Biegli. Spieszyli się z całych sił. Musieli zdążyć, zanim wyładowania zakończą, a ich bilet powrotny na ziemię ulegnie samozniszczeniu. Ciężko było rzec, jak wiele pozostało im czasu i czy ten w ogóle upływał normalnie w tym świecie. Pierwsza była Lotte, znajdowała się w najlepszym stanie z całej trójki. Tuż za nią Emerens, który trzymał za rękę chłopca. Ten miał największe problemy, żeby nadążyć za dorosłymi. Nie tylko posiadał najkrótsze nogi… kokon, w którym wcześniej znajdował się, wyssał z niego szczególnie duże pokłady energii.
Lotte musiała uważać, żeby nie nadepnąć na zapadającą się, wilgotną glebę. Grunt nie w każdym miejscu był pewny. Dwa razy musieli przeskoczyć przez wąski strumyk spływający leniwie w dół doliny. Całkiem dużo ich było. Przypominały długie, kościste palce próbujące objąć cały zielony teren. Byli coraz bliżej pulsującego elektrycznością tworu.
- Słabnie – mruknął zdyszany Ismo. – Musimy… musimy zdażyć…
Przystanął na kilka wdechów, ale wnet kontynuował wyścig z czasem. Lotte nie traciła nadziei, choć wstęgi światła zdawały się rzeczywiście mniej wyraziste. Pięćdziesiąt metrów… dziesięć… byli już coraz bliżej. Wreszcie do celu. W samą porę.
[media]http://www.youtube.com/watch?v=SiO_7LhPZFM[/media]
Chłopiec dotknął dziwnej konstrukcji. Ciężko było stwierdzić, czy została stworzona przez jakikolwiek myślący gatunek, czy też stanowiła dzieło natury. Błękitne linie zajaśniały nieco mocniej, jakby odpowiadając na zew Pajariego.
- Dotknijcie mnie. Zabiorę nas stąd – szepnął.
Kiedy to zrobili, Ismo zamknął oczy, a jego włosy zajaśniały i uniosły się. Kiedy rozwarł powieki, Lotte nie dostrzegła tęczówek i źrenic. Było jedynie światło. Coraz bardziej jasne.
- Wracamy do domu – szepnął.
***
Lotte znalazła się w wielkim pomieszczeniu. Podłoga została ułożona z desek składających się na drewniane trójkąty. Sufit wyglądał tak samo, tylko że był niebieski. Co kilkanaście metrów zwisały z niego lampy, które dawały oświetlenie niezbyt mocne, ale w pełni wystarczające. Kobieta przeszła kilka kolejnych kroków. Wokół niej ustawiono nieskończoną ilość luster. Tyle że nie mogła się w nich przejrzeć. Jak gdyby była wampirem. Albo nie posiadała ciała. Dotknęła tafli jednego z luster i aż zaczerpnęła głośniej powietrza. Obraz przed nią zamigotał.
Ujrzała siebie. Znajdowała się w swoim apartamencie. Kroiła pomidory na sałatkę, a tuż za nią znajdował się Takeshi. Obejmował ją czule i całował w policzek. Kiedy naparła dłonią, ta zagłębiła się w obraz… Zdawało się, że mogła wejść do przedstawionego wymiaru. Jednak wycofała się i sprawdziła inne lustro. Na tym znajdowała się w pokoju, którego nie znała. Była dużo młodsza, miała może dwanaście lat. Do mieszkania wszedł Daniel. Przyprowadził kolegów. Rozmawiał z nimi po polsku.
Przeglądała kolejne zwierciadła. Wszystkie ukazywały najróżniejsze wymiary, odmienne wersje rzeczywistości, gdzie wydarzenia potoczyły się w różny sposób. To były najróżniejsze kombinacje, niektóre bardzo dziwne. Widziała świat, w którym poszła na inny kierunek na studiów, w którym nigdy nie została detektywem IBPI, w którym wszyscy jej bliscy umarli, w którym wszyscy przeżyli… Mieszkała w najróżniejszych krajach, trudniła się najróżniejszymi zawodami. Miała dziwne przeczucie, że mogła wybrać i zagłębić się w ten jeden świat, o jakim marzyła. Przejść przez lustro. Tylko które?
Dostrzegła jedno z nich, które miało odmienną ramę – białą. To ukazywało świat takim, jakim go zostawiła. Rzeczywistość do której przywykła. Tylko czy jej chciała? Czy naprawdę powinna wrócić do prawdziwości, skoro wokół było tak dużo różnych bardziej kuszących opcji? Z drugiej strony… co było prawdziwością?
Czyżby mogła w tej chwili o tym zadecydować?