Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2018, 14:19   #383
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 62 - Lotniskowe checkpointy (40:10)

“Znasz zasady. Wyszukaj najpierw żywych i zdrowych. Potem zajmiemy się łupami. “ - “Szczury Blasku” s.11



Miejsce: zach obrzeża krateru Max; pokład Falcon 1; zachodnie lotnisko; 35 690 m do Blackpoint 4; 35 690 m od CH Grey 302;
Czas: dzień 1; g 40:10; 230 + 60 min do Blackpoint 4
Czas: dzień 1; g 40:10; 230 + 60 min do Greypoint 302




Black 2, 8; Grey 35; pokład Falcon 1



Maszyną zarzuciło. Dla wichury poza kadłubem maszyny miotnięcie wielotonowym cielskiem z nowoczesnej plaststali i kompozytów to było nic. Tak jak małe dziecko może bez trudu rzucić zabawką jaką się znudzi tak właśnie burza miotała maszyną. Sądząc po tym jak nimi huśtało, nie było szans na względnie spokojny lot póki byli w obrębie gdzie szalała burza. A musieli być bo następny punkt w planie lotu mieli z kilometr dalej. Czyli na możliwości latadełka było to jak parkowanie z zamkniętymi oczami, podczas huraganu, na zagraconym placu, z jednego krańca parkingu na drugi. Z kabiny pilotów doszło tylko ostrzeżenie, żeby się przypiąć bo będzie trzęsło. No i trzęsło. Nikt i nic co nie było przypięte czy przymocowane na stałe lub czasowo nie było w stanie zachować swojej pozycji. Kto się po gwałtownie, awaryjnym starcie nie zdołał przypiąć ten latał wewnątrz kadłuba jak pieniążek w potrząsanej skarbonce.

Piloci zdając sobie sprawę, że w tych warunkach i stratach dolot do każdego kolejnego Checkpointu mieli ożywioną dyskusję z wymianą zdań i argumentów niekoniecznie tylko cywilizowanych i słownych. W końcu ten pit stop mógł się okazać ostatnim. Każdy kolejny podmuch wichru mógł roztrzaskać, zwłaszcza lądującą lub startującą maszynę. Każda kolejna minuta lotu w tych warunkach to była gra w ołowiową ruletkę. Nikomu się ona nie uśmiechała a jednak latająca maszyna była mimo wszystko najpewniejszym sposobem ratunku w dotarciu do Checkpoint. Zwycięzca z poprzedniego etapu był tylko jeden. Z Grey 300 został bowiem tylko Grey 35. I system tylko jemu odhaczył zaliczenie zadania i wyznaczenie kolejnego. O dziwo, takiego samego jak już dostały Black i Brown. Dzielili teraz wspólny adres, czas i przestrzeń. Resztę Grey’ów czekało zapewne to samo, tyle, że najpierw musieli zaliczyć obecne zadanie. O to właśnie pożarli się Dent z Douglas. Oboje byli pilotami i oboje należeli do innych grup. Ich grupy zaś były podobnie reprezentowane na pokładzie ładowni, każda zdając sobie sprawę z powagi sytuacja darła się aby to właśnie ich Checkpoint odwiedzić najpierw. Ostatecznie chyba wygrała Douglas bo wedle wskazań HUD lecieli do Greypoint 801.

- Siadamy! Przygotować się! - krzyknęła ostrzegawczo i rozkazująco pilot. Maszyna ciężko torowała sobie drogę przez śnieżną zamieć, w każdej sekundzie szarpiąc się jak balon na uwięzi w wietrzny dzień. Ale jakoś wylądowali. Ze zgrzytem, piskiem, skrzekiem ale wylądowali. Tylna rampa zaczęła się opuszczać gdy “Eagle 1” jeszcze szorował po zawalonej śniegiem ulicy. Drzwi do kabiny otworzyły się i ukazała się w nich sylwetka z kodem Grey 86 na pancerzu. Tym razem nie trzeba było koordynatora działań, Grey 800 bez namawiania zaczęli wypinać się z siedzeń i zbierać się do wyjścia. Została ich tylko trójka, poza Douglas z kabiny pilotów to został tylko łysiejący grenadier Fush o kodzie Grey 87 i azjatycki strzelec wyborowy, Saikawa i numerze Grey 89. Do swojej kapsuły znów mieli trochę ponad pół setki metrów od lądownika i bliźniaczą scenerię dotarcia tam jak wyprawa sprzed paru minut do Greypoint 301.

Grey 84, Kai Bugden zginął rozszarpany przez potwory podczas desperackiej próby utrzymania lądowiska. Czarnowłosy operator ciężkiej broni w tych warunkach miał tylko kilka chwil by rozstrzelać ze swojej broni jakąś górę cielska jaka na niego natarła. Nie zdążył. Chociaż w ostatniej chwili do walki włączyła się Gomes i wspólnie prawie przepołowili ołowiem stwora na pół to ten dogorywając zabrał jednego ze swoich zabójców ze sobą. Jedno smagnięcie wężowatego ogona odcięło głowę cekaemisty i bezwładne ciało opadło na kolana a po chwili na twarz, zaraz obok rozstrzelanej przez siebie bestii.

Brakowało też łysawego troglodyty o potężenej posturze. Chociaż wcale tego pewnie nie planował oddał życie za innych. Jego gigantyczna jak na ludzkie rozmiary sylwetka została otoczona przez o wiele mniejsze ale i o wiele liczniejsze xenos. Leeman miotał się wrzeszczeć gdy liczne szczęki i pazury rozrywały go żywcem razem ze skafandrem, pancerzem i ciałem pod spodem. Rozerwały też jakiś przewód miotacza i piromana razem z oblepiającym go rojem pochłonęła świetlna eksplozja jaka zabłysła obok kadłuba lądownika. O dziwo Grey 20 nie dał się zabić eksplozji. Powstał chwiejnie i przez parę chwil słychać i widać było makabryczne widowisko gdy ludzka, płonąca pochodnia chwiejnie wstała, przeczołgała się, przeszła, upadła i wreszcie znieruchomiała. Wciąż wyjąc i wrzeszcząc opętańczo już kompletnie nieludzkim głosem. Nawet xenos omijały te wrzeszczące i wijące się w zaspach ciało. Zaraz potem system poprzez HUD obwieścił doczesny koniec Gilliama Leemana, o więziennym numerze Grey 20.

Końcówkę tej sceny widzieli powracający z kapsuły Grey 301 ludzie. Byli na tyle blisko by wiedzieć co się dzieje i na tyle daleko i za późno by nie dało się już nic zrobić. Sami też mieli jeszcze ostatnie metry do pokonania. Kordon został wzmocniony przez ludzi którzy gdy wybiegali z ładowni to w niej pozostali a i tak trzymał się z najwyższym trudem. W tych warunkach xenos wyskakiwały z zadymki w ostatniej chwili i nawet na niby otwartej przestrzeni jaką tutaj wedle HUD mieli to warunki walki przypominały te z walki w budynkach zamkniętych.

Sami z czwórki mniej lub bardziej ochotników wrócili we trójkę. Jukka nie dał rady. Gdy już wracali objuczeni co tylko w kapsule wpadło im w ręce ochroniarz czy opiekun wyroczni Dzieci Gai potknął się i wpadł na dno leja. Podobnie jak to im się zdarzało poprzednio gdy biegli przez leje i zaspy do kapsuły. Tym razem jednak w leju czaiły się jakieś xenos. Zanim terrorysta się wygrzebał, zanim pozostali zdążyli rozstrzelać stwora to terrorysta z trudem się wyczołgał. Zdołał upaść na zamarzniętą ziemię, zlewając ją czerwoną, natychmiast zamarzającą posoką gdy nastąpił kolejny atak. Nikt z pozostałej trójki nie miał możliwości ani okazji mu pomóc, zajęty walką o własne przetrwanie. Przetrwali ale gdy walka się skończyła Juka leżał w kałuży zamarzającej krwi i wyprutymi wnętrznościami.

A teraz wylądowali znowu. Tym razem w pobliżu Greypoint 801. I nie zapowiadało się, że będzie lżej a poprzedni Checkpoint uszczuplił ich o 3 lufy.




Miejsce: zach obrzeża krateru Max; zachodnie lotnisko; HQ; 36 980 m do CH Brown 5
Czas: dzień 1; g 40:10; 230 + 60 min do CH Brown 5




Brown 0



- Kuurwaa mać! Gdzie teraz?! - Tuva darła się na całe gardło. Wszyscy się chyba darli ile mogli. Jak się nie darli to przeklinali, jęczeli boleśnie albo po prostu jęczeli. Plan małej randki na obrzeżach lotniska co prawda się udał ale nie poszło ani gładko ani bezproblemowo.

Najpierw Brown 0 eskortowana przez automatyczną strzelbę Grey 71 i ckm Grey 76 dobiegła do wieżyczki. Musiała się podpiąć pod jej trzewia, zalogować się aby uzyskać dostęp co odkąd działała jako oficjalny administrator z odpowiednimi uprawnieniami było dość proste. Właściwie diagnoza systemu wieżyczki, uruchamianie programu autonaprawczego co spowodowało otwarcie odpowiedniej klapki pod którą ukazały się zasobniki amunicyjne. Dalej było już dość proste, trzeba było ręcznie wymienić zakleszczoną amunicję na kolejny zasobnik i tyle. Vinogradova na tyle opanowała wojskowe rzemiosło podczas parchowego przeszkolenia na unitarce, że poradziła sobie z tym bez większych trudności. Wszystko to zdawało się być proste i chyba nawet było. Gdyby nie okoliczności towarzyszące.

- Streszczaj się! Uruchom tą cholerną wieżyczkę! - darła się wściekła i przestraszona Milena prując ze swojego ckm. Widoczność była parszywa. Na szczęście xenos nie waliły całą ławą więc ona siejąc masowo ołów ze swojego ckm i Warren posyłając co chwila chmarę śrucin w majaczące we mgle kształty jakoś dawali radę. Tuva przy samochodzie też strzelała z pistoletu wystawionego przez okno ubezpieczając ich flankę. Swoje dorzucała też pogoda. Wicher szarpał wątłą sylwetką informatyczki jakby złośliwie chciał ją oderwać od panelu kontrolnego. Do tego sypało jej w twarz, że nawet za zasłoną googli nie było tak łatwo coś dojrzeć. I jeszcze zimno. Nie dało się zapomnieć o zimnie.

Ale dała radę! W końcu zatrzasnęła klapkę sterowniczą, wcisnęła “enter” i wieżyczka nagle ożyła bez wahania otwierając ogień do namierzonych celów. Ta dość drobna ale krytyczna awaria która do tej pory była przekleństwem bo wyłączyła tą wieżyczkę z kordonu ochronnego lotniska to dzięki temu w porównaniu do innych miała mnóstwo amunicji. I teraz z tego korzystała. Nacisk xenos wokół furgonetki wyraźnie zelżał. Trójka skazańców zaczęła biegiem wracać do furgonetki. - Dawaj, dawaj! - darła się do nich zachęcająco krótkowłosa Tuva ponaglając ich gestem.

Dobiegli do bocznych drzwi furgonetki razem i jej siostra szarpnęła za drzwi otwierając je na oścież. Wpakowała się do środka a po niej pozostała dwójka. Tuva nie kłopotała się takimi detalami jak zamknięcie drzwi, ruszyła z impetem ledwo ostatnie z nich znalazło się na pokładzie. Grey 71, sięgnął aby zasunąć z powrotem boczne drzwi.





Blachy zaskrzeczały od pazurów i coś wbiło się do środka. Albo próbowało ale natrafiło właśnie na Stejigera. Starszy mężczyzna krzyknął i ze strachu i z bólu i zaraz było po wszystkim gdy stracił równowagę i wypadł razem ze swoim syczącym przeciwnikiem zanim dwie kobiety będące w ładowni zdążyły coś zrobić. Chwilę słyszeli w słuchawkach jego wrzaski ale nawet przez tylną szybę zniknął prawie od razu. Bliźniaczki nie zatrzymywały się zresztą krzyki Grey 71 ucichły zanim furgonetka zdążyła zrobić jakiś manewr. Prawie od razu przyszło potwierdzenie przez HUD zmieniając sygnatury życiowe w linie proste i wymowny skrótowiec KIA.

Nie mieli jednak zbytnio czasu to roztrząsać. Sfatygowana furgonetka zderzyła się z ogrodzeniem prując przez zamarznięte bagno i skacząc po lejowisku tak bardzo, że nie sposób było nawet myśleć nie wspominając o mówieniu czy strzelaniu. - To gdzieś tutaj! Tu gdzieś są! - z trudem usłyszały w słuchawkach głos kierującej pojazdem bliźniaczki. Ta wreszcie zwolniła i rzeczywiście. Widzieli jakieś światełka w tej lodowatej zamieci. Słyszały wystrzały i w słuchawkach głosy ludzi. Przestraszonych, wkurzonych, umierających, zamarzających ludzi desperacko walczących o każdy oddech i krok dalej.

Tuva podjechała jak blisko się dało i boczne drzwi furgonetki znowu się otworzyły. Tym razem wpakowali się do środka zakrwawieni i zmarznięci ludzie. Dotarła do nich czwórka. W tym ktoś całkiem bezwładny kogo przynieśli. Grey 54 jak można było odczytać po pancerzu. Ratowana i ratujący zwalili się bezwładnie i cieżko na podłogę pojazdu. Jeszcze dwójka. Jeszcze zatrzasnąć drzwi i ruszać! Ruszać z powrotem w kierunku lotniska! Pod osłonę, słabnącą ale osłonę, wieżyczek!

Ostatniego stracili już w furgonetce. Grey 52, facet ze strzelbą. Ciężko poharatana furgonetka wpadła w jakiś dół. Pewnie jeden z licznych lejów po bombardowaniu. Przy prędkiej jeździe, w tej zamieci i nasypanych krioburzą zaspach to te dziury i inne przeszkody były widoczne o sekundę czy dwie zanim najeżdżał na nie rozpędzony pojazd. Wóz osunął się i wszyscy wrzeszczeli poganiając się nawzajem by jak najszybciej wyjechać z tej cholernej dziury. Wreszcie buksując kołami i ze zgrzytającymi mechanizmami maszyna wywlokła się z dziury. Znów zaczęłą się rozpędzać. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Ktoś zaczął się śmiać. Z ulgą, nerwowym trochę histerycznym śmiechem. Potem kolejny. Zakrwawiony i facet jaki oparł się drętwo o tylne drzwi wozu też się śmiał. Uśmiechał. Próbował. Widać było jego zakrwawione trzewia więc był poważnie ranny nawet na pierwszy rzut oka.





Facet zakrztusił się i wygiął nagle w agonalny łuk gdy z tych trzewi wyszły mu xenosowe szpony wypruwając mu trzewia do reszty. Xenos, któryś z tych większych wskoczył na wóz, wczepił się pazurami w blachy i przebił się szponami na wylot. Przez blachę drzwi, tylny i przedni pancerz Grey 52 i wszystko co było pomiędzy. Reszta skazańców wrzeszcząc ze strachu, złości i wściekłości rozstrzelała całą scenę. Stężenie ołowiu było tak mordercze, że zniknęło zakrwawione ciało Grey 52, stwora który go dobił i większość tylnych drzwi. Jedne ocalały bujając się bezwładnie przy każdym podrygu maszyny a burza wdzierała się do środka. Ale dotarli. Byli już na głównym placu lotniska pod osłoną wieżyczek. Pytanie co dalej? O to właśnie darła się Grey 77.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline