Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-11-2018, 11:36   #56
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
- To nie nasz problem… ale jeśli mamy ruszyć, to trzeba ruszyć dupska jak najszybciej.- stwierdził obojętnie Douglas z posępną miną. Odkąd bowiem usłyszał o Chińczykach, wyraźnie stracił humor.
- Nasz, jeśli zwierzak przyciągnie drapieżniki z całej okolicy – odparł Frost po czym popatrzył na Bakera – Jeśli pan się zgadza, rzucę na to okiem. Kto idzie ze mną?
Harry wyciągnął nóż i rozejrzał się po twarzach towarzyszy.
- A ja mam wrażenie że znajdziemy tam konającego dinozaura, konsumowanego przez stado drapieżników. Zrobiliśmy tu tylko postój, jedźmy dalej, to nie cel naszej misji. - Wtrąciła swoje zdanie Lyssa, nieco wystraszona perspektywą szukania kłopotów w miejscowych krzakach. Azjatka czekała jednak na decyzję innych.
- Drapieżniki nie wydające żadnych odgłosów? Boże, miej nas w opiece – pokręcił głową Harry, kompletnie nie zgadzając się z teorią Kiku. Cała scena rozgrywała się jakieś dwadzieścia metrów od nich, Frost uznał za niemożliwe, by słyszeli jedynie ranne zwierzę a pozostałe, potencjalnie groźne zachowywały się jak duchy. Choć na tej wyspie nic nie było normalne…więc, kto wie. Tak czy inaczej decyzja należała do majora.
- To z pewnością dinozaur w kłopotach… a co do drapieżników… jeśli będą zainteresowane nas skosztować, to z pewnością to zrobią bez względu na to czy tam się udamy czy nie. Nasze pojazdy są wystarczająco hałaśliwe. Niemniej, czy pójdziemy się tam rozejrzeć czy ruszymy dalej… powinniśmy to zrobić jak najszybciej.- wyłożył swoje zdanie jasnowłosy najemnik.-Najbardziej bezpieczni jesteśmy w ruchu.

Major rozejrzał się przelotnie po okolicy, po czym spojrzał na dyskutujące towarzystwo.
- Dobra, to zdecydowaliście w końcu kto idzie? - Powiedział odrobinkę niecierpliwym tonem.
-Ja idę…- stwierdził krótko Sosnowsky i ruszył nie czekając na resztę.- Po trzydziestu minutach… ruszajcie beze mnie.
- Frost też idzie… “Sosna”, macie 5 minut - Odezwał się za odchodzącym najemnikiem dowódca - Reszta tu czeka… panienko Miles, już lepiej? - Baker odezwał się do Kimberlee, która nadal nieco blada na twarzy, po zażyciu tabletek, uniosła kciuk w górę.

- Proponuję nie czekać aż trzydziestu minut. Jak zaczniemy krzyczeć, po prostu wiejcie – uśmiechnął się youtuber po czym przytaknął na słowa majora i najciszej jak się dało ruszył w kierunku zarośli, by sprawdzić źródło hałasu. Mając przy boku Sosnę poczuł się pewniej.
- To zrobią i bez naszej sugestii.- ocenił najemnik rozglądając się bacznie. Może nie był wielkim białym myśliwym, ale przebywał wystarczająco długo w dżunglach Afryki by wiedzieć czego wypatrywać. Ruszał przodem z kałasznikowem w dłoniach. -Swoją drogą… teraz łuk mógłby się przydać.

- Przepraszam, że przeszkadzam... - Odezwał się do Lyssy nagle Collins ze swojego miejsca w jeepie, odwracając nieco do kobiety twarzą - ...pani zna się na walce, widziałem iż posiada również łuk. Czy nietaktem byłoby zaproponowanie, by i pani również ooodrobinkę miała na uwadze i moje… nasze bezpieczeństwo? - Starszy jegomość uśmiechnął się miło do Azjatki.
Przez moment dziewczyna patrzyła się na niego w jakimś zamyśleniu, jakby zastanawiała się nad doborem słów, by w końcu odezwać.
- Panie Collins ja nie jestem żołnierzem, a nikt nie uprzedził że będą tu kilkunastometrowe gady… Boję się na równi co pan. Jakoś w jeepie czuję się bezpieczniej, ale skoro już jesteśmy w tym bagnie razem, to może być pan pewien że i moje życie jest tu zagrożone. Będę walczyć jeśli będzie potrzeba, ale w razie kłopotów chyba sensowniej będzie wiać skoro mamy auto.-
Kiku zrobiła nieco kwaśną minę, wyobrażając sobie strzelanie z łuku, nawet nowoczesnego do zwinnych gadów o ostrych jak brzytwa zębach. Najchętniej skuliłaby się w kącie auta i pojechała jak najdalej.
- Bardziej miałem na myśli… by pani miała na uwadze, by mieć owy łuk pod ręką, jak już robimy postoje w dziczy. Ja nie umiem wcale walczyć i nie mam żadnej broni, więc to taka mała sugestia, nie tam żadne rozkazy - Collins kiwnął minimalnie głową w stronę Majora, po czym uśmiechnął się porozumiewawczo pod nosem do Lyssy - W razie czego, byłbym wdzięczny i za ochronę mojego tyłka?
Dziewczyna zdobyła się na lekki uśmiech.
- Ja gadem nie jestem, nie zostawię nikogo w potrzebie.




Sosna był specjalistą od rozwałki, przynajmniej takie sprawiał wrażenie, więc Frost uznał, że pierwszy spróbuje zakraść się bezszelestnie przez zarośla, jak robił to wiele razy w trakcie swoich wojaży. Za pomocą paru gestów dał najemnikowi sygnał by zachowywać się cicho i zaczął skradać.
Blondyn zachowywał się cały czas tak samo. Cicho poruszał i bacznie rozglądał szukając potencjalnych celów dla karabinu. Zerkając pod nogi na wypadek włochatych stawonogów.
Skupiony i czujny… milczący.

Ledwie po jakiś 20 krokach w zaroślach, i wśród coraz bardziej narastającego skomlenia… czy też i jęczenia, obaj mężczyźni natrafili w końcu na źródło tych odgłosów. Przywalony naprawdę wielkim drzewem, wciąż leżącym na jego boku, leżał sporych rozmiarów Dinozaur, wciąż zawodząc i zawodząc… o własnych siłach z całą pewnością nie umiał się wydostać spod przeszkody.
- Możemy skrócić jego cierpienia. Lub jeśli masz piłę…- zaczął “Bloody” ale przerwał oceniając rozmiar drzewa. Było za duże na przecinanie.
Harry przyglądał się stworzeniu z podziwem ale i wielkim żalem, że spotkała go taka krzywda. Raz w życiu musiał uśpić ciężko chorego psa i było to przeżycie trudne do opisania. Gad wyglądał na roślinożercę, choć Frost nie był tego w stu procentach pewien.
- Poczekaj…Zobaczmy najpierw czy to drzewa nie da się jakoś przesunąć. Mamy jakiś łańcuch w dżipie? -
- Chcesz tu sprowadzać dżipa? Po co? By oswobodzić jakiegoś dinozaura?- zdziwił się Douglas.- Pomagania zwierzątku to jedno, ale marnowanie na niego paliwa, to inna sprawa.
Harry pokręcił głową z niedowierzaniem. Z jednej strony był zły, z drugiej uwaga o paliwie spowodowała, że o mało nie parsknął śmiechem.
- Ok, rób co chcesz Bloody – odwrócił się i ruszył z powrotem do dżipa – Ksywka do ciebie pasuje, choć dodałbym do niej rzeczownik Scotch
- Idź. Ja tu poczekam. Jak nie wrócisz z dżipem, to… cóż… zakończę jego cierpienia. I dojdę do was.- stwierdził beznamiętnie blondyn.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline