Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-11-2018, 09:58   #381
Perun
 
Perun's Avatar
 
Reputacja: 1 Perun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputację
- To, że Sanders to furiat, mnie już nie dziwi - rzuciła jeszcze Grey 32 unosząc głowę do Black 8. - Ale, że ty, Nash, to kupujesz... To ja pierdole... Jebniesz mnie w białych rękawiczkach, bo co? Bo inne zdanie?

Sanders przestał się uśmiechać i udawać sfochanego na cały świat. W jednej chwili, jakby ktoś mu włączył odpowiedni przycisk. Sięgnął do olstra po pompkę i z kamienna miną wyjął broń… a dali jej szansę, żeby jeszcze coś zmieniła w swoim nic nie wartym życiu, ale nie. Nie docierało nic.
Płynnym ruchem przystawił lufę do czoła G32 i pociągnął za spust.

Twarz i głowa Grey 32 rozbryzgła się wraz z hukiem eksplozji. Czerwone i szare rozbryzgi, przetykane białymi fragmentami kości rozchlapały się po wnętrzu burty, siedzeniu, ciele związanej i strzelającego parcha. Obroża bezbłędnie zaktualizowała status skazańca prostując w HUD linie życiowe Grey 32 i oznaczając ją jako KIA. Bezwładne, wciąż związane ciało zawisło i znieruchomiało na siedzeniu przy burcie dropshipa.

Ostatnimi czasy Ósemka ciągle przypominała sobie dlaczego do kurwy nędzy tak nie lubi współpracować z innymi ludźmi. Robili tyle zbędnego zamieszania, kłopotów. Generowali scysje, niesnaski, a w efekcie przy gardłowych sytuacjach, często ponosiły ich emocje… co najgorsze zaś, zachowaniem owych przenikała też ruda saper. Na szczęście dość powierzchownie, zresztą przez ostatnie godziny zdążyła się pogodzić z własną śmiesznością.
- Marnujesz zapasy. Żywa tarcza. Teraz już nieważne - lektor skrzeknął, podczas gdy Nash poprawiała zapięcia hełmu. Czekała ich kolejna potyczka, od kokpitu dochodziły alarmujące krzyki. Fakt… przecież nie może być za prosto.
- Diaz, Leeman. Miotacze. Odetnijcie nas z dwóch stron. Pierwsza paczka zalicza CH. Bierzcie leki i ammo. Ty też - tu obróciła hełm na Tami - Łapiesz co dasz radę i wracasz tutaj. My osłaniamy. - przeniosła wzrok na Jukkę - Coś sobie znajdziesz. - na koniec rozejrzała się po parchowisku - Ci spoza 300 rozstawiają się wokoło. Trzeba im kupić trochę czasu. Przyda się nam sprzęt.

Dwójka operatorów miotaczy wyszła w zawieję ledwo lektor przekazał polecenie niecierpliwie wystukiwane przez palce Black 8 które jak zwykle nie nadążały z przekazywaniem jej myśli na słowa. Przez dźwięk silników na jałowym biegu i szarpiący czym się dało wicher sami już słyszeli skrzeki xenos. Chociaż jeszcze żadnego nie było widać. Okolica rozbłysła podpalonymi kawałkami przestrzeni ale szybkie meldunek od Black 2 i Grey 20 jasno mówił, że nie dadzą rady odciąć ani trasy do kapsuły ani nawet otoczyć ścianami płomieni dropshipa. Zrobią co się da ale mogli wspomóc, do osłony maszyny potrzebny poza ogniem był też i ołów. Jukki wstał i zostawił przypiętą pasami do siedzenia wyrocznię. Tami z wymalowaną obawą na twarzy pokiwała w końcu głową zgadzając się na rolę tragarza sprzętu ale widać było, że ta fucha wcale jej się nie uśmiecha.

Skrzek Ósemki tym razem zabrzmiał odrobinę melancholijnie, gdy machała ręką na Sandersa, samej biorąc się za usuwanie zbędnego trupa z ładowni. Z całej grupy 300 został tylko pieprzony konował z bezczelną gadką i irytującym sposobem bycia. A pomyśleć że wychodząc ze schronu była ich jeszcze trójka. Z drugiej strony siedem godzin temu Blacków też była dziesiątka, teraz zostały z Diaz we dwie. Plus złożony niemocą Ortega, ale już niedługo. Pocieszenie niosła obecność sprzętu medycznego upchanego w torby… i ten cholerny blond gad, który wreszcie spełnił swój obiecany plan pozbywania się chwastów.

Bezgłowe truchło nie za bardzo chciało współpracować, a saper nie miała czasu na zabawy z wyplątywaniem i noszeniem.
- Wywalcie to - rzuciła lektorem do tych którzy zostawali na pokładzie, samej wyskakując w lodową burzę z karabinem ściskanym w dłoniach. Zmęczenie wierciło w rudej głowie coraz to nowe dziury, niestety do odpoczynku zostało jeszcze parę długich godzin. Akurat ten moment wybrała też ostatnia z Brown aby nawiązać kontakt. Nash zerknęła w HUD, rude brwi zbiegły się pośrodku bladego czoła. Kolejna robota, jakby do ciężkiej kurwy nie mieli za mało na głowie. Odpisała parę zdań, lektor posłał je w eter do kompletu z niskim mruczeniem duszonego sierściucha. Na więcej nie za bardzo mieli czas.

- Douglas. - szczeknęła już po łączu prywatnym, z tymi których miała w najbliższej okolicy - Dacie radę ogarnąć taryfą ze dwa kursy? Załatwimy Blondasa, wrócimy pod terminal. Zostawimy zbędny balast. Wrócimy po 500. I lecimy do CH200. CH700. I CH500.

- Jak dacie radę uwinąć się zanim coś poszarpie silniki to nie widzę problemu. Więc lepiej się streszczajcie. Tylko w ten grafik wstawię jeszcze nasz Checkpoint. Nie zamierzam dać sobie rozwalić łba by wyratować czyjś.
- pilot odpowiedziała doklejając swój Checkpoint do listy priorytetów. Z ładowni wybiegła większość obsady tej ładowni ale z połowa pozostała przy maszynie próbując osłonić ją przed atakami stworów. Przez rozwaloną lejami i zawaloną zaspami zmrożonego metanu i amoniaku drogi ruszyła tylko czwórka. Poza osobiście zainteresowanym Grey 35, biegła jeszcze Black 2 oraz dwójka cywilów. Tami miała na sobie tylko pancerz po Grey 32 który ona z kolei miała po jeszcze innym skazańcu. I żadnej broni. Ochroniarz, kompan i wyznawca Olsen zaś miał tylko pistolet. Więc trzon siły bojowej stanowiła dwójka skazańców.

Zamieć szybko pochłonęła i rozdzieliła obie grupy. Kompletnie nie widzieli nic w obrębie tuzina, czasem dwóch kroków dookoła siebie. Przy prędkości poruszania się stworów oznaczało, że było mgnienie oka od momentu gdy jakiś cień zamajaczył w zadymce do momentu gdy stwór próbował rozerwać człowieka szponami i kłami. Gdyby nie to, że kapsuła stanowiąca metę leżała przy drodze to nawet trasa do niej byłaby tylko nitką wyświetlaną przez HUD. Ale zbliżali się. Widać było jak liczby na HUD maleją. 60 m… 50 m… zniknął widok kanciastej sylwetki transportowca i świateł tak tej maszyny jak i jego eskorty. 40 m… 30 m… sama owiewana zamiecią droga, zupełnie jakby byli na jakimś bezludnym pustkowiu. Wicher dął tak silny, że trzeba było się zmagać z jego oporem jak z niewidzialną ścianą która próbuje powstrzymać albo chociaż przewrócić nędzne, słabe ludzkie okruchy. Tami się potknęła i wpadła w jakiś zakryty przez śnieg lej. Musieli się zatrzymać aby mogła wyjść. Gdy przebiegli ledwo kilka kroków Grey 35 potknął się i upadł o jakieś przywalone zamiecią truchło czegoś. 20 m… Pojawił się błysk światełek nawigacyjnych i ciemny kształt kapsuły desantowej. Black 8 zachwiała się i przewróciła gdy szarpane wiatrem coś trzasnęło ją w bok i przewaliło na pobocze drogi. Znów musieli się zatrzymać aby ktoś mógł wstać i przedzierać się dalej. Walka już trwała. Przez krioburzę słychać było odgłosy ciężkiej, maszynowej broni gdzieś za plecami. Widać xenos namierzyły i dopadły do lądowiska. 10 m… Ostatnie kroki. Ciężko zdyszany blondas dopadł do panelu. Poczekał aż Obroża się dogada z zamkiem kapsuły i chwilę potem drzwi zgrzytnęły i zaczęły się odsuwać. Ale coś się zacięło i odsunęły się tylko do połowy. Trzeba było kucnąć aby przedostać się do wnętrza no ale wreszcie udało się. Grey 35, jako ostatni ocalały ze swojej grupy dotarł na minuty przed podstawowym czasem do swojego Checkpointa. Z miejsca Obroża wyzerowała mu licznik i podała mu następny Checkpoint i czas. Naturalnie ten sam co Blackom i reszcie którzy mieli podłożyć bombę w same trzewia gniazda stworów.

- To co, teraz czas na koks dziwki i lasery? - Sanders tryskał humorem mimo pizgajacego zła wokoło. Świergot zaliczonego zadania wydawał mu się być słodkim niczym najsłodsza muzyka. Nie zdechnie jeszcze, ciągle była szansa ze wróci na orbitę z mniejszym wyrokiem. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale przerwał mu ostry syk i ból gdzieś w okolicach skroni. Warknął krótko, łapiąc się za to miejsce, a pod jego nogi spadł magazynek do zębatego miecza. W dalszej perspektywie widział zwrócony w swoja stronę hełm Black 8 i jej cofającą się po rzucie rękę.
- Dobra, dobra... rozumiem aluzję - westchnął boleśnie, zabierając się za pakowanie siebie i Tami, dorzucając na nią kolejne paczki granatów, chemii bojowej i amunicji. Siebie też objuczał, latadełko stało tuż obok, więc nawet przeciążony powinien dać radę się tam doczołgać, a potem już z górki.
Taaak... dobrze było sobie wmawiać podobnie optymistyczne brednie.
 
__________________
Jak zaczęła się piosenka, tak i będzie na końcu,
Upał na ulicy i plamy na Słońcu.

Hej, hej…
Perun jest offline