Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-10-2018, 23:36   #41
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Kiedy Szef zapytał o to czy ktoś chciałby coś powiedzieć Frank wstał i podziękował wszystkim za wsparcie w imieniu całego zespołu. Pomimo że kwestię zgłoszenia problemów spaprali to towarzysze nie zostawili ich w potrzebie i wypadało zaakcentować, że się o tym wie.

Potem Frank przeszedł do bardziej palącej sprawy.

- Mamy na nagraniu zeznania wyciśnięte z dzieciaków. Przekrzykiwali się i mówili jeden przez drugiego, bo ich nieźle nastraszyliśmy. Teraz kiedy wiemy, że okolica jest lepiej zorganizowana niż przypuszczaliśmy więcej rzeczy powinno mieć sens. Co sam Alvarez zrobi... oprócz wyciszenia wszelkich działań w okolicy póki kręci się tutaj policja. Bardzo dziwne jest to że ktoś tak ważny osobiście się pojawił się na ulicy i fatygował się do grupki smarkaczy. Powiedziałbym, że to oznaka naprawdę wielkiej pewności siebie. - Frank chwilę się zastanowił i podjął dalej - Mamy jedną potwierdzoną likwidację i drugą prawdopodobną na jego ludziach. Nie wiem czy kogoś zdołaliśmy unieszkodliwić w trakcie ucieczki na piechotę. Tak czy tak nie zdołali nas dopaść, więc Alvarez ma zgryz bo anarchistów trzyma się siłą, a brak "odpłaty" jest przejawem jej braku. Pozostaje też kwestia tego czy łyknie bajkę sprzedaną dzieciarni. Tak czy tak podejrzewam, że ukierunkuje wysiłki, aby nas odnaleźć - jego ludzie będą niezadowoleni jeżeli nic z tym nie zrobi. Lub jeżeli uzna, że pracujemy dla rządu, a może zrobić tak aby zamknąć gęby swoim ludziom - dokona jakiejś akcji odwetowej na mieście.

- Pozostanę z kuzynem w bazie dopóki nie pojawi się w zasięgu możliwość zrobienia czegoś z rejestrem policyjnym. Jako że cała moja drużyna jest na hospitalizacji zajmę się odsłuchaniem nagrania i przetworzeniem zawartych na nim informacji. - tu kiwnął głową do Lao - Najchętniej z kimś z sekcji Wywiadu, jeżeli nie byłby to problem. Będzie trzeba też zakonserwować broń i połatać kamizelki.

O opracowaniu planów kotła do destylacji wolał nie mówić, kiedy humory nie były za dobre. Sporo problemów wynikło z rozwiązania jakie wybrał. Wezwanie policji napytało im kłopotów, z drugiej strony samodzielna akcja wyrwania Lekkich z obławy mogłaby sprawić że lokalsi bez związanych rąk węszyliby za nimi.
 
Stalowy jest offline  
Stary 25-10-2018, 00:07   #42
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Biuro Wywiadu

W pomieszczeniu panował półmrok, rozświetlany jedynie z rzadka blaskiem monitorów lub pojedynczymi lampkami. Biuro jeszcze nie pracowało, a jedyną znajdującą się tam osobą był Law-Tao. Spoczywał na swoim fotelu z nogami na biurku i przeglądał coś na holo.

Kierownik Wydziału Skanu jakiś czas temu wrócił z zebrania sztabu. Ku jego uciesze przebiegło ono lepiej, niż się tego spodziewał. Co prawda sytuacja ich placówki nieco się pogorszyła i po ostatniej nocy więcej stracili niż zyskali, ale przynajmniej nadal wszyscy byli przy życiu a browar Lempa stał nie nękany. Teraz przyszedł czas, by podjąć kolejne kroki i przejąć inicjatywę.

- Wzywałeś nas? - Law nawet nie usłyszał, kiedy do biura zawitała Yoshiaki. Zaraz po niej wszedł George. Chłopak ewidentnie był niewyspany.

- Tak. Przeglądałem właśnie twój raport. Dobra robota - odparł Law, zdejmując nogi ze stołu i poprawiając się na fotelu. Hakerka jedynie skinęła głową, jakby nie potrafiła cieszyć się z pochwały.

- No szefuniu, nie sądziłem, że będziesz miał zapędy, by infiltrować szeregi policji - wtrącił Bitterstone z szerokim uśmiechem. Nie zwracając uwagi na „Bl4ckRain” zajął miejsce przy swoim biurku.

- Poprawka, to wy będzie infiltrować, a konkretnie Ruben - sprostował Law i rzucił spojrzeniem, jakby spodziewał się zobaczyć czarnoskórego technika. Ten jednak jeszcze nie przyszedł.

- Rozumiem, że kogoś już sobie upatrzyłeś - bardziej stwierdziła niż zapytała Chinka. Ona również usiadła przy wolnym stanowisku.

- Tak. I mam już pomysł, jak to rozegramy - potwierdził Japończyk, odkładając holo na bok. - To jednak zadanie dla jednego człowieka. Dla was z kolei mam co innego do roboty.

- Błagam, niech to nie będą legendy, niech to nie będą legendy… - mruczał George, mrużąc przy tym powieki i zaciskając kciuki.

- Tym razem ci się upiekło - bąknął lekko rozbawiony Law. - Chcę, żebyście zabrali się za wykradzione od Collinsa dane. Macie przekopać każdy bit i znaleźć coś przydatnego dla naszej sprawy. Nawet się nie domyślam, na co możecie tam natrafić, ale dowództwo potrzebuje każdej informacji.

- Hm, sam już nie wiem, co gorsze - westchnął George, załamując ręce.

- Rozszyfrowanie danych może trochę potrwać, ale da się zrobić - dodała zaraz z większym zapałem Yoshiaki.

- Wierzę, że sobie poradzicie. W razie czego postaram się pomóc, chociaż sam wolałbym w tym czasie zająć się pisaniem kolejnej legendy. Co prawda mamy jeszcze mały zapas, ale po ostatnich stratach w sprzęcie, to jest naszych pojazdach, czuję, że będziemy potrzebować więcej. Niestety nie mamy już ludzi, by zająć się zaopatrzeniem, dlatego zostawiam to na barkach pozostałych działów. Do nas należy umożliwianie bezpiecznego opuszczania bazy za pomocą legend i zbieranie informacji. I tym się właśnie będziemy zajmować.

Nikt mu nie odparł, wszyscy zapatrzeni już w swoje ekrany.

- Pójdę poszukać Rubena - zakomunikował Law, wstając z siedzenia i ruszając w stronę wyjścia.


Ruben, jakiś czas później, wieczór

Ruben Graham prowadził samochód, kierując się w stronę nowego miasta. Dostał specjalne zadanie od przełożonego i chcąc nie chcąc, musiał się za nie zabrać w trybie natychmiastowym.

Spał jeszcze, kiedy Law do niego przyszedł. Operator X-COM nie mógł ukryć, że po chlaniu i zabawie sen był jego drugą ulubioną dyscypliną. Kierownik wydziału nie miał jednak dla niego litości. Szybko nakreślił mu sytuację i posłał do garażu po osobówkę.

„Ace” miał odnaleźć niejakiego Francisa Walla, glinę po czterdziestce, który według założeń Lawa miał zostać ich kretem w komisariacie National City. Ruben był zaskoczony, że to właśnie jemu trafiła się infiltracja, w końcu to George lubował się w sabotażu i innych takich. Kiedy jednak usłyszał o naturze swojej ofiary, zrozumiał, dlaczego to on miał tego dnia pobawić się w agenta.

Graham dostał adresy barów w New St. Louis, w których pojawiał się sierżant Francis. Szczęście musiało sprzyjać Rubenowi, który wiązał z odnalezieniem gliniarza marne szanse, ponieważ już w trzecim lokalu napotkał poszukiwanego.

Speluna nosiła wdzięczną nazwę „Blackjack” i znajdowała się bardziej na obrzeżach miasta niż w jego centrum. Klientów była raczej standardowa ilość, nie za mało, ale też nie było tłoku. Mało komu dobrze patrzyło tu z oczu. „Ace” szybko odnalazł się w nowym otoczeniu. Standardowo zamówił sobie piwo i rozegrał jedną partię bilarda, udając przy tym zmęczonego człowieka klasy średniej, który po całym tygodniu pracy fizycznej szuka wytchnienia tego ostatniego weekendowego wieczoru.

Graham nie był wyszkolonym szpiegiem, jednak barowe towarzystwo było dla niego chlebem powszednim. Dopiero, kiedy goście lokalu oswoili się z jego osobą, dołączył do Francisa, który siedział przy barze. Gliniarz wcześniej go obserwował, ale chyba w końcu znudził się jego osobą. Sam był już po kilku głębszych, chociaż Ruben oceniał, że dla kogoś z jego „umiejętnościami” była to zaledwie rozgrzewka.

- Ojciec zawsze mi powtarzał, by nigdy nie pić samemu. Można? - zagaił „Ace”, sadowiąc się obok sierżanta. Wedle zaleceń Lawa miał wypić i porozmawiać z Francisem, wzbudzając tym samym jego sympatię. Na tę okazję przełożony wybrał dla Rubena specjalną legendę.

Ron Jacob, kadet, który nie dostał się do policji przez upierdliwego i rasistowskiego szkoleniowca. Ostatecznie skończył jako pracownik na budowie, tocząc nudne życie i nosząc w sobie urazę do ważniaków z policji.

Miał dzielić z Francisem niechęć do wysoko postawionych funkcjonariuszy i narzekać na system, wypytując przy okazji o historię sierżanta.

 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 29-10-2018, 22:07   #43
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 11 - 2037.II.11; śr; południe

Czas: 2037.II.11; śr; południe; g. 14:30
Miejsce: Old St.Louis, Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho



Wydział Produkcji Lekkiej



No i gotowe. Mogli sobie pogratulować. Po niefortunnej akcji w Dutchtown wreszcie postrzeleni w niej ludzie Franka w ciągu kilku dni doszli do pełni zdrowia i sprawności. Kilka dni później do bazy przyjechała ciężarówka przysłana z nowojorskiej ojczyzny. Poza zapasami przywiozła też maszyny niezbędne do założenia warsztatu rusznikarskiego w jakim wszyscy leccy się specjalizowali. Była to pierwsza ciężarówka z nowojorskiej bazy macierzystej odkąd miesiąc temu cały mini konwój przyjechał do St. Louis założyć nową bazę.

Jeszcze kolejne kilka dni zajął montaż owych przywiezionych maszyn i teraz, gdy z wolna początek lutego przechodził w środek lutego warsztat rusznikarski był gotów do pracy.

Niejako przy okazji i po godzinach ludziom Franka udało się uzbierać odpowiednie części i materiały i uruchomić gorzelnie. Mogli teraz produkować butelki z promilowa zawartością które w przeważającej większości szły potem do chłopaków z handlowego aby wspomóc ich wymianę dóbr i usług.




Czas: 2037.II.11; śr; południe; g. 14:30
Miejsce: Old St.Louis, Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho



Wydział Skanu



Ruben wracał do bazy z wieczornych spotkań ze swoim nowym kumplem, funkcjonariuszem Francisem Wallem w coraz lepszym nastroju. Wydawało się, że rozumieją się bez problemu, mówią o tym samym, nadają na tej samej fali i są ulepieni z tej samej gliny. No ale w końcu trzeba było postawić kropkę nad “i” i wyłożyć kawę na ławę. Na oko Rubena pewnie w ten weekend. Chociaż jeszcze pozostawała kwestia jakie warunki przedstawić ich potencjalnemu, pierwszemu agentowi w mieście. Najbardziej przydałyby się jakieś sztony czy inne podobne przedmioty jakie nie dało się tak łatwo namierzyć przez oficjalny system a było względnie łatwo upłynnić. Najprostsze bowiem było przelanie kredytów z konta na konto ale to było też i najłatwiejsze do namierzenia. A gdy ktoś zaczynał wydawać więcej niż oficjalnie zarabiał to nawet standardową skarbówkę zaczynało to interesować.

Ale można było to obejść projektując osobną kartę płatniczą z odpowiednimi zasobami elektronicznej gotówki. Wtedy gdy miało się taką kartę można było płacić nią zamiast własnej. I dopóki kredyty się zgadzały a właściciel z innej okazji nie wpadł pod czyjąś lupę to zwykle taki numer się udawał o ile zachowało się umiar i rozsądek w korzystaniu z takiej dodatkowej karty. Trzeba było tylko wyprodukować taką kartę co projektowało się podobnie jak inne dokumenty osobiste i odpowiednie do nich legendy. Tylko bezpieczniej było produkować taką kartę co miesiąc bo podobnie jak z legendami osobowymi były w bezpieczny sposób do jednorazowego użytku.


---



Ze swoim raportem koronera wróciła też Lena. Ledwo Laura Nadel wybronila ją podczas rozprawy sądowej w poniedziałek po akcji w klubie. Na szczęście Lena odpowiednio poinstruowana w niedzielę przez prawniczkę i broniona przez nią w poniedziałek rano wyszła z rozprawy obronną ręką. Laura wykazała, że to co wylapala podczas przesłuchania funkcjonariuszka Ross, było zwykłymi przejęzyczeniem wywołanym stresem i zmęczeniem tą straszną sytuacją w klubie do którego "Brenda" przyszła się zabawić i zrelaksować po ciężkim tygodniu pracy. I szefowa biolabu wróciła do browaru Lempa a już kilka godzin później musiała wrócić na wschodni brzeg Mississippi aby pod kolejną przykrywką wkroczyć do kostnicy miejskiej. Bez większych trudności i przygód udało jej się dostać do ciała zabranego w weekend z klubu “Night Girls”.

Ku zaskoczeniu najpierw panny Grey a po powrocie do starego browaru także reszty zainteresowanych to nie był żaden Azjata ani pracownik klubu ani żaden z jego gości. To był jeden z ochroniarzy Collinsa, ten który był z nim w klubie. Przyczyna śmierci była oczywista nawet dla kogoś bez biologicznej specjalizacji panny Grey. Dwa bezpośrednie trafienia w głowę. Kule przeszły na wylot i jeśli je technicy policyjni odnaleźli w klubie to pewnie zawieźli je z resztą zebranych dowodów na komisariat i w kostnicy ich nie było. Niemniej Lena doszła do wniosku, że rany zostawiła broń małokalibrowa, prawdopodobnie dość standardowy kaliber broni krótkiej.

Rany wlotowe były od strony twarzy a wylotowe w okolicach potylicy. Korytarze pozostawione w ciele przez kule sugerowały, że wystrzelono je albo z jednej broni albo dwóch znajdujących się bardzo blisko siebie. I wystrzelono szybko po sobie, prawie w jednym momencie. Więc synchroniczny atak z dwóch luf albo błyskawiczny podwójny strzał z jednej.

Sądząc z załączonego raportu z miejsca zbrodni, ciało znaleziono w jednym z pokoi vipowskich klubu czyli przestrzeni dość małej. Na twarzy nie było śladów prochu więc rany nie zadano z przystawienia lufy do twarzy ale ze względu na wielkość pokoju z odległości nie większej niż kilka kroków. Ochroniarz, zapewne musiał coś podejrzewać bo znaleziono przy nim dobyta broń ale nie zdążył jej użyć. Trudno mu pewnie przegapić faceta czy dwóch z kilku kroków celujących mu w twarz z pistoletu.

Lena zdobyła jeszcze personalia denata z których wynikało, że jest pracownikiem ochrony korporacji NAS w której pracował też i jego szef.


---



Znacznie dłużej i trudniej poszło z rozgryzieniem kodów chroniących dane skopiowane z datapadu Collinsa a potem ich posegregowane i zanalizowanie co to właściwie jest i do czego służy. Okazało się, że dane dotyczyły kilku aktualnych projektów jakimi zajmowano się w NAS. Wyglądało na to, że korporacja prowadzi bardzo ożywiona działalność badawczą nad wdrożeniem kosmicznych technologii obcych do życia codziennego. Chociaż to raczej było powszechnym zajęciem wszystkich korporacyjnych molochów na tej planecie. Różniły się tylko skalą, dziedziną produkcji i zaawansowaniem tych badań.

Z najciekawszych rzeczy było to, że w NAS udało się albo byli bardzo bliscy, używania komponentów obcych do produkcji nowych urządzeń. A taka technologia pozwalałaby na przełom i wprowadzenie nowej jakości w porównaniu do urządzeń stosowanych obecnie a uchodzących za nowoczesne. Xcomowcy wiedzieli bowiem, że podczas ostatniej wojny ich poprzednicy opracowali metodę wykorzystania obcych materiałów ale raz, że obecnie była na w pół zapomniana i nie udało się chyba nikomu zdobyć na tyle dużo danych aby odtworzyć ten proces a dwa to dawniej X-COM chociaż był tajną organizacja to korzystał z legalnych kompleksów badawczych i przemysłowych na całym globie a obecnie zeszli do takiego podziemia, że właściwie mieli garażowe warunki pracy. Więc wcale nie było pewne czy nawet gdyby odzyskać dawny “przepis” to czy dałoby się to w tych nowych warunkach odtworzyć. A wyglądało z tych danych na to, że w NAS to się udało albo byli tego bardzo bliscy.

Sami skanerzy mogli nacieszyć się opisem technicznym nowego procesora który przy wykorzystaniu materiałów obcych niesamowicie zwiększał moc obliczeniową urządzenia w jaki go wpakowano. Z takim procesorem dałoby się choćby znacznie przyśpieszyć różne badania dzięki szybszej analizie danych. Pewnie gdzieś o 10 - 30% jeśli te dane były właściwe i udałoby się wyprodukować taki procesor na miejscu. No albo jakoś zdobyć go od NAS.

Z analizą danych znalazło się też zajęcie dla Franka bo nad ekwipunkiem używanym przez resorty siłowe też pracowano w korporacji dla której pracował Collins. Kompozytowe pancerze i broń z wykorzystaniem nowych materiałów byłyby znacznie lżejsze przy zachowaniu tych samych gabarytów. A to by pozwalało na zabraniu większej ilości innego ekwipunku przy zachowaniu jego podobnej masy ogólnej do dźwigania. Chociaż do produkcji takiego szpeja potrzebne było to kosmiczne alenium i fragmenty broni i pancerzy obcych bo ich samodzielnie nie umiano jeszcze wytwarzać.

Trzecim ciekawym elementem był namiar na “Blue Lab” w okolicach dawnego Denver. A tam, w tej zdewastowanej wojna centrum badawczym wielu firm, były prawdopodobnie prowadzone te projekty NAS. Ale dotrzeć tam a nie mówiąc o jakiejś aktywności nie wydawało się takie proste. Bardzo wątpliwe aby środki bezpieczeństwa w Denver, nie mówiąc o samej tajnej placówce, były słabsze niż w na miejscu w Night City albo lokalnych siedzibach korporacji.




Czas: 2037.II.11; śr; południe; g. 14:30
Miejsce: Old St.Louis, Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho



Wszyscy



Zdobyli nowe dane, baza się rozbudowała o kolejną placówkę i dodatkowe podsystemy, ludzie odpoczęli po styczniowych przygodach i wyglądało na to, że znów trzeba będzie się ruszyć aby było się czym pochwalić przed następnym raportem. Przynajmniej tak wyglądało to na ostatnim, niedzielnym zebraniu gdy podsumowano sobie sytuację.

Przede wszystkim, bolączką wszystkich był niedobór środków transportowych. Zwłaszcza jak furgonetka była prawie na stałe przydzielona handlowym i tego raczej nie dało się uniknąć bo karmili oni całą bazę. A osobówki prawie co drugi wieczór rekwirował Ruben aby spotkać się z urabianym gliniarzem. Więc momentami w bazie w ogóle nie było nic na kółkach. No a to bolało i denerwować chyba wszystkich no i nie było bezpieczne. Koniecznie więc trzeba było uzupełnić park maszynowy.

Kolejne zalecenie przedstawił szef. Otóż z Nowego Jorku wysłano sygnał, że dobrze by było zrobić jakiś numer rządowym. Najlepiej przeciw ADVENT. Nie naciskali na to na nową placówkę no ale “dobrze by było gdyby”. No i detale zostawiali lokalnej placówce więcej na razie było to jak dobre życzenie które mogli spełnić i może liczyć na jakieś profity za to. No a mogli i przesunąć to na kolejny miesiąc no ale prędzej czy później musieli się zająć walką z ADVENT. Tutaj szef czekał na opinię i pomysły szefów działów czy, co i kiedy mogliby się tym zająć. Na przeprowadzenie małej akcji dostali miesiąc a większej trzy.

Na tapetę wrócił też Alvarez. O nim mówił głównie agent Carter. Wywiad trochę pomyszkowal i znalazł parę ciekawych rzeczy. Po pierwsze facet był lokalnym mafiozem. Więc traktował teren jak swój. A lokalni uważali go za nieoficjalnego króla szczurów w tym rejonie. Był nawet swego rodzaju żywą legendą bo bardzo szybko wyszło, że ten wówczas jeszcze areszt miejski to wysadził i spalił gdy odbijał swoich i miejscowych ludzi wziętych na zakładników aby zmusić go do ujawnienia i złożenia broni. Broni nie złożył a objawił się atakiem na areszt i brawurowa ucieczka przez całe Night City z policyjnymi zakładnikami pod lufami czym zapewnił sobie wówczas bezpieczny przejazd oraz wysokie miejsce na liście gończym oraz czarny piar u oficjalnych mediów które nazywał go odtąd mafiozem, bandyta i terrorysta. A wśród lokalnych, zwykle mało legalnych i lojalnych nowej władzy obywateli zyskał pewien szacunek i posłuch albo strach. Bo w końcu jak ktoś może w biały dzień zrobić udany rajd w centrum metropolii to co może na jej peryferiach gdzie jest u siebie?

Jakby tego było mało było jeszcze ciekawiej. Wśród tych małolatów za jakich wzięli się ludzie Franka był jakiś brat, pociotek czy inny kuzyn Alvareza. Dlatego zareagował tak żywiołowo i pewnie potraktował sprawę osobiście. Tylko wywiadowcom nie udało się ustalić który to z tych małolatów czy któryś “furgonetkowy” czy któryś z tych co się jednak im wymknął.

No i ulica była zgodna i wściekła na “tych nowych” którzy wtrącili się w ich sprawy w tak brutalny sposób i jeszcze spuścili na kark znienawidzona w tych rejonach policję. Tubylcy bowiem byli przekonani, że nikt z nich nie wzywałby znienawidzonej policji więc musieli zrobić to “ci nowi”. Kim byli ci nowi ulica nie wiedziała ale nie chcieli więcej takich wizyt. I miejscowi nie wierzyli aby psy mogły dopaść takiego cwaniaka jak “Lobo” Alvarez. Wyglądało więc, że zgodnie z przewidywaniami Franka, Alvarez w ten czy inny sposób wróci na scenę. A w tych zapomnianych i opuszczonych przez system dzielnicach nie jest plotka. Miał widać spore możliwości i zarówno szef jak i Carter zastanawiali się jak ta kartę dalej rozegrać przy okazji dając okazję wypowiedzieć się szefom innych działów.

No i jak sam Frank wiedział najlepiej, teraz gdy byli gotowi do uruchomienia produkcji sprzętu w swoim warsztacie będą musieli postarać się o źródło surowców używanych do tej produkcji. Na start mieli jakieś zapasy przywiezione z NY no ale one się szybko wyczerpią. Potrzebowali świeżych i najlepiej stabilnych dostaw.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 08-11-2018, 20:06   #44
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Zacierając ręce w geście przypominającym kreskówkowych złoczyńców Frank rechotał cicho stojąc na progu warsztatu. Wytłumione pomieszczenia, maszyny, obrabiarki, narzędzia precyzyjne i pomiarowe... Miesiąc jazdy na garażowym warsztacie, gdzie nawet nie było miejsca, aby siąść całym zespołem produkcyjnym, był udręką, ale cierpliwość się opłaciła. Teraz mieli tylko dla siebie porządną pracownie...
... no w sumie nie do końca. Budowlani nie mieli swoich pomieszczeń. Co prawda od razu zagospodarowali sobie przestrzeń zwolnioną przez utraconego vana, ale jasnym było, że często będą tutaj bywać.
Tak czy tak Frank miał swoje królestwo i w tym momencie fakt, że nie mógł wychodzić z bazy był dla niego mało istotny.

***

- Ja ci mówię Franchesku, że oto nam się kocioł udał przednie, a towar jest przednia klasa. - zawołał rozradowany Moshe.

Rabin siedział nad aparaturą destylacyjną i lustrował jej funkcjonowanie. Osobne pomieszczenie zawierało pękaty kocioł słusznego gabarytu zwieńczony kolumną retryfikacyjną. Aparatura robocza mogła był spokojnie odłączona i podniesiona, aby dało się kocioł czyścić i wlewać do niego kolejne składniki nastawu. Do tego każdy "etap" był stale monitorowany przez termometry i mierniki ciśnienia. Ba nawet zamontowano szrotowy laptop z kontrolą
Partia testowa wyszła całkiem przyzwoicie i po filtracji dostali czyściutki produkt gotowy do dalszego przetworzenia lub przehandlowania. Kto w tej zapyziałem dzielnicy nie pokusiłby się na tego typu specjały.

- Bardzo czysty? - zapytał Hodowski

- Bardzo! Może to nie laboratoryjny, ale... ale...! - Rebe sięgnął za stoliczek na którym znajdowały się menzurki i trochę pomniejszego sprzętu laboratoryjnego, aby wyciągnąć przezroczystą butelkę.

Nalał z niej do małego słoiczka. Potem włożył alkomierz.

- 96%! Tyle co sklepowe sprzed wojny!
- zwołał naczelny alchemik wydziału.

Frank nie okazał radości, raczej głębokie zastanowienie.

- Hmmm… ile to będzie. W bazie mamy tyle i tyle… powiedzmy tego tyle, tego tyle… jeszcze muszę oddać Handlowym za to że mi to przemycili w zakupach.

- O co chodzi?

- Mógłbyś mi odlać kilka litrów? W sumie ty też byś się przydał, trochę szkła i garnki. Mam pewien pomysł, ale nie mogę z tym… no wiesz… na widoku.


Rebe przyjrzał się podejrzliwie Hodowskiemu, ale wzruszył ramionami.

- Nie ma problemu, ale powiedz ty mnie w co ty chcesz mnie właściwie władować…

- Ach… nic takiego. Po prostu…


Frank przeszedł na konspiracyjny szept. Jego plan był prosty, ale wymagał trochę czasu i pracy.

***

-[i] Ahoj, przyjaciele, co porabiacie w tym wspaniałym dniu!? - gromko i radośnie Frank zagadnął do Czarnego H i Allahuakbara.

- Przygotowywać wyprawa do ponurego świata niebezpiecznych przygód. - Mike spojrzał na kuzyna i zrobił gest czarowania dłońmi - Ululululu. Czarownik kierować gromowy kij w złe ludzie i złe ludzie zamieniać się w martwe złe ludzie!

Nowoczesna linia amunicyjna pozwalała zautomatyzować całą produkcję pocisków, zaczynając od toczenia odpowiedniej łuski, napełniania jej zawartości kończąc na ładowaniu kuli. Trzeba było tylko wszystko zaprogramować. Frank zerknął do pudła do którego wpadały naboje dwunastki, przeznaczone do strzelb. No tak. Uzupełnienie tego co wywalili na ostatniej akcji. Dowódca Lekkich sięgnął po garść naboi. Wszystkie znajdowały się w czarnych osłonkach z napisem "Black Magic".

- Ugabuga! - odparł Frank wrzucając je z powrotem do pudła - Czarna magia!

- Dobre czary! Osiem kulek w jedna porcja Czarnej Magii. Dobre na duża zwierzyna. Dobre na zły człowiek. Dobre na demony z kosmos.


Al-Hammir siedział z wyrazem ciężkiego zażenowania zachowaniem swoich towarzyszy.

- Hateemelson cię szukał. - powiedział w końcu do Franka - W sensie chciał się zapytać czy nie ma jakiś zleceń dla niego, a potem i tak zabrał się do dłubaniny.

- A nad czym?

- Nie słyszysz? Idź krzyżowcze za jękami metalu ustępującego pod ludzką wolą
. - al-Hammir machnął ręką w głąb warsztatu gdzie widać było postawnego wikinga robiącego coś na tokarce.

***

Haatemelson w wielkim skupieniu toczył toporek. W sensie nie tyle toporek, bo zrobienie toporka na tokarce to była jakaś kompletna abstrakcja, ale toczył jego rękojeść.

- Jarlu. - rzucił wesoło Frank.

- Thanie. - odpowiedział ponuro Jarl.

- Po cóż tak fatygujecie wasz zacny oręż.

- Próbuję nadać mu moc pioruna i błyskawicy!
- rzekł z powagą były wódz techno-wikingów.

- Niby jak?

- Robię miejsce na paralizator.

- Będziesz potrzebować dobrej izolacji. I czy przypadkiem nie zmieni się wyważenie... no i wytrzymałość?

- Przez miesiąc puszczałem przez program kolejne projekty. Będzie taki jak trzeba.

- Naprawdę myślisz, że zdołasz go kiedykolwiek użyć?

- Nie wiem.
- odpowiedział Jarl w skupieniu - Ale jeżeli użyję to ze straszliwym skutkiem.

Frank nie miał absolutnie nic przeciw szalonym projektom swoich podwładnych. Głównie dlatego, że sam marnował czasem zasoby na budowanie dziwnych rzeczy. Zawsze się potem głupio tłumaczył przed szefem. Z drugiej strony... mało to było szaleńców w NY, którzy latali ze strzelbami i maczetami? Zegarek na nadgarstku piknął z powagą. Zbliżał się czas zebrania.

- Są jakieś zlecenia dla mnie? - zapytał techno-wiking.

- Nie. Póki co. Ale myślę, że jak się znajdą to będziemy wszyscy zapieprzać pełną parą. - odparł Frank.

- Dobrze. - skwitował Hateemelson zdejmując z tokarki toporek i przyglądając się efektowi swojej pracy.

***

Frank postukał długopisem w notes, na którym zanotował sobie problemy jakie przedstawiono na kolejnym zebraniu. Musiał od czegoś zacząć.

- Przed moimi oczami swojego czasu przesunęło się parę “migawek” odnośnie prototypów broni opartej na technologii kosmituf. Byłem całkiem zielony w eksperymentalne klocki, poza tym świeżakiem, więc niewiele mogłem z tego zrozumieć co tam poczta pantoflowa gadała. Jak wiemy wszyscy te kompozyty mają fantastyczne właściwości, ale metoda ich kształtowania jest wyjątkowo skomplikowana. Ponoć wchodziły w to kwestia naświetlania materiału czy coś takiego. Jeżeli uda nam się położyć łapy na tej technologii trzeba pamiętać, aby też pozyskać wszelkie dane odnośnie urządzeń jakie są potrzebne do obróbki tych materiałów.


Następny na liście był Alvarez. Frank postukał długopisem. Po wysłuchaniu raportu Wywiadu poczuł przemożną niechęć do mieszkańców lokalnej dzielnicy. Może to jeszcze naleciałość wojskowa, ale porządek musiał być, a anarchia… No powiedzmy sobie wprost to już nie byli “punkowie z tamtych lat”. Tutaj była swołocz i bandyterka.

- Myślałem o zrzucaniu winy za nasze “nie do końca udane” akcje na Alvareza. W sensie gdyby, nie daj Boże, ucierpiało zbyt wielu ludzi lub wynikły niepożądane przez nas efekty naszych działań. Widzę jednak dwa problemy. Pierwszy - jeżeli będziemy tak grać kartą to w pewnym momencie nie skończy się tylko na obławie i wzmożonych patrolach, ale na jakiejś grubszej akcji, która może nas wykryć przy okazji. Jeżeli byśmy szczuli policję wraz z ADVENTem na mafię to prędzej czy później skończy się bitwą w której dostaniemy rykoszetem. Drugi - sam Alvarez może nie dysponować technologią, ani specjalistami, aby móc nas wykryć, ale dysponuje dużo większymi zasobami ludzkimi. Mając wszędzie żywe oczy może kiedyś dojrzeć jakąś nitkę pozostawioną nieopatrznie przez nas po której trafi do kłębka.

- Od razu poruszę też inną kwestię jak już mówimy o Alvarezie i anarchistach. Pomyślałem o tym jak powiedzieliście o nieboszczyku z kostnicy. Myślę, że musimy rozpoznać jakie inne… hmm… instytucje i organizacje o szemranej reputacji lub sporej niezależności działają w obrębie St. Louis. Wiedząc jakie są strefy wpływów, będziemy wiedzieli gdzie są tarcia i czy można je wykorzystać w walce z rządowymi. No i uniknąć kolejnych “nieprzewidzianych konsekwencji”. - mówiąc to ostatnie skrzywił się lekko.


- Odnośnie akcji to właściwie mam sporo pomysłu na mały sabotaż. Zainspirowała mnie ta policjantka, co się lubuje w kostiumach, heh. Pamiętam jak ADVENT zaczął wdrażać tą machinę wykorzenienia obrażając kosmitów filmów. Pamiętacie, co? Kino akcji, horrory s-f, gry komputerowe… Jak tylko zaczęli babrać w internecie to pościągałem co tylko mogłem i mam kilkaset gigabajtów na swoim prywatnym lapku takiego contentu. Wrzucanie tego do netu nie ma co, bo i tak pewnie te rzeczy można znaleźć w drugim obiegu lub w głębokich sieciach. Jednak… można by spróbować wykręcić rządowi małego psikusa. Gdyby włamać się na przykład do sieci komunikacji miejskiej i wrzucić do reklam klatki z jakiegoś starego filmu. Niby leci reklama, a tu nagle mignięcie z Marsjanie Atakują. Albo przekonwertować stare gry na nowe formaty i rzucić do pierdółkowych serwisów z grami. - Frank zrobił bliżej nieokreślony gest - W moim rodzimym kraju mieliśmy taką władzę, która zawiązała sojusze z bardzo kapryśnymi… ugrupowaniami, że tak to ujmę. Nie rozwlekając się, kiedy ktoś krytykował władzę lub jej sojuszników to władza próbowała ludzi zastraszyć, zamknąć lub tuszować sprawę, szybko i byle jak. Byli przy tym tak śmieszni i żałośni... ADVENT i jego przydupasy nie są tacy niekompetentni… ale spróbuj wyjaśnić ludziom czemu kogoś ciąga się po sądach lub trzyma w areszcie z powodu jakiegoś starego filmu lub gry na komputerze. Możemy też takie treści podrzucić komuś na holo czy kompa… komuś kto nam zawadza. - Frank zastanowił się - Rząd będzie trzymał rękę na pulsie i w pewnym momencie podejmie ruchy. Oczywiście będzie je maskować, ale jeżeli my też będziemy monitorować nasze “ofiary” to będziemy mogli podrzucić tu i ówdzie wiadomości i plotki, że władza “brutalnie” poczyna sobie z obywatelami za jakieś nieistotne przewinienia. Albo że jakaś ważna szyszka trzyma zawartość anty-obcą na swoim dysku.

Frank wzruszył ramionami.

- Taki tam plan. Gdybyśmy jednak zdołali rozbudować naszą sieć komputerową myślę, że można by się też pokusić o spam fake newsami czy wojnę memową. Wiecie. Diagram Pareto-Lorenza. Dwadzieścia procent przyczyn powoduje osiemdziesiąt procent skutków. Garstka ludzi ma w swoich rękach większość zasobów planety. Większość problemów społecznych jest powodowane przez małą część populacji tego społeczeństwa. I najbardziej znamienne… garstka ludzi modeluje poglądy wielkiej liczby ludzi. Ciekawość ludzka nie zna granic. Rzucisz przynętę to niektórzy się wystraszą, a niektórzy łykną ją, będą chcieli więcej, a potem sami nakręcać będą spiralę. Tak działali Ruscy, jako państwo. Nie mogli gdzieś postawić na swoim w innym kraju, to finansowali lub aktywowali radykalne lub społecznie szkodliwe grupy, a reszta już sama się toczyła destabilizując sytuację w ciągu kilku lat.

Do grubszych akcji… najpierw rozeznanie odnośnie figur i stref wpływów, a potem wyznaczenie celu. Moglibyśmy też od razu podjąć decyzję o rozpoczęciu rozgrywania Blue Labu, ale wydaje mi się że oznaczałoby to przekierowanie wszystkich możliwych zasobów na te działania. A tych mamy niewiele. Myślę że bylibyśmy w stanie dokonać solidnej modyfikacji w jednym zestawie bojowym lub pomniejszych w kilku pod konkretne zadanie. Ale potem robi się słabo… dlatego…

Tu na moment przerwał.

Może warto zastanowić się nad napadem na jakiegoś dostawczaka. Zgarnęlibyśmy zasoby oraz wóz. Poszukać jakiegoś niedużego korpo, które da radę prześwietlić, nakierować transport na jakąś odludną trasę i tam przejąć pojazd i towar. Kwestia wyłączenia GPSa lub podrzucenia nadzorcom jakiejś fałszywki.
W ogóle… Law, czy cokolwiek z tych rzeczy, które przedstawiam ma sens z punktu widzenia Wywiadu, czy od razu możemy powiedzieć, że to fantazje, urojenia i halucynacje z niedożywienia?
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 08-11-2018 o 20:09.
Stalowy jest offline  
Stary 08-11-2018, 21:21   #45
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Zebranie

Law wysłuchał uważnie słów Franka Hodowskiego, a jego zastygła w jednym wyrazie twarz nawet nie wykrzywiła się w lekkim uśmiechu na żartobliwy wydźwięk pytania od mężczyzny.

- Jeśli chodzi o próbę rozwinięcia naszej technologii, nalegam, by nadać nowym procesorom priorytet. Na tym etapie naszej działalności i z garstką ludzi, którymi dysponujemy, na nic zdadzą się nam bardziej zabójcze karabiny. To informacje są naszą bronią i jeśli dobrze nią posterujemy, zdobędziemy więcej zasobów oraz poparcia. To jest, o ile w najbliższym czasie pozyskamy potrzebne materiały do produkcji nowego sprzętu - wtrącił skaner, kiedy kierownik produkcji lekkiej skończył.

- Wracając do tematu Alvareza, myślę, by spróbować zawiązać z nim stosunki dyplomatyczne. Jestem świadom, że po naszych ostatnich wyczynach może być do nas… negatywnie nastawiony. Jednakże gdyby powziąć z nim na wpół szczerą rozmowę, wykazać się naszymi umiejętnościami oraz zaplusować u lokalnej ludności, to istnieje szansa na zaproponowanie współpracy. Nie mam jeszcze pomysłu, jak tego dokonać, jeśli jednak na coś z moją drużyną wpadniemy, to zgłosimy to do waszej wiadomości - dodał Law do tematu, po czym przyjrzał się Frankowi.

- Już wcześniej myślałem o zainfekowaniu paru portali Internetowych i umieszczeniu na nich materiałów propagandowych. Jeśli udostępniłbyś mojemu wydziałowi dane, którymi dysponujesz, panie Frank, znaleźlibyśmy dla nich dobry użytek. Oddelegowałbym moją najlepszą hakerkę, Yoshiaki, by zajęła się sianiem propagandy i zakładaniem niepublicznych społeczności, gdzie zamieszczalibyśmy historie ludzi pokrzywdzonych przez ADVENT - zaproponował z większym zapałem.

- Napad na pojazd dostawczy brzmi obiecująco. Nie odrzuciłbym tej akcji, chociaż sam myślałem o zwyczajnej kradzieży jakiegoś pojazdu z ulic New St. Louis. Potencjalnie mniejsze ryzyko, zakładając, że nie dojdzie do konfrontacji z właścicielem takiego pojazdu. Oczywiście pozyskany sprzęt trzeba będzie później spreparować, by na punktach kontrolnych nie został zatrzymany. Posłałbym mojego dywersanta, Georga, z kimś z grupy szybkiego reagowania.

- Gdybym jednak miał zdecydować się na napad, to celowałbym wyżej niż jakiś korporacyjny dostawczak. Więcej zamętu oraz zasobów zyskalibyśmy atakując mały konwój ADVENT-u. Postaram się znaleźć jakiś niewielki garnizon na obrzeżach New St. Louis, gdzie mogą dojeżdżać wspomniane konwoje. Aczkolwiek taka akcja będzie wymagała wnikliwego zaplanowania. Przede wszystkim czasu oraz miejsca, jak i sprzętu oraz planu awaryjnego w przypadku niepowodzenia. Jeśli znajdę wasze poparcie, możemy poruszyć tę kwestię na następnych zebraniach.


Law i Ruben

- Pięćdziesiąt jeden… pięćdziesiąt dwa… - Czarnoskóry technik odliczał za każdym razem, kiedy dźwigał swoje ciało z podłogi na wyprostowanych ramionach. Miał chwilę przerwy od pracy (która notabene ostatnio polegała głównie na upijaniu się w różnych spelunach New St. Louis) i postanowił wykorzystać na zadbanie o formę. Informatyk czy nie, wszyscy byli operatorami X-COM i prędzej czy później dojdzie do konfrontacji z ADVENT-em, w końcu to było ich wszystkich celem. Wtedy siła fizyczna zwiększy szanse każdego operatora na przeżycie.

- Ruben? - usłyszał nad uchem, kiedy znikąd pojawiły się obok jego twarzy czyjeś buty. Skaner uniósł spojrzenie i zauważył Lawa.

- Ta, szefie? - odparł, wracając do robienia pompek.

Przełożony Grahama przykucnął, wbijając zamyślone spojrzenie w podłogę.
- Jak się sprawy mają? - zapytał cicho, jakby nie chciał, by pozostali ludzie znajdujący się wokół usłyszeli.

