Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2018, 14:47   #86
Bounty
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Manuel Navarro uśmiechnął się.
A wraz z tym uśmiechem zaczęły otwierać się komory, w których znajdowały się piękne, umięśnione, nagie ciała. Bezwłose głowy coś im przypominały…
- Witajcie. Spodziewałem się tej wizyty - głos domniemanego "Zbawiciela" był lekko zachrypnięty, jakby od długiego nieużywania. - Porozmawiajmy.
Drzwi wejściowe do pokoju z androidem zasunęły się z sykiem, miażdżąc blokujące je krzesło i nie pozostawiając wiele miejsca na przeciśnięcie się.

Oczy Psyche zwęziły się. Kalkulacja była prosta.
~Porozmawiajmy…~
Ręka z karabinkiem wyprostowała się w jednej chwili, wypluwając z lufy serię pocisków przeciwpancernych, prosto w domniemanego Manuela Navarro. Rozumowanie stojące za tym ruchem było banalne: wierzyła Remo w zakresie pochodzenia tego kogoś, a z zaprogramowaną maszyną się nie dyskutuje.
- Zamknęli nas, potrzebujemy wsparcia! - krzyknęła jednocześnie do komunikatora, nie mając pewności, czy ktoś otrzyma wiadomość.

Mik był już przy drzwiach. Skoczył do nich, gdy tylko zaczęły się zamykać i teraz jego mechaniczne ramiona siłowały się z mechanizmem, próbując poszerzyć szparę utrzymywaną przez resztki krzesła. Szparę tak wąską, że ledwo szło wsadzić palce, sztuczna skóra zdarła się z palców Mika gdy je wetknął i zapierając się nogami o framugę próbował rozsunąć drzwi.
Było jasne, że Zbawiciel znał już doskonale ich możliwości i że to była przemyślana pułapka. I że pociski Psyche go nie zabiły, bo domem jego duszy nie było to ciało, ani żadne inne.
Centymetrowa luka nie dawała szans ucieczki, ale mogła utrzymać łączność, jeśli nie elektroniczną to zwykłą - werbalną. Tam na górze Elsif, Mira i Oczko mogli usłyszeć strzały. Gdy tylko ucichły Maroldo powtórzył wezwanie, zarówno do komunikatora jak i zwyczajnie krzycząc w szparę przez głośnik cyberaudio:
- Tutaaaj!
Obejrzał się na Psyche i na pomieszczenie.

Łączności nie było, bo nie usłyszeli odpowiedzi w komunikatorach. Mik siłował się z drzwiami na marne, gruba stal miała siłowniki niczym od czołgu i ani drgnęła. Za to zwykły krzyk jak najbardziej przebijał się na zewnątrz i przez szparę Maroldo ujrzał ruch na końcu korytarza. Tymczasem wystrzelone przez Psyche pociski odbiły się od silnej, błękitnej tarczy, która pojawiła się znikąd. Navarro ani drgnął, karcąco grożąc palcem. Wszędzie wokół nagie sylwetki wyłaniały się z pojemników. Ręka jednego z nich na oczach kobiety zamieniła się w obrotowe działko.
- Tss tss - w głosie Manuela brzmiało rozczarowanie. - Chciałem spełnić wasze marzenia. Nikt nie musiałby wiedzieć, co tu zaszło. Zbudowałbym cię na nowo - wskazał palcem na Mika. - To marne ciało nie wytrzyma już długo. Dał nowe życie, daleko stąd jeśli chcecie.
Podeszła kilka kroków do przodu, tuż przed otwarte drzwi. Zliczała wszystkie wychodzące nieludzkie istoty. W oczach Psyche pojawiło się coś na kształt wahania. Oddała kolejną serię, mierząc w głowę tego z armatą zamiast ramienia.
-Zostałeś namierzony. Jak mógłbyś cokolwiek nam zaoferować w tej sytuacji? - podjęła dialog przez zaciśnięte zęby. Zastanawiała się jednocześnie nad sytuacją taktyczną, gotowa wskoczyć do pomieszczenia przed nią, aby tylko zyskać manewrowość. I zamierzała zrobić to zaraz jak roboty Navarro zaatakują.
- Psyche, za mnie! - syknął opancerzony jak rak Maroldo, puszczając drzwi. Metalowy szkielet krzesła utrzyma szparę, to będzie musiało wystarczyć. Podniósł z uchwytu na biodrze karabin z granatnikiem, stając za stanowiskiem pracującego na ekranach androida. Może nie był to model bojowy, ale wciąż nie chciał mieć go za plecami. Z asortymentu granatów wybrał i załadował burzący i z użyciem termowizji zerknął na zamykające drogę ucieczki drzwi. Sterował nimi Zbawiciel i rozwalenie terminala nic by nie dało, ale fizycznego mechanizmu już jak najbardziej. Pracujące tłoki musiały wydzielać ciepło. Wyglądało na to, że ściany generalnie zapchane były tu elektroniką za grubą warstwą betonu i stali. Mimo to, nie była to przecież przeszkoda nie do pokonania. Bezwłosy cyborg wykonał unik z ogromną szybkością, przez co jedynie część kul go dosięgła. Wycelował też broń, ale nie wystrzelił. Nie zabłysła żadna tarcza w tym przypadku, a Psyche liczyła. Pięciu. Dziesięciu. Trzynastu. Szczęśliwa liczba. Kilku odsłaniało przeróżną broń zamontowaną w różnych częściach ciała, ale to Manuel ciągle przyciągał wzrok.
Wsparcie dotarło do zamkniętych drzwi i dwa głosy rozbrzmiały jednocześnie.
- Będziemy wysadzać! - to chyba Elsif.
- Powstrzymajcie ich, a wam wytłumaczę dlaczego się mylisz. Nas jest wielu - Navarro nie podniósł głosu.
- Elsif, czekaj! - zawołał Mik przez głośnik. - Wysadzać dopiero na mój rozkaz lub strzały!
Decyzja nie należała wyłącznie do niego, więc zostawił Psyche furtkę nie wymagającą debaty. Wystarczyło, by pociągnęła znów za spust, by z pomocą zespołu uderzeniowego urządzić tu zaraz piekło na ziemi, lecz Maroldo nie sądził, by zabicie Manuela Navarro i zniszczenie jego tworów przybliżyło ich do rozwiązania sprawy.
Odsunął się od zablokowanych drzwi, by w razie czego nie oberwać odłamkami i przeszedł pod otwarte przejście do piwnicy, wychylając się lekko z wymierzonym przed siebie karabinem zza ściany.
- Jeśli chcecie rozmawiać, trzeba było to zrobić zanim próbowaliście mnie zabić i porwaliście moją przyjaciółkę! - odezwał się gniewnie do Navarro. - TERAZ oferujesz nam nowe życie?! Transfer świadomości z niewielką stratą danych? - zapytał kpiącym tonem. - Nie wierzę w bajki, panie Zbawicielu. Jedyne co potrafisz to zamieniać ludzi w jebane zombie. Sam jesteś tylko zaprogramowanym botem w ciele człowieka. Dawaj, udowodnij mi, że się mylę!
Psyche stłumiła złość. Zgasiła wszelkie emocje, a głowa liczyła cele, nanosząc ją na niewidoczną taktyczną mapę. Kalkulowała szanse, ze wzrokiem pozornie wycelowanym wyłącznie w Navarro. Zdobyła się na szeroki uśmiech.
- Mój kompan ma sporo racji, skąd ta nagła chęć współpracy po przyparciu do muru? Dlaczego nie wcześniej? - cofnęła się o krok, nie zmieniając decyzji o wkroczeniu do piwnicy w razie zagrożenia. Tamtejsze komory dawały o wiele lepsze schronienie, zapewniając też miejsce do manewrów. - Gdybyś znał i potrafił spełnić nasze marzenia, nie byłoby nas dziś tutaj.
