Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2018, 18:57   #556
Szaine
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
Przyjrzała się dokładnie kokonom i pomyślała żeby spróbować w myśli porozumieć się z chłopcem. Nie miała w ogóle pojęcia czy posiada normalny głos.
~ Ismo, tak jestem tu po ciebie. Co się stało, jest tu jakieś zagrożenie? Spróbuję cię uwolnić, ale muszę być pewna, że nic nam nie grozi.
~ Może grozić ~ odpowiedział chłopak. ~ Mężczyzna, który znajduje się w kokonie obok, jest bratem obecnej Surmy. Posiadają jeszcze trzeciego brata. To moi krewni, ale nie znałem ich wcześniej. Posiadają wysoką duchową energię, bo Alvar Aalto był ich przodkiem. Tak jak i moim. Jednak mieszkają w Danii i chyba mają związek bardziej z tamtejszymi legendami i mitami. Interesują się nimi stwory z tego wymiaru. Jeden zawładnął Emerensem, bo tak nazywa się mężczyzna. Przyciągnął nas tutaj i umieścił w tych kokonach… nie wiem dlaczego, ale słabnę. Czuję, jak wysysają ze mnie energię. Próbowałem skontaktować się z wami i wysłać wam wiadomości, jednak nawet nie wiem, czy mi się udało... ~ zawiesił głos. ~ Wracając do tematu… tu nie jest bezpiecznie. Tamte duchy mogę tu wrócić. Nazywają ten wymiar Arkadią. Ja… ~ Ismo zamilkł na moment. ~ Ja chyba boję się, Lotte ~ zakończył ze wstydem.
~ Jest aż tak źle... ~ pomyślała, choć szybko zmobilizowała swoje myśli. ~ Czy jak dotknę kokon, to coś się stanie? Jak mogę bezpiecznie wydostać cię?
~ Ja… nie wiem ~ odpowiedział Ismo. ~ Ale… musisz spróbować. Inaczej…
Nie dokończył. Nie musiał. Lotte bardzo dobrze wiedziała, że jeżeli chłopiec tutaj zostanie, to najpewniej zginie. Istniała też kwestia drugiego mężczyzny… Pajari też musiał o tym pomyśleć.
~ To nie jest zły człowiek… To ofiara, tak jak ja. Proszę pomóż mi i jemu. Bo jak tego nie zrobisz, to nikt inny po nas nie przyjdzie… ~ chłopiec był naprawdę przestraszony. Chyba bał się, że Lotte odpowie, że nic nie może zrobić i tak po prostu sobie pójdzie.
Lotte przyglądała się drzewu, kokonom, otoczeniu i przeszło jej przez myśl, że ryzyko jest potężne. Opis Ismo sugerował, że wszystko może pójść nie tak i po prostu zginie, albo spotka ją coś gorszego. Powinna uczynić jak zawsze, wycofać się, gdy coś ją przerasta, nie brać niepotrzebnego ryzyka... ale po nich faktycznie nikt inny nie przyjdzie.
~ Nie wiem co mam zrobić, ale nie martw się, nie zostawię was ~ odparła, choć słowo "was" nie brzmiało jej do końca właściwie.
Nie miała niczego fizycznego czym mogłaby przeciąć kokon, ale czy było jej to potrzebne? Wszystko zdawało się rządzić innymi prawami niż te, które podpowiada jej logika. Podeszła bliżej dębu. Machnęła ręką nad głową, aby zobaczyć czy faktycznie sięgnie do kokonu, w którym był Ismo.

Udało się. Jej zmysły nie mogły poradzić sobie z wyjątkowością zjawiska. Z jednej strony informowały ją, że Lotte wcale nie dotyka materii… a z drugiej czuła coś więcej, niż tylko powietrze. Zupełnie jakby kokon znajdował się jednocześnie w dwóch stanach bytu i niebytu. Aż dostała gęsiej skórki, bo to uczucie nie było zbyt przyjemne. Jej palce jednak nie mogły zagłębić się wgłąb tworu. Wyczuwała przeszkodę.
~ Dziękuję, Lotte. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił ~ rzekł Ismo. Sprawiał wrażenie trochę dziecka, którego uspokoiło same przybycie kogoś dorosłego. Chyba nie dopuszczał do siebie myśli, świadomie lub nieświadomie, że dobre zakończenie przecież wcale nie jest gwarantowane…
Visser obawiała się, że może przynosić złudną nadzieję. Mimo to postanowiła nie poddać się. Nie miała zdolności związanych ze światem duchowym, ale musiała coś wymyślić. Dotknęła jeszcze raz kokona, choć odczucie było nieprzyjemne. Skupiła się na nim i postanowiła użyć swoich zdolności. Może gdzieś znajdowało się źródło energii i można było coś zrobić, aby kokony zniknęły.

Zamknęła oczy. Kokon okazał się niestabilny. Przypominał radioaktywną bombę, która wybuchała przy najlżejszym… dotknięciu. Tylko rodzaju duchowego. Pewnie miała za zadanie zdusić umiejętności Isma, jednak nie mogła opierać się zbyt długo wpływowi z zewnątrz. Zamigotała, rozbłysła i rozpadła się na milion iskier. Ismo spadł na ziemię, lądując niezgrabnie, jednak nic mu się nie stało. Lotte nie była w stanie w porę zareagować i złapać go, to wydarzyło się błyskawicznie.
- Dziękuję - rzekł do niej z uśmiechem, podnosząc głowę. - To… szczerze mówiąc, nie liczyłem na to, że ktoś mnie uratuje. Marzyłem o tym, ale to było zbyt niewiarygodne… ale tobie udało się - pokręcił głową. - Jak to zrobiłaś?
Wyglądał blado, nawet lekko zielonkawo. Ale zdawało się, że w gruncie rzeczy nic mu nie było.
- Użyłam swoich mocy i najwyraźniej ten kokon nie lubi ingerencji z zewnątrz - odwzajemniła uśmiech. Przyglądała się przez chwilę chłopcu. Będąc na jego miejscu też nie liczyła by na pomoc, bo kto miałby ją nieść? Choć ostatnio Edmund pojawił się na białym koniu... Przyszła jej jeszcze inna myśl, żałowała, że Mikaela nie mogła poznać swojego syna ani on jej.
- Możliwe, że moja interwencja ściągnie tu kogoś, więc przyda się spróbować stąd wydostać - odparła spokojnie, przenosząc spojrzenie na drugi kokon. - Jego też muszę wyciągnąć, jak już nieść pomoc to na całego - uśmiechnęła się do chłopca i wystawiła rękę, aby pomóc mu wstać. - Jak się czujesz?
Ten z wdzięcznością przyjął dłoń detektyw i podźwignął się na nogi.
- Dziwnie - odpowiedział. - To miejsce jest wykrzywione. Nawet nie jestem w stanie powiedzieć, czy dobre, czy złe. Jakby kompletnie wymykało się tym kategoriom… - chłopiec próbował wyjaśnić jak najlepiej trudne sprawy, które pewnie nawet dla dorosłych byłyby trudne i niejednoznaczne. - Przypomina dom luster pełen krzywych zwierciadeł i im dłużej przechadzasz się po alejkach, tym czujesz wzbierającą z tyłu głowy… niepewność i jakby szaleństwo? A może to ten kokon tak na mnie podziałał - wzruszył ramionami. - Widziałem wizje rzeczy, które nie mogły się wydarzyć. Czułem wrażenia, które kompletnie wymykały się temu, czego kiedykolwiek doświadczyłem. Czasami… zdawało mi się, że widzę inne wersje rzeczywistości. Światy, w których oboje zginęliśmy na plaży przy Jeziorze Bodom, kiedy gonił nas ogar. Albo te, w których udało nam się uratować wszystkich w Seinajoce, także tego dużego Konsumenta i dziwną miejscową panią - Ismo wzruszył ramionami. - To nie jest złe miejsce dlatego, bo zaraz nas napadną wilki, strzygi, czy elfy. Choć to możliwe. Obawiam się jednak, że bardziej… im dłużej tutaj jesteś, tym bardziej przestajesz wiedzieć, co jest prawdziwe, a co fałszywe.

Następnie podszedł do kokonu swojego dalekiego krewnego. Podniósł rękę do góry, ale był niższy od Lotte i nie udało mu się dosięgnąć Emerensa Fortuyna.
- Nie będę mógł pomóc - uśmiechnął się słabo i nieco wstydliwie, jakby Lotte co najmniej miała mu zaraz wygarnąć, czemu nie jest pomocny.
Visser uśmiechnęła się pogodnie. Mimo tego co usłyszała, to poczuła dziwny spokój, który ją ogarnął.
- Powiedziałam, że WAM pomogę. - Dotknęła kokon i ponownie skupiła swoją moc. - Musimy jeszcze tylko wydostać się stąd.
Po chwili mężczyzna również został uwolniony, choć w pierwszych chwilach nie odzyskiwał przytomności. Ismo przykucnął i sprawdził jego temperaturę na czole. Chyba dlatego tylko, bo nie miał żadnego innego pomysłu. Lotte natomiast strzepywała rękę z zielonkawej, półmaterialnej energii kokonu. Wzdrygnęła się lekko, kiedy przez pierwszych kilka sekund ni chciała opuścić jej dłoni.
- Jak się czujesz? - zapytał Ismo.
Jego krewny był przystojnym blondynem o nieco dłuższych włosach. Teraz były w nieładzie, a sam Emerens sprawiał wrażenie wykończonego i jakby zbyt szczupłego.
- P-przepraszam - szepnął w końcu. Potem powiedział coś po duńsku, ale chyba do siebie, bo Ismo raczej nie znał tego języka. - Ja… cholera, ale boli mnie głowa - rzekł po angielsku.
Potrzebował pięciu minut, aż udało mu się wstać.
- Nie wiem, czy nie byłoby lepiej mnie zostawić… Ta rzecz, która mnie nawiedza… czasami przejmuje nade mną kontrolę, a ja nie potrafię się bronić - pokręcił głową. Mówił z mocnym akcentem cudzoziemca. - Wykorzystała energię na wyspie do otworzenia portalu tutaj. Porwała ciebie… - spojrzał na chłopca - ...i też mnie. Żeby zebrać z nas energię. Te kokony pewnie w końcu wyssałyby nas na wiór - pokręcił głową. - Mam u pani ogromny dług wdzięczności… - szepnął cicho, kręcąc głową.

Zanim Lotte zdołała odpowiedzieć, gdzieś za nią rozległ się ogromny grzmot. Obróciła się. Spostrzegła, że z jednego dziwnego wyrośla wznoszącego się kilkaset dalej zaczęło bić dziwne światło. Błękitne linie migotały tak jasno, że kiedy Visser zamykała oczy, wciąż je widziała.
- Przepraszam, że przerywam… - mruknął Ismo. - Ale myślę, że musimy się spieszyć. I to bardzo. Możliwe, że jeżeli uda nam się tam przybyć na czas…
- ...to zdołamy wykorzystać tę energię do powrotu do domu? - zapytał Emerens, na co chłopiec wzruszył ramionami.
- Takie wybuchy zdarzają się co jakiś czas, ale trwają tylko kilka minut - rzekł. Pewnie nie raz był ich świadkiem, kiedy pozostawał zawieszony w kokonie.
- Nie zwlekajmy zatem - odparła zdecydowanym tonem Lotte. - Żeby moje przybycie tu i wasze podziękowanie miały sens, to musimy wydostać się stąd cali. Dacie radę iść?
- Damy - odpowiedział Ismo. - A przynajmniej… taką mam nadzieję. Nie mamy innego wyjścia.
Emerens spojrzał na chłopca ze smutnym uśmiechem. Chyba podobało mu się jego nastawienie, ale sam nie miał siły udawać, że cokolwiek może być w porządku. Przecież już od dłuższego czasu nie było.
- Nie ma czasu do stracenia - mruknął chłopiec.

Ruszyli, by wrócić do domu.
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline