Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2018, 14:08   #125
Adi
Keelah Se'lai
 
Adi's Avatar
 
Reputacja: 1 Adi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputację
Hajime i Bjoereng w klubie

Nie było wyjścia, pozostało im tylko jedno. Trzeba grać na 110%. Jak na boisku.
- Jestesmy od Morfeusza stary - powiedział Soroyama - mamy cię osłaniać. Sam widzisz, że ONI są blisko. Schowaj broń, ONI potrafią ją namierzyć przez monitoring. Nie ma powodu ułatwiać im roboty.
-Kolega ma rację - oznajmił Norweg po czym szybko dodał -rozejrzyj się. Wszyscy uciekli. Chcesz nas po prostu tak zlikwidować? - zapytał niedoszłego mordercę Forfang.
-Czego tak naprawdę chcesz? Na pewno się dogadamy - chciał uspokoić chłopaka chociaż sam Norweg w środku miał gonitwę myśli.
Hajime zerknął w lewo. Coś przyciągnęło jego wzrok.
Schinchiro.
Mruczek miał opinię zgrywusa, ale tylko ci co z nim grali wiedzieli, że ten chłopak, mimo poświęcenia zadaniom defensywnym ma też niezły zmysł do dryblingu co przydawało się zwykle na boisku. Był też cwany jak diabli i to przydawało się w życiu. Teraz też...
Soroyama dostrzegł, że usta kolegi układają się w słowa "Zagadajcie go".
W kilka sekund od pierwszej interakcji ze świrusem Hideoshi przesunął się w lewo o kilka małych kroczków. Znakomicie wyczuwając chwilę, dał nura pod scianę. Przez chwilę sądziliście, że wykorzysta moment i zwieje (to by do niego pasowało), ale Mruczek chyba się ucywilizował. Pozostając poza zasięgiem wzroku świrusa zaczął skradać się za jego plecy.
To nie zmieniało faktu, że rozdygotany virtman nadal mierzył w was z pistoletu. I choć nie zdawał sobie chyba sprawy, że Hideo wyparował, wciąż był zagrożeniem.
- Nie traktujcie mnie jak świra! - wrzasnął świr - To wy jesteście chorzy, ja jestem normalny! I nie dam się nabrać! - dygotał coraz mocniej, palec na spuści chodził nerwowo, nagle zmienił się na twarzy - Chodźcie do mnie...
-Niby czemu mamy cię posłuchać. Chociaż nie, wróć. To ty masz nas “na muszce” - ostatnie słowo wziął w cudzysłów.
-Nie musisz krzyczeć, jesteśmy tu sami - Norweg nadal mówił spokojnym głosem jakby zupełnie nic nie czuł w tej chwili, choć sam wziąłby nogi za pas i uciekał, gdzie pieprz rośnie. Spojrzał na pistolet. Chciał dojrzeć cyngiel odbezpieczenia pistoletu. Zazwyczaj “młodzi” przestępcy zapominają o tak ważnej rzeczy jakim jest właśnie odbezpieczenie.
- Czego ty, kurwa, od nas chcesz? - zapytał Sorayama - Przyszliśmy potańczyć z laskami i chuj. Wypłoszyłeś wszystkie. Teraz się dopierdalasz, że jesteśmy chorzy.
Nagle Soroyama zamilkł. Na zewnątrz był zimny i luźny, choć w środku się gotował. Gra była o najwyższą stawkę, musiał “strzelić gola”, bo jeśli “skosi go obrona” to z boiska zejdzie w foliowym worku. czuł adrenalinę wypełniającą żyły,
- Już wiem, chłopaki z drużyny kazali ci zrobić nas w chuja. Chcesz to dam ci autograf, ale powiedz mi którzy to, to im na treningu nogi z dupy powyrywam.
- Nogi to ja wam zaraz...! - facet zachłysnął się wrzaskiem, oczy latały mu w panice nieudolnie maskowanej wściekłością - Pierdooooolić to!
Mruczek był już blisko, poruszał się powoli i ostrożnie. Ale potrzebował jeszcze kilkunastu sekund, a ten tu szykował się żeby was rozwalić za dwie. Co by tu jeszcze powiedzieć lub zrobić? Roy i Tetsui milczeli jak zaklęci.
Jedyne co przyszło do głowy Hajime to:
- Cięcie! Mamy to! Makijażystka, popraw młodemu tapetę, bo się rozpływa. - Skinął w bok, jakby ktoś tam stał - Kamerzysta, zaraz robimy dubla.
Poczucie humoru Hajime dokonało czego nie uczyniła by siła. Chłopak ze spluwą zbaraniał, opadła mu szczęka. Lufa pistoletu też nieco opadła.
- Że co? Że jak?
W tym momencie Mruczek skoczył do ataku z gracją pantery.
Huk wystrzału, wszyscy instynktownie odskoczyli, ale kula poszła w parkiet bo Hideo trzymał już virtmana za ręce. Jeszcze zdecydowany skręt ciała i świr padał na ziemię upuszczając pistolet.
Schinchiro padł na przeciwnika, wolną nogą odkopnął pistolet i natychnmiast zarobił łokciem w szczękę. Ale facet był już rozbrojony. Roy doskoczył do walczących i zdecydowanie założył leżącemu dźwignię. Virtman stęknął z bólu, mimo to wciąż wyrywał się jak zwierzę w sidłach. Ale siła jujitsu Roya to było over 9000.
W jednej chwili byliście przy nich, ale Irlandczyk był już w prawie.
- Zabierzcie spluwę - Murphy cedził słowa - I niech ktoś zadzwoni po policję. Nie ruszaj się, bratku...
Facet zaskomlił z bólu. Nie próbował się już wyrywać.
Adrenalina opadała. Wreszcie można było odetchnąć głębiej.
Niedaleko leżał hełm wirtuala.
Norweg jako jeden z pierwszych chwycił za telefon komórkowy i wybrał numer alarmowy na policję. Akcja rozegrała się w błyskawicznym tempie, chwila moment i było po sprawie. Dobrze, że było ich tu więcej. Bjoereng mógł wreszcie złapać głębszy oddech, niby miał nerwy ze stali, ale w środku się gotował.
-Halo policja. Mamy napad z bronią w ręku w jednym z barów - powiedział Norweg.

- Zajebista akcja, stary - pochwalił Mruczka - gdyby nie ty, to byłoby po nas.
Kucnął przy leżących rannych lub zabitych, by sprawdzić czy może im jeszcze pomóc.
- A ciebie pojebało? Do ludzi strzelać?- powiedział do trzymanego przez kolegów z drużyny kolesia.
Facet, przyduszony przez Roya, zastękał tylko.
Bjoereng powiedział kolegom, że policja już jedzie. Najwidoczniej ktoś z innych gości przekazał już info glinom.
Kilka minut później do klubu wkroczyła umundorowana i uzbrojona policja w sile czterech funkcjonariuszy. Rozejrzeli się szybko, jeden z nich przejął świra od Roya, założył mu kajdanki i pociagnął do wyjścia.
- Wy też jedziecie z nami - zakomenderował wam najwyższy stopniem gliniarz - Nic się wam nie stało? Dobrze. Kilka pytań i was zwolnimy. Ładujcie się do furgonetki i w drogę.
Chwilę później mknęliście już do najbliższego posterunku policji.
Była plus minus druga w nocy.
Wizyta na posterunku zajęła jakieś półtorej godziny. Cała wasza piątka została prewencyjnie przemaglowana, ale jako że mówiliście prawdę, gliniarze szybko dali wam spokój.
Po virtmanie ani śladu. Zniknął gdzieś we wnętrznościach posterunku przy ulicy Zwycięstwa. W każdym razie, gdy wreszcie was wypuszczono, nie widzieliście go na oczy.
Była godzina za piętnaście czwarta i pozostało wam tylko pożegnać się i powędrować do domu.
A może nie? Może miał ktoś inne plany?
 
__________________
I am a Gamer. Not, because i don't have a life. But because i choose to have Many.
Discord: Adi#1036
Adi jest offline