Kapitan przyjal liste bez mrugniecia okiem i wydal rozkaz do wyplywania. Nareszcie... Slowo omal nie wyrwalo sie jej w glos. Wyszla szybko z jego kajuty i sprezystym krokiem ruszyla pod poklad. Jej siostra siedziala na wygodnym hamaku i zadowolona machala nogami. Gdzies w poblizu krzatal sie ich nowy sternik. Usmiechnela sie widzac jego ukratkowe spojzenia kierowane w strone Amiry. - Pozniej sie zabawicie. Teraz zmiatac mi na poklad.
Rzucila do obydwojga ze smiechem ale i wyraznym nakazem, ktorego nie nalezy lekcewazyc. - Zobaczymy na co cie stac panie Royal.
I ruszajac za nimi wyszla ponownie na poklad. Wiatr rozwial jej dlugie wlosy i zalopotal w rekawach koszuli. Szybko pokonala kilka stoni i stanela na galeryjce. Zadowolona spogladala po zalodze. Jej siostra i mlody sternik zajmowali wlasnie swoje stanowiska. Mina jednak jej zrzedla gdy spostrzegla jakiegos ciemnoskorego obdartucha krecacego sie bez celu po pokladzie.
- Wez sie za cos obdartuchu! Poklad wyglada jak portowy burdel a my wlasnie odbijamy!
Grrrh bedzie miala w cholere pracy z tymi obdartuchami. No pora ich nieco rozruszac..Zaczerpnela odpowienia ilosc powietrza w pluca i poteznym glosem zawolala: - Rzucac cumy! Stawiac zagiel! Ruszac sie patalachy!
Z zadowoleniem przygladala sie ich ruchom. W expresowym tempie rzucono cumy, zagiel opadl na pol dlugosci, Royal zrecznie kierowal statek w strone otwartego morza. Selina z czysta, dziecieca radoscia cieszyla sie z wiatru na twarzy, dzwieku fal bijacych o poklad, z widoku dobrze pracujacej zalogi.
Wkrotce pokonali przesmyk. - Pelne zagle staw! Ostrzyc pod wiatr!
Jej glos byl czysty i doskonale slyszalny w kazdym zakontku statku. Zadowolona spogladala jak zagiel opada w dol i lapie wiatr. Karawela skoczyla do przodu. Nareszcie. Pelne morze, przygody, niebezpieczenstwo. Wszystko to co kochala najbardziej. Zasluchana w melodie jaka statek wygrywal tnac fale przygladala sie swoim ludziom. Czesc z nich wciaz budzila w niej niejakie obawy. Siostry byla pewna. Znala jej zalety i wady. Sternik tez jak na razie sprawowal sie dobrze, ale reszta.... Wtem do jej ucha dobiegl dzwiek szanty. Cudowna piesn spiewana glosem mocnym i czystym wkradla sie w dziwiek kila i stworzyla idealna calosc. Usmiech rozjasnil twarz kobiety. Spojzala w gwiazdy skrzace sie na czarnym niebie. "Czas na psia wachte" stwierdzila i przylozyla gwizdek do ust.
Skinieniem dloni przywolala chlopca okretowego i nakazala mu aby kucharz wytoczyl mala beczulke grogu dla zalogi. Dobre humory na poczatku wyprawy wroza dobrze jej koncowi. Powolnym krokiem przechadzala sie po statku sprawdzajac czy wszystko jest w nalezytym porzadku. Pod nosem nucila jakas smetna szante, ktora wbila sie w jej mysli jeszcze w porcie. Od czasu do czasu zamieniala slowko lub dwa z tym lub innym marynarzem. Nie pomijala zadnego. W pewnym momencie napotkala na swej drodze owego mezczyzne o cudnym glosie, ktory nie tak dawno spiewal na pokladzie. - Hmm dzine marynarzu lecz jakos nie przypominam sobie abym werbowala cie do zalogi. Jak cie zwa?
__________________ [B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B] |