~Spełnij życzenie swojego pana, a oddacie się razem marzeniom…~
Z trudem stłumiła i ten głos.

- Przyjąłem - dobiegł ich stłumiony głos Elsifa.
Bezwłose androidy zajęły w większości pozycje przy swoich pojemnikach i krzesłach. Ani drgnęły, sprawiając wrażenie niezniszczalnych. Nawet ten trafiony stał, pociski zerwały tylko trochę skóry i powginały metal. Krwi z tego było tyle co nic. Szalone twory miały w sobie coraz mniej z prawdziwych ludzi.
- Cóż miałbym za pożytek z nieprzetestowanych obiektów? - zapytał Navarro, lekko przekrzywiając na bok głowę. - Jesteś idealna, skarbie. Nie wiedziałem wcześniej, że aż tak. Prawdziwy majstersztyk inżynierii, o wiele bardziej rozbudowany od tego agresywnego modelu. Mógłbym was wyzwolić. Nie mówię o byciu takim tworem ja te obok mnie. To tylko bezrozumne istoty, a ja pragnę żywych, myślących generałów. I oferuję prawdziwą ucieczkę w wolność. Ucieczkę od wiążącej was wieży.
- Twoja armia nie ma znaczenia w momencie, kiedy zostałeś odkryty - twarde spojrzenie Psyche nie opuszczało rozmówcy nawet na moment. - Udowodnij mi, że za chwilę nie zostaniesz zmieciony przez wspomnianą wieżę. Pokaż, że warto poświęcić wszystko, aby zmienić kierunek.
Ruszyła powoli w jego stronę. Krok za krokiem.
- Zawsze chciałam coś znaczyć. I nigdy nie chciałam znaleźć się po przegrywającej stronie. Tu musisz przegrać, a moi kompani muszą wyjść stąd bez większego szwanku, jeśli jakikolwiek fortel ma się udać. Pokaż mi, że umiesz się odrodzić gdzie indziej.
- Wtedy porozmawiamy - dodał spokojnym już głosem Maroldo. - Bez luf i bez świadków. Pokażesz nam jak chcesz uwolnić ludzi od ich wież.
Uśmiechnął się szeroko. Na jego nietypowej twarzy rasy zambo wyglądało to nawet nie do końca niesympatycznie. Psyche nie widziała w tym uśmiechu szaleńca, kiedy zbliżała się. Pozwalał jej na to, wyciągając ramię. Patrzył na nią z uwielbieniem w oczach, a obok niego rozświetlił się ekran ukazujący piwnicę podobną do tej tutaj. Dwa androidy poruszały się tam, instalując jakiś sprzęt.
- To inne miejsce, w innym mieście - powiedział głośno, a potem szepnął tak, że usłyszała jedynie będąca już blisko kobieta. - Wiesz, że on się nie nadaje. Ma sumienie nie pozwalające mu żyć jako zwycięzca. Zdradzi nas - po czym znów podniósł głos. - Kiedy udowodnicie swoją lojalność, pokażę wam wszystko. Moja całkowita porażka dzisiaj nie jest potrzebna, aby oszukać wieżę.
Psyche skorzystała z jego bierności i podeszła blisko, kładąc dłoń na jego torsie. Uśmiechnęła się czule.
- Musisz tu przegrać. Ty i ja możemy opuścić to miejsce razem. Potem powiedzą, że nasze ciała całkowicie strawił ogień i zniszczyły eksplozje - mówiła to głośno na tyle, aby Mik także mógł słyszeć. - Wyłonimy się niczym feniksy z popiołów. Będziemy zbawieniem dla zniewolonych przez wieżę. To co pokazałeś, to tylko miejsce. Czy jest gotowe? Czy twoja śmierć w tym miejscu coś zmienia? Nie wierzę w to.
