| Lavina, mimo, że zmęczona i trochę zziębnięta zanim poszła do izby postanowiła rozmówić z jedną osobą pewną sprawę, która nie dawała jej spokoju. Weszła do stajni kiedy Estalijczyk wprowadził swojego wierzchowca i nie czekając aż zwróci na nią uwagę zaczęła ‘wyjaśniać’ pewną sprawę. - Czy to dla ciebie normalne, że opuszczasz towarzyszy na szlaku? - powiedziała do jego pleców blondynka, miała gniewną minę jej usta były zaciśnięte w cienką linie czoło zmarszczone, ręce splecione na piersi. Santiago nie miał nawet czasu zareagować bo ich zwykle uśmiechnięta i pogodna towarzyszka przeszła od razu do gniewnego werbalnego ataku. - Nie wiem, jakim mężczyzną trzeba być, żeby na głupiutkie propozycje młodej siksy od razu podkulać ogon pod siebie i uciekać w las! Gdyby oprócz tej grupy goblinów gdzieś na przedzie była jeszcze druga, to zostawiając mnie i Wilhelma samych przyczyniłbyś się do czyjejś śmierci! - Tyrada trwała. Lavina nawet zbliżyła się do Santiago na tyle, by podczas wypowiadania słowa ‘Ty’ mogła dźgać go palcem. - Jeśli Ty chcesz umrzeć sobie na szlaku, proszę bardzo, ale ja nie zamierzam przez Ciebie skończyć jako zwłoki w rowie, bo Ty nie umiesz sobie odjechać parę metrów przed wóz, by się odseparować od niechcianych zalotów!- Ostatnie słowa właściwie wykrzyczała mu w twarz. Wzięła głęboki oddech jakby zaraz miała kontynuować tę tyradę, ale zamiast tego położyła sobie dłonie na biodrach i spytała już spokojniej, ale nadal przeszywając go gniewnym spojżeniem. - To jak to z tobą jest, panie de Ayolas? Jest pan przydatny, czy jest pan kulą u nogi? Estalijczyk przerwał rozkulbaczanie wierzchowca i spojrzał ze zdziwieniem na dziewczynę. Jego zdumienie stało się jeszcze większe, gdy ta zaczęła dźgać go palcem i robić wyrzuty. - Não entendo, senhorita. - Odpowiedział z przepraszającym uśmiechem, gdy Lavina przerwała, by zaczerpnąć tchu. - Me desculpe, eu preciso cuidar do meu cavalo. - Dodał, wskazując kciukiem za siebie w kierunku strzygącego uszami zwierzęcia. - Você pode me ajudar ou pode gritar comigo. Por favor, faça sua escolha. - Powiedział jeszcze i obrócił się plecami do Laviny skupiając uwagę na gniadej klaczy. Przez chwilę wydawał się całkowicie pochłonięty luzowaniem kolejnych rzemieni, aż w końcu zdjął siodło i trzymając je w rękach obrócił pozbawioną wcześniejszej wesołości twarz i spoglądając na wyraźnie wkurzoną kobietę. Nie mylił się sądząc, że próba spławienia jej nie przyniesie efektu - od razu było wiadomo, że ta dziewka jest na to zbyt zdeterminowana. - Gdybym miał choć cień podejrzenia, senhorita, że grozi wam jakiekolwiek niebezpieczeństwo, to pozostałbym przy wozie. - Rzekł we wspólnej mowie z wyraźnie południowym akcentem. - Możesz mi wierzyć, że Herr Wilhelm nie musi obawiać się byle goblina, czy bandyty. Możliwe, że to właśnie ich musiałbym ratować przed jego gniewem... - roześmiał się ponownie, ukazując równy rząd białych zębów, co było dość niecodziennym widokiem w Imperium. - Nie potrafię odpowiedzieć na Twoje pytanie, senhorita. - Kontynuował. - Nie wiem, czy jestem przydatny, czy raczej kulą u nogi, bowiem nie mnie to oceniać. Nie muszę jednak nikomu niczego udowadniać. Może sama za jakiś czas będziesz mogła udzielić sobie odpowiedzi, senhorita? - Ponownie się uśmiechnął. - Gniada czeka na oporządzenie i nakarmienie. Pomożesz? - zapytał wskazując zgrzebło i worki z obrokiem pod ścianą stajni. Jednak wieloletnie wyuczenie z cyrku “Najpierw zwierzęta potem ty” wzięło górę nad kontynuowaniem pouczania Santiago. Podeszła do worków sprawdziła pierwszy, ale znaleziona w nim martwa mysz zdyskwalifikowała obrok z podania go gniadej, wyrzuciła truchełko z obroku i sprawdziła drugi.
Dziewczyna nie widząc tam żadnych niespodzianek wróciła do klaczy i jej właściciela łapiąc po drodze zgrzebło. Podała rzeczy Santiago a sama złapało garść słomy i zaczęła czyścić sierść konia zwłaszcza grzbiet. - To często działa ? To twoje przechodzenie na język ojczysty w nadziei że jeśli ktoś go nie zna zrezygnuje z dalszych prób niewygodnych konwersacji? - spytała już bez złości w głosie a skupieniem nad wykonywana czynnością. - Si, senhorita. - Odpowiedział ze śmiechem. - Zwykle działa. - Wyszczerzył się. Lavina zatrzymała się na ten bezczelny pokaz ludzkiej pychy patrząc na mężczyznę po drugiej stronie konia. Mina jej malowała czyste zaskoczenie, po chwili dziewczyna wybuchnęła śmiechem. - Ha ha ha ha… jakim cudem wać pan nadal stąpasz po ziemi z tak wybujałym ego? … Ha ha ha- dziewczyna nadal się śmiała z estalijczyka, miała go za kulę u nogi, ale zabawną kulę u nogi. - Co to ego? - Santago zapytał marszcząc brwi. - To jakaś wasza potrawa z gotowaną kapustą? - spytał z poważną miną. Nie sposób było poznać, czy żartuje, czy pyta na serio. W końcu wzruszył ramionami i wrócił do oporządzania klaczy, przy ciągłym chichocie złodziejki. *** Po udzieleniu pomocy Santiago dziewczyna skorzystała z jednego zakamarka w stodole i przebrała się z stroju “awanturniczki” w jej zwykłą suknie, i ruszyła do środka karczmy. “W końcu!” Lavina prawie chciała skakać z radości. Rzadko piła, ale poprosiła o podanie jej ciemnego do posiłku, jadła powoli delektując się każdym kęsem w jej ustach. Kiedy zaczęli się do nich przysiadać miejscowi, wyjęła z plecaka flet i podeszła do muzyków, którzy akurat grali znaną jej melodie. Na migi pokazała o co jej chodzi, a tamci skineli głowa, że może dołączyć. Zagrała z nimi sześć melodii, cztery były jej znane a dwie nowe które improwizowała ale szybko się nauczyła je współgrać na instrumencie. Później podziękowała grajkom, w nietakcie było proszenie o współudział w zyskach więc dziewczyna musiała zadowolić się poznaniem dwóch nowych melodii. Pamiętając, że kolejnego dnia znowu mają cały dzień podróży przed nimi, udała się do stajni dołączając do dzieciaków i Baragaza. |