Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-10-2018, 08:02   #321
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Limhandil po przeszukaniu ciała człowieka znalazł list. Wsunął go pod kurtę i przygarnął sakiewkę. Srebra i miedzi nigdy za wiele a niestety w świecie ludzi wszystko kosztowało.
Ruszył po wierzchowca i po kwadransie dogonił orszak. Kwestię o pozostawieniu wozu elf skwitował wzruszeniem ramion.

***

Pod Skocznym Jelonkiem wydawało się bezpiecznie. Sporo podróżnych dawało pewność, że zajazd nie zostanie napadnięty, chociaż Limhandil nigdy nie ufał takim zabezpieczeniom.
Usiedli przy jednej z ław i zwiadowca dopiero teraz zdjął kaptur odsłaniając długie uszy i tatułaże na twarzy. Nie przejmował się opinią miejscowych. Jeśli wynikły by z tego problemy spokojnie mógł udać się do stajni śpiąc z misiem i zapewne dzieciarnią. To zawsze dawało możliwość ochrony cały czas. W końcu mieli dostarczy transport a z doświadczenia elf wiedział, że tam gdzie wydaje się najbezpieczniej może się okazać najniebezpieczniej.

Na zaczepkę elf nie zareagował. olał nie wdawać się z ludźmi w rozmowę. Nie szło mu zbyt dobrze w tej kwestii i zazwyczaj gdy się odzywał źle się to kończyło. Limhandil wolał poczekać w spokoju na posiłek i później udać się do stajni by sprawdzić czy wierzchowiec został oporządzony i czy wszystko gra. Limhandil póki co obserwował brodaczy i starał się zauważyć czy są jakimkolwiek zagrożeniem. Czy udawali pijaństwo a może tasowali ich wzrokiem szukając słabych punktów. No i skąd przyszli. Odeszli od innego stolika i ich pozostali kompani pilnie się im przyglądają.
 
Hakon jest offline  
Stary 31-10-2018, 09:28   #322
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Reinmar zebrał srebro, zamierzając je podzielić pomiędzy biorących udział w tym niewielkim starciu. Z ciała kupca wziął natomiast medalik z podobizną pucułowatej dziewczyny, zamierzając odesłać ją rodzinie, o ile udałoby się ustalić, skąd kupiec pochodził i gdzie mieszkał. Srebrny łańcuszek rajtar postanowił sprzedać. Ozdoba wzięta z trupa nie była specjalnie atrakcyjna dla szlachcica. O ile nie zabiją pocztyliona po drodze, bo widząc luźne bandy goblinów wszystko było możliwe, rodzina mogła się ucieszyć, widząc pamiątkę po krewnym. Sztylet zostawił dla krasnoludów za ich wspaniałą szarżę. Chwilę zastanawiał się, gdzie jest eskorta kupca, ale najpewniej uciekła, lub została porwana w głąb puszczy. Nie mieli czasu być dobrymi dla wszystkich, bo wóz z dzieciakami czekał i w każdej chwili mógł paść ofiarą kolejnej zasadzki.
Rajtar pogratulował towarzyszom udanej akcji, przeładował starannie oba pistolety i pojechał w stronę wozu, zajmując miejsce w szyku po jednej stronie wozu, wracając do konwersacji z młodą Eriką.

- Oh, gobliny to furda. Choć w dużej liczbie potrafią być groźne i utrapienie z nich straszne. Kupców napadają i podróżnych samotnych i nieostrożnych. Ale jak plan bitki dobry, to nie ma siły, ulec muszą. Pan Limhandil tak strasznie szył z łuku, że jak muchy padali, a panowie krasnoludowie jak w nich wpadli, to jak niedźwiedź w młody groch. Aż zielone leciało dokoła. Piękny widok. Pan Elmer to tak czarował, że aż powietrze trzeszczało i wyło, tak uciesznie. Ale strasznie wyło, i już myślałem, że mi koń się spłoszy. Sam z pistola strzelbę taką dawałem, że aż lufa mi się zgrzała i omal nie pękła. – opowiadał dramatycznym, nieco żartobliwym głosem rajtar puszczając oko do reszty towarzyszy, uśmiechając się pod nosem – sama waćpanna widzisz, że bitka to wysiłek zbiorowy jest. Bez tych goblinów...bezpieczniej. Odrobinę, ale zawsze. Ale orkowie...o, to inna jest sprawka. Silne, okrutne, i atakując wyją strasznie, gorzej nawet niż czary Pana Elmera. Ciężko je powalić, chyba, że kopiją w kałdun, halebardą przez łeb, lub z pistola, też w łeb. Panowie krasnoludy to pewnie nie jedną opowieść waćpannie zaserwować by mogli, bo i pewnie sprawę z nimi mieli nie raz. - opowiadał rajtar zabawiając młódkę.

