-Więc tak... Na imię mi Martin Galibiert. A, że nie pamięta mnie łaskawa pani to i normalne bo kiedy tylko stanąłem na pokładzie zostałem zagnany do pracy. Nikt mnie nigdzie nie zapisywał więc pomyślałem, że zostałem zaakceptowany, a sprawa wyjaśni się później. Tak jak na przykład w tej chwili.
No wspaniale... Nic tak nie poprawia humoru jak pasarzer na gape. Zmierzyla mezczyzne nieco gniewnym wzrokiem.
- I co ja mam teraz do wszystkich diablow z toba zrobic?
Przez chwilke rozwarzala kilka opcji jak np. nakarmienie nim rybek, albo cos rownie ciekawego. W koncu jednak przypomniala sobie jak skrzetnie ruszal sie po pokladzie, i ze wszedzie go bylo pelno... Glos tez niczego mial.
- Wez sie do jakiejs roboty i zebym cie nie widziala jak dogory dupskiem lezysz bo nakarmie toba rybki. Pogadam z kapitanem w twojej sprawie. Zobaczymy.
Nastepnie ruszyla dalej na nie zawracajac sobie nim juz glowy. Pogadala przez chwilke z zagielmistrzem po czym pogonila majtka do roboty. Wzrokiem zaczela szukac Dewlina i Samuela. Gdy ich znalazla, podeszla i zamienila kilka slow dopytujac sie o doswiadczenie i statki na ktorych plywali do tej pory. Katem oka wypatrywala siostry.
__________________ [B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B] |