- Pięćdziesiąt cztery… Jakie sp… Aaa, te sprawy - odsapał „Ace”. - W ten weekend odkryję… Pięćdziesiąt pięć… Myślę, że mam gościa w garści. Dogaduję się z nim i podziela moje zdanie… Pięćdziesiąt sześć… Tylko nie mogę przyjść z pustymi rękami. Gliniarz jest cwany, nie będzie walczył dla samej idei.

Law kiwnął głową.
- Ja właśnie w tej sprawie. Rozważałem formę zapłaty dla nowego agenta. Nie chcę mu od razu dawać gotówki do ręki. Zdecydowałem się na bezpieczniejszą formę. Karta elektroniczna z miesięcznym żołdem na koncie. Nie do namierzenia i wygodne. Przygotuję pierwszą jak najszybciej - odparł kierownik skanerów.

- Pięćdziesiąt dziewięć… Karta elektroniczna? No dobra, przekażę mu.

- W porządku, czekam na wynik rekrutacji. Gdyby miało się nie powieść… Cóż, załóżmy, że się powiedzie. Coś wymyślimy w razie czego.

- Sześćdziesiąt… Będzie dobrze, szefie.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 11-11-2018, 21:50   #46
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 12 - 2037.II.18; śr; popołudnie

Czas: 2037.II.14; sb; popołudnie; g. 16:30
Miejsce: Old St.Louis, Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho



Wszyscy



Laura praktycznie nie bywała w bazie głównej partyzantów położonej przy rzece. Prawnik w końcu nie był niezbędny na miejscu do funkcjonowania bazy a blondynka miała swoją legendę, przykrywkę i praktykę adwokacką na mieście. A w razie czego była dostępna czy przez holorozmowę czy konferencję lub interweniowała osobiście jak niedawno w przypadku przechwyconej przez policję Leny. Tym razem jednak odwiedziła bazę w jakiejś sprawie i bardzo się zdziwiła gdy otrzymała butelkę z promilowym płynem o kokosowym smaku z osobistą dedykacją.


Cytat:
"Ten ekskluzywny słodki likier nada się zarówno
do wieczornej degustacji przy książce
jak i jako dodatek do lodowych deserów.
Przygotowany z myślą o wyjątkowych damach
Kokos Szanel no. 5.
Od wdzięcznego ZPL"

Panna Nadel była tak bardzo zaskoczona jak zadowolona z tej niespodzianki. Chyba kompletnie nie spodziewała się, że ktoś może pamiętać a tym dawnym święcie i to jeszcze mając ją na myśli. Uściskała więc Franka i pocałowała po przyjacielsku w policzki w podziękowaniu za ten prezent.


---



Lena była stałym mieszkańcem starego i zdawałoby się opustoszałego browaru. Przynajmniej odkąd po pechowym zbiegu okoliczności musiała spędzić dwie weekendowe noce w areszcie. Ale potem już wróciła do swoich porzucając przykrywkę “Brendy” bez żalu. Dobrze jej służyła ale jak to z takimi legendami bywa, była to jednorazowa skóra. I szefowa biolabu też zdziwiła się otrzymując pękatą butelkę nalewki od Hodowskiego. - To dla mnie?! Naprawdę?! Oh, Frank, jesteś kochany! - zawołała rozradowana brunetka ściskając Polaka gorąco. Zwłaszcza dedykacja jej się spodobała.


Cytat:
"Gdy grypa, przeziębienie czy inna biologiczna cholera
próbuje cię dorwać, nie czekaj! Sięgnij po Zittron Power,
trunek o wyjątkowo wysokiej zawartości witaminy C
o doskonałych właściwościach pobudzających
i wzmacniających odporność osłabionego organizmu!
Dużo zdrowia życzy ZPL"


---



Wyciszona Chinka która przez ostatnie dnie pracowała właśnie głównie z Frankiem nad spreparowaniem odpowiedniego, propagandowego paszkwila kosmitom, ADVENT-owi i reszcie tego tałatajstwa w pierwszej chwili wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia gdy wyjął i wyciągnął ku niej butelkę. - To dla mnie? - zapytała zdziwiona zerkając to na butelkę to na trzymającego ją wąsacza. - Jaka fajna nazwa. - uśmiechęła się czytając najlejkę z nazwą “8urn0u7”. Reszta dedykacji też ją chyba rozczuliła i się dziewczyna wzruszyła.


Cytat:
"Gdy Ci zimno, gdy ci źle, walnij klina, polepszy się!
Z tym ludowym porzekadłem na ustach i sercem na
dłoni oddajemy w Twoje ręce niezwykłą imbirową nalewkę.
Jej ostry smak pobudzi apetyt, wzmocni organizm i doda
humoru, kiedy wszystko będzie wydawało się smutne i ponure.
Z wyrazami sympatii od ZPL"


---



Prezent dla Isaki, najlepszej kumpeli Leny no i jej półoficjalnej partnerki też się przyjął świetnie. Azjatka z niebieską czupryną złapała żywo butelkę i ze śmiechem w oczach i na ustach odczytała co też ta ziołowa, aptekarska nalewka ma jej do zaprezentowania. - Woow! Jest super! Wielkie dzięki Frank! - ucieszyła się niebieskowłosa obejmując i ściskając szefa lekkich w podziękowaniu za tą niespodziewaną niespodziankę.


Cytat:
"Gdy pacjent się rzuca albo ostro marudzi, a czas ucieka
nie ma co poprzestawać na pół-środkach. Golnij sobie
na odwagę, a poczujesz moc starodawnych ziół, które
zatrzymają wszelkie nieistotne drobiazgi chłodnym murem
rezerwy.
Z podziękowaniami za opiekę, ZPL"


---



Sobotni wieczór więc przerodził się niespodziewanie w dość nieplanowane święto. Wieści o prezentach jakie “lekcy” uczynili skoszarowanej w starym browarze płci pięknej rozeszły się jak pożar po stepie. Ten, ta czy tamten też uczcili walentynki w tradycyjny sposób okazując sobie sympatię przez drobne upominki i panie, które w bazie były w zdecydowanej mniejszości też się cieszyły. Nie były też zimnokrwistymi niewdzięcznicami i choćby z prezentów od lekkich albo z własnych zapasów załogi płci obojga pozwolili sobie uczcić ten w końcu sobotni wieczór. Impreza też stała się też nieco spóźnioną parapetówą jakiej wcześniej nie było okazji zrobić no i oblewaniem przetrwania pierwszego miesiąca funkcjonowania nowej bazy a nawet pierwszych akcji. A późnym wieczorem wrócił jeszcze z miasta Ruben z radosną wieścią, że gliniarz jakiego od jakiegoś czasu urabiał zgodził się więc mają swojego pierwszego agenta na mieście. Było więc co oblewać, cieszyć się i świętować skoro niespodziewanie trafiła się okazja i wszyscy spotkali się w tak pełnym składzie.




Czas: 2037.II.18; śr; popołudnie; g. 16:30
Miejsce: Old St.Louis, Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho



Ruben



Czarnoskóry skaner i informatyk mógł sobie pogratulować swojego pierwszego, udanego werbunku. Właściwie to wszyscy mu chyba gratulowali bo był to w końcu pierwszy udany werbunek agenta w nowej bazie. Zgorzkniały sierżant policji Francis Wall w kulminacyjnym momencie sobotniego wieczoru zgodził się wspomóc swojego nowego kolegę i z chęcią przytulił swoją nową, złotą kartę z bonusowymi kredytami jakie mógł wydać na to na co miał ochotę. To było kilka dni temu więc jeszcze niezbyt było okazji sprawdzić jak ten system i nowy agent się sprawuje niemniej na razie wszystko wydawało się w porządku, Ruben znów miał czas na inne zajęcia a bazie zwolnił się tak bardzo potrzebny pojazd do wszelkich działań poza bazą.



Frank i Yoshiaki



- No to gotowe. - małomówna Azjatka oparła się plecami o poręcz swojego krzesła i wskazała na holoekran. A raczej na ten główny bo dookoła jej stanowiska było ich kilka, pokazujących różne potrzebne dane. Uruchomiła sekwencję i odtworzyła coś co powinno trafić pod wybrany adres. Nie było tego wiele bo nie mogło być. Im coś było mniej pojemne, krótsze, mniejsze tym łatwiej było to podrzucić i zatrzeć ślady. Na ekranie pojawił się fotomontaż różnych haseł, obrazów i filmików jaki ulepiła informatyczka. A ulepiła głównie z materiałów jakie udostępnił Frank ze swoich nośników danych.

Ostatnie dni spędzili na doborze odpowiednich materiałów i “pracy koncepcyjnej”. Czyli jak z tej masy materiałów ulepić odpowiedni zestaw propagandowy. Teraz wystarczyło to rozesłać po sieci. Jaki byłby z tego efekt trudno było w tej chwili oszacować. Tego typu akcja była w sporej mierze strzałem w ciemno.



Law



Pierwsze rozpoznanie ich głównego wroga, sił ADVENT było dość proste. Mieli w końcu XXI wiek i potrzebne dane kontaktowe można było znaleźć sieci. Były ogólnie dostępne na wypadek gdyby jakiś obywatel poczuł potrzebę skontaktowania się z funkcjonariuszami porządku publicznego. I wychodziło na to, że w New St. Louis są cztery główne adresy ADVENT-u. Na wschodnim brzegu mocna placówka była na lotnisku Downtown. Nie było się co dziwić, że ten obiekt strategiczny jest mocno obsadzony przez siły porządkowe w tym i ADVENT. Mieli tam właściwie minikoszary, wydzieloną część lotniska do własnej dyspozycji i stąd głównie operowały wszelkie powietrzne siły ADVENT-u. Prawdopodobnie to właśnie stąd wysłano dropshipa wezwanego przez policję do próby schwytania Alvareza. Podobnie to wyglądało na lotnisku Lamberta na wschodnim brzegu. Dawne lotnisko Gwardii Narodowej obecnie było zajęte przez ciężki, latający sprzęt adventystów. Tu lądowały promy orbitalne czy transportery międzykontynentalne. Baza była wyłączona z użytku publicznego.

Drugim adresem na wschodnim brzegu były tzw. “koszary na wyspie”. Na jeziorze Horseshoe wybudowano potężny kompleks militarny i tam były główne siły ADVENT-uzdolne operować na terenie rozbudowującej się metropolii jak i poza nią. Właściwie nie było wiadomo co tam się znajduje bo nawet policja i ludzkie służby rządowe miały tam ograniczony dostęp.

