drik przyglądał się magowi. Jego dość nonszalanckie zachowanie budziło pewien niepokój, bowiem na coś takiego mógł sobie pozwolić jedynie ktoś, komu nie straszni intruzi w jego własnym domostwie. Ktoś kto może sobie z takimi bez problemu poradzić. Ktoś, kogo należy się obawiać. Równie zajmująca okazała się tegoż reakcja na wieść o nekromancie bawiącym na tej przeklętej wyspie. Albo mógł stanowić dla licza konkurencję, bądź zwyczajnie nie życzył sobie kogoś takiej persony na swoim podwórku. Tak, czy inaczej być może i on pragnąłby się go pozbyć. Była to myśl godna dłuższych rozważań.
Dość pokrzepiające i uspokajające okazały się słowa skierowane bezpośrednio do niego. Najwyraźniej magik cenił sobie prawdomówność. Nierozstrzygnięta pozostawała jednak kwestia tego, czyż i on w swym postępowaniu zachowuje tę cnotę. Z kolei następne jego słowa, dokładniej te traktujące o sypialniach zdawały się potwierdzać przypuszczenia o tegoż mocy. Trzeba być bowiem nie byle biegłym w Sztuce, by móc czynić coś podobnego, a sposób w jaki o tym opowiadał zdawał się zdradzać, iż nie jest to w żadnym wypadku nic trudnego.
Edrik spojrzał na Thazara, który postanowił niemal od razu zasiąść za stołem. Zaciekawiło go, czy nietakt maga wynikał z nieznajomości dobrych obyczajów, bowiem z siadaniem należy zaczekać na gospodarza, czy też może ze zmęczenia i głodu. Tak, czy inaczej rycerz posłał mu krótki grymas wyrażający niezadowolenie z postawy tamtego, po czym powrócił wzrokiem do gospodarza.
–
Przynajmniej tak twierdzi jaszczur – Edrik postanowił sprostować. –
Do tej pory okazał się jedynym, który jakkolwiek postanowił nas wesprzeć. Wszak dobrze wiadomo, że w grupie łatwiej o przeżycie. Przeważnie. – Pociągnął z kielicha.