Wątek: Home Alone
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2018, 20:33   #2
Ayoze
 
Ayoze's Avatar
 
Reputacja: 1 Ayoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputację
Obudził się dość wcześnie i od razu wyskoczył z łóżka, by podbiec do okna i sprawdzić, czy znów sypnęło śniegiem. Sypnęło. I wciąż sypało. Serce chłopaka przepełniało szczęście, gdy patrzył na pogrążoną jeszcze w ciszy ulicę przysypaną kołderką śniegu. Uwielbiał śnieg i uwielbiał święta Bożego Narodzenia, tym bardziej cieszył się, że będą białe. I magiczne, jak co roku. Dlatego razem z Benjim nigdy nie mogli doczekać się Gwiazdki. Jeszcze przez chwilę patrzył na smagany wiatrem śnieg za oknem, a potem z uśmiechem na twarzy począł się ubierać.

Dżinsy, skarpetki i nieodzowny, świąteczny sweter, który dostał w zeszłe święta od babci. Trochę obciachowy, ale przy takiej okazji lubił wyglądać odświętnie . Zresztą, i tak przez kilka dni nie będzie oglądał go nikt prócz brata i rodziców, więc nie musiał się przesadnie stroić. Harvey i Jenny wyjeżdżali jednak do dziadków, co trochę go zasmuciło, gdyż liczył, że spędzą wieczór wigilijny razem, tak, jak zakładali. Już oczami wyobraźni widział, jak pokonuje z Harvey'em kolejne poziomy Mario Bros. i jak strzelają do przeciwników w Contrze. No cóż, taka zabawa będzie musiała poczekać, aż wrócą. Z Benjim też jakoś sobie poradzą.


Ubrał się i zszedł na dół, do przestronnej, udekorowanej świątecznie kuchni.
- Jak zwykle ranny ptaszek z ciebie, C. - rzuciła wesoło mama, podając mu wieżę naleśników z bitą śmietaną i zatkniętym w nich napisem życzącym wesołych świąt. - Macie przerwę od szkoły, mógłbyś dłużej pospać.
- Wiem, ale już się przyzwyczaiłem do porannego wstawania. Poza tym widziałaś, co się dzieje za oknem? Jest fantastycznie - odparł chłopak, krojąc i nadziewając kawałek placka na widelec. Ten chwilę później zniknął mu w ustach.
- Jest magicznie, to fakt - powiedziała kobieta. - Co do wczesnego wstawania... powiedz to bratu. Benji mógłby chyba spać do południa. - zaśmiała się.
- Solidaryzuje się z misiami brunatnymi - odpowiedział wesoło Cody, pałaszując talerz przepysznych naleśników.
- Coś w tym jest. Smacznego, synku. - Mama przemknęła obok, całując go w czubek głowy i wyszła z kuchni.

Cody zjadł szybko śniadanie i zaczął zbierać się powoli do wyjścia. Miał zamiar pożegnać się z Harvey'em i Jenny, zanim wyjadą. Był dość wysokim, szczupłym chłopakiem o zmierzwionej czuprynie blond włosów, ładnym uśmiechu i niebieskich oczach. Nie wyróżniał się zbytnio na tle swoich rówieśników, choć babcia i rodzice twierdzili, że jest dojrzalszy od dzieciaków w swoim wieku i pewnie coś w tym było, bo Cody'ego oprócz gier i innych rzeczy typowych dla ludzi w jego wieku interesowały też książki. W szkole uczył się świetnie, więc rodzice mieli kolejny powód do dumy. Ogólnie nie nastręczał zbyt wielu problemów, choć jak każdemu chłopakowi w jego wieku, zdarzały mu się głupawki i dziwne zachowania. Nieco ostrożnie przyjął pojawienie się w domu dwójki nieznanych mu osób, ale skoro rodzice ich znali, to jemu nie było nic do tego. Zresztą, i tak nie zwrócili na niego większej uwagi, nawet, gdy się przywitał. Tata dał mu dwadzieścia minut na pożegnanie się z przyjaciółmi, więc Cody nie zamierzał go zawieść i wrócić na czas.
- Będę o czasie - powiedział krótko i wybiegł z domu.