Na zachodnim brzegu zaś ADVENT rozgościł się na terenie dawnego ogrodu zoologicznego. I znów nie było wiadomo co tam się właściwie znajduje. Część plotek jakie wyszukał w sieci głosiła, że tam są różne tresowane bestie, inne, że jakieś eksperymenty a kolejne, że to jakieś tajne więzienie. Chociaż o wyspie też mówiono podobnie.

Z tych trzech baz ADVENT-u w New St. Louis najmniej tajemniczy wydawał się posterunek na lotnisku bo w końcu mimo, że odcięty od reszty lotniska to jednak samo lotnisko było dostępne dla ruchu cywilnego. Oprócz tego ADVENT posiadał swoje siły w ważniejszych urzędach czy posterunkach policji. Częściowo może traktował je jak mini bazy a częściowo po prostu patrole zmieniały się rotacyjnie a na stałe stacjonowały w swoich bazach, głównie na wyspie. Stąd po mieście można było spotkać i patrole i transporty ADVENT-u lub przez nich wspierane właściwie wszędzie.

Do tego sieć zaopatrzeniowa ADVENT-u opierała się głównie na transporcie powietrznym i orbitalnym. Tak było w przypadku St. Louis gdzie zaopatrzenie docierało w ten sposób. A dopiero do pomniejszych baz i posterunków kierowano konwoje naziemne. Jedna z takich tras przebiegała po dawnej 55-ce, czyli na południe, wzdłuż rzeki i kierowała się aż do Memphis i jeszcze dalej. A 55-ka w samym St.Louis przechodziła całkiem blisko zachodniego brzegu rzeki i dawnego browaru Lempa. Właściwie to z górnych kondygnacji browaru było ją widać. Potem sunęła od centrum miasta przy mostach, niedaleko Dutchtown i dalej na południe opuszczając południowe peryferie miasta i kierując się wzdłuż rzeki dalej i dalej. Było to o tyle dogodne, że większość tej trasy, poza samym centrum, przebiegała opustoszałymi dzielnicami i kwartałami miasta a potem poza nim, w ogóle wychodziła już na pustkowia.



Wszyscy



Mimo, że był środek tygodnia to sporo wątków albo właśnie zakończono albo zbliżały się do finału i trzeba było obmyślić co dalej. Podzielić się zdobytymi informacjami i zastanowić się jak je wykorzystać. Pomysł Franka aby zrobić dokładniejsze rozpoznanie kto jest kto w tym mieście przypadł do gustu decydentom. Gorzej było z jego realizacją. Tego typu informacje najlepiej było pozyskiwać od “źródeł osobowych” czyli od ludzi w terenie. Oznaczało to, że albo musieliby stopniowo po kolei przeprowadzać rozpoznanie kolejnych dzielnic albo zwerbować odpowiednich ludzi.

Przyjął się też pomysł nawiązania stosunków dyplomatycznych z Alvarezem. W końcu jak zauważył szef wywiadu, ludzie Franka byli zamaskowani więc chociaż ulica domyślała się nowych zawodników na dzielni to niekoniecznie musieli powiązać ich z partyzantami X-COM. Chociaż przyznawał, że gdy zacznie się z nim kontaktować nowy gracz na podwórku może poskładać dwa do dwóch z ostatnimi wydarzeniami. No może ale nie musi, generalni i Carter i szef bazy byli skłonni mimo wszystko spróbować chociaż nawiązać kontakt z tym bandytą i terrorystą. Bo jak zauważył Frank wyglądało na to, że i tak rozłożyli się w jego mateczniku więc trudno będzie się mijać i udawać, że się nie dostrzega na dłuższą metę. I właśnie z tą sprawą przyszedł na te nieformalne zebranie agent Carter. Zdobył dwa potencjalne kontakty mogące prowadzić do szefa miejscowej mafii. Pierwszy był klub, bar, lokal który miał z nim jakieś powiązania. Carter nie był pewny czy należy do niego, czy jest tam gościem czy tylko płaci mu “za ochronę” ale było prawie pewne, że jak nie sam Alvarez to pewnie ktoś z jego ludzi tam bywa. Chociaż nie było wiadomo kto z gości czy obsługi może być tym konkretnym kontaktem. Drugim adresem był warsztat samochodowy. Też miał jakieś powiązania z mafiozem. Może naprawiali mu samochody, może je przerabiali a może nawet ktoś z gości czy obsługi po prostu był w człowiekiem Alvareza. To dopiero należało sprawdzić ale najpierw obgadać jak i kim.

No i na jutro była narajona już sprawa ze zdobywaniem środka transportu. Wspólnym wysiłkiem hakerskiego rozpoznania, inwigilacji osobowej zbrojnych, przygotowaniem technicznym działów produkcyjnych właściwie wszystko było gotowe do zdobycia nowej maszyny do garażu. Zostało wytypować ochotników do tej akcji.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 18-11-2018, 18:21   #47
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Biuro Wywiadu

- Przepraszam za spóźnienie - rzucił Law, wchodząc do biura, gdzie czekali już na niego Geroge, Ruben i Yoshiaki. Co prawda szef skanerów dotarł na umówioną godzinę, ale zazwyczaj był przed czasem.

- Piętnaście minut i moglibyśmy legalnie opuścić spotkanie - zachichotał Bitterstone, kręcąc się na swoim fotelu. Nawet „Bl4ckRain” nie powstrzymała parsknięcia, będąca tego dnia widocznie w wyjątkowo dobrym nastroju.

- Uwierz, że żałowałbyś, nie usłyszawszy tego, co mam wam do powiedzenia - odparł spokojnie Law, zasiadając przy swoim biurku. - Szykuje się kolejna akcja - zaczął, uruchamiając stanowisko.

- Świetnie, właśnie myślałem, żeby wyskoczyć na drinka - wtrącił Graham z szerokim uśmiechem.

- Nie tym razem. Potrzebuję was trzeźwych, kiedy będziemy włamywać się do samochodu.

- Eh, sam bym się napił. Ostatnio musiałem siedzieć zamknięty w vanie i… zaraz… Czy ty powiedziałeś włamywać się do samochodu? - wytrzeszczył oczy George.

- Jak dobrze wiecie, zaczynamy mieć problem z transportem oraz zasobami. Na zebraniu rady postanowiliśmy poczynić pewne kroki w tym kierunku. Zdecydowaliśmy zorganizować napad na pojazd dostawczy jednej z mniejszych korporacji. W ten sposób zdobędziemy zasoby i samochód.

- I to rozumiem! Wreszcie brudzimy sobie rączki a nie bawimy się w jakieś politykowanie - zawołał z uśmiechem Ruben.

- Naszym zadaniem będzie przede wszystkim namierzenie odpowiedniego celu - kontynuował Law. - Przejrzymy nagrania ze stacji czy parkingów i dowiemy się, gdzie regularnie zatrzymują się interesujące nas pojazdy. George, zostałeś wytypowany. Pojedziesz z jednym człowiekiem ze Zbrojnych i złamiesz zabezpieczenia pojazdu. Kiedy już to zrobisz, udacie się do wcześniej przygotowanej kryjówki, gdzie będzie na was czekał elektronik od Hodowskiego. Przetrzebicie samochód i wyłuskacie wszelkie ukryte nadajniki i inne pluskwy a następnie podmienicie tablice rejestracyjne. Później znów zmienicie kryjówkę, gdzie zostawicie pojazd na jakiś czas, aż cała sprawa ochłonie. Tak to by się mniej więcej układało - wyjaśnił Law. Widać po nim było, że pomysł z kradzieżą samochodu nie jest mu w smak. Był jednak operatorem X-COM i musiał odłożyć tymczasowo swoje zasady na bok dla dobra placówki.

Poza tym nie zamierzali nikogo krzywdzić, prawda?

- Ej, zaraz, a gdzie w tym wszystkim wchodzę ja? - zaoponował Ruben.

- Dla ciebie mam inne zadanie. Po ostatnim sukcesie z sierżantem Wallem postanowiłem wysłać cię na jeszcze jedną misję wywiadowczą. Tym razem nie chodzi o rekrutację a o zasięgnięcie języka. Podejrzewamy, że Alvarez, ten mafioza, ma na mieście warsztat samochodowy. Chcemy dotrzeć do szefa tej bandy, jednak nie mamy z nim żadnego kontaktu. Zaczniemy więc od tego warsztatu. Podjedziesz tam, zobaczysz, co możesz zdziałać. Daj tamtym ludziom do zrozumienia, że masz interes dla ich szefa i że dysponujemy pokaźnymi zasobami. Wspomnij, iż nasza działalność cierpi z powodu aktywności funkcjonariuszy policji i ADVENT-u i że możemy wspólnie coś na to zaradzić. Nie podawaj za dużo szczegółów i staraj się nikomu nie nadepnąć na odcisk, jasne?

- Święta Mario, czy ja w CV miałem gdzieś napisane, że nadaję się na agenta? - westchnął Graham.

- Do tego typu akcji jak najbardziej się nadajesz - odparował z uśmiechem kierownik Wydziału. - Poza tym pomyśl o czekającym cię wyzwaniu. Jeśli ktoś wyskoczy na ciebie z kosą, będziesz zdany na siebie. - Nie była to najlepsza rzecz, jaką przełożony mógł powiedzieć do swojego pracownika. Jednak Law znał Rubena i wiedział w które struny uderzać.

- No niech będzie. W sumie zerknąłbym na przedinwazyjne bryki.

- Doskonale. Teraz bierzmy się do roboty.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 18-11-2018, 19:42   #48
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Obściskany przez dziewuchy Frank czuł się wyjątkowo młodo i dziarsko, aż bezwiednie w warsztacie podkręcał wąsa na wspomnienie radosnych kobiecych min.

Siedzieli w warsztacie i dłubali nad jednym z "zestawów bojowych". Lao wyznaczył ze swojej ekipy Kanadyjczyka, który miał zając się gwizdnięciem samochodu. Biorąc pod uwagę kim był należało się spodziewać, że celem będzie jakieś nowocześniejsze auto, więc Lekcy postanowili przyszykować ekwipunek i oporządzenie polowe dla hakera.

