Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2018, 21:52   #42
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Kolacja.

Zapach roznoszący się po nowym osiedlu ocalałych, ściągnął wszystkich do domostwa. Tu Anna z Hieni i Milli szykowali kolację a w kącie wielki Rolf wraz z Johannem usadowili ojca Melisy do posiłku.
- Pierwsza kolacja w tym gronie - Odezwał się Rolf gdy pozostali dotarli.
- Myślę, że dobrze by złożyć modlitwę do Sigmara za ocalenie i Dawnych Bóstw za dary, które możemy spożywać - Zaproponował nim wszyscy zasiedli w kuckach z jedzeniem.
- I do Shallyi, by wciąż dbała o nasze zdrowie i wspierała życie, które udało się ocalić - dodała Melisa, która siedziała lekko przygarbiona, ze ściągniętymi i spiętymi ramionami. Jej rude włosy w nieładzie zdobiły głowę. Minę miała przygnębioną, a oczy czerwone z podpuchniętymi powiekami. Rolf skinął głową po jej słowach.
Niziołkowaty niziołek był zmęczony i wygłodniały, dlatego kierując się słuchem i nosem prędko znalazł domostwo w którym przygotowano kolację. Ludo nie bardzo orientował się w ludzkich bogach, znaczy znał ich z nazwy ale żadnego nie spotkał i żaden nie zesłał mu strawy więc jakoś zbytnio się nimi nie przejmował. Za to wiara w pełen brzuszek była zdecydowanie silniejsza. Dlatego pokiwał tylko głową i spróbował sięgnąć po amu, uważając przy tym aby nie dostać od kogoś po łapach.
- A wiecie, z pół dnia drogi na zachód natrafiłem na pastwisko. Sporo tropów zwierząt, a i widziałem świeże ślady zwierząt gospodarskich. Mówię Wam jak nic na pół zdziczałe krówki. Dobrze byłoby je złapać i przyprowadzić. Świeże mleko zawsze się przyda, choćby dla dzieciaków.
~ Albo na wołowinę i ozorki, pomyślał we własnym umyśle i się lekko zaślinił.
- Zacznij Rolfie w końcu, bo nam ryby wystygną - zwróciła uwagę Mill.
- Byle krótko, umieram z głodu - dodał Heini.
Henrike w ciszy podawała kolejnym zgromadzonym pieczoną rybę na patyku. Nie było misek, w które mogła nakładać jedzenie. Radzili sobie jak mogli kładąc gorące danie na liściach i gałązkach iglaków. Jeden Kardigan trzymał rybę zdecydowanie w dłoni ignorując nieprzyjemne ciepło.
- Z tym pastwiskiem to trafiłeś. Uśmiech losu. Konie tu nie mają czego jeść. Jutro wyprowadzę je tam. Lina jest, może jeśli krówki nie zdziczały do końca, to te mleko się znajdzie. Albo wołowina - Erik uśmiechnął się lekko do niziołka - Ciekawe, gdzie nas w ogóle zawiało. Wasza wioska nazywała się Langwald - Erik wziął leżący nieopodal kamień i umieścił go na ziemi - jadąc od strony Wurtbadu, musiałem przebrodzić rzekę, niedaleko Zipf. Potem ominąłem jakąś wieś i dotarłem aż tutaj - Erik wyrysował nieregularną linię na zachód od kamienia oznaczającą rzekę, potem trakt - Jeśli szliśmy z Langwaldu na północ - lekko odbił patykiem do góry - i jesteśmy w lesie, to idąc na zachód możemy trafić na trakt, którym przyjechałem do waszej wioski i wydostać się stąd - pomyślał na głos.
- Na razie zróbmy co należy a i z pełnym brzuchem lepiej się rozmawia - Wtrącił Rolf zaczynając podziękowanie bogom.
- Dziękujemy Wam Bogowie, żeście uchronili nasze żywota i daliście te oto dary byśmy mogli dalej Was sławić - Rolf nie był mówcą a poza tym widział, że reszta jest głodna i nie chciał przeciągać.
- Zatem jedzmy przyjaciele - Dodał i skinieniem głowy podziękował Henrike za rybkę.
- Czy może widzieliście w lesie lub okolicy ślady po polach? Zdziczałe zboża? Może rumowisko lub inne pozostałości po poprzednich mieszkańcach? - zapytał po wzięciu pierwszego kęsa i siadając przy jedzących już chłopcach.

Thorstein spóźnił się na kolację - obudził się gdy wszyscy już jedli. Podszedł do ogniska, wziął ostatnią rybę i zaczął jeść.
- Dobra, ja się wyspałem. W nocy będę czatować, by żadne licho się tu nie wkradło. Mój namiot jest wolny, jak ktoś kce to może se klapnąć i przekimać trochę. Może dziecioki, akurat we dwóch się zmieszczą - po czym wgryzł się w rybę i mlaskając dorzucił - To co, kto zostanie naszym hersztem? Czy będzie tutaj demokracyja i decyzje bedziem podejmować głosowaniem?
- Demokracyja? Brzmi dziwnie…
- mruknął Erik - trzeba było zacząć od tego, co zamierzamy dalej robić. Zostajemy tu? Czy odpoczywamy i idziemy dalej? Zawiadamiamy kogoś, że wioska została zniszczona? Jakie były wioski w okolicy? - Erik spojrzał pytająco na wydawało mu się, wioskowych, czyli Rolfa i Thorsteina.
Rolf zrobił zdziwioną minę. Paręnaście lat temu przybył mijając jakąś wieś, ale już nie pamiętał jej. W las się zapuszczał nie raz i na pastwiska, ale poza kilkoma milami od wioski się nie zapuszczał.
- Niestety nie mam bladego pojęcia. Rzadko opuszczałem wioskę - Dodał zmartwiony szukając wzrokiem wsparcia.

Krasnolud zgodnie z zaleceniami medyczki wyspał się i odpoczął. Obudził go głód i pragnienie. Pragnienie piwa, jeśli chodzi o ścisłość. Ponownie sprawdził bukłak. Niestety ten nadal nie zawierał piwa, a jedynie dziurę. Rozejrzał się i zauważył, że obok niego leży cała sterta uszkodzonego ekwipunku, którą inni pozostawili do naprawy. Te umgi to cholernie roszczeniowe… Ale przynajmniej żarcie zorganizowali, o czym wyraźnie poinformował krasnoluda jego nos. Gharth dokuśtykał do reszty z pewnym opóźnieniem. Nie odzywał się, skupiony na trzymanym w dłoniach uszkodzonym pistolecie. Wyklepać tarczy czy zbroi przy jedzeniu się nie da, ale przyjrzeć się mniejszemu urządzeniu jak najbardziej. Oczywiście nie zabrudził broni, dłonie zawsze wycierał w ubranie. Nie było też po prawdzie czym zabrudzić. Chciwe umgi zeżarły wszystkie ryby, pozostały tylko mniej smaczne rzeczy. Ale nie z takimi problemami krasnolud się mierzył.
Parsknął gdy Thornstein wspominał o demokracji, ale nie odezwał się. Nie jemu oceniać dziwactwa innych. Nie znał też nazwy ustroju, w którym każdy robi to co trzeba, żeby cała grupa przeżyła, bez oglądania się na innych. Za to podniósł swój topór, gdy usłyszał o nocnym czatowaniu. Widział w nocy, walczyć potrafił, wyspany był. A jeden strażnik to dupa, a nie strażnik. Zawsze musi być co najmniej dwóch. Choćby po to, że kiedy jeden padnie na twarz trafiony strzałą, drugi może krzyczeć.
Reinhard po powrocie z Thorsteinem zmitrężył jeszcze nieco czasu przy swoim wierzchowcu, którym ktoś miłosiernie się zajął. Padł jak kłoda i spał twardo aż do kolacji, kiedy obudził go smakowity zapach. Był wilczo głodny, ale starał się długo przeżuwać każdy kęs, który mu przydzielono.
- Warto wprowadzić zwierzęta do budynku. Może będzie ciasno, ale proponuję, żeby wszyscy w nim spali, jest najtrwalszy i najbezpieczniejszy. Chyba, że ze zmęczenia coś przeoczyłem. Ja również mogę wartować, może ustalimy kolejność?
- Mamy spać ze zwierzęcymi odchodami?
- wyrwało się Melisie, której usta wykrzywiła grymas. Nikt przecież nie panował nad tym gdzie koń stawia placki. Robił to tam gdzie stał.
- Rozumiem ze warunki są trudne ale to niehigieniczne. Słyszał pan o zakażeniach, ropniach, gnijących ranach gdzie owa zgnilizna roznosiła się przez żyły do dalszych części kończyn a w ostateczności mogła dojść i do serca? - rudowłosa odłożyła niedokończony posiłek. Co to w ogóle za temat miał być? Zwierzęta w domu w którym śpią ranni ludzie! Niech w wartowni je zamkną czy coś. Lisa została tylko ze względu na ojca. Tak to by wstała, przeprosiła i odeszła by nie musieć słuchać o decyzjach innych. Niech po prostu coś ustalą. Cokolwiek. Byle mądrego.
- Konie mają w tej chwili zagrodę. Nie ma tu za wiele trawy a w zagrodzie może złapią choć kilka garści. Jutro wezmę je na jakieś pole, trzeba je nakarmić. No i ponawiam pytanie. Kto był właścicielem waszej wioski? Pierwsze co powinno się zrobić to spróbować zawiadomić go, że wioski już nie ma. Może zechce pomóc swoim prostaczkom. Kolejne pytanie, jakie wioski są w okolicy? Może są blisko i znajdziemy tam pomoc. Też warto spróbować je zawiadomić bo też mogą paść łupem trupów. Można by też pojechać jeszcze raz w okolice wioski. Poszukać innych ocalałych…albo się schować tutaj. Albo uciekać dalej. Nie wiem czego oczekujecie. W każdym razie nie ułożymy planu, póki nie określimy celu.
- powiedział spokojnie Erik.
Reinhart i Thorstein zgłosili się do pilnowania wioski w nocy, ale rozmowa szybko zboczyła z tego tematu na inne, znacznie mniej interesujące dla khazada. Pamiętał jak nieumarli szturmowali siedzibę ich lokalnego władyki w wiosce i wątpił, by było kogo zawiadamiać. Ale nie było warto sobie strzępić języka.
Podniósł się, uniósł jeden palec i pokazał na siebie i Thorsteina. Potem podniósł dwa palce i wskazał Reinharda i znów siebie. Mógł stać na straży całą noc, nie pierwszyzna. Miał nadzieję, że każdy z odważnych umgich, którzy się zgłosili, da radę wytrzymać połowę. Lepsze byłyby cztery warty po dwie osoby, ale aż tylu wojowników się tu nie znajdzie. Trzeba pracować narzędziami jakie są. Wstał, odbeknął i poszedł zająć się robotą.

- Pan Langwald był wtedy w pałacyku, nieco za rynkiem. Miał rodzinę na zachodzie, ród Dreistern. Rezydują za wzgórzami, w Raab - oznajmił Heini odpowiadając Erikowi.
- Dał nam wolny wieczór… - Wydusiła z siebie Milli łamiącym się głosem. Chłopak ją przytulił a ta umilkła.
- Ktoś w ogóle wie, gdzie jesteśmy? Ganialiśmy w noc przed siebie więc o jaką okolice w ogóle pytasz? - Uniósł się Heini.
- To właśnie próbuję ustalić. A pytam co było obok wsi, o miasto jakieś większe. Ja jechałem przez Zipf i przekroczyłem Steinbach jakieś pięć...nie, sześć dni temu. Szliśmy na północ, i weszliśmy w las. Według mnie to wciąż Stirland, i teraz chcę oszacować, w ile dni można by podążając na północ osiągnąć rzekę Stir. To naprawdę duża rzeka i podążając wzdłuż niej najpewniej musimy natknąć się na jakąś wieś lub przystań chociażby. Albo iść na północny zachód i spróbować trafić na Steinbach i iść wzdłuż niej, do Zipf, albo na północ. Skoro więc kwestię powiadamiania kogokolwiek mamy z głowy...pozostaje odkryć gdzie dokładnie nas Sigmar rzucił, i sprawdzić, czy chcemy tu zostać - Erik wzruszył ramionami - Ja najpewniej zostanę tu jakiś czas, przynajmniej dopóki koń nie odpocznie i nie nabierze sił. Potem ruszam dalej. Doradzałbym wam to samo, ale to wolny kraj, musicie zdecydować sami - Erik złamał patyk, którym wcześniej kreślił na ziemi prowizoryczną mapkę i wrzucił go do ognia.
Zza pleców poczuł intensywną woń trawionego alkoholu.
- Ano wolny, wolny. A jak już tak chcesz zawiadamiać i ustalać to coś ci podpowiem, żebyś nie błądził - odezwał się Otto chrypiąc.
- Mijaliśmy kotlinę uciekając, mijaliśmy strome wzgórza. Wdrap się tam i rozejrzyj. Wieża świątyni Sigmara w Enzesburgu jest widoczna z czterdziestu kilometrów. Wiem, bo jeździłem - dokończył bekając cicho. Jak będzie widać tośmy szli na zachód, jak nie, to na północ. Innego wyjścia nie ma, tylko dwie kotlinki są w okolicy Langwaldu.
- Nie omieszkam rano sobie zajrzeć - powiedział spokojnie strażnik.
- By ruszać gdziekolwiek nie tylko musimy odpocząć, ale zgromadzić jakieś zapasy. Bez jedzenia licząc, że coś po drodze znajdziemy jest błędne. Tu są ranni i starcy, którzy za daleko nie zajdą - Wtrącił się Hasmans.
- Ja przed świtem mogę zmienić kogoś. Przyzwyczajony jestem i także już trochę wypocząłem - Dodał po chwili.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 18-11-2018 o 19:12. Powód: Praca zbiorowa.
hen_cerbin jest offline