W karczmie podzielił pieniądze z niewielkiego łupu na goblinach pomiędzy walczących i zwyczajowo siadł za ławą, sącząc swój trunek. Potem dosiedli się obcy.
Reinmar widział już niejednego typa, który lubił dosiadać się bez przyzwolenia, po to, aby wybadać ofiarę przed jakimś oszustwem lub podłością, a najczęściej pospolitym napadem.
- Taak, niebezpiecznie teraz. Goblinów po drodze siła, musieliśmy się z nimi namordować. Każdy, kto drogami dzisiaj jedzie łatwo w ich zasadzkę wpaść może. A bandytów? Miałem z nimi kiedyś taką sprawę, to było chyba w Grenstadt...a może jeszcze w Wissenlandzie? W każdym razie prowodyrami było czterech.- Reinmar pociągnął z kubka i nie speszony, opowiadał dalej - Jeden siedział z bandą w lesie, a trzech chodziło po karczmach, i ludzi spowiadało, co by łacniej łup brać. Wystaw pan sobie, jakież to ludziom łotrostwo w głowach siedzi - pokiwał głową, jakby tłumacząc - trzech ich było, niech mnie Sigmar porwie jeśli łżę. Jeden małomówny, drugi gadatliwy. Trzeciego nie pamiętam jak wyglądał. Mniejsza zresztą, ale jak na nas napadli, to nasiekliśmy zbójców, chyba ze dwa tuziny ludu była, jak nie więcej. A po tych hultajów wróciliśmy do tej karczmy. Ten mrukliwy padł od razu, od kuli z pistola między oczy. Ten co go nie pamiętam zasieczon był okrutnie toporem, i łeb mu na ćwierci się był rozleciał, to go dlatego nie pamiętam. A ten gadatliwy...cóż, powiem waćpanu, że jak go za koniem po majdanie przeciągnęliśmy, to nawet krucy uczty nie mieli z czego mieć. To i zbójcy od tego czasu nas unikają.- Reinmar dokończył kufel i odstawił go spokojnie - A tak właściwie, dlaczego pytacie? - uśmiechnął się rajtar, patrząc w oczy pytającemu i kładąc mimowolnie rękę na rękojeści pistoletu, zatkniętego za pas.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 31-10-2018 o 09:33.
Asmodian jest offline  
Stary 31-10-2018, 20:36   #323
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Lavina, mimo, że zmęczona i trochę zziębnięta zanim poszła do izby postanowiła rozmówić z jedną osobą pewną sprawę, która nie dawała jej spokoju. Weszła do stajni kiedy Estalijczyk wprowadził swojego wierzchowca i nie czekając aż zwróci na nią uwagę zaczęła ‘wyjaśniać’ pewną sprawę.
- Czy to dla ciebie normalne, że opuszczasz towarzyszy na szlaku? - powiedziała do jego pleców blondynka, miała gniewną minę jej usta były zaciśnięte w cienką linie czoło zmarszczone, ręce splecione na piersi. Santiago nie miał nawet czasu zareagować bo ich zwykle uśmiechnięta i pogodna towarzyszka przeszła od razu do gniewnego werbalnego ataku. - Nie wiem, jakim mężczyzną trzeba być, żeby na głupiutkie propozycje młodej siksy od razu podkulać ogon pod siebie i uciekać w las! Gdyby oprócz tej grupy goblinów gdzieś na przedzie była jeszcze druga, to zostawiając mnie i Wilhelma samych przyczyniłbyś się do czyjejś śmierci! - Tyrada trwała. Lavina nawet zbliżyła się do Santiago na tyle, by podczas wypowiadania słowa ‘Ty’ mogła dźgać go palcem. - Jeśli Ty chcesz umrzeć sobie na szlaku, proszę bardzo, ale ja nie zamierzam przez Ciebie skończyć jako zwłoki w rowie, bo Ty nie umiesz sobie odjechać parę metrów przed wóz, by się odseparować od niechcianych zalotów!- Ostatnie słowa właściwie wykrzyczała mu w twarz. Wzięła głęboki oddech jakby zaraz miała kontynuować tę tyradę, ale zamiast tego położyła sobie dłonie na biodrach i spytała już spokojniej, ale nadal przeszywając go gniewnym spojżeniem.
- To jak to z tobą jest, panie de Ayolas? Jest pan przydatny, czy jest pan kulą u nogi?

Estalijczyk przerwał rozkulbaczanie wierzchowca i spojrzał ze zdziwieniem na dziewczynę. Jego zdumienie stało się jeszcze większe, gdy ta zaczęła dźgać go palcem i robić wyrzuty.
- Não entendo, senhorita. - Odpowiedział z przepraszającym uśmiechem, gdy Lavina przerwała, by zaczerpnąć tchu. - Me desculpe, eu preciso cuidar do meu cavalo. - Dodał, wskazując kciukiem za siebie w kierunku strzygącego uszami zwierzęcia. - Você pode me ajudar ou pode gritar comigo. Por favor, faça sua escolha. - Powiedział jeszcze i obrócił się plecami do Laviny skupiając uwagę na gniadej klaczy.
Przez chwilę wydawał się całkowicie pochłonięty luzowaniem kolejnych rzemieni, aż w końcu zdjął siodło i trzymając je w rękach obrócił pozbawioną wcześniejszej wesołości twarz i spoglądając na wyraźnie wkurzoną kobietę. Nie mylił się sądząc, że próba spławienia jej nie przyniesie efektu - od razu było wiadomo, że ta dziewka jest na to zbyt zdeterminowana.
- Gdybym miał choć cień podejrzenia, senhorita, że grozi wam jakiekolwiek niebezpieczeństwo, to pozostałbym przy wozie. - Rzekł we wspólnej mowie z wyraźnie południowym akcentem. - Możesz mi wierzyć, że Herr Wilhelm nie musi obawiać się byle goblina, czy bandyty. Możliwe, że to właśnie ich musiałbym ratować przed jego gniewem... - roześmiał się ponownie, ukazując równy rząd białych zębów, co było dość niecodziennym widokiem w Imperium.
- Nie potrafię odpowiedzieć na Twoje pytanie, senhorita. - Kontynuował. - Nie wiem, czy jestem przydatny, czy raczej kulą u nogi, bowiem nie mnie to oceniać. Nie muszę jednak nikomu niczego udowadniać. Może sama za jakiś czas będziesz mogła udzielić sobie odpowiedzi, senhorita? - Ponownie się uśmiechnął.
- Gniada czeka na oporządzenie i nakarmienie. Pomożesz? - zapytał wskazując zgrzebło i worki z obrokiem pod ścianą stajni.
Jednak wieloletnie wyuczenie z cyrku “Najpierw zwierzęta potem ty” wzięło górę nad kontynuowaniem pouczania Santiago. Podeszła do worków sprawdziła pierwszy, ale znaleziona w nim martwa mysz zdyskwalifikowała obrok z podania go gniadej, wyrzuciła truchełko z obroku i sprawdziła drugi.

Dziewczyna nie widząc tam żadnych niespodzianek wróciła do klaczy i jej właściciela łapiąc po drodze zgrzebło. Podała rzeczy Santiago a sama złapało garść słomy i zaczęła czyścić sierść konia zwłaszcza grzbiet.

- To często działa ? To twoje przechodzenie na język ojczysty w nadziei że jeśli ktoś go nie zna zrezygnuje z dalszych prób niewygodnych konwersacji? - spytała już bez złości w głosie a skupieniem nad wykonywana czynnością.
- Si, senhorita. - Odpowiedział ze śmiechem. - Zwykle działa. - Wyszczerzył się.
Lavina zatrzymała się na ten bezczelny pokaz ludzkiej pychy patrząc na mężczyznę po drugiej stronie konia. Mina jej malowała czyste zaskoczenie, po chwili dziewczyna wybuchnęła śmiechem.
- Ha ha ha ha… jakim cudem wać pan nadal stąpasz po ziemi z tak wybujałym ego? … Ha ha ha- dziewczyna nadal się śmiała z estalijczyka, miała go za kulę u nogi, ale zabawną kulę u nogi.
- Co to ego? - Santago zapytał marszcząc brwi. - To jakaś wasza potrawa z gotowaną kapustą? - spytał z poważną miną. Nie sposób było poznać, czy żartuje, czy pyta na serio. W końcu wzruszył ramionami i wrócił do oporządzania klaczy, przy ciągłym chichocie złodziejki.

