Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-11-2018, 16:24   #55
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Noc w jaskini minęła spokojnie, jeśli nie liczyć częstego, i denerwującego chrapania ze strony paru samców… ogólnie jednak, nic się nie wydarzyło. Nic nikogo nie chciało pożreć, jaskinia nie zawaliła im się na głowy, nie zalało ich w środku, i tuzin podobnych ewentualności miejsca nie miał, więc w sumie nie było źle.

Najemnicy jeszcze przed śniadaniem sprawdzili pozostawione na noc pojazdy na zewnątrz, i po pierwszych bluzgach, i ogólnym widoku leżącego na nich zielska, gałęzi, i dużych liści okazało się wszystko fałszywym alarmem. Ani jeepy, ani quady nie były uszkodzone przechodzącym nad wyspą w nocy huraganem. Co prawda tu i tam leżały jakieś poprzewracane drzewa, i w najbliższej okolicy jaskini panował spory burdel w samej dżungli, jednak na szczęście dla wszystkich, pojazdy niczym nie oberwały. Kolejny więc plusik na konto ekspedycji… nowy dzień zapowiadał się pozytywnie.

~

W pewnym momencie, niespodziewanie przy Dorothy zjawił się Marco Chelimo. Spytał jej ochronę, czy może z kobietą porozmawiać na osobności, Kaai i “T” odstąpili więc na kilka metrów. Chelimo z kolei podrapał się po głowie, jakby szukając odpowiednich słów…
- Chciałem za wczorajszy wieczór przeprosić, nagadałem ci trochę bez sensu. Czasem się gada bez pomyślenia, a potem są problemy i nieprzyjemności… więc jak co sorry, nie chciałem, ok? - Marco wyciągnął do Dorothy dłoń z przepraszającą minką.

….

Po wszelkich czynnościach związanych z poranną toaletą, śniadaniem, wysprzątaniem pojazdów, i paroma innymi sprawami, Major wydał nowe rozkazy:
- Słuchajcie wszyscy! Po porannej naradzie z panią Elsworth, panem Alazraqui, i zasięgnięciu języka u pana Van Stratena, rozdzielimy się na 3 grupy w celu dalszego badania wyspy… wypada bowiem zbadać jak największy obszar przed pojawieniem się Chińczyków, to nam da niejako prawo do tej wyspy… mniejsza z tym, nie będę tego teraz tłumaczył. Woods, “Bear” i Chelimo biorą radiostację i zapierniczają tam - Baker wskazał paluchem w kierunku szczytu wzgórza w którym znajdowała się ich jaskinia - Tam może być lepszy zasięg, żeby skontaktować się z “Hyperionem”, i przy okazji te trio może robić dla nas za obserwatorów sporej okolicy, zostawimy im do dyspozycji 2 quady… Van Straten na quadzie i jeep “T” jadą na zachód, tam jest według nagrań z drona nieco płaski teren i mniej dżungli, możecie sobie pobadać roślinność i zwierzaki, tylko bez głupot - Major spojrzał krótko na Dorothy i Sarah - ”Sosna” na quadzie i nasz jeep, my pojedziemy na północny-zachód, według pana Alazraqui znajdujące się tam, wyższe wzgórza mogą zaoferować teren bogaty w minerały, co nasz Geolog by w końcu przebadał… parę osób poprzesiadamy, żeby pasowało do planu. Ruszamy za 30, wszystko jasne? Zbierać więc graty i w drogę, to wszystko!

~

- Hej piękna, masz chwilkę? - Lyssa została nagle zagadnięta przez “Beara”, tuż przy jeepie, do którego kobieta pakowała swoje graty. Najemnik był już ubrany w mundur i całe swoje oporządzenie, miał więc na sobie masę sprzętu, karabin w łapach, i ten wieczny uśmiech tych białych ząbków.
- Tak sobie myślałem... - Zbliżył się do niej bardziej niż wypadało, stojąc twarzą w twarz, i niejako przyparł ją plecami do pojazdu - ...dosyć tu niebezpiecznie na wyspie, ty nie masz pistoletu nawet, owszem, z łukiem też sporo zwojujesz… ja wierzę, że z Majorem będziesz bezpieczna, ale tak na wszelki wypadek... - Spoglądając jej w oczy, przytknął nagle coś do jej brzucha. Azjatka spojrzała w dół, i zauważyła granat!
- Weź i ukryj, może się przyda, niech Baker nie widzi. Wiesz jak to działa? Wyciągasz zawleczkę, odciągasz tą dźwignię i rzucasz nie dłużej niż po 3 sekundach. To odłamkowy, więc się lepiej schować... - Dziewczyna bardziej automatycznie, niż świadomie, wzięła owy granat w obie dłonie, trzymając go tam, gdzie Dave jej go podał, czyli nadal przy swoim brzuchu. Na jej dłoniach szybko znalazły się dłonie czarnoskórego mężczyzny - Dla Kim czapeczka, dla dużej dziewczynki duża zabawka… tylko zawleczki nie traktuj jako pierścionka zaręczynowego - “Bear” mrugnął wymownie.





Wzgórze

Wspinaczka, której nieco obawiał się Alan, wcale nie była aż taka straszna. Po dosyć stromym, zielonym zboczu, szło się nawet całkiem nieźle… a że nikt nikogo nie gonił, i mieli czas na wykonanie tego zadania, poszło bez żadnych cyrków. Woods odrobinę dziwił się samemu sobie, że potrafi dotrzymać kroku obu najemnikom, jednak “Bear” z radiostacją na plecach, czy i Chelimo, również się nie forsowali. Minuta więc po minucie, coraz wyżej i wyżej, wdrapywali się spokojnie ku szczytowi, mając coraz lepszy widok na sporą część wyspy…

Dwa kwadranse później byli już na samej górze, a stamtąd było naprawdę na co popatrzeć.


Mgła nadal otaczała wyspę, zupełnie jakby się wyjątkowo szybko zregenerowała po przejściu huraganu, lub… jakby nawet taki żywioł jej nie ruszył? W kilku miejscach na wyspie, ponad drzewa czy i palmy, wystawały głowy tych dużych, roślinożernych Dinozaurów, które mieli okazję już wcześniej spotkać. Te zajadały się spokojnie zieleniną, czy przechadzały, do tego w paru miejscach, gdzie były i polany, można było zaobserwować inne gady, mniejsze lub większe, zajęte czym tam akurat robiły… coś nawet latało ponad dżunglą, jakieś ptaki spokojnie sobie szybowały, słowem sielanka na łonie natury.

- Lornetkę masz? - Zagadnął Woodsa czarnoskóry najemnik, stając obok niego i obserwując okolicę. W tym czasie Chelimo uruchomił radiostację i zaczął wywoływać statek.

- Słuchaj no Alan... - “Bear” szturchnął go ramieniem w ramię, i odezwał do zdziwionego mężczyzny, jak zwykle szczerząc swoje białe ząbki - ...jest taka sprawa, Marco mi się skarżył, że byłeś dla niego niemiły na plaży. Trochę na niego nawrzeszczałeś, a i nawet chyba zbluzgałeś… nie rób tak więcej co? - Najemnik spojrzał już całkiem poważnie na “Zaopatrzeniowca” - Nie ma powodów, żeby tak po kimś jechać.





Dżungla

“Sosna” na quadzie prowadził Majora z resztą w jeepie przez dżunglę, mniej więcej we wytyczonym wcześniej kierunku… robota ta trudną nie była, jednak jazda na przełaj przez dżunglę, szukając jednocześnie miejsc, w których by się zmieścił bez problemów pojazd za nim, wymagała sporego skupienia.

Góra, dół, w prawo, w lewo, ominąć korzenie, krzaki, drzewa… i te ciągłe wyboje, mozolnie do przodu, przez zieleninę, 5 minut, 10, 15. W końcu przyszedł i komunikat o braku łączności ze statkiem, Major kazał dalej próbować… minęło wreszcie już pół godziny jazdy przez dżunglę, nieco nadszarpniętą przez huragan. Najemnik pocieszał się faktem, że Majora i pozostałych w jeepie wytrzęsło na równi co jego, a może i nieco bardziej.

….

W końcu zrobiono postój, by rozprostować kości, by iść na stronę, napić się czegoś, choć na chwilę odpocząć od tej trzęsawki. I by Kimberlee mogła zwymiotować w krzakach. Blondyneczka tym razem zniosła o wiele gorzej podróż przez dzicz, i zwróciła śniadanie. Czyżby miała chorobę lokomocyjną, a nikomu się nie przyznała?

Po paru minutach, gdy żołądek lekareczki się uspokoił, a ona sama łyknęła sobie ze swoich zapasów medycznych coś na te zagadnienie, do uszu wszystkich dotarło dziwne wycie, czy i pojękiwanie, zdecydowanie należące do jakiegoś zwierzęcia, i to nie tak całkiem daleko ich pozycji, może ledwie jakieś 20 metrów przez pobliskie krzaki. Brzmiało to, jakby to pojękujące coś miało kłopoty.
- Idziemy sprawdzić? - Spytał Honzo, choć było po jego minie widać, iż chyba skory do tego nie jest.

- Hm? - Baker omiótł spojrzeniem resztę towarzystwa, czekając chyba co oni mają na ten temat do powiedzenia. Niesłychane.





Na równinach

Przebijanie się przez dżunglę należało do monotonnych… mimo tego, obie kobiety były podekscytowane możliwością spotkania kolejnych - nieznanych lub uważanych za wymarłe - roślin czy i stworzeń. Byleby tylko nie natrafić na kolejną mięsożerną mackowatą, czy i jakieś Dinozaury, lubujące się w czymś więcej niż zieleninie…

Van Straten na quadzie zręcznie ich prowadził przez otaczający teren, aż w końcu drzewa i krzaki nieco się przerzedziły, i pojawiło się więcej polanek i otwartych przestrzeni. Dżungla ustąpiła miejsca nieco bardziej otwartemu terenowi, pojawiło się również sporo zwierząt.


Stadko 7 spacerujących, wyjątkowo małych gadów, znane już wszystkim Camarasaurusy, do tego jakiś samotny, i chyba nieco naburmuszony, odrobinę jakby wrogo posapujący w stronę ludzi Triceratops, póki jednak się nie zbliżali, zostawił ich w spokoju, idąc dalej, aż w końcu go stracili z oczu.

- Wysiadamy?? - Ucieszona Sarah podniosła się z miejsca na pace jeepa, gotowa najwyraźniej, by zająć się bliższym badaniem gadów.
- Ten teren nie jest bezpieczny... - Powiedział “Przewodnik”, ale pani Biolog z wielkim uśmieszkiem na ustach już zeskoczyła z pojazdu na ziemię.
- Mieliśmy badać wyspę? - Odpowiedziała Elsworth, nadal uśmiechnięta.
- Ale uważam, że tu nie jest bezpiecznie - Wycedził przez zęby Van Straten.
- A kto cię zrobił szefem tej grupy?? - Wtrąciła się nagle w rozmowę “T”, po czym przeniosła wzrok z Wenstona na Petera, w końcu najemnik był sierżantem i chyba to on nimi tu dowodził...

W tym czasie Sarah wzruszyła ramionami, i założyła swój plecak, po czym kiwnęła dłonią na siedzącą w jeepie Dorothy.
- Idziemy? - Spytała ją - Przecież tu sami roślinożercy… Ryo, dołączysz? - Zagadnęła i Azjatę.





.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline