Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-11-2018, 11:48   #57
waydack
 
waydack's Avatar
 
Reputacja: 1 waydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputację
Po dwóch minutach Harry wrócił do dżipa i opowiedział o dinozaurze przygniecionym przez drzewo. Popatrzył na Bakera z nadzieją.
- Gdybyśmy podpięli łańcuch pod dżipa moglibyśmy go uwolnić majorze -
- Nie mamy czasu i środków na takie pierdoły - Powiedział Major zarówno do Frosta, jak i przez komunikator, do “Sosny”.
Rozległ się głośny strzał, a Kiku aż podskoczyła w siedzeniu.
- Fuck! - Odezwał się Honzo, rozglądając po pozostałych - On go zastrzelił??
Podróżnik już się nie odezwał. Zajął miejsce w samochodzie. Banda ignorantów skupi się na szukaniu ropy, złota i diamentów, nie wiedząc, że największe skarby leżą…pod zwalonymi drzewami.
- Teges… skoro mamy mały postój, mogę sprawdzić glebę? - Spytał Honzo, a Major przewrócił oczami.
- Małą dziurę wykopię, pięć minut roboty, nie dłużej...
- Pięć minut, ok - Zgodził się Major - I nie rozłazić się, dobra? - Spojrzał po wszystkich.
Tymczasem Lyssa chyba bardziej pod presją niż z własnej woli wygramoliła się z auta i zaczęła szykować łuk, bo cięciwa była zdjęta. Przez moment naprawdę było źle, bo poczuła jak z lęku jej zadrżały nogi. Sprawdziła jeszcze, upewniając się że maczeta, łuk, strzały, a nawet granat były na swoich miejscach. Przycupnęła tak, niczym mała myszka w progu stodoły i wzięła głęboki oddech.
“Bloody” wyszedł spomiędzy drzew z kamienną i obojętną miną. Nie odezwał się w ogóle, tylko od razu ruszył do quada, by na nim zasiąść.
-Ruszamy? Nie ma na co czekać? - Spytał. Towarzystwo jednak zaczęło wychodzić z jeepa, Geolog z saperką zabrał się za... kopanie jakieś dziury. Major zrobił wkurwioną minę do “Sosny”, po czym pokazał mu 5 palców. Collins pozostał na swoim miejscu w pojeździe, przyglądając się co robił Alazraqui. Kim również opuściła pojazd, spoglądając na Lyssę.
- Łukiem nas też obronisz jak co, tak?
- Spróbuję.. - Prawie wyszeptała w odpowiedzi Azjatka i rozejrzała się po tym obcym świecie.
- Serio? – pokręcił z niedowierzaniem głową Frost dodając w myślach soczystą „kurwę” – Robimy przestój, żeby zbadać kamyczki a nie mamy czasu poświęcić paru minut by ratować zwierzę warte więcej niż cała ropa naftowa na tej wyspie?
Tymczasem Douglas zajmował się obserwowaniem okolicy, opierając dłonie o broń. Widać było, że ten przedłużający się postój wyraźnie go irytuje.
- Tych cennych zwierząt na tej wyspie jest od cholery… i z pewnością część z nich umiera właśnie w tej chwili z łap drapieżników.- stwierdził krótko i oschle Sosnowsky.
Wzrok Lyssy błądził od Frosta do Douglasa, ale nie wypowiedziała swojego zdania, uznając że nie do jej obowiązków należy planowanie jak i badanie całej tej wyspy. Gdyby już się odezwała, najpewniej skończyłoby się tylko na godzinnym marudzeniu tak więc milczała.
Jakby w odruchu poprawiła fryzurę, choć przecież i tak była w nieładzie. Wszystkie ostatnie emocje i pośpiech przed wyprawą sprawił że nie spędziła czasu ze swoją kosmetyczką.
- Bloody… Musiałeś strzelać? To może zwrócić na nas niepotrzebną uwagę.. tak zwierząt jak i ewentualnie Chińczyków.. - Zapytała miękko, wpatrując się w najemnika.
- Chińczycy dopiero tu płyną… więc jeszcze nie są naszym problem. Jeszcze.- ocenił Douglas skupiając swój wzrok na dziewczynie, niemal przeszywając ją nim na wylot.-A hałas broni palnej częściej odstrasza niż przyciąga zwierzynę. Poza tym… nie… nie da się w miarę bezboleśnie zabić stwora wielkości słonia nożem.
- Wyspa to słowo klucz – pokręcił głową Harry nie zgadzając się z Sosną – Liczba tych zwierząt musi być ograniczona, ponieważ nie mają gdzie migrować i się rozmnażać. Żeby było jasne, nie winię cię Doug, wykonywałeś tylko rozkazy. Za to kierownictwo wyprawy… – tu spojrzał na majora – powinno działać w interesach pracodawcy. Kiedy korporacja nas tu wysyłała nikt nie przypuszczał że spotkamy wymarłe miliony lat temu zwierzęta. Gdyby Durand dowiedziała się, jak lekką ręką pozbywacie się takich skarbów, urwałaby wam jaja.
Sosnowsky popatrzył na Frosta jak na wariata.
- To był tylko jeden dinozaur człowieku. Jeden z wielu na całej wyspie, na której siedzą diabli wiedzą jak długo… Nie dramatyzuj z powodu jednej jaszczurki, której cały gatunek pewnie sobie jakoś radzi. Tu jeszcze nie ma kłusowników, którzy by trzebili populację.