Konieczne było zdjęcie miar, przyszycie dodatkowych kieszeni, przystosowanie jakiegoś znanego przez George'a komputera do obsługi w terenie, zamontowanie holo oraz przybornika z narzędziami, nie mówiąc już o kabelkach i innych tego typu pierdółkach. Nie mogło się też obyć bez przyciemnionych okularów z HUDem.
Frank pamiętał jak tuż przed wojną analizował rodzimy program Tytan, który miał pchnąć polskie wojsko w XXI wiek. Pisał nawet jakiś artykuł o tym, ale pamiętał że jego wykładowca nie był zadowolony z tej analizy.
No cóż. Sporo z tych gadżetów przetrwało i po dwudziestu latach było standardem. Przynajmniej w lepiej rozwiniętych bazach operacyjnych X-Comu... a u ADVENTu to w ogóle było obowiązkowe.

***

Kombinezon Hakera czekał już na George'a. Znaczy w zbrojowni stał manekin ubrany w strój pirata z wielkim hakiem. Kiedy pierwsze wrażenie minęło holo pirackiego stroju zostało wyłączone pokazując obcisły kombinezon w ciemnym kolorze, który spokojnie zmieści się pod ubranie czy dowolny mundur. W materiał wpuszczono kable, które prowadziły od płaskiej jednostki centralnej na plecach do przedramion. W jednym zamontowano holo, na drugim wyświetlacz ciekłokrystaliczny nie dający poblasku. Do tego okulary z HUD, ze sprytnie ukrytym w sznureczku kablem do podłączenia do jednostki. Ponadto z nadgarstka można było wyciągnąć kable zakończone standardowymi wtyczkami.
Do tego Lekcy zmontowali przybornik z podstawowymi narzędziami do operacji na kablach, drobny multitool i kieszeń na palmtopa, którą można było przypiąć do ubrania w wygodnym miejscu.

Gdyby ktoś odpalił urządzenia zauważyłby że wyświetlacze na przedramionach w ramach pulpitu mają logo Jolly Rogera, zaś przy rozruchu HUDa pojawiało się animowane logo PirateBay'a.

***

Jarl spakował skrzynkę z narzędziami i skanerem. Chciał być gotów natychmiast kiedy przyjdzie wezwanie na akcję. Co prawda chodziło tylko o "rozbrojenie wozu", ale cholera wiedziała, że bryka nie będzie miała dobrych zabezpieczeń. Wtedy każda sekunda była cenna. Poza tym wziął niezastąpioną grubą rolkę folii aluminiowej i szpulę drutu. Będzie musiał przygotować dziuplę przed przyjazdem towaru. Oczywiście na najgorszy wypadek zabrał ze sobą też pistolet i swój gromowy toporek oraz specjalnie do niego przygotowaną rękawicę.
 
Stalowy jest offline  
Stary 21-11-2018, 05:43   #49
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 13 - 2037.II.12; cz; zmierzch

Czas: 2037.II.19; cz; zmierzch; g. 19:30
Miejsce: Old St.Louis, Sektor II - Jennings; parking przed bistro
Warunki: parking, ziąb, jasno, deszczowo


George i “Amadeo”








Spóźniał się. A pogoda tego wieczoru była taka, że psa było szkoda na dwór wygnać. Rozpadało się na dobre co w połączeniu z ledwo kilkoma stopniami powyżej 0*C sprawiało bardzo zniechęcające wrażenie. Wszędzie była jakaś woda a jak nie woda to wilgoć. Woda bębniła o szyby samochodu a potem po nich spływała. Łomotała o dach samochodu, o maskę o kałuże i na zewnątrz spływała do kratek ściekowych. Chyba, że były zapchane no to robił się śmieciowo - wodny zator. A okolica była nieco bardziej cywilizowana niż rejony gdzie mieli swoją bazę no ale nadal było widać ślady zniszczeń, pożarów, porzucone wraki, przewalone kubły ze śmieciami obłożone pękatymi workami, też ze śmieciami. Do tego dzień się skończył wcześnie w tą lutową noc więc było ciemno. Z latarni to chyba co druga działała więc okolica była upstrzona plamami światła i ciemności z całą gamą mokrych półcieni pośrodku. No nie chciało się wychodzić. Dobrze, że chociaż w osobówce ogrzewanie działało to było ciepło.

Wcześniej wyjeżdżali z bazy we trzech. Ale zostawili Jarla na umówionym posterunku gdzie mieli “rozpieczętować” zdobytą maszynę. Ale od rozstania z technowikingiem już trochę czasu minęło a oni, czy raczej ich samochód, moknął na tym wieczornym deszczu. A upatrzona furgonetka jakoś się spóźniała. Przez te wieczorne korki czy jakiś ekstra kurs. Trudno było powiedzieć. Wybrali między innymi właśnie taką a nie inną firmę bo była szansa na ciekawe fanty w środku i dość luźną trasę. Na tyle na ile się dało ją sprawdzić zdalnie. Prowadziła przez samo centrum ale i furgon zajeżdżał na te mniej zaludnione i porządne dzielnice więc mogło się obyć bez dokładnych skanów wszystkich i wszystkiego tak powszechnych w centrum nowocześniejszej części megapolis. No i furgon sam w sobie mógł zastąpić ten utracony w Dutchtown a swoją przeciętnością i klasyczną linią dawał nadzieję, że nie będzie się rzucał w oczy za bardzo czy to w opuszczonych dzielnicach czy w centrum. Bo w gruncie rzeczy w bazie był potrzebny nierzucjacy się w oczy, bezkłopotliwy ale względnie pojemny środek transportu. I taki furgon jaki powinien zajechać i być na tym parkingu przed tym bistro wydawał się spełniać najlepiej te wszystkie warunki jakie wspólnie ustalili w bazie. No ale coś się spóźniał. Czy raczej właśnie dawał o sobie znać mało regularny rytm pracy owej firmy transportowej.

- Spokojnie młody. Na wojnie 95% czasu to czekanie. - wychrypiał chyba w ramach uspokojenia czy pocieszenia szef zbrojnych. Okazało się, że ze wszystkich zbrojnych on ma najlepsze referencje jako kierowca. Pogoda, obcość terenu, odległość do bezpiecznej bazy no i ryzyko skoku mogło bowiem działać stresująco. Zwłaszcza ta niepewność czy i czy w ogóle delikwent przyjedzie. Przy tak długim i nerwowym oczekiwaniu, przestrzeń osobówki, dzielona przez dwóch mężczyzn wydawała się nieco klaustrofobiczna. Chrypiący głos “Amadeo” na kołysanki nie nadawał się w ogóle. Chodziły po bazie plotki, że to kwestia z wolna ale postepującej choroby przez co stary żołnierz robił się z każdym rokiem bardziej posępny, ponury i małomówny.

- Jest. - rzekł krótko łysy szef zbrojnych gdy na parking po zdawałoby się wiekach całych wjechała “ich” ciężarówka. Plan był prosty na tyle na ile mógł być. Mieli poczekać aż kurier zostawi vana i wejdzie do środka. Zamówi co trzeba, pójdzie do kibla i w ogóle rozgości się na dobre. Na dany znak George miał podejść do vana i zrobić swoje. W teorii sprawa była dość prosta. Wystarczyło użyć przygotowanego klucza i włamać się podobnie jak się hakowało zamki i inne tego typu zabezpieczenia. Potem w podobny sposób uruchomić samochód i spokojnie odjechać. Szef zbrojnych powiedział, że deszcz im sprzyja bo wieczorem ze środka słabo będzie widać parking. W optmistycznym wariancie mógł się zorientować dopiero jak skończył ten swój wieczorny posiłek i wróciłby do samochodu. No ale gdyby skaner uruchomił alarm w samochodzie to pewnie sprawa by się rypnęła od razu.

- Teraz. Leć. - stary żołnierz dał znak młodemu skanerowi, że “to już”. George wiec wysiadł na ten deszcz i zimnicę i musiał przebyć przez kawał parkingu aby dotrzeć do auta. Odległość zdawała mu się dłużyć jak w jakimś koszmarze. Ale wreszcie dotarł do szoferki auta. Teraz tylko trzeba było wyglądać jak właściciel auta a na pewno nie złodziej…

Naszykował swój zestaw włamujący i udało mu się pokonać zabezpieczenia. Może nie w rekordowym czasie ale też i nie najgorszym. Tak średnio. I nie włączył alarmu! Wsiadł na miejsce kierowcy wciąż jeszcze czując ciepło nagrzanego miejsca po swoim poprzedniku. Zerknął przez zroszoną kroplami szybę ale chyba nikt do niego nie leciał drąc się, żeby łapać złodzieja. No w srodku chociać było ciepło i nie padało.

Teraz podpiąć się pod komuter pokładowy i wytłumaczyć mu, ze jest adminem z serwisu czy kimkolwiek innym dla kogo powinien dopuścić go do auta nie informując kierowcy ani nie wszczynając alarmu. Podręczny komputerek w cwaniackim kombinezonie od lekkich znów poszedł w ruch. Twarz hakera rozjażyła się bladą poświatą bijącą od holomonitorów. Komputer okazał się dość prosty w swoich zabezpieczeniach widać chyba właściciel firmy nie nastawiał się na jakieś duże ryzyko włamań a pewnie i tak był ubezpieczony na taką okoliczność. Niemniej nie był tak prosty by xcomowiec mógł go zlekceważyć. Ale udało się! Przekonał komputer pokłądowy, ze jest legalnym serwisantem i komputer uruchomił silnk, światła i resztę.

Teraz tylko nie spanikować i nie dać ponieść się emocjom. Bo tak kusiło by wyrwać natychmiast do przodu byle jak najdalej! Facet od furgonetki mógł go przecież dojrzeć mimo wszystko w każdej chwili. Musiał wyjechać z zaparkowanego miejsca, przejechać między nierównym rzedem samochodów i wreszcie minąć osobówkę z “Amadeo”. Stary żołnierz posłał mu kciuk do góry w geście powodzenia. No i co jak co ale George był raczej standardowym, miejskim kierowcą na cywilizowanym poziomie. Jeździć po tym mieście mógł ale na pewno nie miałby realnych szans w razie jakiegoś pościgu.

Wreszcie zostawił zalany deszczem parking bistro i włączył się do ruchu. Struchlał nieco gdy usłyszał syreny policyjne. Ale dość daleko. I nie zbliżały się. Przejechał jakąś przecznicę, kolejną, kierował się ku zachodnim rejonom zewnętrznym gdzie w starym magazynie miał czekać Jarl zaby zdezaktywować wszelkie alarmy, pdosłuchy i tego typu urządzenia. Zdążył go dogonić i wyprzedzić osobówką szef zbrojnych ktory miał wedle planu zostać trochę na parkingu i poczekać na to co się stanie. Ale chyba kierowca na dobre zajął się kawą i pączkami bo też pewnie nie śpieszyło mu się wracać na ten deszcz i zimnicę więc dalej dawny wojskowy nie czekał.

- Houston, mamy problem. - niespodziewanie w tą nieźle zaczynającą się akcję wdarł się głos Jarla. Zabrzęczał w słuchawce zapowiadając jakieś kłopoty. I chyba coś tam u niego szczekało jakby jakiś pies czy co. A mieli już parę częściowo opuszczonych kwartałów do miejsca gdzie go zostawili i miał na nich czekać.




Czas: 2037.II.19; cz; zmierzch; g. 19:30
Miejsce: Old St.Louis, Sektor II - Jennings; porzucony magazyn
Warunki: parking, chłodno, jasno, deszczowo



Jarl








Okolica, zwłaszcza w taką pogodę czy raczej niepogodę, nie była zbyt przyjemna. Opustoszały, zaniedbany magazyn z widokami na podobną okolicę. No ale właśnie tego potrzebowali aby tak szybko jak się da “zniknąć” zdobytą furę. Czekał więc i chociaż raczej nie mókł no to chłód mu już dawał się we znaki. Zwłaszcza, że czekanie przedłużało się ponad plan ale jak wiedział od chłopaków siedzących w samochodzie kilka kwartałów bliżej rzeki im też się dłużyło. No ale oni siedzieli w ogrzewanym samochodzie a on cępił prawie jak na zewnątrz.

Ale wreszcie coś zaczęło się dziać! Chłopaki dali znać, że “klient” się zjawił. A potem, że George udanie podwędził brykę i wracają. Jeszcze parę chwil i powinni zajechać w tą uliczkę, wjechać do magazynu a on szybko weźmie swoje zabawki i…

I wtedy u niego też coś się zaczęło dziać.

Usłyszał kroki na betonie. Znowu. Co prawda okolica, nawet w taki deszcz, była opustoszała ale nie bezludna. Od czasu do czasu ktoś przechodził, nawet czasem spojrzał w jego stronę ale nikt się nim nie interesował i szedł albo jechał dalej. Aż do teraz.

Dojrzał dwie osłonięte pelerynami sylwetki. Szły spokojnym krokiem wcale się nie śpiesząc. Co w ten deszcz było trochę dziwne na tle reszty która chciała jak najprędzej umknąć przed tą wieczorną ulewą. A te dwie sylwetki szły dość wolno. Do tego zatrzymały się przy rozwalonym wejściu do magazynu. Zapaliły papierosa. I jak na złość chyba chciały wypalić w spokoju bo schroniły się wewnątrz. Akurat teraz! Jak chłopaki mogli tutaj zjechać lada chwila! Ale jeszcze była szansa, że odpalą fajkę i pójdą dalej. No i chyba go nie dostrzegli. Była szansa, że pójdą dalej, najwyżej chłopaki zrobią kółko po kwartale albo i sam się wyniesie gdzieś i coś zaimprowizują. Ale wtedy usłyszał coś znowu. Chrobot pazurów po betonie. Zbliżał się.

Z półmroku nocy wybiegł pies. Nawet niezbyt duży. Normalnie gdy dał Jarlowi szansę to jednym kopniakiem by go uciszył na dobre. No ale nie dał. Za to okazał się być jednym z tych złośliwych, upierdliwych szczekaczy. Może uznał obcego człowieka za intruza a może mu się coś w nim nie spodobało. I zaczął go obszczekiwać. Ujadać na całego alarmując całą okolicę! I tak cwanie, że kilka kroków od niego. Zresztą było już za późno.

Dwie sylwetki które już zaczynały wychodzić z powrotem nagle zatrzymały się zaalarmowane zachowaniem zwierzaka. Błysnęła latarka. Zaraz potem druga. Prawie od razu światło namierzyło ujadającego czworonoga a sylwetkę dwunoga ledwo moment później.

- Hej ty! Ochrona! Coś ty za jeden! Ręce do góry! Żadnych gwałtownych ruchów! - rozległ się ostrzegawczy, rozkazujący okrzyk i światło na chwilę oślepiło technowikinga. Widział dwa, świetlne punkty walące go po oczach i nic więcej a ochroniarze widzieli go pewnie świetnie. Jak byli bardzo wprawni albo podejrzliwi to już mogli mieć spluwy albo pałki w drugiej ręce. Co prawda miał odpowiednią legendę no ale zapowiadało się, że trochę to zajmie a lada chwilę mieli się tu zjawić chłopaki z kradzioną bryką! I ten cholerny kundel wciąż obszczekiwał go w najlepsze.




Czas: 2037.II.19; cz; zmierzch; g. 19:30
Miejsce: Old St.Louis, Sektor VIII - Marina Villa; warsztat samochodowy
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho



Ruben







Warsztat samochodowy wyglądał jak warsztat samochodowy. Gdyby ich ciężcy mieli go do dyspozycji pewnie świętowaliby jak niedawno ich koledzy z lekkiego. Były tu fury, dźwigi, podnośniki, lewary, narzędzia, warsztat do obróbki metalu no i wszystko co w warsztacie być powinno. Nawet kalendarz z roznegliżowanymi paniami. Była też i obsada. Też w niezbyt czystych kombinezonach roboczych, zupełnie jak wyjęta ze stereotypu o takich miejscach. Zwłaszcza takiego w którym pracują byli skazańcy lub podobny element sądząc po widocznych tatuażach, chustach i manierach. Sami kolorowi. Trzech kolesi i laska. Gadał głównie z najbardziej wygadanym, czarnoskórym który przedstawił się jako Rando i wydawał się równie dobrze władać kluczem do wymiany kół jak i do rozbijania głów.

Dopóki gadka dotyczyła samochodów, napraw i ulepszeń facet i reszta uśmiechał się był serdeczny i rozmowa szła spoko. Z gładkiej gadki wychodziło, że zgrana załoga może wszystko albo prawie wszystko z samochodami. Łącznie z pośrednictwem w zakupie kolejnych. Często zresztą miewali jakieś do opchnięcia. Pierwsze wrażenie dla kogoś wychowanego w centrum megacity mogło przyschnąć i można było nawet odnieść wrażenie, że to jacyś skrzywdzeni przez los pechowcy ale w gruncie rzeczy sympatyczni kolesie. Trochę szorstcy, wulgarni i agresywnym wyglądzie no ale w gruncie rzeczy przecież tylko mechanicy samochodowi co na swojej robocie się znają. Ot kwestia czasu i kasy a obrotne chłopaki zorganizują co trzeba. Nawet zrobiło się trochę sympatycznie. Zwłaszcza, że na tle okolicy to już za bardzo się chyba nie wyróżniali ani wyglądem ani manierą. Wyczuł nawet zapach jaranego zioła.

Ale zrobiło się tak średnio gdy zorientowali się, że ich klient lawiruje wokół tematu powiązań z szefem. - Szefa nie ma. - odpowiedział lakonicznie Rando. Ruben nie do końca był pewny czy mówią o tym samym szefie. Czy o szefie warsztatu czy o samym Alvarezie. I czy tamci to rozkminili czy nie. Ale chyba nie podpadł z czymś strasznie bo wyszedł z warsztatu odprowadzany tylko spojrzeniami. Widocznie nawet jak mieli co do niego jakieś podejrzenia to bez kogoś decyzyjnego woleli nie działać samopas.

W każdym razie rozeznał się w klimacie miejsca, Rando zapytał czego chce od ich szefa więc miał okazję coś przekazać zanim odjechał. Wyglądało, że mógł uruchomić tryby jakiejś maszyny ale co z tego by wynikło trudno było zgadnąć. Jakby wyglądała następna wizyta? Spotka się z szefem? Czy wezmą go na warsztat zamiast jego samochodu? Wyglądali i zachowywali się jak na zawodowych uliczników przystało. Nawet jak mówili coś neutralnego to czuło się, że w każdej chwili może się to przerodzić w zaczepkę albo klasyka “Czy masz kurwa jakiś problem?!”. Co prawda o to akurat się go nie zapytali ale wydawało się, że takie pytanie może wpaść w każdej chwili.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 21-11-2018 o 05:46.
Pipboy79 jest offline  
Stary 28-11-2018, 21:19   #50
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację

Noż kurwa by to.

Uniósł ręce do góry starając się jedną dłonią przysłonić oczy i twarz. Wolał nie ryzykować dłuższego gadania do zestawu komunikacyjnego, ale przez zęby wymamrotał coś co z daleka i przy szczekaniu psa mogło wyglądać na przekleństwo.

- Dwóch cieciów i pies. - poszło od Hateemelsona w eter.

Ujadający pies wkurwiał niemiłosiernie, a dwóch ochroniarzy przypomniało mu jego utarczki z Nowojorczykami. Kutasy w mundurkach i pelerynkach. Jego gang nie raz opędzlowywał magazyny zarozumialców z elektroniki, więc tym bardziej gula mu skakała na widok tych tutaj. Ale to były stare dzieje. Teraz miał nowych towarzyszy i bardziej egzaltowane cele w życiu.

Co dalej robić? Co dalej robić?

Spławić dziadów. Albo poczekać aż zajadą kumple i wtedy się panów załatwi ręcznie. Obawiał się tylko pełnej rewizji. Toporek i pistolet schował głęboko w ubraniu, ale w torbie miał narzędzia i podręczny skaner techniczny.
Trzeba zachować zimną krew.
Zimną jak skandynawski wicher.

- Można nie po oczach? - rzucił Jarl - Czekam tu sobie na swoją dziewuchę.

Blondyn skrzywił się przy dalszym szczekaniu cholernego psa.

- Na dziewuchę, co? Romantyczne miejsce sobie wybrałeś na spotkanie. - zgryźliwie odparł jeden ze strażników.

- Ma zazdrosnego brata. Pojeb jeden. - odparł Jarl - Wypytuje się, śledzi ją, holo jej przegląda. Przez palanta musimy się czaić jak jakieś smarkacze i umawiać w ustronnych miejscach... A w ryj mu nie dam przecież, jeszcze się luba obrazi.

Hateemelson zdał sobie nagle sprawę, że pies musiał go wyczuć bo na dworze było mokro i jedyne co dało się wyczuć to zapachy z wnętrza magazynu. To takie poboczne olśnienie dało mu pomysł na jakiś preparat, który można by zamówić w biolabie, aby zwiększyć skuteczność sprzętu maskującego. Niestety nie miał teraz czasu kontemplować dalej tego pomysłu.

- Nie wiedziałem, że to nadzorowany teren. Pójdę gdzie indziej skoro trzeba.

Walenie głupa nie podobało mu się, ale historyjka jednej z jego młodzieńczych miłości była zawsze na propsie. Niestety nie wszyscy ją łykali.
 
Stalowy jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172