Fyodor wyszedł na zewnątrz budynku. Opanowywał już gniew i po raz kolejny wmówił sobie, że ocenę akcji obu niewiast zostawi sobie na później. Miał swój plan. Wiedział już jak znaleźć wampira jeśli nie będzie go w porcie, ale to wymagało czasu. Spojrzał na powoli zachodzące słońce. To będzie ostateczność.
Jaś przybiegł mówiąc o woni ryb unoszącej się od ghula. Kiwnął głową.
- To twoje miasto. Jakiś pomysł gdzie dokładnie to może być?
Kolejne kroki skierował do pobliskiego zajazdu.
Wszedł do środka i uderzył srebrnikiem w ladę przed szynkarzem.
- Sprawy inkwizycji. Myśl szybko. Gdzie w mieście można przesiąknąć zapachem ryb?
Następnie położył na ladzie kolejne monety.
- Biorę trzy konie. To rekompensata dla właścicieli. Jest tu dość pieniędzy by ich i pięć kupić więc nie będą narzekać. Przyślij chłopaka aby pomógł nam je osiodłać. Migiem.
Jego głos był twardy, a słowa szybkie. Nie znoszące sprzeciwu. Wróżące święty gniew w przypadku odmowy. Z jednej strony kij, z drugiej marchewka do tego choćby pretekst czy wymówka mówiące im, że to co robią jest słuszne. Tak najprościej było naginać wolę maluczkich ku swojej.