Cokolwiek by nie chciał powiedzieć, z poobijanym kayal było kiepsko. Co prawda jeszcze nie umierał, ale jeszcze jeden czy dwa solidne ciosy ze strony harpii swobodnie mogły go zamienić w przyszły posiłek stwora. To z kolei nie było ścieżką, jaką chciałby kroczyć. Nie był pewien, czy uda im się dotrzeć do drzew. Przerzucił pustą procę do wolnej ręki, by w międzyczasie schować ją za pas, schwycił zaś magiczny sztylet, by miał chociaż czym parować ataki i rzucić w odlatującą po kolejnym przelocie harpię. Miał tylko nadzieję, że to go nie zabije.
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...