Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2018, 21:46   #298
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Im bardziej traperzy oddalali się od kopalni tym teren stawał się trudniejszy. Nie był szczególnym wyzwaniem dla Jorisa, który wychował się w podobnej do Phandalin okolicy, jednak niezobowiązujące rozmowy szybko przeszły w miarowe posapywanie. Hans, Swen i Olaf prowadzili swojego najemcę na wschód to korzystając ze zwierzęcych ścieżek, to z nielicznych przecinek, to z własnych szlaków, które wyznaczyli w ciągu ostatnich miesięcy. Jednak im bliżej było zmierzchu tym bardziej niespokojni i czujni się stawali; zwłaszcza Hans, burczący wciąż o idiotycznej wyprawie prosto w orcze łapska.
- Wykrakałeś - warknął cicho Olaf gdy w ostatnich promieniach zachodzącego słońca dojrzał błysk metalu. Szybko i reszta myśliwych dojrzała ruch między drzewami; grupkę trzech dobrze uzbrojonych goblinów, która szybko rozrosła się do siedmiu.



- Gotujcie broń - rzekł półgłosem Joris, choć mężczyźni już napinali łuki i kuszę. Najemnik wysunął się na przód; nie znał możliwości nowych kompanów, ale widział, że i broń i zbroję ma lepsze od nich. Ocenił odległość między nimi a goblinami; była zbyt duża na pewny celny strzał, ale czy to jeden człek stracił życie od zbłąkanej strzały? Zresztą i zielonoskórzy gotowali się już do piewszej salwy, poganiani skrzekliwym głosem odzianego w płaszcz dowódcy.


Pierwsze strzały drasnęły Olafa, ale i Joris trafił celnie, a silnie zraniony goblin z wrzaskiem cofnął się za drzewo. Jednak kolejne krzyki przywódcy zmotywowały oddział, który zygzakiem zaczął zbliżać się do myśliwych. Dwóch strzelców osłaniało ich ruchy; niezbyt skutecznie zresztą. Hans, który wcześniej z nerwów upuścił naciąganą strzałę teraz zranił kolejnego gada. Olaf celnym strzałem położył kolejnego, który biegł na czele. Niestety traper przypłacił to kolejną raną; klnąc ukrył się za pniem bezskutecznie próbując wyrwać sobie strzałę z barku by znów być przydatnym w walce.

Joris tymczasem przymierzył cichutko szepcząc słowa znanej ludowej piosenki “tańcz, głupa tańcz” i niemal czując jak wypowiadane słowa dodają mocy naciągowi gdy nagle…
cięciwa niespodziewanie pękła z fałszywym brzdęknięciem zostawiając zaskoczonego myśliwego samego z bezużytecznym łęczyskiem. Nie wierzył w to co zaszło. No kurwa nie wierzył. Ale i czasu na dostąpienie wiary nie miał, bo strzały śmiegnęły tuż obok ucha, a grupka goblińców waliła na nich z szablami.
Puścił w chaszcze kija, dobył miecza i nie wiele, a w zasadzie w ogóle nie myśląc, ruszył na zieleninę, czując przepełniającą go złość.
Coś wbiło się w pień obok niego. Ktoś z tyłu jęknął boleśnie, a gobliny były coraz bliżej. W końcu dopadł je. Z impetem wykorzystując długość ramienia ciął pierwszy na nabiegającego kurdupla rozpłatując go na miejscu. Zaraz przypłacił to jakimś skaleczeniem nogi, ale wyglądało na to, że nie przeszkadza mu ono w walce. Z półobrotu zaserwował więc następnemu rąbnięcie przez plery zostawiając go broczącego choć nadal chyba aktywnego. Robactwo dłużne mu nie było, ale ich riposty nadal nie robiły na nim wrażenia. Chlastał więc co i rusz kolejnego aż się w końcu sam ich prowodyr ostał. Wyszczerzony pysk ani ciutę się nie miał ku wianiu. Wręcz przeciwnie, maszkaron coraz zjadlejszy się robił im więcej Joris mu kompanionów trupem kładł. Ale i on się długo na nogach nie ostał. Sztych na odlew rozciął mu rzuchwę i pół czachy i posałał martwego w paprotki. Joris ledwo uniósł głowę w kierunku dotyczczasowych łuczników gdy jasnym się stało, że jego kompanioni, zdążyli ich właśnie usiec i wychodzili powoli z ukrycia.
Joris skinął głową, że będzie żył i odczekał na to samo skinienie od Olafa, który najmocniej podczas starcia ucierpiał. A potem wlazł w paprotki i ukryty w nich zaczął wyrzucać z siebie to co mu mimo wyniku starcia najbardziej na sercu leżało.
- Kurważ ich zieleńska pierdolona mać! Jebane robaki i co? Pięć sta złotych monet! Wpizdu! Taaaka kurwa okaaaazja panie łowczy! Prosto z igły! Jeszcze łęczysko nie stężało, taki świeży od łuczarza! No cud maaaalina! A kurważ by cię kupiecka glizdo gobilni fujarami łoili! A bodaj by cię niedźwieżuk w dupę jebał! A bodajby twoja rodzina od furunkułów sparszywiała!

Chwilę później wyszedł nadal osowiały co miało jednak tę zaletę, że nawet Hans nie marudził na okolicę i perspektywę kolejnego spotkania, a wszyscy trzej w milczeniu omijali spojrzenie myśliwego. Nawet Ruda, która walkę spędziła bezpiecznie na drzewie i zupełnie nie rozumiała o co tyle hałasu, uznała, że tym razem może lepiej będzie nie drażnić towarzysza.
- Przeszukaliście ich chociaż??! - warknął Joris widząc jak obchodzą się z nim jak z jajkiem - Może to jakiś zwiad większej grupy, abo co??
- A ty co się ter… -
Hans zaczął, ale trącony w bok urwał i zaczął z pozostałymi przeszukiwać trupy, gdy do Jorisa zaczęła docierać powaga odniesionych obrażeń.
Myśliwy nie patrząc już na nich zaczął zakładać sobie kolejne opatrunki na rany, obmywając je wodą i pod szmatę przykładając nieco ziół. Sam też w końcu skierował wzrok na goblina, który dowodził tej hałastrze i który najdłużej się opierał. Kucnął przy nim i zaczął obszukiwać
- Trochę monet tylko mieli - ozwał się koło niego Olaf, któremu Swen pomógł wyjąć strzałę z barku i zawinąć ranę. Widać było, że w najbliższym czasie sobie nie postrzela. - I broń i zbroje. Żarcia prawie w ogóle…
- Musi być nieopodal leżę mają...
- Monetami się podzielcie. -
Joris na razie nadal bardziej skupiony był na trupie dowódcy niż na rewelacjach. W jego ręce wpadła ciężka matowa moneta i… coś jeszcze. Talizman jaki? Ale stary. I jakoś znajomy...


- Strzały uzupełnijcie. Późno już… Pewnie wracali... muszą mieć blisko do leża… szli tędy… spróbujmy utrzymać ich trop i zobaczyć gdzie nas doprowadzi.
Tropiciele przez chwilę patrzyli oniemieli na jego znalezisko, ale gdy nagle odwrócił się w ich stronę speszeni spojrzeli po sobie.
- Aaa… jest sens się pchać w goblińskie leże? - ozwał się niepewnie Hans, ale szturchnięty ponownie w bok przez Olafa zamilkł.
- Nie ma żadnego - przyznał Joris - Ale, że jest szansa, że więcej tam takiego cacka mają, abo chociaż się przekonać z jak liczną bandą dolina będzie mieć do czynienia w zimie, to chyba szkoda nie wykorzystać? Nikt nie mówi, że będzie ich tam więcej, ani że mamy z nimi walczyć. Tylko uważajcie na pułapki. Często je zastawiają… I dajcie mi parę chwil…

Chciał je co prawda poświęcić, na zrobienie zwykłej cięciwy do swojego łuku. Do takiej refleksyjnej to pewnie nie dognie łęczyska, ale zwykłą z krótkich goblińskich łuków powinien dać radę zro…
No pewnie! To talizman kapłana Durmathiona! Czy jak go tam zwali… Musieli więc przyjść z jakichś krasnoludzkich ruin!

Dokończył preparowanie cięciwy...

***

- Nie bardzo się nam to podoba - milczenie jako pierwszy przerwał Hans - Gadaliście panie Joris, że za półelfem idziecie. A teraz za goblinami?

- Gobliny przyleźć tu musiały z ruin, w kierunku których mówiliście, że półelf się udał. To i tamuj nasza droga. - odparł Joris nieco spokojniejszym, acz nadal suchym tonem.
Też się wahał, czy cała ta eskapada jaką durnotą nie jest, ale sporo było sensu wmyśli, że jak ktoś idzie w zapomniane ruiny to nie na chwilę by jeno se na nie popatrzeć, a raczej na dni kilka szukać czego. Więc półelf powinien gdzieś tam być... Z lustrem. A z lustrem... No właściwie to nie wiedział jeszcze co by mu lustro dało, ale napewno więcej niż jego brak.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline