Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-11-2018, 19:03   #64
Bounty
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Minęło południe, kiedy wszyscy spotkali się w Rdzawym Smoku. Kas i Lugir wrócili z niczym ze swojej wyprawy. Albo z prawie niczym, mieli bowiem dokładny kierunek, w którym uciekał Tsuto. Kilyne i Nuka znalazły więcej, przy czym rudowłosa nie wyszła z tego zbyt dobrze. Zantusowi i jego akolitom na szczęście pozostało trochę łaski boskiej po zajęciu się Ameiko, aby udzielić pomocy również rannej dziewczynie, którą na ten czas umieszczono w jednym z pokoi Smoka. Szybko się po tym ocknęła, ale tego dnia nie było już mowy o wielkich szaleństwach w stylu powrotu do tunelu. Ze względu na poranne szaleństwo, ich powrót na tarczy pozostał na szczęście niezauważony przez większość.

Kilyne ze szczegółami opisała co spotkały w tunelu, najdokładniej jak umiała opisując napotkane paskudztwo.
- Spotkaliście kiedyś już coś takiego? Ten tunel został otworzony niedawno, może tej nocy. Burmistrz powinna zostawić kogoś na straży zarówno na klifie jak i w piwnicach huty. Myślicie, że to była część planu Tsuto, oprócz jego osobistej zemsty? Musimy tam wrócić, tym razem wszyscy - głos miała opanowany na tyle, na ile potrafiła się powstrzymać od okazania emocji.
- Na pewno nie dzisiaj - rzekł Kas, zatrzymując się pod drzwiami pokoju Nuki, którą szli właśnie odwiedzić. - Kazałem postawić straże pod wejściem do tunelu w hucie i zamurować go jak najszybciej.
Shoanti zapukał do drzwi.
- Nuka! - zawołał. - Nie śpisz!? To my, znaczy się Kas, Kyline i Lugir! Możemy wejść!?
- Już nie – burknęła pod nosem, bo wołanie Kasa wyrwało ją z płytkiej drzemki. – Wejdźcie, proszę – dodała po chwili, której potrzebowała na ogarnięcie się, to jest zajęcie pozycji siedzącej i podciągnięcie wyżej koca, tak, by przykryć opatrunki na brzuchu i piersi stanowiące aktualnie jedyny element jej garderoby od pasa w górę.

- Jak się czujesz? - zapytał po wejściu Chasequah. Sam miał obwiązane bandażem grube udo. - Nie powinniście były iść same do tych jaskiń - rzekł, przysiadając na zydlu. - Ale nie chciałem wam zabraniać, bo jak ktoś spoza rodziny próbuje mówić kobiecie Shoanti co ma robić, to może zarobić nożem w brzuch.
- To było iść z nami - podpowiedziała mu Kilyne, uśmiechając się do Nuki. - Jutro będziesz mógł nadrobić. Nie możemy zostawić takiego miejsca pod Sandpoint.
Nie dodała, że to wcale nie jest główny powód, dla którego chciała tam wrócić. Podziemne tajemnice, może wręcz skarby! Przybyła do miasta w zupełnie innym celu, lecz nie umiała sobie odmówić zgłębienia tej wiedzy.
- Jak do jutra znowu nic się nie wydarzy - burknał głośno druid - Na tym krześle, w hucie, to był Lonjiku? - cichsze pytanie było skierowane do wszystkich - Tsuto zaprzągł do rodzinnej zemsty gobliny?
- Dziękuję, że wyciągnęłaś mnie z tej jaskini - zwróciła się do kobiety, gdy strażnicy przestali na chwilę mówić. - Gdybyś mnie tam zostawiła - głos jej zadrżał - no, wiadomo jak by się to dla mnie skończyło - dopowiedziała. - Jestem twoją dłużniczką. A co z tropem lasu? - zmieniła nagle temat.
- Nie ma sprawy, gdybym tylko widziała lepiej w ciemnościach... - westchnęła Kilyne z frustracją.
