"Ponoć taki drobiazg jak trzepot skrzydeł motyla, może spowodować tajfun na drugiej półkuli."
[media]http://www.youtube.com/watch?v=BI4N3VgV1dM&index=5&list=RD-ODbE6OY0s8[/media]
Przyglądała się różnym scenariuszom, przerobiła ich kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt. W końcu skupiła swoją uwagę na kilku tych, które wzbudzały w niej najpozytywniejsze uczucia. Między innymi patrzyła na żywego Takeshiego, który nie szczędził jej czułości, przy którym wyglądał na naprawdę szczęśliwą.
- O matko jaki on przystojny - wyszeptała, choć wcale nie miała na myśli tylko jego aparycji. Urzekała Lotte łagodność mężczyzny i delikatność jaką jej okazywał, tym bardziej, że wiedziała jak ambitny, zawzięty i perfekcyjny potrafi być odnośnie pracy. Jak było widać dla niej miał inną twarz, spokojną, czułą, oddaną...
- Daniel - wymamrotała spoglądając na inną sytuację, gdzie jej brat żył i miewał się całkiem dobrze, nawet jak na jego standardy. Zastanawiała się jak bardzo jego własne moce unieszczęśliwiały go. Zawsze szukał wsparcia w swojej pasji do broni i strzelectwa, jednak to ona była jedyną, wyjątkową dla niego osobą, w której pocieszenie zawsze znajdował. A ona nigdy na nim nie zawiodła się, zawsze mogła liczyć na jego pomoc, zawsze ją chronił, i to za nią oddał swoje życie. A ona jakby zrobiła dla niego niewystarczająco dużo, aby mu pomóc...
Łzy gęsto spływały po jej policzkach, choć nawet nie czuła tego. Wraz z nimi wyrzucała z siebie emocje, które tak często w sobie dławiła. Przecież nie mogła okazać słabości, przed innymi, przed światem, nawet przed samą sobą. Destrukcyjne i wyniszczające, ale tak bardzo pożądała siły i niezłomności.
Cała ta misja pokazała jak dużo ma do przepracowania, jak łatwo popełniać jest błędy, a ciężej z nimi żyć, jak bardzo czuła się osamotniona, jak słaba była. Nie wiedziała tylko czy będzie w stanie wyciągnąć lekcję z tego wszystkiego.
Nogi ugięły się pod nią i osunęła się na ziemię. Poczuła się bardzo zmęczona, a swobodnie płynące łzy, przemieniły się w ciche łkanie. Nad sobą, nad własnym losem, nieudolnością, a także przez tlącą się nadzieję, którą dało jej to miejsce. Minęło tak trochę czasu, gdy już nie miała siły płakać i pozostało tylko smutne pociąganie nosem. Wiedziała, że musi podjąć decyzję, może nawet najważniejszą w jej życiu, może tą ostatnią, która sprawi, że będzie szczęśliwa. Poczuła zdenerwowanie, które kumulowało się w jej brzuchu. Zdała sobie sprawę, że wie co ma zrobić i to ją zasmucało, ale jednocześnie motywowało do zrobienia tego kroku.
[media]http://www.youtube.com/watch?v=olWBlstgv6U&index=3&list=PLPfHaI9XqTnFzvCP _YHvVE6l8al2gdzvB[/media]
Podniosła się i ostatni raz spojrzała na swojego ukochanego brata, a po chwili na Takeshiego. Wyglądało jakby w duchu żegnała się z nimi. Musiało coś w tym być, ponieważ skierowała swoje kroki do lustra z białą ramą. Szła powoli, ale pewnie. Choć jej serce było rozrywane za każdym krokiem jaki stawiała, to miała świadomość, ze postępuje właściwie, zgodnie z własnym sumieniem i zasadami, które wyznawała. Straciła dwie ważne osoby w jej życiu, pozostało jej tylko w to co wierzyła - jej własna racjonalność. Nie mogła wybrać dla siebie happy endu, ponieważ nie ma czarodziejskiej różdżki, która odegna całe zło. Musiała sama zawalczyć o własne szczęście, a nie dostać je. W życiu nie liczy się ilość spełnionych marzeń, ale dążenie do ich urzeczywistnienia. Ta droga, którą do nich pokonamy sprawi, że bardziej docenimy ich wartość i zapamiętamy na zawsze. Zresztą kim ona była, aby dostać tą szansę. Były osoby bardziej wartościowe i takie, które przecierpiały więcej niż ona, których powinna spotkać taka nagroda. Przyszła jej jeszcze jedna myśl, a co jeśli ona byłaby szczęśliwa, a wszyscy wokół nie...
Stanęła przed lustrem ukazującym dobrze znaną jej rzeczywistość. Wzięła głęboki wdech i powoli wypuściła powietrze. Było jej ciężko, czuła ogarniający ją smutek, ale znalazła w sobie wystarczająco dużo siły, aby postąpić zgodnie z własnym sumieniem. Uniosła głowę do góry i przekroczyła taflę, która prowadziła ją do smutniejszej, ale właściwej rzeczywistości.