Obudził się dość wcześnie i od razu wyskoczył z łóżka, by podbiec do okna i sprawdzić, czy znów sypnęło śniegiem. Sypnęło. I wciąż sypało. Serce chłopaka przepełniało szczęście, gdy patrzył na pogrążoną jeszcze w ciszy ulicę przysypaną kołderką śniegu. Uwielbiał śnieg i uwielbiał święta Bożego Narodzenia, tym bardziej cieszył się, że będą białe. I magiczne, jak co roku. Dlatego razem z Benjim nigdy nie mogli doczekać się Gwiazdki. Jeszcze przez chwilę patrzył na smagany wiatrem śnieg za oknem, a potem z uśmiechem na twarzy począł się ubierać.
Dżinsy, skarpetki i nieodzowny,
świąteczny sweter, który dostał w zeszłe święta od babci. Trochę obciachowy, ale przy takiej okazji lubił wyglądać odświętnie . Zresztą, i tak przez kilka dni nie będzie oglądał go nikt prócz brata i rodziców, więc nie musiał się przesadnie stroić. Harvey i Jenny wyjeżdżali jednak do dziadków, co trochę go zasmuciło, gdyż liczył, że spędzą wieczór wigilijny razem, tak, jak zakładali. Już oczami wyobraźni widział, jak pokonuje z Harvey'em kolejne poziomy Mario Bros. i jak strzelają do przeciwników w Contrze. No cóż, taka zabawa będzie musiała poczekać, aż wrócą. Z Benjim też jakoś sobie poradzą.
Ubrał się i zszedł na dół, do przestronnej, udekorowanej świątecznie kuchni.
- Jak zwykle ranny ptaszek z ciebie, C. - rzuciła wesoło mama, podając mu wieżę
naleśników z bitą śmietaną i zatkniętym w nich napisem życzącym wesołych świąt. -
Macie przerwę od szkoły, mógłbyś dłużej pospać. - Wiem, ale już się przyzwyczaiłem do porannego wstawania. Poza tym widziałaś, co się dzieje za oknem? Jest fantastycznie - odparł chłopak, krojąc i nadziewając kawałek placka na widelec. Ten chwilę później zniknął mu w ustach.
- Jest magicznie, to fakt - powiedziała kobieta. -
Co do wczesnego wstawania... powiedz to bratu. Benji mógłby chyba spać do południa. - zaśmiała się.
- Solidaryzuje się z misiami brunatnymi - odpowiedział wesoło Cody, pałaszując talerz przepysznych naleśników.
- Coś w tym jest. Smacznego, synku. - Mama przemknęła obok, całując go w czubek głowy i wyszła z kuchni.
Cody zjadł szybko śniadanie i zaczął zbierać się powoli do wyjścia. Miał zamiar pożegnać się z Harvey'em i Jenny, zanim wyjadą. Był dość wysokim, szczupłym chłopakiem o zmierzwionej czuprynie blond włosów, ładnym uśmiechu i niebieskich oczach. Nie wyróżniał się zbytnio na tle swoich rówieśników, choć babcia i rodzice twierdzili, że jest dojrzalszy od dzieciaków w swoim wieku i pewnie coś w tym było, bo Cody'ego oprócz gier i innych rzeczy typowych dla ludzi w jego wieku interesowały też książki. W szkole uczył się świetnie, więc rodzice mieli kolejny powód do dumy. Ogólnie nie nastręczał zbyt wielu problemów, choć jak każdemu chłopakowi w jego wieku, zdarzały mu się głupawki i dziwne zachowania. Nieco ostrożnie przyjął pojawienie się w domu dwójki nieznanych mu osób, ale skoro rodzice ich znali, to jemu nie było nic do tego. Zresztą, i tak nie zwrócili na niego większej uwagi, nawet, gdy się przywitał. Tata dał mu dwadzieścia minut na pożegnanie się z przyjaciółmi, więc Cody nie zamierzał go zawieść i wrócić na czas.
- Będę o czasie - powiedział krótko i wybiegł z domu.
Uderzył w niego mróz i targane wiatrem płatki śniegu. Okolica wyglądała jak z bajek Andersena.
Zmrożony puch chrupał mu pod butami, gdy przemierzał z wolna ulicę. Minął trzy domy i odbił w prawo, podchodząc pod czerwone drzwi z zawieszonym na nich świątecznym wieńcem. Przydusił dzwonek i po chwili ujrzał przed sobą twarz ojca rodzeństwa. Poprosił na zewnątrz Harveya, a ten pojawił się minutę później przed domem, ubrany w kurtkę, czapkę i zimowe buty.
- Nieźle sypie, no nie? - rzucił Cody, witając się z przyjacielem przybiciem piątki i "żółwika".
- Daj spokój, matka chodzi od rana i narzeka, że nie wyjedziemy. Mamy urwanie głowy. - odparł
Harv, uśmiechając się szeroko.
- To by było nawet dobre, mógłbyś wpaść do nas z Jenny. Tak, jak zakładaliśmy. - powiedział Cody.
- Ano, chciałbym, ale ojciec mówi, że główne drogi są odśnieżone, więc dojedziemy do babci na święta. Nie da więc rady. - Chłopak westchnął ciężko.
- Szkoda, liczyłem na ten wieczór od dawna. - Cody poprawił czapkę.
- Ja też, ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz. Starzy się uparli i jedziemy. - Harv wzruszył ramionami. - A ty w domu z Benjim?
- Tak, dzisiaj tylko rodzice wychodzą na jakiś bankiet firmowy, czy coś takiego, a tak poza tym całe święta w domu siedzimy.
- Przynajmniej nie będziesz musiał siedzieć przy jednym stole z namolną babką. - Harvey zaśmiał się.
- Moja babcia jest spoko, ale już na tyle stara, że nigdzie nie wyjeżdża - wyjaśnił Cody. -
A gdzie Jenny?
- Pakuje się. Musi zabrać całą torbę swoich pluszaków. Normalnie świra dostaję. - Świąteczna gorączka. - Podsumował Cody i obaj się zaśmiali. Po chwili z wnętrza domu dobiegł ich ostry głos ojca Harveya.
- Dobra, stary, muszę lecieć, bo będę miał problem - rzucił chłopak.
- Jasne. To wesołych świąt i spokojnej podróży. Zobaczymy się, jak już wrócisz.
- Oczywista sprawa. Tobie również wesołych, nie obżeraj się zbytnio. Chociaż w sumie by ci się przydało, chudzielcu. - zażartował przyjaciel.
- Grubas się odezwał - odparował Cody. -
Sama skóra i kości. Najlepszego, Harv. Leć, zanim ojciec będzie miał ci za złe, że ze mną za długo stoisz.
Przyjaciele pożegnali się i Cody ruszył w drogę powrotną do domu. Naprawdę żałował, że nie spędzi tego wieczoru z Harveyem i jego siostrą, grając w gry, ale cóż, takie było życie. Zaskakujące i czasami burzyło plany. Nie było jednak tego złego - po pierwsze, mogą spotkać się na taki wieczór, gdy rodzina Harva wróci po świętach, a po drugie, z Benjim też fajnie spędzało się czas. Nintendo, miska czipsów i Pepsi to było wszystko, czego potrzebowali opórcz swojego towarzystwa. To będzie i tak udany wieczór, już oni się o to postarają. Do domu wracał zastanawiając się, czy młodszy brat już się obudził i wstał, no i ciesząc się, że pojawi się przed czasem, co pewnie ucieszy ojca, skor niebawem mieli z mamą wychodzić. Zaciągnął się mroźnym powietrzem i uśmiechnął do siebie. W końcu święta. To będzie wspaniały czas.