- I gdybyśmy byli lepszymi tropicielami… - zawtórował jej Shoanti. - Wiemy tylko w jaką stronę zbiegł Tsuto, trop urwał się kilka mil od miasta. Gdzieś tam, między północnym traktem a wybrzeżem musi być obóz goblinów. Ameiko mówiła, że nie widziała brata wiele lat i nie wie co mu siedzi w głowie, ale zapewne pragnął zemsty nie tylko na ojcu, ale na całym Sandpoint. Więc raczej nie poprzestanie na zabiciu Lonjiku. On i istoty, którym służy. - Kas wyjął z kieszeni pomiętą kartkę z rysunkiem nagiej skrzydlatej demonicy.
Podał rysunek Lugirowi i Nuce, którzy jeszcze go nie widzieli.
- Ta elfka, z którą rozmawialiśmy u burmistrz, dobrze znała się na kryjówkach goblinów - wtrąciła się Kilyne. - Czy któryś z nich nie żył blisko wybrzeża, albo wręcz na jakiejś wyspie?
- Pod hutą mówiłaś, że szukasz Ameiko - zwrócił się do Nuki. - Ona mówiła, że resztę dnia spędzi na żałobie, do gospody wróci wieczorem. Przyjaźnisz się z Ameiko?
Nuka przyglądała się rysunkowi skrzydlatej postaci i nim zdążyła zapytać, kim ona właściwie jest, ponownie odezwał się Kas. Wzmianka o Ameiko wyraźnie zmieszała rudowłosą. - Nie jest moją przyjaciółką - powiedziała po chwili zastanowienia, jakby odrobinę zawstydzona. - Usłyszałam w gospodzie, że zaginęła i nooo, no po prostu postanowiłam jej poszukać - zaczęła się tłumaczyć. - Pomyślałam, że jeśli uda mi się ją znaleźć, to będzie dla mnie szansa - wyrzuciła z siebie zaskoczona swoją szczerością.
- Szansą na co? - druid, którego sympatia do Ameiko jako jednej z niewielu osób w mieście dobrze znoszących jego gburowatość nie była trudna do zauważenia, wtrącił się do rozmowy, jednak odczłapał zamknąć za sobą drzwi zanim kontynuował
- Spalony młyn, napad na karawanę, zlecenie dla koniokradów, atak goblinów na festiwal, nekromanta koło świątyni, a teraz jeszcze zdrajca, gobliny w hucie, sukkub i … co to była za potwora pod miastem?
- Nic dobrego się tu nie dzieje - przytaknęła mu Kilyne. - Skoro już w tym siedzimy, możemy wyjaśnić jedną sprawę za drugą. Kiedy koniokradzi mieli odebrać zapłatę? - zmarszczyła brwi, nie pamiętała tego. - Na zasadzkę już za późno, prawda? Zeszłabym rano do tunelu znowu, przyjrzała się dokładniej temu miejscu.
- Atak goblinów na festiwalu - powtórzyła cicho. - Moja - zawahała się przed kolejnym słowem - rodzina sporo ucierpiała w czasie tego ataku. Co prawda wszyscy uszli z życiem, ale straciliśmy znaczną część niezbędnych nam rzeczy. - Westchnęła smutno, po czym spojrzała po zebranych wzrokiem, w którym można było dostrzec odrobinę niepewności. - Od dziecka jeżdżę po miasteczkach z trupą artystów. Przez gobliny występu w Sandpoint nie możemy uznać za udany - wzruszyła ramionami, wzięła głęboki oddech. - Jakiś czas temu uświadomiłam sobie, że życie cyrkowca nie do końca mi leży. Kiedy usłyszałam o zaginięciu Ameiko postanowiłam jej poszukać - ciągnęła swój szczery monolog. - Pomyślałam, że jeśli uda mi się ją znaleźć, zasłużyć się czymś miastu, albo chociaż jej rodzinie, no wiecie... tak jak wam udało się pokonać te gobliny na festiwalu… - uśmiechnęła się lekko zawstydzona.

Tę właśnie chwilę wybrały sobie drzwi, aby się otworzyć i trzasnąć z hukiem o ścianę. Przez drzwi do środka ładowała się niska, pulchna kobieta o falującej piersi. Nieznajoma - dla trójki zebranych tu osób, a dobrze znana czwartej - dyszała jak po szybkim biegu. Za nią, w pewnym oddaleniu, górowała męska, żylasta postać.
- Nuka! - Orneta wyrzuciła ramiona do góry. - Gdzieś tyś się podziewała! My tu szukamy, wyjazd miał być, a tu ten płomienny nicpoń znów zniknął!
Przetoczyła się między Kasem a Lugirem niczym lawina, roztrącając ich na boki i siadając na skraju łóżka. Skrzypnęło.
- Jesteś ranna?! To przez gobliny?! - dopytywała.
Kilyne już chciała skomentować, że ta chęć zasłużenia mogła zakończyć się tragicznie, kiedy drzwi zostały staranowane. W pierwszym odruchu czarnowłosa położyła dłoń na rękojeści ukrytej pod fałdami ubrania broni, ale szybko się opanowała. Odsunęła się pod ścianę.
- Nuka pomogła nam je pokonać - cicho się odezwała i zaraz zamilkła, nawiązując tylko do wydarzenia w hucie. Opowiadanie wszystkim o nieudanej pogoni i tunelach pod miastem nie wyglądało na dobry pomysł.
Rudowłosa zarumieniła się jeszcze bardziej. Trochę z powodu wkroczenia przybranych rodziców a trochę przez słowa Kilyne. Jej broda opadła na chwilę ku klatce piersiowej a twarz ukryła się w gąszczu włosów.
- Przepraszam, że nic wam nie powiedziałam - zaczęła po chwili, wynurzając się spod rudejczupryny. - Nie pozwolilibyście mi. Poza tym, mieliście wystarczająco dużo zmartwień po tym ataku goblinów, ne chciałam zawracać wam głowy. - Spojrzała przepraszająco po nowoprzybyłych.
- Jeszcze nie za późno, miało być trzy dni po festiwalu w nocy - druid odpowiedział Kilyne - Do tunelu? TEGO tunelu? - zakreślił bliżej nieokreślony symbol nad łóżkiem rannej, ale darował sobie i machnął ręką - Po co? Ubić to muszę, ale po co to tobie do szczęścia? -
Nagłe wtargnięcie do pokoju zaskoczyło go, ale dobrze ocenił sytuację i nie zrobił niczego czego mógłby żałować. Teraz milczał, słuchając wyjaśnień które nie były przeznaczone dla niego i jedynie rzucając zdziwione spojrzenia Kasowi i Kilyne.
- Moje drogie dziecko… nie zostałaś stworzona do takich rzeczy! - Orneta kontynuowała łagodnym, ale jednocześnie karcącym głosem. - Dobrze, że nie stało się coś o wiele gorszego. Ta niziołka za barem mówiła, że kapłani udzielili ci łaski bogów i czujesz się już lepiej? - w pewnym sensie nie wyglądało to na pytanie w jej ustach. - Zabierzemy cię na wozie, każę wolno jechać, to nie będzie tak trząść i dojdziesz do siebie zaraz jak opuścimy to straszne miasto.
Nuka wiedziała, że słowa, które padną zaraz z jej ust będą dla kobiety, która ją wychowała bolesne niczym sztylet wbity w serce. Uśmiechnęła się do Ornety i jej męża, by za chwilę, nie zwracając uwagi na trójkę strażników, wtulić się w kobietę jak dziecko.
- Nie zamierzam na razie stąd wyjeżdżać - powiedziała cichym, choć zdecydowanym głosem.
- Słyszałeś Fyn? - pulchna kobieta zwróciła się do stojącego w drzwiach mężczyzny. - Dziewczynie się całkiem w głowie pomieszało, zostawać tu chce. Ledwo żywa wyszła, miasto nam tak pięknie odpłaca, a ona zostawać chce.
- Poślę po kapłana, aby ją jeszcze obejrzał - zagadnięty krótko skinął głową. - To gobliny ją tak załatwiły, tak? - zapytał pozostałych. - Jaką truciznę na ostrzach mogły mieć. Albo syf i choroba się wdała.
- Nic to, jeszcze jeden dzień nas nie zbawi. Jutro z rana ruszymy do Magnimaru - dodała Orneta. Decycja Nuki została zgodnie zignorowana.
Kilyne zastanawiała się, jakby to było, mieć takich opiekuńczych rodziców. Odrobinę zbyt opiekuńczych nawet. Nuka wydawała się entuzjastką i posiadała pewne możliwości, czarnowłosa widziała w tym potencjał. Bardzo nieoszlifowany, ale wystarczający do tego, żeby spróbować dziewczynie pómóc. Albo zaszkodzić, zależnie od reakcji państwa cyrkowców.
- Niefortunnie została ranna, gdyby nie ona to mogłoby się nam nie udać. Może warto rozważyć zostawienie jej samej na jakiś czas? Będzie z nami. Ten tu Chasequah na pewno potwierdzi, że każde dziecko powinno kiedyś zostać poddane próbie. Dzięki temu może dowie się, jaka ścieżka jest jej pisana. A jeśli nie, to pomożemy Nuce dotrzeć do Magnimaru.
Przez moment na twarzy rudowłosej można było dostrzec zdziwienie. Szybko jednak mimika kobiety przybrała zupełnie inny wyraz, bo Nuka weszła w grę, którą, pewnie nieświadomie, rozpoczęła Kilyne. Orneta i Fyn lubili być dumni ze swoich dzieci, a jeśli ich działania mogłyby przynieść im odrobinę sławy lub rozgłosu… - Jeśli uda nam się skończyć, to, co zaczęliśmy, całe miasto będzie nam bardzo wdzięczne - powiedziała dosyć tajemniczym i pełnym patosu głosem. Wiedziała, że może to trafić do Ornety. Fynem się nie przyjmowała. Po latach spędzone z nimi wiedziała, że zrobi dokładnie to, co uzna za stosowne jego przedsiębiorcza żona.
- Pewnie przekonalibyśmy burmistrz, by zgodziła się przyjąć dziewczynę do straży - Kas w zamyśleniu skubał dłonią wąs. - Po tym jak zaginął nasz kompan Izambard i zginął Lonjiku w mieście nie ma żadnego maga a prawda to, że tutejsi są bardzo wdzięczni za każdą pomoc. Nuka próbę charakteru już dzisiaj przeszła. Każdy musi przejść w życiu wiele prób, ale próby Shoanti są tylko dla Shoanti, ludzie z nizin by ich nie przetrwali - dodał na użytek Kilyne.
Orneta westchnęła ciężko, kręcąc głową. Pogładziła dziewczynę po włosach i wstała.
- Gadacie jak szaleńcy. Giną i znikają ludzie, a ty chcesz się w to pchać! - z wyrzutem wskazała zaklinaczkę pulchnym palcem. Jej mąż wzruszył ramionami.
- Pójdę porozmawiać z kapłanem - zdecydował i wyszedł.
- Do jutra się stąd nie ruszymy - zadeklarowała kobieta. - Dojdziesz do siebie i jeszcze przemyślisz te słowa, młoda damo! - zafurkotała kolorowymi spódnicami i wyszła. Kas poniewczasie zorientował się, że przecież ma do czynienia z grupą cyrkową. Czyż to właśnie nie ich szukał?

- Jak dla mnie, to nikt nie powinien opuszczać Sandpoint w najbliższych dniach - druid z niejaką ulgą w głosie odezwał się dopiero kiedy hałaśliwe towarzystwo opuściło pomieszczenie - Nie po tej zdradzie i atakach na trakcie. - białowłosy mężczyzna ciężko klapnął na zwolnione przez Ornetę krzesło i wyjrzał przez okno w stronę świątyni - Dalej nie wiemy co się stało z Izambardem, prawda?
- Nie było po nim śladu w tunelu. Oby nie rzucono go na pożarcie tym potworom - wzdrygnęła się na tę myśl i nieprzenikniona fasada przybrana na czas rozmowy zastąpiona została bolesnym wyrazem twarzy. - Dziś już nie ruszymy do tunelu, ale ja czuję się całkiem dobrze. Wybiorę się raz jeszcze pod hutę i poszukam śladów. Poprzednio mogliśmy szukać zbyt blisko.
- Też pójdę, póki jeszcze jasno warto sprawdzić pod klifem, pewnie nikt tam nie zajrzał - rzekł Chasequah, po czym przeniósł spojrzenie na Nukę.
- Czy twojej trupie nie przewodzi może czarow… czarodziejka Zaldana Skender i czy nie ma w niej tancerki imieniem Loredana Serafin? - zapytał.