Była zaprogramowana do idealnego kłamstwa, ale w tej rozmowie w dużej mierze nie musiała się nawet do tego odwoływać. Dodała jeszcze cichym szeptem.
- Przekonam go, aby odszedł. Po tym wszystkim i tak wyczyszczą mu pamięć, aby nie mógł wypaplać niekorzystnych dla wieży faktów.
Psyche mogła być pewna, że Mikowi nie podoba się to co robi. To było jak igranie z ogniem… gorzej, ze skryptem zaprogramowanym przez szaleńca. Nie opuścił pozycji, aby dać jej chociaż osłonę ogniową, gdyby coś się spieprzyło. Nie odzywał się również, słuchał. Kiedy zdał sobie sprawę, że część słów wypowiadana jest szeptem, podkręcił słuch w cyberaudio. Odkąd umilkły strzały a twory Zbawiciela zamarły, w podziemiach panowała niemal doskonała cisza, w której słowa rozbrzmiewały echem. Nie był pewien czy słyszał je wszystkie. Nie był pewien co z tego jest grą obliczoną na wyjście stąd żywym.
- To wszystko jest bardzo imponujące - odezwał się w końcu. - Ktoś włożył w to duże pieniądze i nie był to Manuel Navarro. Potrzebujesz generałów dla swojej armii beznamiętnych i bezdusznych, ale nie powiedziałeś nam naprawdę nic. Skąd mamy wiedzieć, że oferujesz nam wolność a nie zmianę pana?
- Moja śmierć nic nie znaczy. Posiadam backupy w kilku miejscach - Psyche czuła, że jest dumny z tego. - Wzajemna lojalność nie rodzi się od razu. Zobaczycie, zrozumiecie. Jeśli okaże się, że kłamię, pozwolę się zabić… - nagle zamarł i podniósł głos. - Co to ma znaczyć?! - wybuchnął, odsuwając się od Psyche. - Mieliście kazać im się wycofać!
Cyborgi w jednej chwili uniosły swoją broń, wszystkie przyjęły postawę gotową do natychmiastowego ruchu.
- Niech się wynoszą z mojego systemu! - krzyknął. - Bo wysadzę całe to miejsce!
- Nie mamy łączności z IT - odpowiedział, zgodnie z prawdą, Maroldo. - Psyche, przekaż Elisifowi, może oni mają łączność. - Było to zakamuflowane: “Psyche, wyłaź stamtąd, jeśli nie chcesz wyglądać jak sito.” - To chwilę potrwa. Ale jeśli nie jesteś w stanie stawić czoła hakerom z wieży to czy warto za tobą iść?
- Oni teraz słyszą - wysyczał Navarro. - Jeśli nie ma w tobie wiary, nigdy nie uniesiesz się z dna. Mogę ich zabić. To bardzo dobry początek, w którym nie zostanie dla was miejsca.
Mik się na tym nie znał. Psyche w żaden sposób nie pokazywała po sobie zdenerwowania, każde słowo Maroldo czyniło w niej większe spustoszenie niż zagrożenie ze strony wycelowanych luf. Dlaczego on nigdy nie mógł odpuścić, pozwolić mówić innym? Ona chociaż przeszła przeszkolenie i wiedziała, że ciągłe zaprzeczanie i wystawianie na próbę rozmówcy nie prowadzi do sukcesu.
- Odejdźcie, możemy wynegocjować to pokojowo! - odezwała się na potrzebę tych co niby słuchali. Patrzyła intensywnie w oczy Manuela. - Tu musisz przegrać - powiedziała o wiele ciszej. - Ale powiedz tylko, gdzie mam za tobą pójść… - spróbowała raz jeszcze, pomimo niedużych szans. Nie cofała się do Mika, gdzie jeden granat mógł ją wykończyć, zamiast tego szukając ochrony w stalowych, otwartych pojemnikach. Ryzyko miała zaprogramowane, bez niego nie dało się generować wyników zadowalających kontrolujących ją panów.
