Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2018, 14:23   #124
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Livia i Torstig ponownie obeszli meczet, aby ponowić operację wchodzenia dziewczyny na dach. Znowu po plecach starego wojownika wspięła się na gzyms i dalej na dach. Torstig wrócił na swoją pozycję przy drzwiach jeszcze w czasie gdy dziewczyna dyndała nogami. Kibria poczekała dłuższą chwilę, upewniając się, że Relhad będzie na miejscu, leżąc na dachu, z przygotowanym nożem, którym zamierzała cisnąć do środka. Zbliżyła się niemal do samej krawędzi otworu, wciąż na tyle cicho, że siedzący poniżej mężczyźni nie zorientowali się, że jest tuż nad nimi. Na cel wzięła tego, który siedział do niej przodem, słusznie rozumując, że lada chwila może ją zobaczyć. Nóż zafurczał w powietrzu, wlatując przez otwór i wbijając się w ramię mężczyzny. Kibria błyskawicznie wycofała się, jednak niewystarczająco szybko.
- Jest na dachu - krzyknął jeden z mężczyzn.

Torstig usłyszał krzyk i wiedział, że Livia zaatakowała. Czekał przyczajony tuż przy wyjściu. Słyszał tupot kroków na pokruszonych kamieniach zalegających na podłodze świątyni. Zacisnął dłonie na rękojeści topora. Jeszcze chwila. Gdy tylko zobaczył sylwetkę wyłaniającą się z wnętrza, uderzył. Cios nie był czysty, trafił przeciwnika tuż poniżej łokcia. Wrzaskowi bólu towarzyszył odgłos upadającej na kamienie szabli. Rozdarty rękaw czarnej szaty momentalnie nasiąknął krwią. Mężczyzna zatoczył się, oniemiały z bólu. Jego towarzysz już wybiegał z meczetu.


Widząc zapalczywość w oczach Thoera, Rusanamani dali się przekonać. Pojechali dalej, ale od tej chwili starali się trzymać razem – więzień i strażnik, gdzieś z boku, szepcząc między sobą. Enki i Cedmon prowadzili grupę wąskim jarem, dnem którego płynęła wątła struga. Strome ściany, w większości pokryte żwirem i wystającymi spomiędzy drzewek skałami, piętrzyły się przytłaczając podróżnych. Było tak wąsko, że konie z kołyską Zahiji ledwo się mieściły. Wiedźma żyła i miała się chyba lepiej, bo co jakiś czas jęczała z bólu i majaczyła. Enki wzięła na siebie obowiązki opiekowania się ciężko ranną i doglądania jej, a podczas takich chwil na Cedmona spadał obowiązek przewodzenia grupie.

Jego bystre oczy co jakiś czas rejestrowały poruszające się na granicy widzenia ciemne kształty. Tajemnicze postaci przemykały między drzewami i kryły się za skałami, a Gmanagh nie był w stanie określić kim lub czym były. Hundur, idący przy nogach wierzchowca był wyraźnie zaniepokojony i czasem Cedmon musiał ostrym słowem a nawet gestem przywoływać brytana do porządku. Po południu bębny odezwały się znowu. Bliżej i głośniej.
 

Ostatnio edytowane przez xeper : 14-11-2018 o 20:19.
xeper jest offline