- Mojej trupie przewodzi Orneta Faryn, którą mieliście przyjemność poznać - skrzywiła się lekko. - Tobie kolejny raz muszę dziś podziękować - zwróciła się do czarnowłosej i uśmiechnęła serdecznie. - Przepraszam was za to słabe przedstawienie, które daliśmy z Ornetą i Finningiem, zwykle idzie nam lepiej - rzuciła a w jej głosie mieszały się rozbawienie i zakłopotaniem. - Co do kobiet, o które pytasz - odezwała się do Kasa - mogę podpytać czy ktoś z moich je kojarzy. Często spotykamy się z innymi artystami w miastach, czasem na traktach a Orneta ma świetną pamięć i łeb na karku.
- Jeśli zostaniesz to odwdzięczysz się w naturze - mrugnęła do czerwonowłosej Kilyne. - Naprawdę po dzisiejszym dniu myślisz, że łażenie z nami po tunelach i ganianie goblinów będzie lepszym życiem od tego w trupie cyrkowej? Ciekawszym to pewnie tak…
Nuka widząc mrugnięcie uśmiechnęła się kącikiem ust, a gdy tylko Kilyne skończyła mówić odpowiedziała bez zastanowienia.
- Życie w trupie nie jest złe, jednak to nie dla mnie - powiedziała tonem kończącym ten temat.
- Kas, w sumie nie pamiętam żebyś powiedział dlaczego szukasz tych kobiet - Lugir zainteresował się kwestią już wcześniej, ale w końcu była okazja zapytać - Ja za chwilę jadę ściągnąć Bofuna do miasta, zanim faktycznie znajdzie tego niedźwieżuka - dodał.

- Ehm… - Kas uciekł spojrzeniem gdzieś za okno, drapiąc się po karku. Po raz pierwszy widzieli autentycznie zmieszanego barbarzyńcę. - Właściwie to szukam jednej z nich - odpowiedział. - Widzicie, przed sześciu laty, jak miałem szesnaście wiosen, to w ramach inicjacji wybraliśmy się z kolegami na wyprawę… hmm… krajoznawczą na niziny. Tam doszło do nieporozumienia z miejscowymi i znalazłem się sam, bez konia, zagubiony i ranny. Byłbym sczezł, ale znalazła mnie trupa cyrkowa, taka jak Nuki. Zaopiekowała się mną tam młoda tancerka o czarnych włosach i gibkim… no mniejsza o szczegóły. Było naprawdę miło, ale ani jej ani jej kompanii nie spodobała się próba tradycyjnego porwania na Płaskowyż Storval, więc wróciłem do klanu sam i żyłem dalej wśród swoich. I miałem już rozglądać się za żoną, ale w tegoroczną noc duchów wieszczka powiedziała mi, że… że mam syna - wykrztusił wreszcie. - Właściwie to powiedziała: „męski owoc nasienia z twych lędźwi, krew z twej krwi, chodzi po świecie z dala od rodowego totemu”. Nie byłaby prawdziwą wieszczką gdyby podała szczegóły. Mój brat twierdzi, że z mieszańca i tak nie zrobię prawdziwego Shoanti i może ma rację, ale no… poradziłem się duchów i postanowiłem chociaż spróbować go odnaleźć. - westchnął Chasequah. - Chociaż wciąż nie mam pojęcia co dalej. Zapytaj proszę Ornety czy nie znają tych kobiet. Wy, cyrkowcy dużo podróżujecie i pewnie wszyscy się znacie.
Shoanti spojrzał na druida i jakby czuł potrzebę szybkiej zmiany tematu, powiedział:
- Niedługo będzie zmierzchać. Pojechałbym z tobą, ale może lepiej zaczekać do jutra?

- Do jutra to jeszcze dobrze byłoby zrobić zasadzkę na tego kto zlecił kradzież koni - druid z jakiegoś powodu nie wspomniał że tuż za oknem pod którym siedział słońce ledwo minęło zenit - Ale konia mam rączego, więc pewnie się uwinę. Kolacja poza Smokiem, tak żeby dać Ameiko chwilę wytchnienia, co wy na to?
- Zgoda, przy świątyni, niedaleko za bramą jest karczma. Spotkajmy się tam później i ustalimy co z nocą - przystałą na tę propozycję Kilyne.
- No to w drogę - kiwnął głową Kas. - Do zobaczenia Nuka, o ile się nie rozmyślisz z naszą kompanią, czasem bywa ciężka. Kuruj się!
 
Bounty jest offline