- IT, słyszycie? - zawołał Mik. - On może nie blefować a ja mam trochę dość wylatywania w powietrze.
Jednocześnie rozglądał się w poszukiwaniu ewentualnych ładunków. Oczywiście biorąc pod uwagę poprzednie doświadczenia, to wszystkie obecne tu androidy i cyborgi a nawet sam Manuel Navarro mógł być naszpikowany C6.

Przez chwilę trwał impas, kiedy to spojrzenie Navarro wydawało się celować w jeden punkt niczym lufy karabinów. Nagle zamrugał, Psyche ujrzała moment zawahania, zagubienia i strachu. Szybko go ukrył, bo piwnicę wypełnił jego krzyk.
- NIEEEEE! Zabić ich! - wskazał palcem pomieszczenie z androidem i rzucił szybkie spojrzenie stojącej obok kobiecie. Było w nim coś na kształt nadziei. Wołania o pomoc. W jednej chwili bezruch zniknął, kiedy wszystkie obiekty zaczęły jednocześnie się ruszać. Lufy rzygnęły ogniem, nogi zrywały do biegu. Navarro próbował uciekać w głąb pomieszczenia, gdzie Psyche, ze zdziwieniem zauważając, że nikt do niej nie celuje, dostrzegła następne pary stalowych drzwi.
Mik został momentalnie przygwożdżony do ściany, wcześniej nie widząc żadnych oznaków materiałów wybuchowych. Ale w budynku, który wysadzili razem z nim, również przecież ich nie dojrzał, więc niewiele to musiało znaczyć.
~Zabij…!~
Nie. Ta decyzja, to spojrzenie. Ułamki sekund, błyskawiczna analiza sytuacji. Brak bezpośredniego zagrożenia. Psyche zerwała się do biegu. Gotowa, z uniesioną bronią, omijając łyse istoty. Mik bywał zabawny, ale nie dawał ostoi i możliwości. Zwykły człowiek z metalowymi częściami. Zbawiciel mógł być zbawieniem, tak?
Zamierzała spróbować go uratować. Jeśli nie dla wolności to na pewno dla zawartości jego głowy.

Navarro jeszcze nie dokończył słowa “zabić” a palec Mika już zaciskał się na spuście granatnika. Granat burzący poleciał przez niemal całą długość piwnicy, której koniec tonął w mroku, ku najdalszym widocznym niszom i cyborgom. Na tyle daleko, by nie zrobić krzywdy Psyche ani Zbawicielowi. Maroldo zdążył wypruć jeszcze pół magazynka naprzemiennych pocisków z rdzeniem emp oraz przeciwpancernym, nim deszcz ognia zmusił go do schowania się za ścianą. Skulony za tarczą energetyczną czekał by władować pociski z obu karabinów i hak jeśli zajdzie potrzeba, we wszystko co wyjdzie zza rogu. Wiedział już, że nie będzie to Psyche. Widział ją, biegnącą za Navarro, omijaną przez rój pocisków, rozstępujący się przed nimi jak Morze Czerwone. Zbawiciel jej uwierzył. A ona jemu?
Huk był ogłuszający a Mik nie miał czasu patrzeć, czy kawaleria wysadza drzwi i zmierza na ratunek. Ufał, że tak. Inaczej był już trupem. Razem z jego granatem i pociskami, leciały inne granaty i pociski. Wybuch tuż obok zwalił go z nóg, seria zahaczyła o bok. Poczuł paskudny ból, tarcza musiała już się wyczerpać, w pierwszych dwóch sekundach walki robotów. Nie miał nawet pojęcia czy udało mu się któregoś wyeliminować na dobre. Wtedy ujawniło się wsparcie "oddziałów IT", które tak przestraszyło Navarro. Drzwi się zamknęły, za to drugie otworzyły i do środka wbiegł Elsif i Mira, chowając blisko Mika. W przejściu stanął Oczko, celując z działka na wprost. Tamci nie przestawali bowiem ani na chwilę i w końcu coś przeciwpancernego wybiło dziurę w drzwiach. Najemnik otworzył ogień z ciężkiego sprzętu, stawiając zaporę ogniową. Tam w środku strzelanina nie słabła, ale Maroldo ze zdziwieniem zauważył, że przez moment nic nie wlatywało do pomieszczenia operatorskiego.
- Jaki plan?! - Krzyknął do niego Elsif. - Cofamy się? - Mira pomogła już Mikowi się podnieść i postawić zasłonę dymną tuż za wybitą w drzwiach dziurą.
- Tak! - Maroldo posłał w dziurę jeszcze jeden granat. Kto tam do kogo strzelał? Czy to była robota Remo czy… Mik poczuł ucisk w gardle. Jeśli co innego to było już za późno. Pozostała tylko wiara.
- Zgarnijcie jeszcze tego! - cofając się do korytarza wskazał na androida, siedzącego wciąż z boku pomieszczenia ze stoickim spokojem na jaki mogła sobie pozwolić tylko maszyna.
Na drzwi wpadło jakieś ciało, wpychając nadwątlony metal do środka pomieszczenia operatorskiego. Oczko je skosił, ale sam oberwał granatem i zniknął z pola widzenia. Błysk tarczy dawał nadzieję, że to przetrwał. Elsif rzucił się na androida i zaczął wyciągać go na zewnątrz, z zaskoczeniem orientując się, że kupa aluminium zaczęła się opierać. Walczyła o to, żeby powrócić na swoje krzesło. Wybuchł kolejny granat i Mik poczuł wbijające się w ciało odłamki. Na szczęście zasłona dymna Miry blokowała wszystkie rodzaje wizji. Kobieta zaczęła ostrzeliwać wejście, kiedy przebiegła przez nie wielka czarnoskóra, naga kobieta i wpadła z rozpędem na cofającego się Maroldo. Łupnęli oboje o ścianę, a z pięści murzynki wysunęły się ostrza.
Pierdolony film o zombie. Mik upadając upuścił karabin, ale dzięki temu miał wolną prawą rękę. Wycelował nią w głowę tego czegoś, ale nie uderzył. Lufy w nadgarstku plunęła ciągłym ogniem z wszczepionego automatu. Lewa ręka z wysuniętymi właśnie ostrzami blokowała cios. Kilka kul przebiło ciało, kilka innych od niego zrykoszetowało niczym od stalowego pancerza. Reszta została zbita na bok wraz z ręką Maroldo, który z kolei powstrzymał wymierzony w swoją szyję cios długich ostrzy. Praktycznie oparły się o jego pancerz. Pchnął i potoczyli się po ziemi. Ciemnoskóre babskie bydle miało siłę dziesięciu napakowanych kolesi. Jak tylko znalazł się nad nią, cisnęła nim na sufit. Poleciał w górę, a ona szykowała ostrza, by go na nie nabić… i chyba zapomniała o armacie w łapie Mika. Albo wcale nie myślała, przecież to nie był człowiek. Maroldo zobaczył wybuch kolejnego granatu, fala uderzeniowa pchnęła go w trakcie lotu nieco w bok. Wydawało mu się, że słyszy urwany krzyk Miry, a Elsif darował sobie ciąganie androida i rzucił do przodu. Dym i ogień zajmowały całe pomieszczenie, choć na szczęście ten drugi łapał się tylko łysych ciał.
Maroldo jeszcze w locie wypuścił drugą serię, nim zniósł go podmuch. Być lub nie być decydowało się tu w ułamkach sekund, każdy zwykły człowiek w tym pomieszczeniu już dawno by zginął. Mika poza pancerzem utrzymywały przy życiu dopalacz adrenaliny, cyberoko pozwalające w tym chaosie odróżnić przyjaciół od wrogów oraz system celowniczy, kierujący wszczepionym smartgunem. Spustu nie było, broń odpalała myśl a ręka z lufą sama nakierowywała na cel. Jej rzekomy właściciel a w sumie tylko tester nie miał tu wiele do gadania, poza przesłaną neuronowymi łączami decyzją w kogo strzelać.
Z drugiej ręki wystrzelił hak i wbił się w sufit. Mik odbił się nogami od ściany i przehuśtał przez pomieszczenie, wypruwając resztę magazynka w czarnoskórą kulturystkę, bo pewnie nią kiedyś była. Człowiekiem, porwanym i zmienionym w maszynę. Sądząc po schwytanym przedwczoraj jeńcu i tak nie było już dla niej ratunku. Lądując u wylotu korytarza i wciągając hak, gotowy do dobicia jej, Mik pomyślał, że bardzo nie chciałby musieć kiedyś zrobić tego Psyche.
Czarnoskóra nie posiadała broni palnej i ostrzał smartguna nie napotkał przeszkód w dziurawieniu jej zmodyfikowanego ciała. Część kul może i zatrzymał pancerz, ale co z tego? Wychodził ser szwajcarski tak czy inaczej. Krótkie sekundy i broń zameldowała brak amunicji, akurat jak do pomieszczenia wpadł kolejny zakrwawiony wielkolud, niczym starodawny Arnold Szwarceneger czy jakoś tak. Mik kiedyś widział film z jego udziałem, nazywał się Terminator. Podobnie wyglądał ten tu, tylko zamiast przedramion miał jakieś armaty. Celował właśnie w Maroldo, wystrzelił kilka kul wbijających się celnie w pancerz i ciało opadającego na ziemię mężczyzny, kiedy zmienił zdanie i odpalił sobie z obu luf prosto w łeb. Niezbyt imponujący koniec.

Zrobiło się cicho. Nagle i niespodziewanie. Elsif wbijał właśnie w Mirę ładunek nanobotów. Mik padł na ziemię, czując, że kilka kul i odłamków mogło utknąć w ciele. Ciele coraz słabszym, zbyt mocno eksploatowanym, obolałym i przeciążonym. Padł na ziemię, oddychając głęboko. Mimo wszystko nowoczesny pancerz i własne wzmocnienia ochroniły go przed znacznie gorszym losem. No i to, co pozabijało więcej tych zmodyfikowanych maszyn śmierci. Oczko leżał w bezruchu za drugimi drzwiami, poszatkowany android coś tam zgrzytał i syczał. Pewnie obwody mu iskrzyły.

Mik przez dłuższą chwilę leżał nieruchomo. Niemal czuł miriady nanobotów krążące znów po jego ciele. Podejrzewał, że ma ich we krwi jakieś pół promila.
Edytor bólu ograniczał odczucia do wartości informacyjnej, tylko dzięki temu Maroldo jeszcze funkcjonował. Prawdopodobnie również dzięki Remo. Oraz dzięki zespołowi uderzeniowemu, którego niedobitki leżały obok.
Mik podczołgał się do Elsifa i Miry, pomógł mu przeciągnąć ją do korytarza, położyć obok Oczko. Maroldo przyklęknął przy wielkoludzie, oceniając obrażenia i przytykając dłoń do grubej szyi w poszukiwaniu pulsu.
- Alan! - wybrał numer Dirkauera, jednocześnie próbując połączyć się z pilotami śmigłowca. - Potrzebujemy transportu do szpitala, asap! I podglądu na okolicę, satelita, drony, wszystko co macie! Psyche i Navarro wyjdą gdzieś na powierzchnię, trzeba ich namierzyć i śledzić!
 
Bounty jest offline