Gustaw robił co mógł by połatać podkomendnych. Gdy zabrakło oddziałowych cyrulików przejął to zadanie na spółkę z Leo. Jedyni co się znali minimalnie na ranach.
Nie wiele dało opatrzenie ran. W warunkach takich to modlił się by nie zaszkodzić żołnierzom, ale jak później się okazało bogowie nie wysłuchali jego modlitw. Części kompani rany zaczęły się babrać. Słabli w oczach i zaciskali zęby. Byli twardzi. Wiedział o tym, ale wiedział także, że nawet twardziele kiedyś paść mogą.
Rany się jątrzyły a podróż trwała zbyt długo. Nie było szlaku i do tego zwierzęta coraz bardziej stawiały opór przed dalszym marszem. Gustaw także był wykończony. Nie wydobrzał po ostatniej walce, ale determinacja i chęć wykonania zadania były silniejsze.
nadchodził wieczór i zaczęli szukać miejsca na nocleg gdy pojawiła się dziewczynka z czerwonym kapturem.
Gustaw pozwolił krasnoludzkiej części oddziału zabrać głos. twierdzili, że byli lepsi to nie zamierzał im bronić. Sierżant coś czół, że kiepsko to wygląda.
- A jak na Ciebie wołają dziewczyno? Zdradzisz też imię swojej babci?- Zapytał zakapturzoną dziewczynę.
- Mimo ryzyka udamy się z dziewczyną. Dalsza podróż w takim stanie może być zgubna a wykonanie misji już teraz jest bardzo zagrożone.- Przedstawił kompanii swoje zdanie dość cicho by dziewczyna go nie słyszała.
- Oczywiście bądźcie w gotowości. Jeśli tu wampir był to i inne ścierwo może się czaić. Ułudy także możemy się spodziewać, ale warto mimo to zaryzykować.- Dodał.
- Dobrze moja miła. Prowadź do swojej babci i czuj się bezpieczna. Żaden wilk Tobie nie groźny. Jeno daj chwile odsapnąć.- Odezwał się do dziewki i usiadł przygotowując się zakładając dwie warstwy zbroi na siebie.
Gustaw był przygotowany na wszystko. Na zamianę dziewczyny w monstrum jak i wprowadzeniem ich w pułapkę. Czy tak czy inaczej misji nie wykonają więc musieli zawierzyć losowi.