nic mi się w Wieży nie stało. - wyciągnęła w końcu stary dość masywny elektroprzekaźnik, który swoje lata świetności dawno musiał zapomnieć, a sądząc po jego stanie - i tak nie działałby za dobrze... o ile w ogóle.
- A wcześniej .. w tych sektorach? - spytał ostrożnie Healy.
- Uderzyłam się jakoś w głowę, wielkie mi halo. - położyła elektroprzkaźnik na biurku - Ja przynajmiej nie uważam, że jedyne moje zastosowanie to danie komuś w ryj.
- Wiem, wiem.. ty jesteś ta zdolna i śliczniutka.- odparł Irlandczyk nachylając się ku dziewczynie i chwytając jej dłoń swoją, by pieszczotliwie muskać jej skórę opuszkami palców.
Mervi przymrużyła oczy, których spojrzenie wyrażało pełną nieufność.
- Co ty do cholery robisz?
- To się nazywa flirt. I zazwyczaj mi się udaje.- odparł z bezczelnym uśmieszkiem Patrick i westchnął dodając.- No dobra.. to co proponujesz robić w twoim mieszkanku? Czytać jakieś teorie informacji, oglądać w telewizji… co oni tu uprawiają.. hokej, skoki narciarskie?
- Flirt... I ty myślisz, że mnie tak nabierzesz? - skrzywiła się niechętnie - Nie mam pojęcia co uprawiają, nie interesuje mnie to.
- Nie wiem. Warto spróbować? No i zabawnie patrzeć jak stroszysz piórka.- odparł z ironicznym uśmiechem Patrick i wzruszył ramionami.- Nie musisz być cały czas taka sztywna, wiesz ? Czasami warto poluzować kołnierzyk.
- Dajże spokój z tym nonsensem. Niektórzy muszą być ciągle tacy, aby osoby bawiące się zamiast robić coś pożytecznego, mogły mieć szansę na przyszłość, a flirty... Znam już dobrze te wasze zabawy. Ładne słówka najpierw i... to tyle ze starania się.
- A więc uważasz się za taką obrończynię ludzkości, co? - zapytał Healy zerkając w twarz Finki i obejmując jej pochwyconą dłoń swoimi. - Ale czy czujesz się jej częścią. I nie… nie znasz tych zabaw skoro tak nerwowo reagujesz na byle komplemencik.
- To nie jest twoja sprawa. - odparła chłodno - Potrzeba mi twojej pomocy przy jednym z badań... a po niej i tak będę chciała się z kimś spotkać, to będziesz mógł sobie wrócić do siebie i majsterkować przy samochodzie uszkadzając to kolano bardziej. Twoja wola... - spojrzała na jego dłonie trzymające jej - A te gierki zachowaj dla innych.
- Niech tak będzie. Odwalmy więc tą kwestię i ja będę mógł wrócić do domu.- odparł krótko Patrick jakoś niespecjalnie urażony jej chłodnym zachowaniem. Czy rozczarowany.
- Jasne. Nie ma sprawy. - mimo niewzruszonego tonu Patrick mógł wyczuć z zachowania Mervi tłumiony smutek - Chodzi o tą rzecz... - położyła dłoń na starym elektroprzekaźniku - Prezent z dobroci serca względem Wirtualnych. Nie bardzo w to wierzę, ale w danym momencie nie mam konkretnego powodu. Z drugiej strony pytałeś o nową rzecz... ta jest najnowsza. Muszę... upewnić się czy nie kryje się za nią coś więcej, o czym na pierwszy rzut oka nie wiesz. - uśmiechnęła się niemrawo - Ja bym zajęcia się sprawą przeszłości tej rzeczy. Ty znasz się na duchach, prawda? Pytałeś o nie wcześniej…
- Aż tak bardzo to się nie znam na duchach, po prostu wiem jak je rozwalać. Znam odpowiednie sztuczki. Nie czuję się autorytetem w kwestii duchów.- stwierdził ciepłym tonem Healy lekko sfrustrowany tą sytuacją i zachowaniem Mervi, która wydawała się sama nie wiedzieć czego chce. - Dlatego wczoraj tak liczyłem na pomoc Walerii.
- Chcę tylko dowiedzieć się czy jakiś duch był związany z tym przedmiotem lub coś w tym stylu. Może też odnajdziesz ślady innej magyi? Nic więcej. - odparła dziewczyna.
- Zrobię co będę w stanie, niczego więcej nie mogę obiecać. Warto by jednak uzyskać drugą opinię. Może u Klausa?- zadumał się Patrick drapiąc po karku.
- Może. - odparła Mervi bez przekonania - Jeżeli znajdziesz coś, będę miała większą pewność czego szukać... albo kogo. W sumie... Nawet jeżeli nic nie znajdziesz to będzie to jakaś informacja. - wzruszyła ramionami.
- Nie martw się. Na pewno z czasem wszystko odkryjesz. Nie ma się co spinać… nie ma pośpiechu.- próbował ją pocieszyć Irlandczyk.
- Mogłabym oczywiście porozmawiać znowu z Jonathanem, przyjąć jego ofertę poznania powodu mojego ataku na ciebie i mikrofalówkę... - oparła się plecami o biurko - Zaoferował, że zbada moją pamięć... Z tamtego okresu. Odmówiłam. - spojrzała poważnie na Patricka - Może i właśnie wtedy odkryłabym co trzeba, ale... Nie chcę, aby hermetyk grzebał mi w pamięci, rozkładał przeszłe wydarzenie na części pierwsze, pewnie też zamknął je dla siebie w jakieś buteleczce. Potrzebuję wiedzieć. Znać. Odkryć prawdę, ale... Nie zaufam. Dlatego robię to na okrętkę.
- Nie ufasz z jakiegoś konkretnego powodu, czy tak… ogólnie?- odparł rozumiejąc jej rozterki Healy. Sam choć nieco władał domeną Umysłu, wolałby żeby inny sojuszniczy mag nie zaglądał mu do czaszki.
- Nie ufam, bo przekonałam się o jednej prawdzie. - skrzywiła się - Nikt nie weźmie technomanty serio i nie posłucha, a żeby cokolwiek osiągnąć nie możesz nikomu powiedzieć prawdy, tylko jak nie wiedzą co robią macie szanse na sukces. - parsknęła.
- Sukces? Co to ? - zapytał żartobliwie Patrick.- Ja nie uprawiam magyi dla jakichś sukcesów i uznania przez innych magów więc mi to nie przeszkadza. A co dla ciebie jest sukcesem?
Mervi spojrzała na Patricka chłodno.
- Zdobycie informacji, których wydobycie przysłuży się większej grupie? Czy nawet pójście na ryzykowną akcję z nadzieją na wywalczenie nią lepszego wyniku? - pokręciła głową - Ty też nie rozumiesz, co? Nie poszedłbyś nigdy za moim przeczuciem?
- Poszedłbym… jak w ogień. Poszedłem w wieży.- przypomniał jej Patrick i pogłaskał czule po włosach. - Ja tu nie jestem od planowania akcji. Ty jesteś... ty masz komputery i pajęczynę. Idealny z ciebie materiał na koordynatorkę oddziału.
- Na razie ani nie umiem sobie darować przeliczenia się w Wieży, ani nie mogę znieść braku informacji, które dałyby mi obraz tej niezrozumiałej sytuacji, w której się taplam! - przetarła oczy - Dlatego chcę teraz, nie później, abyś mi swoimi umiejętnościami dał kilka odpowiedzi... Chociażby czy nie robi sobie ktoś ze mnie zabawki.
- Myślę o latającym helikopterku zasilanym kwintesencją i wysyłającym ci jej pomiary. Jeśli nadamy mu prostą SI mającą podążać tam gdzie jest “paliwo”, to mamy latające perpetum mobile wyznaczające ruchy Kwintesencji w mieście. Bo tu wszystko z pewnością wokół niej się kręci.- wspomnienie o zabawce wywołało nagły przebłysk geniuszu który wymagał wyartykułowania.
- Przepraszam tak… czasem… przychodzi nagłe olśnienie. Wybacz że wątek ci przerwałem.- dodał pokornie.
- Po prostu sprawdź ten elektroprzekaźnik, proszę. - westchnęła.
- Dobrze. - mruknął potulnie Patrick i zaczął budować elektrogle. Do zwykłych okularów dokręcał tłoki, mierniki, zwojnice i kryształki składając gogle widzenia wszystkiego.
Założył je w końcu na nos wyglądając zabawnie, zagwizdał pod nosem i przyjrzał się artefaktowi Mervi.
Niestety, pośpiesznie złożone gogle nie mogły się równać z już posiadanymi przez Patricka goglami. Samoróbka generowała nieprzyzwoicie dużo szumów, a efekt zoomu działał dość kulawo ze względu na brak stabilizacji. Irlandczyk dojrzał silne wiązania eteru w przedmiocie, charakterystyczne dla rzeczy ważnych, historycznych lub po prostu będących związanych z magyą lub nawet magią. Duch przedmiotu spał silnie i głęboko lecz był bardzo rozbudowany, niemal wylewał się ze wzorca materii cewki. Cewkę otaczały rozedrgane barwy emocji, niestety irlandczyk miał problem ze skalibrowaniem kolorów w goglach.
- Duch przedmiotu jest mocno uśpiony. Obcych uwiązanych zjaw nie widzę. To ważny i powiązany z magyią historyczny artefakt i trochę… emocji jest z nim powiązanych. - odpowiedział Patrick i uśmiechnął się pocieszająco.- Żaden zły duch z tego nie wyskoczy.
Adeptka spojrzała na elektroprzekaźnik, czując jak żołądek jej się wykręca. To co mówiła Hannah... było prawdą...?
- Dzięki - odparła - Pomogłeś mi... Dziękuję jeszcze raz. - ponownie spojrzała na część urządzenia. Jeżeli to nie ono stało za niezrozumiałymi czynami Mervi... to co?
- Nie tak bardzo jak chciałbym. - westchnął Healy drapiąc się po głowie. - Może później wymyślę jakiś lepszy sposób, ale obecnie nic nie przychodzi mi do głowy.
- Dziękuję i tak... - zwróciła wzrok na Patricka - Mam nadzieję, że dasz radę dojechać i dokończyć poprawki samochodu.
- Może powinienem też zajrzeć do lekarza i załatwić sobie jakieś usztywnienie na kolano.- zamruczał do siebie Healy i rzekł z uśmiechem do Mervi.- Jakbyś coś potrzebowała, albo jakiś kłopot miała to daj znać… pomogę.
- Jasne... Będę pamiętać. - uśmiechnęła się dość blado - Naprawdę nie miej mi za złe tego nocnego ataku.
- To nie twoja wina Mervi.- odparł ciepło Patrick i bezczelnie wyciągnął dłoń w jej kierunku. Pogłaskał włosy dłonią… grożąc. - I będę tak robił zawsze gdy zaczniesz się obwiniać.
- Mam nadzieję, że to był ostatni raz z mojej strony... Nie chcę zniszczyć czegoś więcej w moim domu. - ponownie słaby uśmiech pojawił się na jej twarzy - Na razie chcę się spotkać z kilkoma osobami... zrzucili na mnie też dużo roboty... Pełny grafik.
- Powiedzmy, że spróbowałem temu zaradzić. No nie martw się. Będzie dobrze. Masz mnie, masz Klausa… masz resztę naszej ferajny. Poradzimy sobie.- odparł optymistycznie Patrick.
- Tak. Naszą mistyczną gromadkę. Rozpiera mnie szczęście. - odparła sarkastycznie - Szukaj tego lekarza i wracaj do majsterkowania. - machnęła ręką.
- Jeszcze zmienisz zdanie.- Irlandczyk objął dziewczynę i przytulił mocno.
- Nie zapracuj się. - rzekł na pożegnanie i puściwszy ją, pokuśtykał do swojego wozu.
__________________ Writing is a socially acceptable form of schizophrenia. |