Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2018, 19:57   #127
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
- Owszem, chciałbym się z nim zobaczyć - odpowiedział szybko Kenji, obrzucając drania niezbyt przyjaznym spojrzeniem.

Uśmiech faceta jeszcze się poszerzył.

- No to powodzenia, Urashima-san. Ja już spadam do domu.

- Czekaj, czekaj, jedno pytanie - chłopak położył mężczyźnie lewą dłoń na ramieniu i delikatnie, acz stanowczo zaczął go ciągnąć w stronę zaułku, przy którym stał. - Jak powinienem się zwracać do twojego szefa? Nigdy z kimś takim nie rozmawiałem, rozumiesz - prawą rękę włożył do kieszeni kurtki i wymacał spoczywający w niej kastet, prezent od Imadoriego na szesnaste urodziny. - Wystarczy “san”, czy jednak lepiej “sama”?

- Najlepiej "danna" - uśmiech faceta siegnął granic możliwości, rzucił okiem na skrytą w kieszeni rękę interlokutora - Bądź grzeczny, Urashima-san.

Urashima nie przegapił spojrzenia mężczyzny. W pierwszej chwili chciał zrezygnować, ale szybko uznał, że może to wykorzystać. Skoro gość jest zajęty tym co robi prawa ręka, niech do działania przejdzie lewa.

- Przecież wiesz, że… - Kenji nie dokończył. Dłoń, która spoczywała na ramieniu mężczyzny, znalazła się nagle na jego potylicy. Chłopak pchnął jego głowę na ścianę, wyszarpnął uzbrojoną w kastet prawą dłoń z kieszeni i nie zważając na efekt pchnięcia, uderzył nią w bok tego drania. Nie zdołał jednak zrobić wszystkiego jak sobie zamyślił. Jego przeciwnik zamortyzował efekt pchnięcia na ścianę, wyciągając przed siebie ręce, a cios, wystarczająco silny by połamać żebra, tylko musnął bok. Mężczyzna cofnął się dwa taneczne kroki, zwiększając dystans.

- Nie mogę pojąć - wycedził wpatrując się w oczy przeciwnika - czemu się mnie tak źle traktuje? Ostatnia szansa, Urashima-san. Rozejdziemy się w pokoju albo złamię ci losowo wybraną kość. To jak będzie?

Kenji wiedział, że ta konfrontacja może skończyć się dla niego marnie. Facet nie był równie silny jak on, za to dużo szybszy. I był zawodowcem, dało się to określić oceniając automatyzm jego ruchów. Bez wątpienia znał się na sztukach walki i, choć nie dorównywał Kenjiemu siłą i posturą, to jasne było, że to złudne kryteria. Chłopak zdjął z ręki kastet, pokazał go mężczyźnie i schował do kieszeni, z której wcześniej go wyjął. Następnie odsunął się na bok, robiąc przejście i umożliwiając mu wyjście z alejki. Nie powiedział jednak nic.

- Mądrze - silnoręki skinął głową - Powodzenia z moim szefem - spokojnie minął Kenjiego. Przez chwilę chłopak miał szansę na czysty cios w szczękę swoim ulubionym prawym sierpowym. Na to właśnie czekał. Nieuzbrojoną już pięść posłał w kierunku bandziora. Facet zatoczył się od ciosu, splunął krwią. I natychmiast ruszył na Kenjiego z mordem w oczach.

Urashima ustawił gardę, ale z tym typem nie było żartów. Nim chłopak się zorientował otrzymał dwa mocne ciosy. Pulsujące bólem przedramiona opadły na chwilę i silnoręki wykorzystał to natychmiast zadając cios w wątrobę i następny w okolicę serca. Z ust Kenjiego buchnęła krew.
Ale to nie był koniec. Teraz już nie było żartów i obaj starali się zadać decydujący cios, kręcąc się wokół siebie w tańcu walki. Facet był, jak się powiedziało, zawodowcem, ale Kenji nie na darmo hartował pięści w ulicznych bójkach.

Nagle drzwi do biura sarakina otworzyły się z trzaskiem i wyskoczyło z nich jeszcze dwóch mężczyzn w eleganckich marynarkach niepasujących do poobijanych pysków. I natychmiast wzięli się za rozdzielanie walczących.

- Akio, co tu się, kurwa, wyprawia?! - spytał starszy z mężczyzn. - Miałeś iść do domu, a nie lać się z jakimś wyrostkiem. I to pod okiem kamery. Chcesz tu ściągnąć keibi kyoku?

- On zaczął - przeciwnik Kenjiego raz jeszcze splunął krwią na chodnik.

- Mało mnie obchodzi kto zaczął. Spadaj do domu. A ty, chłopcze, też się tu nie kręć. Masz coś do naszego kolegi?

- Mam - odpowiedział chłopak buntowniczo - ale to prywatna sprawa.

- Jak macie coś do siebie to umówcie się w dojo i wyjaśnijcie to sobie jak mężczyźni, zamiast lać się na ulicy. O co ci chodzi, co?

- To młody Urashima - przeciwnik Kenjiego podzielił się wiedzą z kolegami.
Obaj jednocześnie spojrzeli na Kenjiego.

- Ach, młody Urashima - mówca przeciągnął słowa jak niestrawny flak. - Czyli masz coś do naszego szefa. Nie słyszałeś, że takie sprawy załatwia się z panem, a nie sługą?

- Bez obawy, jego też odwiedzę - warknął Kenji, zanim zdążył ugryźć się w język. Pulsujący ból głowy powodował, że zamiast się uspokajać, z każdą chwilą nakręcał się coraz bardziej. - Ale do niego nic nie mam, chociaż wiem, że to on wydał polecenie. Możecie mu przekazać, że dostanie swoją kasę, nie ma potrzeby wysyłania tego dupka do naszego domu. A jak jeszcze raz go zobaczę na mojej ulicy to go, kurwa, zapierdolę! Tego ostatniego już nie powtarzajcie - dodał po chwili przerwy.

- Twoja rodzina - mówca cedził słowa stalowym tonem głosu - ma u nas dług, Urashima-san. I jeśli jeszcze raz zranisz kogoś z nas bądź pewien, że my zranimy ciebie. Tym razem ci odpuścimy, ale nie powtarzaj tych słów więcej. I weź się do pracy jeśli nie chcesz wylądować na ulicy za niespłacenie długu.

- Powtarzam jeszcze raz, jeśli któryś z was postawi stopę w pobliżu mojego domu, jest już trupem. I radzę wam nie lekceważyć tych słów. A dług będzie spłacony na czas, więc przestańcie pieprzyć! - to wszystko denerwowało go coraz bardziej i bardziej. Nie dość, że ci ludzie są za głupi, żeby podjąć uczciwą pracę, to jeszcze nie rozumieją prostych zdań, które wypowiada.

- No i pięknie. To może idź do domu, Urashima-san, co? I spuść trochę pary. I przekaż ojcu, że odsetki rosną więc niech się śpieszy.

Kenji otarł krwawiącą wargę, ostrożnie wyminął stojących przy wyjściu z zaułka goryli i ruszył w stronę domu. Wszystko poszło nie tak jak chciał. Najpierw zamierzał spotkać się z ich szefem, wyjaśnić całą sytuację, obiecać spłatę długu i zapewnić, że jego czyn nie jest policzkiem wymierzonym w niego, a jedynie prywatnym zatargiem z jego podwładnym. Ale widok tego drania i jego kpiące uwagi wypowiadane tym głupim głosem, spowodowały że nie mógł się powstrzymać. Co więcej spodziewał się, że nie będzie miał z nim większych problemów, że wszystko przebiegnie tak sprawnie, jak wtedy w klubie. Gdyby znów się tak zapędził, byłby z tego powodu bardzo rad. Niestety spieprzył po całości nawet to. Teraz już wiedział, że sam nie da rady.

Gdy przeszedł kilka przecznic, upewnił się, że nikt za nim nie idzie i wyciągnął telefon. Wybrał numer Imadoriego i przyłożył urządzenie do ucha. Głowa wciąż pulsowała bólem, ale wyraźnie słabszym. Skupił się i jak najpewniejszym głosem starał się przedstawić przyjacielowi swoją prośbę.

Ile to już czasu minęło odkąd biegał po osiedlu, zadając się z rówieśnikami najgorszego sortu? Kiedy po raz ostatni prał się w jakiejś alejce z łobuzem z sąsiedztwa? Kiedy po raz ostatni, wraz z innymi, obrzucał sklepową wystawę kamieniami, albo mazał po ścianie farbą w sprayu? Kiedy ostatnio widział swoich starych kumpli: Asou, Yoshidayamę, okularnika Fukuyego, wyższego nawet od niego Hanaia, grubego Nishimoto, łysego Noboru i innych? Ilu z nich będzie chciało w ogóle z nim gadać? Nie wiedział, ale musiał spróbować. Potrzebował ich pomocy.
 
Col Frost jest offline