Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2018, 08:02   #313
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
- Nie sądzę. – zaprzeczył. - Jacob zabezpiecza się na każdą możliwość. Pewnie ma wkalkulowaną i tę opcję. Wrócę jeszcze do tematu wszczepów.
Ty jednak znalazłeś w sobie siłę powstrzymującą takie destrukcyjne zapędy. Myślę, że również zwalczę pokusy towarzyszące temu procesowi. Poza tym tak niszczycielsko działa ponoć tylko Black Serpent. A sam zaznaczyłeś, że czekające nas wyzwania wymagać będą ponadludzkich możliwości. Nie chciałbym być bezradny jak Enzo w podwodnych ruinach…


- Do tego nie trzeba mieć supermocy, a głowę na karku z rozsądkiem w środku i zabezpieczać się na każdą możliwość. Jednak nie martwiłbym się o Black Cross. Oni nie stanowią już zagrożenia i raczej stanowić go nie będą. Przynajmniej nie dla nas. Teraz przeciwnikiem jest ktoś znacznie gorszy. Fajnie, prawda? - rzekł z szerokim uśmiechem Jacob wchodząc do maszynowni.

Denis powitał go cierpkim uśmiechem. W tym momencie pobliskie rury zasyczały, buchając kłębami pary. Oddały znakomicie nastrój nurka. - No tak... - Ty jesteś na tyle rozsądny, że nie zakładasz nawet skafandra i przyznam, że słusznie. Pogratulować zapobiegliwości i przezorności.. - skomentował z zauważalną nutą uszczypliwości.
- Jakież to rady, przynosisz mości Jacobie nam nieoświeconym i nieświadomym zagrożeń? O Black Cross wiemy nieco więcej i możemy podjąć jakieś środki zaradcze, lecz przedwieczne istoty są zagadką, jak mniemamy również dla ciebie? - lurker miał świadomość, że wystawia się na ripostę w postaci długiego monologu, ale wiedział, iż obaj z delegatem muszą przez to przejść jak przez dziecięce choroby zakaźne. - Pozostają niesprawdzone domysły i teorie, a te obarczone są ryzykiem i raczej nie pozwolą nam zabezpieczyć się w dostatecznym stopniu.

Historyk uśmiechnął się szeroko.
- Nie aż tak wielką zagadką, jak można by przypuszczać. Jednak nie zamierzam się tym dzielić. Ostatnim moim podarkiem dla was jest nietykalność ze strony Black Cross. Dość wam ich już złożyłem. Bezpośrednich... - ostentacyjnie zwrócił się w kierunku Richarda.
- ... oraz pośrednich - tym razem spojrzał na Denisa.
- Drugie wynika z pierwszego. Dałem władzę, bogactwo, renomę i wiedzę. Przykładowo sposoby zabezpieczania przed wpływami Istoty. Wystarczyło słuchać. Mój udział to wyłącznie nowa wiedza. Co od was otrzymałem? Śmierć przyjaciela... - choć przed chwilą twarz Coopera wyrażała beztroską radość, pomimo braku poruszenia najmniejszym z mięśni, obecnie wyrażała bezgraniczny chłód.
- ... i cios w plecy. Działałem skrycie, ryzykownie, ale nigdy przeciw wam. Bez wzajemności. Jeszcze mają szanowni panowie jakieś bezsensowne komentarze? Jeśli tak, to mam ciekawsze zajęcia.
- Ubolewałem nad śmiercią Ferata, ceniłem go za szczerość… – powiedział z powagą lurker. – szczerość, której tobie zawsze brakowało! To Lucjusz wyciągnął do mnie rękę w momencie, kiedy odwiedzałeś gildię i panią Zoi Clemens… Bez manifestowania wyższości i arogancji. Opowiedział o naszyjniku z dilithium… A jego śmierć…. Na jego miejscu mógł być każdy z nas… Wielokrotnie stawiałeś sprawę na ostrzu noża, ryzykując życiem nas wszystkich w imię swoich niejasnych celów i projektów, którymi nadal nie chcesz się dzielić. Wyszliśmy cało z wielu opresji, często w niewytłumaczalny sposób. Przypinanie sobie jedynych zasług w tej materii uważam za spore nadużycie. Jesteśmy tobie tyle samo winni, co ty nam! Szkoda, że nadal nie stać cię na przychylny gest, wszak byliśmy drużyną, walcząc ramię w ramię, stworzyliśmy ci warunki byś mógł działać. Tolerowaliśmy trudny charakter, a ty podsycałeś emocje innych, choćby przeciw mnie. Popychałeś do nielojalności siostry wobec brata, inżyniera wobec dowódcy. To zagrania niehonorowe i niegodne dżentelmena. Lucjusz, by ich nie pochwalał!

Richard wstał i położył dłoń na ramieniu Denisa.
- Teraz eskalacja negatywnych emocji nam nie pomoże. Usiądź proszę.
Szlachcic odwrócił się do Jacoba, który nie poruszył się nawet o milimetr.
- Dziękuję, że zechciałeś przyjść po tym co się stało. Dowodzi to faktu, że najprawdopodobniej wiesz co planuję. Albo przypuszczasz. W każdym razie, wiesz, że się to opłaca. Przykro mi z powodu twojego przyjaciela. Musiałem wybrać między nim, a Manuel. Gdybym cofnął czas, to nadal wybrałbym tak samo. Ale czasu cofnąć się nie da.
Richard wyjął pistolet i trzymając go za lufę podał Jacobowi.
- Proszę. Masz okazję odebrać życie człowiekowi, jako swoją wizję sprawiedliwości. Jako karę za nie uratowanie twojego przyjaciela. Obaj wiemy, że jemu to życia nie przywróci.

Jacob bez namysłu chwycił broń, odciągnął kurek i wystrzelił wprost pod nogi Denisa. Ten nawet nie drgnął. Choć po chwili wyraz jego oblicza trudno było uznać za miły historykowi, a w oczach zapaliły się gniewne iskry. Wystarczył nieszczęśliwy traf, by rykoszet zranił któregoś z nich. Jacobowi zabrakło wyobraźni albo dał ponieść się emocjom. Nieprofesjonalne zachowanie, zważywszy na to za jakiego wytrawnego gracza się uważał.


 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 20-11-2018 o 22:43.
Deszatie jest offline