***

Po udzieleniu pomocy Santiago dziewczyna skorzystała z jednego zakamarka w stodole i przebrała się z stroju “awanturniczki” w jej zwykłą suknie, i ruszyła do środka karczmy.
“W końcu!” Lavina prawie chciała skakać z radości. Rzadko piła, ale poprosiła o podanie jej ciemnego do posiłku, jadła powoli delektując się każdym kęsem w jej ustach. Kiedy zaczęli się do nich przysiadać miejscowi, wyjęła z plecaka flet i podeszła do muzyków, którzy akurat grali znaną jej melodie. Na migi pokazała o co jej chodzi, a tamci skineli głowa, że może dołączyć.
Zagrała z nimi sześć melodii, cztery były jej znane a dwie nowe które improwizowała ale szybko się nauczyła je współgrać na instrumencie. Później podziękowała grajkom, w nietakcie było proszenie o współudział w zyskach więc dziewczyna musiała zadowolić się poznaniem dwóch nowych melodii.
Pamiętając, że kolejnego dnia znowu mają cały dzień podróży przed nimi, udała się do stajni dołączając do dzieciaków i Baragaza.
 
Obca jest offline  
Stary 31-10-2018, 21:19   #324
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- Har har! A jakżeby inaczej! - wywołany przez Reinmara temat sprawił, że Ragnar postanowił wyrwać się do odpowiedzi i poczęstować towarzystwo jakąś krótką, nieproszoną historyjką.

- Zieleńcy są jak prostackie zbóje. Gobliny zawsze napadają tych co są słabsi i mniej liczni od nich, zawsze z zaskoczenia. Często jak już takiego nieszczęśnika dorwą to nie wiedzą nawet co zdołały zagarnąć. Co więcej lubują się w zadawaniu bólu i obezwładnionym ofiarom. Pamiętam jak kiedyś gobliny napadły na jednego pasterza z naszej wioski. Dargni miał na imię. Przyczaiły się, rozgoniły owce, a Dargniego podziabały i ogłuszyły. Na szczęście jego syn, którym pomagał mu na hali zdołał nas powiadomić. Przybyliśmy niewielką drużyną i wytropiliśmy draństwo. Gobliny ubiły kilka owiec i zabrały truchła do jaskini, aby je zjeść, zaś pasterza trzymały dla zabawy tocząc go związanego po ostrych kamieniach, przypalając i sponiewierając nożami. Wbiliśmy się do tej jaskini i okrutnie ich przetrzebiliśmy, uwalniając Dargniego. Tak się składa że miały w jaskini spory kocioł tośmy zielonych związali wsadzili do środka i nasypali tych ostrych kamieni, a potem gar hyc po hali w dół. Toczył się, a ze środka dobywały się wrzaski przeklętych grobi. Jakżeśmy potem ten kocioł znaleźli to w środku, że tak obrazowo powiem, było mielone z goblina, ha.

Przez chwilę Ragnar jechał spokojnie na Baragazie jakby delektując się opowiedzianą historią. Poczuł parę krzywych spojrzeń odnośnie opowiadania takich rzeczy w towarzystwie dzieciarni. Przez chwilę jeszcze milczał po czym znów podjął.

- Natomiast z orkami to jest cięższa sprawa. Szukają bitki gdziekolwiek są, nie ważne czy z kimś słabszym czy mocniejszym... napadają, niszczą, rabują i palą i to jest jedyne co ich w życiu cieszy. Pfu, zasrani zieloni barbarzyńcy. Pamiętam jak napadli kiedyś na jedną karawanę, to już było kiedy Baragaz wyrósł i trzeba było go zacząć trzymać poza domem...


***

Odmowa wpuszczenia Baragaza do gospody była niczym potwarz dla Ragnara. Ten święcie oburzony poszedł wraz z misiem do stajni i tam mieli zamiar spędzić wieczór i noc pomimo obecności dzieciaków. Niestety oznaczało to też naruszenie własnych zapasów jedzenia i alkoholu, ale cóż... tak czasem bywa. Umgi bywali strachliwi i jacyś tacy... miękcy. Z ciała i charakteru. Krasnolud waligóra i niedźwiedź siedli w stajni pomrukując i powarkując niczym bardzo pokrewne sobie istoty. Kiedy zjawiła się Lavina oba kudłate stwory zmierzyły ją wzrokiem.

- Coś się tam dzieje ciekawego? Jakaś szansa na rozróbę, czy można spokojnie iść spać?
 
Stalowy jest offline  
Stary 31-10-2018, 21:33   #325
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Być może powrót zwycięzców uchronił Wilhelma przed przerzuceniem zainteresowania Eriki na jego z kolei osobę. Nie żeby zapomniał, jak to jest prowadzić mało poważne rozmowy z mało poważnymi panienkami, którym do dorosłości nieco brakowało, ale ostatnimi czasy takie wymiany poglądów z małolatami bawiły go znacznie mniej.


