| Zebranie
Law wysłuchał uważnie słów Franka Hodowskiego, a jego zastygła w jednym wyrazie twarz nawet nie wykrzywiła się w lekkim uśmiechu na żartobliwy wydźwięk pytania od mężczyzny. - Jeśli chodzi o próbę rozwinięcia naszej technologii, nalegam, by nadać nowym procesorom priorytet. Na tym etapie naszej działalności i z garstką ludzi, którymi dysponujemy, na nic zdadzą się nam bardziej zabójcze karabiny. To informacje są naszą bronią i jeśli dobrze nią posterujemy, zdobędziemy więcej zasobów oraz poparcia. To jest, o ile w najbliższym czasie pozyskamy potrzebne materiały do produkcji nowego sprzętu - wtrącił skaner, kiedy kierownik produkcji lekkiej skończył. - Wracając do tematu Alvareza, myślę, by spróbować zawiązać z nim stosunki dyplomatyczne. Jestem świadom, że po naszych ostatnich wyczynach może być do nas… negatywnie nastawiony. Jednakże gdyby powziąć z nim na wpół szczerą rozmowę, wykazać się naszymi umiejętnościami oraz zaplusować u lokalnej ludności, to istnieje szansa na zaproponowanie współpracy. Nie mam jeszcze pomysłu, jak tego dokonać, jeśli jednak na coś z moją drużyną wpadniemy, to zgłosimy to do waszej wiadomości - dodał Law do tematu, po czym przyjrzał się Frankowi. - Już wcześniej myślałem o zainfekowaniu paru portali Internetowych i umieszczeniu na nich materiałów propagandowych. Jeśli udostępniłbyś mojemu wydziałowi dane, którymi dysponujesz, panie Frank, znaleźlibyśmy dla nich dobry użytek. Oddelegowałbym moją najlepszą hakerkę, Yoshiaki, by zajęła się sianiem propagandy i zakładaniem niepublicznych społeczności, gdzie zamieszczalibyśmy historie ludzi pokrzywdzonych przez ADVENT - zaproponował z większym zapałem. - Napad na pojazd dostawczy brzmi obiecująco. Nie odrzuciłbym tej akcji, chociaż sam myślałem o zwyczajnej kradzieży jakiegoś pojazdu z ulic New St. Louis. Potencjalnie mniejsze ryzyko, zakładając, że nie dojdzie do konfrontacji z właścicielem takiego pojazdu. Oczywiście pozyskany sprzęt trzeba będzie później spreparować, by na punktach kontrolnych nie został zatrzymany. Posłałbym mojego dywersanta, Georga, z kimś z grupy szybkiego reagowania. - Gdybym jednak miał zdecydować się na napad, to celowałbym wyżej niż jakiś korporacyjny dostawczak. Więcej zamętu oraz zasobów zyskalibyśmy atakując mały konwój ADVENT-u. Postaram się znaleźć jakiś niewielki garnizon na obrzeżach New St. Louis, gdzie mogą dojeżdżać wspomniane konwoje. Aczkolwiek taka akcja będzie wymagała wnikliwego zaplanowania. Przede wszystkim czasu oraz miejsca, jak i sprzętu oraz planu awaryjnego w przypadku niepowodzenia. Jeśli znajdę wasze poparcie, możemy poruszyć tę kwestię na następnych zebraniach. Law i Ruben - Pięćdziesiąt jeden… pięćdziesiąt dwa… - Czarnoskóry technik odliczał za każdym razem, kiedy dźwigał swoje ciało z podłogi na wyprostowanych ramionach. Miał chwilę przerwy od pracy (która notabene ostatnio polegała głównie na upijaniu się w różnych spelunach New St. Louis) i postanowił wykorzystać na zadbanie o formę. Informatyk czy nie, wszyscy byli operatorami X-COM i prędzej czy później dojdzie do konfrontacji z ADVENT-em, w końcu to było ich wszystkich celem. Wtedy siła fizyczna zwiększy szanse każdego operatora na przeżycie. - Ruben? - usłyszał nad uchem, kiedy znikąd pojawiły się obok jego twarzy czyjeś buty. Skaner uniósł spojrzenie i zauważył Lawa. - Ta, szefie? - odparł, wracając do robienia pompek.
Przełożony Grahama przykucnął, wbijając zamyślone spojrzenie w podłogę. - Jak się sprawy mają? - zapytał cicho, jakby nie chciał, by pozostali ludzie znajdujący się wokół usłyszeli. - Pięćdziesiąt cztery… Jakie sp… Aaa, te sprawy - odsapał „Ace”. - W ten weekend odkryję… Pięćdziesiąt pięć… Myślę, że mam gościa w garści. Dogaduję się z nim i podziela moje zdanie… Pięćdziesiąt sześć… Tylko nie mogę przyjść z pustymi rękami. Gliniarz jest cwany, nie będzie walczył dla samej idei.
Law kiwnął głową. - Ja właśnie w tej sprawie. Rozważałem formę zapłaty dla nowego agenta. Nie chcę mu od razu dawać gotówki do ręki. Zdecydowałem się na bezpieczniejszą formę. Karta elektroniczna z miesięcznym żołdem na koncie. Nie do namierzenia i wygodne. Przygotuję pierwszą jak najszybciej - odparł kierownik skanerów. - Pięćdziesiąt dziewięć… Karta elektroniczna? No dobra, przekażę mu. - W porządku, czekam na wynik rekrutacji. Gdyby miało się nie powieść… Cóż, załóżmy, że się powiedzie. Coś wymyślimy w razie czego. - Sześćdziesiąt… Będzie dobrze, szefie.
__________________ "Pulvis et umbra sumus" |