Uderzył w niego mróz i targane wiatrem płatki śniegu. Okolica wyglądała jak z bajek Andersena.


Zmrożony puch chrupał mu pod butami, gdy przemierzał z wolna ulicę. Minął trzy domy i odbił w prawo, podchodząc pod czerwone drzwi z zawieszonym na nich świątecznym wieńcem. Przydusił dzwonek i po chwili ujrzał przed sobą twarz ojca rodzeństwa. Poprosił na zewnątrz Harveya, a ten pojawił się minutę później przed domem, ubrany w kurtkę, czapkę i zimowe buty.
- Nieźle sypie, no nie? - rzucił Cody, witając się z przyjacielem przybiciem piątki i "żółwika".
- Daj spokój, matka chodzi od rana i narzeka, że nie wyjedziemy. Mamy urwanie głowy. - odparł Harv, uśmiechając się szeroko.
- To by było nawet dobre, mógłbyś wpaść do nas z Jenny. Tak, jak zakładaliśmy. - powiedział Cody.
- Ano, chciałbym, ale ojciec mówi, że główne drogi są odśnieżone, więc dojedziemy do babci na święta. Nie da więc rady. - Chłopak westchnął ciężko.
- Szkoda, liczyłem na ten wieczór od dawna. - Cody poprawił czapkę.
- Ja też, ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz. Starzy się uparli i jedziemy. - Harv wzruszył ramionami. - A ty w domu z Benjim?
- Tak, dzisiaj tylko rodzice wychodzą na jakiś bankiet firmowy, czy coś takiego, a tak poza tym całe święta w domu siedzimy.
- Przynajmniej nie będziesz musiał siedzieć przy jednym stole z namolną babką.
- Harvey zaśmiał się.
- Moja babcia jest spoko, ale już na tyle stara, że nigdzie nie wyjeżdża - wyjaśnił Cody. - A gdzie Jenny?
- Pakuje się. Musi zabrać całą torbę swoich pluszaków. Normalnie świra dostaję.

- Świąteczna gorączka. - Podsumował Cody i obaj się zaśmiali. Po chwili z wnętrza domu dobiegł ich ostry głos ojca Harveya.
- Dobra, stary, muszę lecieć, bo będę miał problem - rzucił chłopak.
- Jasne. To wesołych świąt i spokojnej podróży. Zobaczymy się, jak już wrócisz.
- Oczywista sprawa. Tobie również wesołych, nie obżeraj się zbytnio. Chociaż w sumie by ci się przydało, chudzielcu.
- zażartował przyjaciel.
- Grubas się odezwał - odparował Cody. - Sama skóra i kości. Najlepszego, Harv. Leć, zanim ojciec będzie miał ci za złe, że ze mną za długo stoisz.

Przyjaciele pożegnali się i Cody ruszył w drogę powrotną do domu. Naprawdę żałował, że nie spędzi tego wieczoru z Harveyem i jego siostrą, grając w gry, ale cóż, takie było życie. Zaskakujące i czasami burzyło plany. Nie było jednak tego złego - po pierwsze, mogą spotkać się na taki wieczór, gdy rodzina Harva wróci po świętach, a po drugie, z Benjim też fajnie spędzało się czas. Nintendo, miska czipsów i Pepsi to było wszystko, czego potrzebowali opórcz swojego towarzystwa. To będzie i tak udany wieczór, już oni się o to postarają. Do domu wracał zastanawiając się, czy młodszy brat już się obudził i wstał, no i ciesząc się, że pojawi się przed czasem, co pewnie ucieszy ojca, skor niebawem mieli z mamą wychodzić. Zaciągnął się mroźnym powietrzem i uśmiechnął do siebie. W końcu święta. To będzie wspaniały czas.
 
Ayoze jest offline