Randulf miał już strzelać, ale nagle został zatrzymany przez Otwina, który to chciał, aby oddać strzał w tym samym momencie. Gdy byli już obaj gotowi, wystrzelili. Strzała Randulfa zapaliła się w locie jak zapałka otarta o draskę, myć może nawet dało się słyszeć ten specyficzny syk rozpalającego się płomienia, ale było ciężko powiedzieć przez jęki osób znajdujących się wokoło stołu. Strzała wbiła się w okolice lewego barku, a bełta, wystrzelona przez Otwina była już w prawym. Pocisk świsnął tak szybko, że dopiero spływająca z tego miejsca stróżka krwi była znakiem, że bełta dosięgnęła celu. Włodyka krzyknął donośnie opuszczając na ziemię maskę trzymaną w ręce. Obie ręce niemal automatycznie powędrowały w okolice wbitych pocisków.
W około strażnicy, którzy do tej pory się samo kaleczyli przerwali to co robili, jednak zaczęli jeszcze bardziej donośnie krzyczeć z bólu. Klara stała ciągle nad jednym z nich, jak gdyby go szyjąc.
Gdy tylko władyka dotknął strzały buchnął ogień. Schrank czym prędzej złapał obiema rękoma za strzałę i zaciskając zęby wyrwał ją z kawałkiem skóry, krzycząc przy tym donośnie. Krew trysnęła, brocząc stój, a ona sam odrzucił jeszcze trochę tlącą się strzałę na ziemię. Nie miał jednak czasu na bełt, bo niemal w tym samym momencie był już koło niego Otwin, który to właśnie wykonywał na niego atak swym mieczem. Włodyka nie miał możliwości na jakikolwiek unik, wszystko działo się za szybko, a on sam wyglądała na mocno zaskoczonego. Potężny atak nie zatrzymał się na kości, a odciął rękę. Wszystko działo się tak błyskawicznie, że broń odcięła mu jego prawą rękę, która to opadła tuż za nim. Jego sytuacja nie wyglądała za dobrze, cofnął się do tyłu i wypowiadać jakieś dziwne słowa, które nie mówiły Otwinowi nic, po za tym, że brzmiały bardzo chaotycznie. Jednak i to nie trwało długo, bo niemal w tym samym momencie w jednym z oczu znalazła się strzała. Wbiła się ona tak mocno, że nastąpiła niemal natychmiastowa śmierć. Ciało stało jeszcze tak przez kilka sekund po czym, jak gdyby samoistnie opadło na kolana, a później całkowicie na ziemię. Pomieszczenie odmieniło się z tego co bohaterowie widzieli dotychczas. Nie było już tam ognia, a po prostu pokój przyozdobiony chaotycznymi przedmiotami. Przy jednej ze ścian znajdował się stół, na którym stała większej wielkości fiolka z niebieskawym płynem, było tam też wiele innych ksiąg, które swym wyglądem nie zachęcały, aby wziąć je w swoje dłonie.
Nagle Klara podniosła się z kolan i spojrzała na jęczących ludzi, swoje ręce, na Otwina, a potem na pomieszczenie.
- Na litość Shallyi, co tutaj się dzieje, kim jesteś? Dlaczego ci ludzie są skatowani?
Bohater widząc ręce kapłanki i ciało, od którego wstała był pewny, że w tym czasie, gdy była przy człowieku nie pomagała mu, a raczej wykańczała. Ciało było po cięte, a człowiek martwy.
Oswald w tym czasie postanowił wykorzystać bezmyślność stworzenia i po prostu przygotował się do ataku, gdy stworzenie znajdzie się w jego zasięgu. Bohater wyczekał dobry moment i atakował, gdy to stworzenie chciało zatopić w nim swoje ostre kły. Oswald w tedy odskoczył i rzucił się do przodu między jego łapami i zaatakował miękkie podbrzusze. Wilkołak wydając z siebie przeraźliwy warkot zaczął w szale szarpać ogromne cielsko. Ciężko było mu jednak zadać potężne uderzenie, bo stworzenie zbliżyło się, jak gdyby bliżej, starając się go przygnieść. Bohater poczuł dziwne mrowienie w całym ciele, jednak będąc w szale bitewnym kontynuował, zadał po raz kolejny cios swymi potężnymi łapami. Tym razem trochę wyżej, w okolicy miejsca, gdzie szyja łączyła się z głową i w tym właśnie momencie stało się coś czego nie był w stanie się spodziewać. Wyglądało na to, że cios był tak mocny, że głowa oderwała się od korpusu i opadała na ziemię. Cielsko stworzenie opadło na bohatera, przygniatając go tym samym. Oswald poczuł, jak gdyby drgawki, które przechodziły po całym jego ciele. Nie był w stanie niczego zobaczyć, wszystko mieniło się różnymi kolorami, w uszach pojawił się przeszywający szum. Bohater czuł ogromny ból. Nie mógł zrobić nic innego niż wić się w leżąc pod jedną z łap martwego potwora.
Pierwszy znikł szum w uszach, a dopiero po chwili mógł cokolwiek zobaczyć. Z początku wszystko go raziło. Leżał w jak gdyby legowisku czarnej sierści. Gdy stał się rozejrzeć dostrzegł przestraszonego karczmarza, który to trzymał jakieś chłopskie odzienie. Wyglądał, jak gdyby nie widział co powiedzieć, stał tak i trzymał dla niego ubranie. Bohater spoglądajać dalej widział, że w oddali jewszcze bardziej przestraszeni byli inni chłopi. Bohater czuł, że jest ranny i potrzebuje opatrzenia. Najbardziej o sobie dawała znać rana na plecach.