|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
31-10-2018, 08:02 | #321 |
Reputacja: 1 |
|
31-10-2018, 09:28 | #322 |
Reputacja: 1 |
__________________ Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est Ostatnio edytowane przez Asmodian : 31-10-2018 o 09:33. |
31-10-2018, 20:36 | #323 |
Reputacja: 1 | Lavina, mimo, że zmęczona i trochę zziębnięta zanim poszła do izby postanowiła rozmówić z jedną osobą pewną sprawę, która nie dawała jej spokoju. Weszła do stajni kiedy Estalijczyk wprowadził swojego wierzchowca i nie czekając aż zwróci na nią uwagę zaczęła ‘wyjaśniać’ pewną sprawę. |
31-10-2018, 21:19 | #324 |
Reputacja: 1 | - Har har! A jakżeby inaczej! - wywołany przez Reinmara temat sprawił, że Ragnar postanowił wyrwać się do odpowiedzi i poczęstować towarzystwo jakąś krótką, nieproszoną historyjką. - Zieleńcy są jak prostackie zbóje. Gobliny zawsze napadają tych co są słabsi i mniej liczni od nich, zawsze z zaskoczenia. Często jak już takiego nieszczęśnika dorwą to nie wiedzą nawet co zdołały zagarnąć. Co więcej lubują się w zadawaniu bólu i obezwładnionym ofiarom. Pamiętam jak kiedyś gobliny napadły na jednego pasterza z naszej wioski. Dargni miał na imię. Przyczaiły się, rozgoniły owce, a Dargniego podziabały i ogłuszyły. Na szczęście jego syn, którym pomagał mu na hali zdołał nas powiadomić. Przybyliśmy niewielką drużyną i wytropiliśmy draństwo. Gobliny ubiły kilka owiec i zabrały truchła do jaskini, aby je zjeść, zaś pasterza trzymały dla zabawy tocząc go związanego po ostrych kamieniach, przypalając i sponiewierając nożami. Wbiliśmy się do tej jaskini i okrutnie ich przetrzebiliśmy, uwalniając Dargniego. Tak się składa że miały w jaskini spory kocioł tośmy zielonych związali wsadzili do środka i nasypali tych ostrych kamieni, a potem gar hyc po hali w dół. Toczył się, a ze środka dobywały się wrzaski przeklętych grobi. Jakżeśmy potem ten kocioł znaleźli to w środku, że tak obrazowo powiem, było mielone z goblina, ha. Przez chwilę Ragnar jechał spokojnie na Baragazie jakby delektując się opowiedzianą historią. Poczuł parę krzywych spojrzeń odnośnie opowiadania takich rzeczy w towarzystwie dzieciarni. Przez chwilę jeszcze milczał po czym znów podjął. - Natomiast z orkami to jest cięższa sprawa. Szukają bitki gdziekolwiek są, nie ważne czy z kimś słabszym czy mocniejszym... napadają, niszczą, rabują i palą i to jest jedyne co ich w życiu cieszy. Pfu, zasrani zieloni barbarzyńcy. Pamiętam jak napadli kiedyś na jedną karawanę, to już było kiedy Baragaz wyrósł i trzeba było go zacząć trzymać poza domem... *** Odmowa wpuszczenia Baragaza do gospody była niczym potwarz dla Ragnara. Ten święcie oburzony poszedł wraz z misiem do stajni i tam mieli zamiar spędzić wieczór i noc pomimo obecności dzieciaków. Niestety oznaczało to też naruszenie własnych zapasów jedzenia i alkoholu, ale cóż... tak czasem bywa. Umgi bywali strachliwi i jacyś tacy... miękcy. Z ciała i charakteru. Krasnolud waligóra i niedźwiedź siedli w stajni pomrukując i powarkując niczym bardzo pokrewne sobie istoty. Kiedy zjawiła się Lavina oba kudłate stwory zmierzyły ją wzrokiem. - Coś się tam dzieje ciekawego? Jakaś szansa na rozróbę, czy można spokojnie iść spać? |
31-10-2018, 21:33 | #325 |
Administrator Reputacja: 1 | Być może powrót zwycięzców uchronił Wilhelma przed przerzuceniem zainteresowania Eriki na jego z kolei osobę. Nie żeby zapomniał, jak to jest prowadzić mało poważne rozmowy z mało poważnymi panienkami, którym do dorosłości nieco brakowało, ale ostatnimi czasy takie wymiany poglądów z małolatami bawiły go znacznie mniej. Dalsza podróż obyła się bez większych przeszkód... jeśli nie licząc takich drobiazgów jak błoto czy pojawiające się od czasu do czasu owady. I do gospody dotarli cało i zdrowo. Rozmowa, jakiej świadkiem był w stajni, zmieniła nieco jego stosunek do Laviny. Niby taka bojowa, a dała się najpierw obrazić, a potem zapędzić do roboty... Dusza służącej? Ale czy miał coś powiedzieć? Wszak to nie była jego sprawa. Z drugiej strony musiał przyznać, że Santiago załatwił sprawę koncertowo. "Przestań, kobieto, pieprzyć trzy po trzy, tylko zabierz się za to, do czego się nadajesz". Wilhelm by tak nie potrafił. Zdecydowanie by nie potrafił. Wieczór w gospodzie zapowiadał się ciekawie. Nie tylko ze względu na grajków, do których dołączyła Lavina. Znacznie ciekawsi byli ciekawscy goście gospody, których Reinmar poczęstował interesującą opowiastką. Czy każdy, zadający nadmiar pytań, był potencjalnym bandytą? Z pewnością nie, ale odrobina ostrożności nikomu nie mogła zaszkodzić. Na szczęście część kompanii nocowała w stajni, więc kradzież koni im groziła. A gdyby ktoś chciał ich napaść podczas podróży? Raczej by się rozczarował. |
02-11-2018, 11:17 | #326 |
Reputacja: 1 |
|
02-11-2018, 19:36 | #327 |
Reputacja: 1 | Santiago dokończył oporządzanie gniadej klaczy z pomocą Laviny. Dziewczyna całkiem sprawnie radziła sobie ze zwierzętami - widać takie zajęcia to dla niej nie pierwszyzna. Po upewnieniu się, że wierzchowiec ma co jeść i nigdzie sobie w nocy nie polezie, Estalijczyk skierował swoje kroki do budynku gospody. Gwar w środku i zapachy serwowanego przez kuchnię jedzenia uderzyły w Santiago od samego progu sprawiając, że żołądek zaczął dopominać się o swoje. Stół zajmowany przez towarzyszy de Ayolasa cieszył się zainteresowaniem miejscowych - choć tutaj Estalijczyk nie zakładałby się, gdyż równie dobrze mogliby być to przyjezdni. Dla pochodzącego z południa Starego Świata mężczyzny mieszkańcy Imperium byli dość podobni do siebie i subtelne różnice w wyglądzie i akcencie nie mówiły mu zbyt wiele co do pochodzenia tychże. Nie chcąc przeszkadzać w interesującej zapewnie rozmowie skierował się do lady, gdzie zajął jeden z pustych stołków i poprosił gospodarza o kibek wina. Oczywiście na koszt Handlera, zgodnie z umową. Słuchał przy tym, o czym gadają tutejsi - bardziej dla rozrywki, niż szukając kłopotów. Dobrze wiedział, że te zwykle znajdują się same.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
02-11-2018, 20:28 | #328 |
Reputacja: 1 | Elmer po pokonaniu goblinów, nie mógł opanować ciekawości. Wlokąc się jako ostatni, znów zniknął najbliższych krzakach i tak by nikt go nie zauważył, zmienił się w kruka. Szybował nad pobojowiskiem, próbując wypatrzeć ślady skąd przyszły gobliny. Chciał znaleźć ich kryjówkę i być może fanty jakie tam ukryły. Oczywiście był bardzo ostrożny i nie zamierzał umrzeć z byle powodu. Po jakimś czasie, tuż przed przybyciem do karczmy, wrócił niezauważony przez towarzyszy. No może elf czegoś się domyślił. W zajeździe dużo jadł i już trochę mniej pił niż poprzedniego wieczora. Ucho nadstawiał uważnie, starając się wyłapywać każdą wzmiankę o sigmarytach lub striganach. |
05-11-2018, 09:31 | #329 |
Reputacja: 1 | Pytającym mężczyznom znacznie zrzedły miny, kiedy Reinmar opowiadał im o bandytach, z jakimi kiedyś miał do czynienia. Popatrzyli z niepokojem na pistolet rajtara, który sprawiał wrażenie jakby zaraz miał wyskoczyć z olstra. – Bo widzicie… Nam też droga do Wortenbachu wypada… I tak pytamy, bośmy słyszeli, że gościńce niebezpieczne teraz. Dużo się mówi o goblinach co po lasach siedzą i o bandytach, którzy podróżnych napadają. Czasy niespokojne, to i w kupie bezpieczniej podróżować, prawda? A jeszcze, szanowny panie jest ta sprawa zabójców z Pfeildorfu. Wiecie o co chodzi, prawda? Już w całym Sudenlandzie tych zbrodniarzy szukają. Żeby tak niewinnych, pobożnych ludzi wymordować… - Kapłana, świętego męża co nabożeństwu przewodził, na pal nawlekli na oczach wiernych! – włączył się drugi z mężczyzn. – A potem rzeź urządzili! Sigmarze chroń nas! Jeden żywy się ostał, któren opowiedział o jatce. Demony przyzwali, które z lubością we krwi męczenników się kąpały… Z późniejszej rozmowy wynikło, że mężczyźni są grupą rzemieślników, wydalonych z cechu, którzy podróżowali w celu znalezienia nowego miejsca pracy. Wyrazili chęć podróżowania wspólnie z awanturnikami i Handlerem. Ten ostatni trochę utyskiwał, ale widać było, że jeszcze większe towarzystwo było mu na rękę. Dyskretnie poprosił Wilhelma, żeby mieć na nich oko i aby w żadnym razie nie zbliżali się do dzieciarni. Rozpytywany o handlarza winem karczmarz przyznał, że go znał. Ów nazywał się Niklaus Bethe i pochodził z Moosbachu, położonego na zachodzie. Karczmarz był wstrząśnięty wieścią, że kupiec stał się ofiarą goblinów. Zobowiązał się do przekazania rodzinie informacji o zgonie i miejscu ostatniego spoczynku. * Kolejnego dnia, już w towarzystwie rzemieślników, którzy cały swój dobytek mieli spakowany na cztery muły, a na pytania czemu tylko tyle odpowiadali, że resztę i swoje rodziny sprowadzą jak już znajdą nowe miejsce do życia, wyruszyli w kierunku Wortenbachu. W okolicy rzeczywiście grasowali zbójnicy, ale tak dużej grupy nie zdecydowali się zaatakować. Tylko na wzgórzu nieopodal drogi ochraniający karawanę awanturnicy dostrzegli dwie konne sylwetki obserwujące grupę. Potem jeźdźcy schowali się za pagórkiem w oczekiwaniu na bardziej przystępną ofiarę. Wieczorem zajechali do Wortenbachu i klasztoru Sióstr Miłosierdzia. Handler wypłacił obiecane pieniądze, rzemieślnicy znaleźli lokum w gospodzie, a bohaterowie stanęli przed dylematem, którędy kontynuować swoją podróż. Z informacji jakie uzyskali wieczorem od mieszkańców wynikało, że mają dwie możliwości. Pierwszą było podążanie Środkową Drogą na zachód, przez Torrach i Sochtenau do Rohrhofu nad rzeką Soll i później wodą przez Eppiswald i Hornfurt w góry, tak daleko jak się da. Drugą możliwością było jechanie do Torrach, położone dwa dni drogi od Waldbachu i tam skręcenie na Stary Kamienny Trakt wiodący przez Wyżyny, jak miejscowi nazywali tą część Sudenlandu, w kierunku gór. Oba szlaki spotykały się w Hornfurcie nad rzeką Hornberg, u podnóża gór. * - Ucieknę – wyszeptała Erika Reinmarowi do ucha. – Ucieknę i pojadę z Tobą w góry… Czekaj na mnie o świcie pod murem przytułku… |
05-11-2018, 10:32 | #330 |
Reputacja: 1 |
|