Dalsza podróż obyła się bez większych przeszkód... jeśli nie licząc takich drobiazgów jak błoto czy pojawiające się od czasu do czasu owady.
I do gospody dotarli cało i zdrowo.

Rozmowa, jakiej świadkiem był w stajni, zmieniła nieco jego stosunek do Laviny. Niby taka bojowa, a dała się najpierw obrazić, a potem zapędzić do roboty... Dusza służącej? Ale czy miał coś powiedzieć? Wszak to nie była jego sprawa.
Z drugiej strony musiał przyznać, że Santiago załatwił sprawę koncertowo. "Przestań, kobieto, pieprzyć trzy po trzy, tylko zabierz się za to, do czego się nadajesz".
Wilhelm by tak nie potrafił. Zdecydowanie by nie potrafił.

Wieczór w gospodzie zapowiadał się ciekawie.
Nie tylko ze względu na grajków, do których dołączyła Lavina. Znacznie ciekawsi byli ciekawscy goście gospody, których Reinmar poczęstował interesującą opowiastką.
Czy każdy, zadający nadmiar pytań, był potencjalnym bandytą?
Z pewnością nie, ale odrobina ostrożności nikomu nie mogła zaszkodzić.
Na szczęście część kompanii nocowała w stajni, więc kradzież koni im groziła.
A gdyby ktoś chciał ich napaść podczas podróży? Raczej by się rozczarował.
 
Kerm jest offline  
Stary 02-11-2018, 11:17   #326
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację

Lavina wróciłą do stajni gdzie zastała jeszcze ‘rozbrykane’ towarzystwo. Nawet Erika była i wyglądała na bardzo rozczarowaną brakiem konkretnego męskiego towarzyswa i uwagi.
- No dobry wieczór, widzę że nie macie ochoty jeszcze się kłaść. - powiedziała do towarzystwa dodatkowo kiwając głową do krasnoluda który z fochem odmówił wchodzenia do karczmy i zostawiania tam swojego złota jeśli odmawiają obsługi też misia.
Robert jak zwykle żywo przemieszczał się po stajni buszując w stertach siana i skacząc po słomie. Franz pociągał nosem a Lisa jak zwykle melancholijnie wodziła oczami po miejscu.
“Tak, wszystko w normie” Pomyślałam amazonka i wybrała sobie miejsce koło Lisy. Korzystając z chwili wyciągnęła drewniany grzebień i zaczęła rozczesywać sobie długie blond włosy. Dziewczynkę zaciekawiło to na dłuższy moment niż zazwyczaj co nie umknęło Lavinie. Kobieta uśmiechnęła się i zaproponowała. - Chciałabyś żebym ci ułożyła włosy? - dziewczynka nie zareagowała, ale widząc że nie ucieka złodziejka wyciągnęła do niej dłoń. - Choć. Będzie miło. - Zachęciła przyjaźnie dziewczynkę na co w końcu ta przysiadła się tak by Lavina mogła rozczesać jej włosy, były trochę skołtunione ale nie było to nic z czym zwinne palce złodziejki by sobie nie poradziły. Lavina zawsze lubiła kiedy któraś z starszych dziewczyn w cyrku ją czesała, więc wychodziła z założenia, że każda dziewczynka to lubi. - Masz ładne włosy, twoja mama też takie miała? - Spytała ale Lisa odpowiedziała jej wzruszeniem ramion.
- Ona nic nie wie znaleźli ją w lesie, nic nie pamięta albo nie chce mówić bo jest wariatką. - powiedziała złośliwie Erika ze swojego miejsca, Lavina była prawie pewna, że złośliwość była skierowana w jej stronę a czesana przez nią blondynka oberwała komentarzem bo czarnulka nie miała jak inaczej dopiec starszej kobiecie.
- Mhm ja też nie znam swoich rodziców...- powiedziała kobieta przeciągając grzebień raz po raz i ignorując prychnięcie Eriki gdzieś z boku - ... byłam bardzo mała jak zostałam znaleziona na trakcie w górach, w zniszczonym wozie, przez trupę cyrkową w której się wychowałam…- kontynuowała, rozdzielając włosy dziewczynki na porcje by zacząć je zaplatać w prosty warkocz ale pleciony w poprzek głowy. - ...dlatego nazywali mnie Lavina, od katastrofy górskiej przez która musieli zmienić szlak podróżny na ten na którym mnie znaleźli . - Mówiła do Lisy, ale widziała jak Robert i mały Franz zaciekawili się tym co robiły blondynki. Nie przerywając pracy nad warkoczem spytała starszego chłopaka. - A ty Robercie jak się tu znalazłeś?
- Pan Handler, znalazł mnie na trakcie. - powiedział trochę mniej żywo niż zazwyczaj.
- Co robiłeś na tym trakcie? - Lavina ciągnęła go za język, mieli jeszcze jeden dzień podróży z tymi dzieciakami ale pod wieloma względami patrząc na nich złodziejka widziała trochę siebie w każdym z nich.
- Uciekłem z terminu u rzeźnika, ale kiedy wróciłem do domu … ale moich rodziców już tam nie było, dom też był spalony - mówił w niebywale smutnym i drżącym głosem -… więc ruszyłem na szlak w poszukiwaniu przygód! - Dokończył już w swoim zwykłym tonie choć na to Lisa odezwałą się cicho. - On ciągle uciekał z terminów.
Lavina przytaknęła, pozwoliła Robertowi na swoją wersję wydarzeń choć była pewna że wiedział albo widział więcej niż mówił.
- Powiecie mi jak Franz do was dołączył? - Lavina uśmiechnęła się wciągając dzieciaki w rozmowę.
- Pan Handler zabrał go z światyni Taala... - powiedziała Lisa.
- Jego rodzicę zmarli w wyniku zarazy. - dokończył Robert.
- Zdecydowanie życie nikogo tutaj nie rozpieszcza,...- przyznała kończąc pleść warkocz, i zaplatając go na końcu kawałkiem krótszej niebieskiej wstążki jakie trzymała by zaplatać własne włosy przed występem z końmi. - ... skończyłam, niestety nie mam lusterka byś się zobaczyła ale może jutro zdołasz obejrzeć się w beczce wypełnionej wodą.
Lisa przeciągnęła dłonią po tyle głowy badając wzór warkocza, najwidoczniej była zadowolona albo zaintrygowana bo kładąc się później spać specjalnie uważała by nie kłaść głowy tak by się nie popsuł.
- No widząc że daleko wam do snu, a ja potrzebuje się wyspać przed jutrzejszym marszem pozostaje mi was zanudzić jakąś opowieścią. - powiedziała Lavina nabierając ochoty na podzielenie się z dzieciakami jej ulubioną powieścią folkową o kobiecie która napiła się wody z odcisku śladu wilka i została przeklęta by zmieniać co miesiąc w wilka i polować na ludzi, póki leśnik jej nie złapał i nie obciął potworowi głowy by nie mogła się dalej zmieniać i terroryzować ludzi.
Erika najwidoczniej nie lubiła baśni albo tę już znała bo tylko marudziła że zachowują się za głośno albo że opowieść jest głupia. Reszta była mniejwięcej zaciekawioną opowieścia nalegały na kontynuację, głównie Robert, a Lisa pozwoliła sobie na komentarze dotyczącą Eriki. Takich jak że dziewczyna dołączyła do ich czwórki jako ostatnia, Handler odkupił ją od innego domokrążcy i że Lisa słyszała jak ten drugi mówił że czarno włosa została sprzedana mu przez swoich rodziców bo nie mogli poradzić sobie z jej zachowaniem które uniemożliwiało jej zamążpójście. Ta mała charakterystyka wyjaśniała Lavinie niektóre zachowania Eriki.

Lisa i Franz nie dotrwali do końca opowieści ale Robert był zachwycony końcem i był gotowy chwytać za patyk i stróżować pilnując przed potworami i Lavina musiała mu kazać iść spać mówiąc, że jak będzie niewyspany nie będzie mógł się bronić jeśli znowu spotkają gobliny a trakcie. To jakoś pomogło i złodziejka mogła też w końcu iść spać.
 
Obca jest offline  
Stary 02-11-2018, 19:36   #327
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Santiago dokończył oporządzanie gniadej klaczy z pomocą Laviny. Dziewczyna całkiem sprawnie radziła sobie ze zwierzętami - widać takie zajęcia to dla niej nie pierwszyzna. Po upewnieniu się, że wierzchowiec ma co jeść i nigdzie sobie w nocy nie polezie, Estalijczyk skierował swoje kroki do budynku gospody.

Gwar w środku i zapachy serwowanego przez kuchnię jedzenia uderzyły w Santiago od samego progu sprawiając, że żołądek zaczął dopominać się o swoje. Stół zajmowany przez towarzyszy de Ayolasa cieszył się zainteresowaniem miejscowych - choć tutaj Estalijczyk nie zakładałby się, gdyż równie dobrze mogliby być to przyjezdni. Dla pochodzącego z południa Starego Świata mężczyzny mieszkańcy Imperium byli dość podobni do siebie i subtelne różnice w wyglądzie i akcencie nie mówiły mu zbyt wiele co do pochodzenia tychże.

Nie chcąc przeszkadzać w interesującej zapewnie rozmowie skierował się do lady, gdzie zajął jeden z pustych stołków i poprosił gospodarza o kibek wina. Oczywiście na koszt Handlera, zgodnie z umową. Słuchał przy tym, o czym gadają tutejsi - bardziej dla rozrywki, niż szukając kłopotów.

Dobrze wiedział, że te zwykle znajdują się same.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 02-11-2018, 20:28   #328
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Elmer po pokonaniu goblinów, nie mógł opanować ciekawości. Wlokąc się jako ostatni, znów zniknął najbliższych krzakach i tak by nikt go nie zauważył, zmienił się w kruka. Szybował nad pobojowiskiem, próbując wypatrzeć ślady skąd przyszły gobliny. Chciał znaleźć ich kryjówkę i być może fanty jakie tam ukryły. Oczywiście był bardzo ostrożny i nie zamierzał umrzeć z byle powodu.

Po jakimś czasie, tuż przed przybyciem do karczmy, wrócił niezauważony przez towarzyszy. No może elf czegoś się domyślił. W zajeździe dużo jadł i już trochę mniej pił niż poprzedniego wieczora. Ucho nadstawiał uważnie, starając się wyłapywać każdą wzmiankę o sigmarytach lub striganach.
 
Komtur jest offline  
Stary 05-11-2018, 09:31   #329
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Pytającym mężczyznom znacznie zrzedły miny, kiedy Reinmar opowiadał im o bandytach, z jakimi kiedyś miał do czynienia. Popatrzyli z niepokojem na pistolet rajtara, który sprawiał wrażenie jakby zaraz miał wyskoczyć z olstra. – Bo widzicie… Nam też droga do Wortenbachu wypada… I tak pytamy, bośmy słyszeli, że gościńce niebezpieczne teraz. Dużo się mówi o goblinach co po lasach siedzą i o bandytach, którzy podróżnych napadają. Czasy niespokojne, to i w kupie bezpieczniej podróżować, prawda? A jeszcze, szanowny panie jest ta sprawa zabójców z Pfeildorfu. Wiecie o co chodzi, prawda? Już w całym Sudenlandzie tych zbrodniarzy szukają. Żeby tak niewinnych, pobożnych ludzi wymordować…

- Kapłana, świętego męża co nabożeństwu przewodził, na pal nawlekli na oczach wiernych! – włączył się drugi z mężczyzn. – A potem rzeź urządzili! Sigmarze chroń nas! Jeden żywy się ostał, któren opowiedział o jatce. Demony przyzwali, które z lubością we krwi męczenników się kąpały…

Z późniejszej rozmowy wynikło, że mężczyźni są grupą rzemieślników, wydalonych z cechu, którzy podróżowali w celu znalezienia nowego miejsca pracy. Wyrazili chęć podróżowania wspólnie z awanturnikami i Handlerem. Ten ostatni trochę utyskiwał, ale widać było, że jeszcze większe towarzystwo było mu na rękę. Dyskretnie poprosił Wilhelma, żeby mieć na nich oko i aby w żadnym razie nie zbliżali się do dzieciarni.

Rozpytywany o handlarza winem karczmarz przyznał, że go znał. Ów nazywał się Niklaus Bethe i pochodził z Moosbachu, położonego na zachodzie. Karczmarz był wstrząśnięty wieścią, że kupiec stał się ofiarą goblinów. Zobowiązał się do przekazania rodzinie informacji o zgonie i miejscu ostatniego spoczynku.

*

Kolejnego dnia, już w towarzystwie rzemieślników, którzy cały swój dobytek mieli spakowany na cztery muły, a na pytania czemu tylko tyle odpowiadali, że resztę i swoje rodziny sprowadzą jak już znajdą nowe miejsce do życia, wyruszyli w kierunku Wortenbachu.

W okolicy rzeczywiście grasowali zbójnicy, ale tak dużej grupy nie zdecydowali się zaatakować. Tylko na wzgórzu nieopodal drogi ochraniający karawanę awanturnicy dostrzegli dwie konne sylwetki obserwujące grupę. Potem jeźdźcy schowali się za pagórkiem w oczekiwaniu na bardziej przystępną ofiarę.

Wieczorem zajechali do Wortenbachu i klasztoru Sióstr Miłosierdzia. Handler wypłacił obiecane pieniądze, rzemieślnicy znaleźli lokum w gospodzie, a bohaterowie stanęli przed dylematem, którędy kontynuować swoją podróż. Z informacji jakie uzyskali wieczorem od mieszkańców wynikało, że mają dwie możliwości. Pierwszą było podążanie Środkową Drogą na zachód, przez Torrach i Sochtenau do Rohrhofu nad rzeką Soll i później wodą przez Eppiswald i Hornfurt w góry, tak daleko jak się da. Drugą możliwością było jechanie do Torrach, położone dwa dni drogi od Waldbachu i tam skręcenie na Stary Kamienny Trakt wiodący przez Wyżyny, jak miejscowi nazywali tą część Sudenlandu, w kierunku gór. Oba szlaki spotykały się w Hornfurcie nad rzeką Hornberg, u podnóża gór.

*

- Ucieknę – wyszeptała Erika Reinmarowi do ucha. – Ucieknę i pojadę z Tobą w góry… Czekaj na mnie o świcie pod murem przytułku…
 
xeper jest offline  
Stary 05-11-2018, 10:32   #330
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację

Wczesnym rankiem dziewczyna obudziła się i oceniwszy, że ma czas, skorzystała z pozwolenia Wilhelma i zabrała rankiem Lotkę na krótką przejażdżkę przejażdżkę dookoła wsi. Obu im dobrze zrobiła krótka rozgrzewka przed wyruszeniem w dalszą drogę. Chociaż Lavina nie znała Lotki tak dobrze by zdecydować się poćwiczenia na niej nawet podstawowe figury, poza siadem i pozwoleniem Lotce jazdę bez kierowania klaczy przez cyrkówkę, ale może kiedy odstawią dzieci do klasztoru znajdzie się czas i na to.
Czarodziej miał z tego to, że rankiem nie musiał siodłać konia i zastał swoją klacz gotową do drogi i w stanie w którym pierwszy raz ją widział.
Klacz unosiła wysoko głowę, miała rozszeżone oczy, jej uszy były nastawione do przodu w sztorc, co jakiś czas niecierpliwie grzebała przednią noga w piachu i parskała.
- Trochę się żeśmy rozbrykały rano - powiedziała przepraszająco blondynka - nie pomyślałam żeby cię zapytać czy wolisz ją w stanie wyciszonym, czy jednak do żywszej jazdy.
- Kamień spadł mi z serce
- powiedział Wilhelm. - Już myślałem, że ją ktoś ukradł...

Lavina zbladła i szybko zaczęła się tłumaczyć przestraszona, najwidoczniej Wilhelm poprzedniego dnia tylko żartował z tym pozwoleniem.
- Przepraszam, wydawało mi się, że pozwolenie na przejażdżkę było nadal aktualne.
- Wszak nie mam pretensji...
- Wilhelm był nieco zaskoczony zachowaniem dziewczyny. Wszak nie powiedział jej złego słowa. - Ładnie się razem prezentowałyście - dodał, chcąc przywrócić dziewczynie dobry nastrój.
- Przepraszam, rzeczywiście powinnam dać znać, że pożyczam Lotkę
- dodała nadal speszona blndynka - ale nie chciałam was budzić biorąc pod uwagę, że zaraz znowu wyruszamy a sen jest jednak potrzebny.
- Aż takim śpiochem nie jestem
- zapewnił Wilhelm.
- Heh, z tego co wiem to widziałeś nasz powrót nie wyjazd. - Powiedziała pewniej dziewczyna podając mu lejce klaczy.
- Te parę chwil by mnie nie zbawiło... - Przejął wodze. - Dziękuję.
- Prosze i jeszcze raz przepraszam.
- powiedziała i ruszyła do stajni po swoje rzeczy by nie opóźnić wyjazdu. Znowu szła koło wozu lub obok ‘niedźwiedzi’.

***
Droga do Wortenbach była długa zwłaszcza, że złodziejka po raz drugi spędziła większość czasu idąc o własnych siłach. Dojeżdzajac do karczmy miałą ochote oddciąć sobie nogi. Co zaowocowało, że po ustaleniu trasy i zjedzeniu posiłku dziewczyna runęła jak martwa.

- Nie wiem jak reszcie ale trasa przez Torrach i Stary kamień brzmi dobrze. - Powiedziała swoje danie, choć nie zamierzała się kłócić o trasę jeśli większość chciała jechać inaczej.

Przed wyjściem do stajni zaczepiła jeszcze Reinmara. - Powinieneś się z nią dosadnie rozmówić, jeśli nie chcesz by dziewczyna jutro ukradła komuś konia i dogoniła cię na trakcie. Ignorowanie jej teraz nie pomoże.
 
Obca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172