Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-11-2018, 19:11   #41
Avitto
Dział Fantasy
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Dzień pierwszy, świt
Tuż po wyruszeniu na północ Thorsteina, Reinharda i Wolfa

Melisa po zajęciu się większością rannych, czuła się wypruta. Nie tylko z sił, ale i emocji. Jej reakcje były nieco opóźnione, a umysł choć zdawał się być nieprzytomny, nauczył mięśnie prawidłowej pracy cyrulika i wiele czynności Lisa robiła niemal automatycznie. Problem pojawił się dopiero, gdy zauważyła kłócących się Otta i Wolfa. Chyba trafiła na koniec sprzeczki, bo młodszy gdzieś poszedł, a starszy zatoczył się do wartowni. Lisa westchnęła potężnie. Zrobiło jej się naprawdę żal mężczyzny - jednego jak i drugiego. Wolf jednak zdawał się gdzieś wybierać, zaś Otto pozostał w wiosce, więc to ku niemu Melisa skierowała swe kroki.
Do wartowni weszła niepewnie. Drzwi zaskrzypiały ponuro, w chwili gdy wpuszczać zaczęły do środka nieco światła. Otto leżał na podłodze. Początkowo Melisa myślała, że zasnął pijany, jednak po chwili zbudziły go torsje i zwymiotował. Wymiociny chlusnęły rozbryzgując się na podłodze i dziewczyna ledwo odskoczyła. Jej zielone oczy stały się momentalnie wielkie jak karle, a może i nawet większe.
- Rany, wszystko w porządku?! - Rudowłosa doskoczyła do niego i chwyciła pod rękę, utrzymując w pozycji siedzącej, z głową pochyloną w przód.
- Chodź pod ścianę, pomóż mi cię przenieść, musisz siedzieć - jedną ręką próbowała nadać kierunek, ciągnąc Otta w kierunku ściany. Nie miała siły, ale przynajmniej się przebudziła. Jej umysł otrzeźwiał.
Skrzypienie odezwało się w głowie Otta spotęgowane przez echo pustego pomieszczenia jak i znaczną ilość wypitego alkoholu. Mężczyzna miał wrażenie, że świat pęka na dwoje a on zapada się w jasność. Absurdalność tego twierdzenia zadziwiła nawet jej autora. Postanowił więc wyjaśnić przyczynę tej odmiany rzeczywistości. Sowicie podlany alkoholem mózg powoli ruszył, niczym śmigi młyna pod wpływem mocniejszego powiewu. Pamięć powoli wracała. Szybka analiza pozwoliła dojść do wniosku, że ktoś otworzył drzwi do jego tymczasowego miejsca wypoczynku. Bo przecież wypoczynek mu się należał! Gnali kawał czasu do tej zapadłej dziury, potem musiał leniwego syna siłą wygnać na polowanie i do tego jeszcze dokonał inspekcji bramy. Każdy przecież by się zmęczył przy tej robocie. Więc zaszedł do strażnicy i na chwilę przysiadł. Łyknął też trochę gorzałki, coby lepszy pomyślunek mieć no i potem… Pustka. Ciąg myślowy został przerwany przez natarczywe głosy sprzeciwu żołądka mężczyzny wobec znajdującej się w nim zawartości. Dodatkowo podrażniony przez nagły napływ światła organ domagał się natychmiastowego opróżnienia. Otto nie protestował i w mało elegancki sposób dostosował się do potrzeb swojego ciała. Ulga jaką poczuł pozwoliła mu podnieść pulsujący łeb i sprawdzić kto zaszczycił go swoją obecnością.
Burza rudych włosów, delikatne piegi, łagodna twarz. Iskra przebiegła przez nerw wzrokowy i dotarłszy do mózgu uruchomiła dawno zapomniane wspomnienia. “Eliska” starała się go podnieść a przynajmniej szarpała się z jego ramieniem. Początkowo zdumiony swoim odkryciem momentalnie otrzeźwiał. Zdobył się na wysiłek i dźwignął cztery litery podpierając się o ścianę. Momentalne zawroty głowy osadziły go z powrotem na ziemi, tym razem jednak w pozycji siedzącej. Otto podniósł głowę aby jeszcze choć raz zobaczyć ten anielski widok. Jego umysł nie nadążał za tym co rejestrowały oczy. Kobieca postać pochylała się nad nim i coś do niego mówiła. Nie potrafił jednak rozróżnić słów. Wpatrywał się jedynie tępo w przybysza wciąż starając się ocenić, czy to tylko halucynacje, czy może jednak ona naprawdę tu jest?
- Szto… Hic… Co Ty tu robisz? Co się dzieje? - Mało wyraźny bełkot był szczytem elokwencji skołowanego pijaka. Mężczyzna starał się jednak za wszelką cenę nawiązać kontakt z postacią. Tak bardzo mu na tej chwili zależało.
- Troszkę Pan przesadził z alkoholem - zauważyła Melisa stosując formę grzecznościową, której zazwyczaj nie używała w stosunku do pacjentów. Łatwiej i szybciej było wydawać polecenia w nagłych przypadkach, kiedy unikało się tej całej pseudogrzecznej otoczki. Póki co jednak, sytuacja wydawała się nie być tak tragiczna, jak początkowo oceniła. Dziewczyna ściągnęła torbę i rzuciła ją na ziemię, siadając obok Otta podwinęła nogi pod siebie i tyłkiem usiadła na własnych piętach. Jedną ręką zaczęła grzebać w swoich gratach. Nie przeszkadzało jej to w tym, by mówić.

- Nie moja sprawa, ale chyba w tej sytuacji nie powinien Pan tyle pić - zaczęła spokojnym tonem głosu. - Nie chodzi mi o to, że to złe, że zatruwa się Pan i może kiedyś umrzeć właśnie z tego powodu, tylko… Jesteśmy w sytuacji, w której potrzebujemy siebie nawzajem. I Pana syn potrzebuje ojca, który… - Lisa przełknęła ślinę wystarczająco głośno, aby dało się usłyszeć. Nie chciała urazić mężczyzny, więc szukała słowa. “Byłby wsparciem” odpada, no bo się oburzy, że niby co, teraz nie jest? “Pomagałby” też nie, bo na pewno uważa, że to robi…
- Który byłby w stanie szybko się obudzić ze snu i pobiec na ratunek, nie krzywdząc przy tym samego siebie. Zresztą, my wszyscy potrzebujemy - pociągnęła nosem i wyjęła z torby jakieś zioła. Wyglądały trochę jak chude liście, prawie igiełki, choć były miękkie i nawet ciekawie pachniały. Nutą pieprzu, cytryny i czegoś słodkiego… Może wina.
- A teraz otwieramy usta i będziemy rzuć zielsko, dobra? - Spytała sympatycznie i rzuciła w kierunku pacjenta jeden ze swoich uśmiechów mówiący “wyzdrowiejesz, nie jest najgorzej”. Skierowała dłoń z trzema listkami ku jego ust, aby mu je podać niczym lekarstwo. Co prawda nie sprawią, że nagle otrzeźwieje, ale skutki jego alkoholizmu powinny stać się choć odrobinę bardziej znośne.

Łagodny, spokojny głos medyczki uspokoił wzburzonego mężczyznę. Siedząc oparty o ścianę wartowni tępym wzrokiem spoglądał na swoje stopy. Czekał aż przestaną wirować na tyle aby dał radę się podnieść. “To nie jest jej głos, to nie ona”. Myśl kłując niczym drzazga wywiercała się ze świadomości. Nawet pijackie znieczulenie nie było w stanie stępić odczuć mężczyzny. Mimo to przez wir bolesnych wspomnień przedarło się jedno imię, wypowiedziane przez towarzyszącą mu dobrą duszę. Jego syn, Wolf. To od niego wszystko się zaczęło, to on wszystko mu odebrał przez swoją pychę i zuchwałość. A teraz wrócił. Co tym razem mu odbierze? Nie, Otto nie mógł do tego dopuścić. Nie oponował kiedy Melisa podała mu ziele. Mimo, że było cholernie gorzkie w smaku to nawet się nie wzdrygnął. Machinalnie sięgnął po bukłak i mimo wskazówek medyczki, próbował popić medykament wiadomym trunkiem.
Początkowe zadowolenie ze swojej pracy sprawiło, że Lisa poczuła się odrobinę lepiej. Nie jak bezużyteczna dziewczyna, a ktoś kto mógłby mieć znaczenie dla innych. Brakowało jej jedynie przewodnika, który wyznaczyłby czas pracy i priorytety. Uśmiechnęła się. Był to uśmiech zmęczony, ale jednak była dumna - niestety, tylko do czasu. Mimo zaleceń, Otto dalej miał zamiar pić i gdy tylko przystawił bukłak do ust, dziewczyna uderzyła w naczynie by wytrącić je z ręki pijaka. Potem odskoczyła gwałtownie w tył i nawet się zachwiała. Dotarło do niej, że nie powinna tego robić, nie była od tego by rządzić innymi jak jej ojciec… Nie był tak dobra jak on, aby mieć do tego prawo.
- Ja prze… - nie potrafiła dokończyć. Jej wzrok przeniósł się na bukłak. Zerwała się do biegu, żeby go przechwycić i trzymać z dala od Otta.
- To nie jest rozwiązanie! - Zaprotestowała odważnie, choć w jej wnętrzu szalało kołatające się serce. Nagle przed nią stanął Heini, jeśli jej pamięć nie myliła, stajenny. Oddzielił ją od Otta dając złudne poczucie bezpieczeństwa. Chłopak był niewiele od niej starszy, chudy i zupełnie jak ona sama piegowaty.
- Znikaj - rzucił, nim Otto zareagował.
Obserwująca zajście z progu jednej z ziemianek dziewczyna głośno nabrała powietrza przez usta. Melisa wybałuszyła oczy. Przestraszyła się tego nagłego zajścia, którego nawet nie usłyszała. Nie było trzeba jej dwa razy powtarzać. Ściskając bukłak i swoją torbę, wybiegła z wartowni. Otto nie zdążył nawet zareagować, gdy dziewczyna zwinęła mu bukłak i czmychnęła w stronę drzwi. Był zbyt pogrążony w swoich alkoholowych halucynacjach a dodatkowo jego sprawność ruchowa pozostawiała wiele do życzenia. W stronę Melisy sięgnął ręką z której zostało wyrwane naczynie, ale palce przecięły jedynie powietrze.
- Mała złodziejka … Hic … - Mruknął cicho bez cienia złości. Ot stwierdzenie niemiłego faktu. Pojawienie się młodego obrońcy medyczki skwitował grymasem. Na agresję nie starczyło mu sił, dodatkowo łyk który zrobił nim Melisa wyrwała mu bukłak zaczynał działać. Starszy mężczyzna odwrócił się i zwinąwszy w kłębek zapadł w kolejną drzemkę. Dopóki zachował resztki świadomości, żuł ziela otrzymane od “złodziejki”.


Podsumowanie dnia pierwszego.
W osadzie nastały nowe porządki – dom i jedna z ziemianek zostały uprzątnięte i przygotowane do noclegu. Mimo to część ludzi wybrała namioty lub sen pod chmurką.
Ogień rozpalony na potrzeby przygotowania posiłku, jak i pozostałe, małe ogniska, był nietrwały i potężnie dymił. Potrzebny był opał z prawdziwego zdarzenia a nie, rwane na szybko lub zbierane z leśnego runa, mokre gałęzie. Z tego powodu nie tylko mogli zostać zauważeni z daleka ale również – będący w zasięgu dymu – nabrali charakterystycznego aromatu wędzarniczego.
Powstała także prowizoryczna zagroda dla kopytnych towarzyszy, która równocześnie mogła służyć za paśnik jeśli opiekun zdołałby zdobyć trawę lub siano.

Poza osadą las wydawał się zupełnie cichy, wyłączając dużą polanę pełną zwierzęcych śladów. Odkryte zniszczenia na południe od osady niektórym dawały do myślenia. Żywność przyniesiona od północy okazała się smaczna, a ponadto pozostałości po zającach właśnie suszyły się na prowizorycznych stojakach. Ich smród alarmował cały okoliczny ród gryzoni, by trzymały się od Waldenhugel z daleka.

Nadchodzący szybko wieczór był ciepły a jasna tarcza księżyca była miła dla oka. Niebawem miała nadejść całkowita ciemność przełamywana jedynie blaskiem gwiazd. Pod warstwę liści przedzierać się miało niewiele światła czyniąc las strasznym jak w noc ataku na Langwald.
 
Avitto jest offline