Pragmatyczne i proste podejście Sosny do życia było z jednej strony godne pozazdroszczenia, z drugiej niezwykle irytujące. Trudno jednak było się spodziewać, od żołnierza by nagle został humanistą. Harry gorzko się uśmiechnął, a potem zapytał.
- Ma ktoś może papierosa?
- Gdyby tak dobrze wiedzieli czy Chińczycy dopiero płyną, czy już są na wyspie, to zatopiliby ich okręt nim dopłynąłby do brzegu. Tu w grę wchodzą za duże pieniądze. - Zwróciła się Lyssa do Sosny, tym razem wytrzymując jego spojrzenie. Była tak naładowana adrenaliną, że oddech szalał jej znacznie szybciej niż normalnie. - Ja nie palę Harry.. Tak się zestresowałeś? - zapytała nawet troszkę zaskoczona, opuszczając łuk i opierając dłoń o biodro. Jej poziom empatii dla tutejszych zwierząt dziwnie malał, gdy w grę wchodziło przetrwanie.
Oczywiście zachowanie Japonki przyciągało wzrok Douga poniżej jej twarzy, na unoszący się w szybkim oddechu biust.
- Zatopić Chińczyków? Żartujesz sobie? Prywatny stateczek to żaden przeciwnik dla wojskowego okrętu, a próba takiego zatopienia to wypowiedzenie wojny niemal. Nie. Korporacja nic nie może zrobić na międzynarodowych wodach… dopiero tu, gdzie nie widzą nas satelity można walić poniżej pasa… A to niestety oznacza, że czerwone gwiazdy mają przewagę.- wyjaśnił najemnik.
- Jestem pewna że w “waleniu poniżej pasa” każdy najemnik jest dobry. - Lyssa złośliwie skomentowała zawieszony na jej biuście wzrok mężczyzny, na co otrzymała odpowiedź w postaci milczącego wzruszenia ramionami.
- Ja też nie palę – odpowiedział Harty po jej krótkiej wymianie zdań między Lysą a najemnikiem – Tylko czasem. Na przykład gdy wymarły sześćdziesiąt milionów lat temu gatunek kończy prozaicznie jak opos na farmie wkurwionego Teksańczyka
- Nie myśl o tym, już nic tego nie zmieni. Przynajmniej przestał cierpieć, kto wie jakich doznał obrażeń wewnętrznych. Może i tak nie był do odratowania. - Powiedziała japońska Amerykanka i chwyciła ramię Harrego, próbując go pocieszyć. - Myślę że nawet Major nie jest zachwycony tym jak przygotowana jest ta wyprawa. - dodała.
- Nie myślałbym o tym gdybyśmy stąd odjechali… Tu Harry spojrzał na geologa, który rozkopywał dołki szukając w glebie skarbów – Sama przyznaj, że to dość żałosny widok. Podsumowujący kondycję ludzkości.
Harry czując na ramieniu kojący dotyk Kiku uśmiechnął się do niej smutno.
- Ale w jednym masz rację. Przynajmniej już nie cierpi
- Tam gdzie gonitwa za dużymi pieniędzmi, tam zawsze ginie moralność. Musisz być gotów na to że jakkolwiek my nie będziemy “w porządku” wobec tej fauny.. i tak gdy dorwą się do tego rządy wielkich państw, wszystkie te dinozaury będą bardziej cierpieć. Nie otworzą tu parku, by je podziwiać. Zaczną je kroić, eksperymentować z ich dna, szukać nowej broni biologicznej, lekarstw czy cokolwiek, ale z pewnością nic nie będzie ich interesować czy zwierzę będzie cierpieć. Dla każdego komu zależałoby na tych gatunkach, powinno być oczywiste że będą miały spokój tylko jeśli ludzkość się o nich nie dowie. My jesteśmy ich zgubą i być może już teraz podpisaliśmy na nie wyrok, przynosząc ze sobą swoje choróbska, które nie były w stanie przedostać się przez ocean… - Kiku spojrzała na Frosta z pewną troską, bo musiał wiedzieć że w jej słowach jest odrobina racji, nawet jeśli była bolesna.
Frost zdał sobie sprawę, że Lysa mówi prawdę i go zmroziło. Wizja parków rozrywki przy których bledną Disneylandy zniknęła a pojawiły niepokojące obrazy rzeźników w laboratoryjnych kitlach, zaglądających do wnętrzności gadów.
- Na to już za późno – stwierdził cierpko – Jak tylko nawiążemy łączność z Hyperionem, los tych zwierząt będzie przesądzony
Podróżnik poczuł niemiłe kłucie w brzuchu. Był jednym z tych, którzy odkryli zmartwychwstały cud natury i jednym tych, którzy przyczynią się do jego zguby. Cała dziecięca radość i entuzjazm jaki mu towarzyszył po spotkaniu z wielkimi gadami wyparował.
- Dobra, teraz to naprawdę muszę zapalić. A najlepiej wypić coś mocniejszego
- Przepraszam.. - Powiedziała krótko Japonka, zdając sobie sprawę że zamiast go pocieszyć tylko pogorszyła jego nastrój i cofnęła dłoń, bo zrobiło się jej głupio.
- Za co? Że powiedziałaś prawdę? - Harry wysilił się na blady uśmiech.
Kiku wbiła wzrok w ziemię na moment, zastanawiając się nad ostatnimi słowami mężczyzny. Czasem chyba warto było żyć w słodkim kłamstwie, ale szczęśliwie.
- Mniej wiesz, lepiej śpisz.. - Wyszeptała stare powiedzenie.
 
waydack jest offline