Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-11-2018, 01:31   #380
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Black 2, 8; Grey 32, 35; pokład Falcon 1

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=PTG3ftLJr8Q[/MEDIA]
Yellow 14 nie dawał zapomnieć o swojej renomie śmiertelnej pułapki, zwłaszcza tym których szyje okalały stalowe obręcze. Parę minut poza bezpiecznym schronem i już kolejna parchata dwójka pożegnała się z życiem w sposób równie nagły, co paskudny. Pozostali zaś cudem, lecz dotarli do latacza, wspierani przez drona żandarmów i zwykłą, ludzką determinację. Podróż okupili nowymi ranami, a gdy wreszcie padła na twardą, śliską podłogę ładowni, Ósemka czuła jak płuca palą ją żywym ogniem. Dla odmiany kończyny drętwiały z wyczerpania, drżąc niekontrolowanie przy najmniejszej próbie poruszenia. Taszczenie kloca pokroju Leemana lekkie nie było, nie mogli go też zostawić na pastwę gnid. Wystarczy, że Avare i Nyoka nie dały rady.

Pojawienie się spóźnialskich Black 8 zarejestrowała kątem oka, klęcząc na podłodze i oddychając chrapliwie pod maską. W życiu nie spodziewałaby się, że widok Sandersa tak ją ucieszy. Ich jaśnie medyk mimo ran dotoczył się do latadełka, a saper kamień spadł z serca. Udało się, kurwa jego mać, prawie już byli w domu… a raczej na lotnisku, gdzie pod ziemią czekał ukryty przed MP pieprzony kuternoga o lepkich łapach i niewyparzonej gębie. Kobieta pozwoliła sobie na krótki uśmiech tryumfu. Wieźli na pokładzie potrzebne zapasy medyczne, lekarza… i to mimo masy perturbacji po drodze. Hassel chwilowo był bezpieczny, Mahler tak samo. Zostawało mieć tylko nadzieję, że pod nieobecność elementy kryminalnego, sytuacja w bunkrze nie spierdoli się dokumentnie.

Pokonawszy pierwszą słabość po morderczym spacerze, parchata saper rozejrzała się po ładowni i wtedy dostała obuchem przez rudy łeb. Na ławeczce, w najdalszym kącie leżała poszukiwana przez każdego zaplutego mundurowego na Yellow kobieta - święta, wieszczka. Niebezpieczna terrorystka. Obok niej, niczym ponury sfinks, przycupnął obcy z mordy koleś, też prawdopodobnie z Dzieci Gai. Jej ochroniarz, wybawca… następny terrorysta. Na ich widok złote oczy wpierw się zwięzły, by zaraz otworzyć szeroko, gdy na zmaltretowanej bladej twarzy wykwitł cyniczny uśmiech. Przytrzymując się ściany Ósemka podniosła się do pionu, idąc powoli w kierunku sekciarskiego kącika. Zatrzymała się o parę kroków dając im bufor bezpieczeństwa, albo komfortu psychicznego. Obce elementy w Obrożach jak wiadomo nie budziły ciepłych skojarzeń. Gdyby tylko mieli więcej czasu…
- Jesteście cali? - syntetyczny głos lektora przerwał ciszę, skazaniec kucnął na ziemi grzebiąc intensywnie w kieszeniach. Wyjął z nich dwa stimpaki by rzucić je temu przytomnemu. W dobie kryzysu i prześladować terroryści winni zachować choć cień solidarności. - Potrzebujecie lekarza?

- Ja pierdole, kurwa - Grey 35 wyglądał jakby go ktoś przeciągnął po wysypisku i dole z szambem w jednym. Charczał leżąc na plecach i jak tylko mógł klął głośno na zły świat, głupich psiarczyków i jeszcze pierdoloną pogodę.
- No kurwa, do chuja… jebańce. Co za jebańce - sarkał i jojczył, wylewając ból egzystencji, aż do momentu gdy uznał, że w międzyczasie może się poskładać. Po gębie na szczęście nie oberwał.
- Ja pierdole… co za nora. W dupę rżnięty kurwidołek! - sapał wbijając w poranione ciało igły i powoli żegnając się z towarzyszącym mu od połowy wycieczki bólem. Ciągle nie wierzył. Udało się! Kurwa no! dotarł do pionolotu, poczekali na niego! Normalnie gdyby nie wściekłość i foch na świat chyba by ich wyściskał po kolei.
- Dzięki ludzie - powiedział na głos do parchatej zbieraniny, zbierając się z podłogi. Oni pomogli jemu, teraz jego kolej. - Podróż na lotnisko zajmie parę minut. Pierwsza baza zaliczona, nie? Gdzie ja kurwa miałem te prochy - mruknął, grzebiąc w wątłych zapasach i rozglądając się po innych skazańcach. - Ogarnę was po kolei, spokojnie. Maxa starczy dla wszystkich - na zakończenie wyszczerzył się promiennie.

- Zajebiście było... - rzuciła Grey 32 dysząc w strażackim osprzęcie oddechowym. - Blacki nauczyły się czekać na ludzi - przyznała kiwając głową przypiąwszy się do trzęsącej ławki. - Nash, następnym razem będzie trzeba wysadzać korytarze za sobą, nie przed sobą.

Mądry Parch po szkodzie. Największą cenę płaciło się, gdy wybuchał chaos. Z drugiej strony też ciężko było prowadzić zadania metodycznie, gdy braki w osprzęcie i przewadze sprawiały, że xeno miały przytłaczającą siłę. Nie było co liczyć na dostawę ciężkiego sprzętu, lecz odfajkowanie CH oznaczało zakupowy koncert życzeń. A to było marzeniem każdego parcha... Albo przynajmniej skupionego na zadaniu... Albo przynajmniej Grey 32, która była jedną z najbardziej ogołoconych ze sprzętu osób.

- Dobra, dobra, o chuj chodzi z tą dwójką? - wskazała głową Dziedzi Gai, których wcześniej nie miała sposobności poznać. - Te kurwie nie były w schronie. A jak byli na zewnątrz to coś mi się nie widzi, że jednocześnie ich xeno nie wjebało i wiedzieli o transporcie.

- Dzięki - facet wziął od Nash obydwa stimpaki i jeden wsadził do własnej kieszeni a drugi zaczął wsadzać do kieszeni majaczącej kobiety. Zmarzniętymi palcami i komuś innemu niż sobie to nie było takie proste. Kobiecie zaś topniał szron z czarnych włosów przez co wydawały się mokre i były mokre chociaż nie od wody tylko syfu jaki w tej chwili szalał nadal pod pokładem lecącej ponad chmurami maszyny. Na dość młodej twarzy nie dało się nie zauważyć ozdobnych tatuaży i kolczyków.

Facet podniósł wzrok gdy do ich trójki słownie dołączyła Grey 32. Spojrzał na nią mało przyjaznym wzrokiem lustrując ją wzrokiem po czym wrócił do dopinania kieszeni ciemnowłosej kobiety. Już udało mu się umieścić w niej stimpak od Nash i teraz starał się zapiąć jej kieszeń z powrotem aby go nie zgubiła. - Po drodze nam było - odpowiedział w końcu kończąc dopinanie kieszeni.

W międzyczasie Grey 35 też miał swoje zajęcia. Szybko oszacował, że jedynie nielicznie nie zostali podczas tego krótkiego rajdu przez zamglone mrozem gruzy ranni. Albo zaraz potem podczas obrony LZ przed klubem. W tym bardzo przydatny okazał się HUD który wyświetlał podstawowe parametry życiowe. Optycznie bowiem czy ranni czy nie, wszyscy byli zbryzgani od stóp do głów jak nie swoją krwią, to czyjąś, albo xenos, ich resztkami, albo zwykłym metanem i błotem a to wszystko teraz odmarzało pozostawiając po sobie mokre plamy syfu. Więc diagnozowanie ludzi w tym stanie było dość trudne no ale właśnie był HUD.

Musiał więc podejść właściwie do każdego po kolei i każdy kolejno wyciągał stimpaki aby mógł je wbić jak należy. Efekt był widoczny prawie od razu gdy chemia bojowych stymulantów przenikała przez żyły i rozlewała się po całym organizmie zagłuszając szok wywołany bólem czy utratą krwi, pobudzając ciało do kolejnego wysiłku. Gomes podała mu nawet 3 stimpaki by przestał ściemniać, że jest taki biedny i mógł sam się pokłóć tym chemicznym kopem.

- Anioły… przybędą anioły… - Black 8 usłyszała tak samo jak i facet o którego opierała się wieszczka jak Olsen mamrocze coś pod nosem.

Grey 35 od jakiś dwóch minut wyglądał na całkiem zadowolonego z siebie. Jakoś tak od momentu kiedy dostał od Leti prochy. Tak sama z siebie mu dała, za co podziękował jej skinieniem głowy i korzystając z zamieszania ujął pokrytą pancerzem dłoń przystawiając ją do swoich ust. Od samego początku wiedział, że na niego leci i to silniejsze od niej.
- Nie dość że piękna, silna, to jeszcze wspaniałomyślna - mruknął do niej z miną czystej niewinności zauroczonej tym oto cudem który mu się raczył zespawnić przed oczami. Niestety na więcej nie za bardzo było czasu. Po kolei kucał przy towarzystwie w Obrożach i z otwartym HUDem stabilizował po kolei pacjentów aż linie ich parametrów życiowych przestały przypominać smętnego fiutka biorącego kąpiel z podłączonym do prądu tosterem... no a potem blond śmieć rozkleił mordę czym z miejsca podniósł mu ciśnienie.

- Zamknij w końcu ten ryj jebany pasożycie - warknął jakoś tak znad cielska Leemana, rzucając w G32 pogardliwym spojrzeniem. - Mam ci kurwo przypomnieć kto zjebał podwózkę spod sklepu, a kto ją wygadał, że w ogóle przyleciała? Jak na razie cokolwiek trzeba załatwić, załatwiają to Blacki - prychnął, a potem machnął zakrwawioną ręką. W pierwszym odruchu chciał odpalił miecz i wreszcie upitolić problemowi łeb przy samej dupie. Niestety znajdowali się w powietrzu, Obroże przy śmierci nosicieli wybuchały. Na wszystko jednak był sposób. Wystarczyło przełamać atawistyczną, oczywiście jak najbardziej uzasadnioną niechęć i szybko oddalić linię komunikacyjna z bunkrem. A dokładniej tym całym Hasselem, taka jego mać. Czując jak prawie dostaje szczękościsku i łamią mu się zęby, nabrał powietrza, by mruknąć po linii zaś każda wypowiedziana sylaba kosztowała go więcej niż by musiał szorować gołymi jajami po żwirze.
- Tu Sandres. Powtórka spod sklepu. G32. Daj jej “dwójkę”... albo zaraz sam sukę zapierdolę, ale wtedy zrobi się nam dziura w kadłubie, a ciągle piździ - przememlał jęzorem parę razy i wydusił - Kapitanie.

- Zrozumiałem, bez odbioru - lakoniczna odpowiedź Raptora padła prawie od razu. Słysząc tą wymianę zdań i na pokładzie ładowni i w słuchawkach skazańcy zerkali ciekawie na głównych aktorów tej sceny. Przez jakąś chwilę nic się nie działo i dalej trochę bujało wewnątrz ładowni gdy maszyna przedzierała się przez jakieś turbulencje czy coś podobnego. I nagle w słuchawkach skazańców odezwał się już znajomy głos kapitana jednostki antyterrorystycznej lokalnej policji. - Grey 32. Za sianie fermentu kara dyscyplinarna drugiego stopnia. Bez odbioru - dało się słyszeć suchy, oznajmiający głos świetnie pasujący do jakiegoś sędziego oznajmiającego wyrok czy gliniarza wlepiającego mandat. I ledwo głos zamilkł, Grey 32 wstrząsnęły drgawki gdy od Obroży rozeszły się przeszywające jej ciało ładunki elektryczne parzące jej ciało. Trawiły ją tak z sekundę czy dwie po czym Grey 32 zawisła bezwładnie na swoim siedzeniu jak po trafieniu tazerem.

Z jednej strony bredzenie o aniołach, z drugiej pretensje i docinki pokrzywdzonego majestatu. Słysząc Grey 32, Black 8 wstała powoli sięgając do hełmu. Wdusiła przyciski, syknęło rozszczelnione powietrze, gładka maska podjechała do góry, a potem cały obły kawał stali wylądował na podłodze, odsłaniając spokojne, patrzące się ironicznie złote oczy, okolone ciemnymi cieniami i bladą twarz wykrzywioną grymasem odrazy. Saper równie ospałym ruchem zaczęła sięgać do pasa gdzie nóż… wtedy jednak wtrącił się medyk, zaraz potem eter przeszył głos Hassela, ich przeklętego stróża i chyba przyjaciela. Chyba… tak, to było bardzo prawdopodobne.
Cichy syk i splunięcie na podłodze stanowiło pierwszy komentarz, saper skierowała uwagę na Sandersa i przypatrywała mu się, zgrzytając zębami aż do momentu gdy prychnęła i zaskrzeczała coś kanciasto, co brzmiało dziwnie podobnie do przekleństwa.

- Czekać? Ja nie czekam - lektor wydukał beznamiętnie, co nadrobiła jego właścicielka, krzywiąc się cynicznie. Oderwała oczy od Blondasa i przejechała spojrzeniem po pozostałych parchach, wzruszając ramionami. - Zamykam tyły. Ktoś musi. Zanim jakiś idiota zacznie przeciskać drona przez za mały właz. To czas. Tracilibyśmy czas - macnęła po kieszeni, wyłuskując z niej paczkę fajek. Wyciągnęła jednego zębami, odpaliła z wyraźną przyjemnością, by finalnie obejrzeć dokładnie zmiętolony kartonik i rzucić Fushowi. Pamiętała że łysol też jara, a ona miała jeszcze zakitrane na czarniejszą godzinę parę szlugów w bezpiecznym miejscu.

Z fajkiem tlącym się między zębami, ruda saper wróciła do pozycji kucającej przy dwójce kultystów. Zaciągnęła się, po chwili jakby zmitygowała i ruchem dłoni pokazała to na żarzący się rulonik, to na tego przytomnego.
- Gnidy stąd. Gniazdo w rozpadlinie. Było tu, czy to sprawka tych z Floty? Federacja? Robili tu poligon? Czy znaleźli gniazdo i próbowali wykorzystać? - stukała nurtujące ją pytania, gapiąc się kolesiowi w oczy. - Kościół przy lotnisku, żywe bulwy z ludźmi w środku. Zmieniające ich w żywe bomby. Zarodniki? Ci co oberwali są zarażeni? Co tu się odpierdala? Czego tu szukaliście? - zrobiła krótką przerwę, prostując nagle plecy i odwracając się do Sandersa, a potem czarnej krupierki. - Pancerz. Broń. Przede wszystkim pancerz. Musisz mieć pancerz - wskazała na nieprzytomne ciało na ławeczce. - To ścierwo wylatuje. Mamy dość kłopotów żeby jeszcze patrzeć za plecy czy nie dostaniemy od niej nożem.

- Mówiłem od początku, że to trzeba zajebać bo będzie robiło problemy - Grey 35 pokręcił głową udając smutnego, ale tak naprawdę oczka mu się świeciły świńską radością. Chyba właśnie załapał co tak te laski latają za tamtym padalcem w mundurze. Całkiem przydatne skillsy miał i to na odległość, skurwysyn jebany. Nie żeby Sanders był zazdrosny, skądże!
- I nie ma sprawy ruda, nie ma za co. Ktoś ci kiedyś powiedział, że rzucenie “dzięki” nie zmniejszy ci fejmu, ani nie skurczy jaj? Nie? No to ja ci mówię - westchnął cierpiętniczo pokazując jak bardzo poczuł się niedoceniony za pomoc, wsparcie i całą resztę. Fochał się całe trzy oddechy, a potem wstał i zachęcająco wyciągnął rękę do Tami. - Co prawda ślicznotki wolę rozbierać, ale chyba tym razem zrobię wyjątek.

Tami zrewanżowała się sympatycznym uśmiechem ale nie skomentowała i nie wtrącała się w parchate porachunki. Blondasowi zaś zostawało rozpruć nieprzytomną Grey 32 z jej ekwipunku. I to szybko bo z szoferki latadełka padł sygnał, że zaraz będą kołować nad lotniskiem przymierzając się do lądowania.

- Nic nie wiem o żadnych bulwach i kościołach - ubrany po cywilnemu mężczyzna popatrzył na całą chryję jaka w ciągu parunastu sekund się rozegrała z nieprzytomną w tej chwili rosłą aktorką w roli głównej. - Gniazdo nie wiedzieliśmy gdzie jest. I nie mogliśmy go znaleźć. Zresztą nie po to na początku przylecieliśmy. Tylko przylecieliśmy za późno, już wszystko było ustawione. Daliśmy się zwabić w pułapkę czekali na nas. Rozbili nas, ścigali po całym księżycu. Ukrywaliśmy się. Nie daliśmy rady wykonać naszej misji. I utknęliśmy tu jak to wszystko wreszcie wyszło na jaw - facet w zimowej kurtce mówił z goryczą i wylewającą się z każdego słowa żółcią. Zamilkł świadom swojej klęski. Ale niespodziewanie odezwał się ponownie. - Ale to tylko początek. Dziś Yellow 14, jutro cała Federacja. Ludzkość jest zagrożona. Grozi nam wymarcie w ciągu pokolenia czy dwóch - dopowiedział jeszcze siedzący obok najbardziej poszukiwanej terrorystki facet. Maszyna zaczęła kołować szykując się do zejścia z powrotem w zmrożone piekło pokrywające dno krateru.

- Skąd wiedzieliście o gnieździe? Jaka misja? - Ósemka wystukała dwa najważniejsze pytania, przyglądając się mówiącemu w napięciu - Masz broń? LZ? Ewakuację? Księżyc jest odcięty, robią czystki. Lecimy na lotnisko, tam wojsko. MP. Dużo - skrzywiła się, mrużąc oczy i szybko coś kalkulując. Zgrzytnęła do kompletu zębami, wstając jednym zrywem zaś dopalonego fajka przygniata do podłogi butem. - 3 CH. Tyle musimy zaliczyć. Potem lotnisko. Ale - skrzywiła usta w czymś co nawet przypominało uśmiech - jest burza. MP i wojsko siedzą w bunkrach. Poza nimi - westchnęła, przymykając na moment piekące oczy. Królestwo za kwadrans spokoju, ach… marzenia. Nachyliła się nad cywilem, ściszając lektora - Mamy tam kogoś zaufanego. Ukryje was. Tak jak kryje już paru naszych. Z czerwonym nakazem. Sprzęt dobierzesz w Greypoincie. Zaraz. Przygotuj się. Potem przemycimy was w bezpieczne miejsce. I pogadamy. Na spokojnie. Teraz sam widzisz - machnęła ręką pokazując całość sceny. Potem zamarła jak mysz złapana w światła reflektora, sycząc pod nosem. Policzyła do pięciu, by finalnie wyciągnąć do rozmówcy dłoń i dostukać. - Asbiel.

Sanders w tym czasie z premedytacją ogołacał 32 ze wszystkiego, łącznie z odpięciem multitoola z nadgarstka i odrzuceniem go w najdalszy kąt ładowni. Podczas gdy Tami się ubierała, on po kolei odrzucał broń, naboje, stimpaki i cały szpej na kupkę. Stimpaki i chemię z miejsca rzucił Gomes, broń po zastanowieniu i słuchaniu skrzeku sytnetyka, podrzucił pod ławkę terrorystów.
- Co zbędne zostawmy tutaj - rzucił do reszty kolegów spod celi. - Nachapiemy się w kapsułach. Przyda się… a kurwa wszystko się nam przyda - westchnął w końcu.

- Jukka - odparł poszukiwany przez policję terrorysta podając dłoń skazańcowi. - Nie wiedzieliśmy o gniazdach. Mieliśmy zniszczyć stacje terraformacyjne. Tą na północy nam się udało ale ta na południu nadal działa - wyjaśnił Jukka, gdy już zaczynali zniżać lot szykując się do lądowania.

Tami w tym czasie próbowała się ubrać w pancerz ale przy opadającej szybko windzie w jaką zmieniła się obecnie maszyna szło jej to dość opornie. Zupełnie jakby nigdy wcześniej nie miała na sobie czegoś takiego. Zresztą Grey 35 też musiał zaprzestać swoich działań i wrócić na swoje miejsce zaczęło tak trząść, że nic i nikt co nie było przypięte czy przymocowane leciało w stronę dziobu gdy maszyna pruła na dół lotem nurkowym.

Grey 32 obudziła się na swoim miejscu tam gdzie dopadła ją dyscyplinarka. Ale szybko odkryła, że jest rozbrojona, nawet z pancerza i multitoola. A do tego związana. Jej pancerz właśnie kończyła ubierać czarnowłosa krupierka.

- Jaja... sobie... kurwa... robicie... - przebąknęła odzyskując powoli świadomość i władanie nad ciałem. - Gomes, kurwa... widzisz i nie grzmisz... Co wy znowu... odpierdalacie...

- Idziemy odhaczyć iksa. I po sprzęt - odpowiedziała spokojnie cekaemistka szykując swoją ciężką broń wsparcia do użytku. Stanęła przed tylną rampą i pozostali skazańcy ustawili się w pobliżu. Lądownik zazgrzytał wysięgnikami i amortyzatorami a zaraz potem zaczęła otwierać się ta tylna rampa. Do środka wdarł się od razu wicher krioburzy a pierwsze sylwetki wybiegły na zewnątrz. Kurson czuła, że bez pancerza i bez chociaż takiej zimowej kurtki jaką mieli cywile to jej chwile są mocno policzone jeśli ta rampa zostanie otwarta zbyt długo.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline