Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2018, 18:52   #87
Widz
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Gdzie trafił? Powstrzymał odruch natychmiastowego skoczenia na równe nogi, analityczny umysł hakera szybko stłumił ten odruch. Ostatnimi czasy rzadko bywał w VR, mimo to pozostawał starym wygą tychże zabaw. Nie fizyczny atak był w tym miejscu najgroźniejszy, przypominał sobie raz za razem, patrząc na "Elenę" jak na drapieżnika. Przypomniał sobie właśnie, że miał do niej napisać.
- To masz nade mną przewagę, nie miałem pojęcia, że się wzajemnie szukamy.
Słowa miały na celu zdobycie czasu. To umysł pracował nad sprawdzeniem z czym ma doczynienia. Podłączony kablem miał ciągle sporo możliwości w swojej prawdziwej głowie. Cholera wiedziała, czy mają szansę z właścicielem tej wirtualnej rzeczywistości. Ostrożnie badał swoje możliwości.
Ann uniosła się, a zęby Eleny błysnęły w kuszącym uśmiechu. Oblizała się powoli, lecz to Azjatka się odezwała.
- Jak mogłeś sądzić, że nie wiem? To ja jestem tym miastem.
Umysł i procesor Remo ciągle mogły działać swobodnie. Wyglądało na to, że znajduje się w zamkniętym, wydzielonym fragmencie znacznie większej rzeczywistości. Chwilowo wydawała się w pełni zamknięta i jego czujki nie znalazły luk. Nabrał jednak pewności, że jest jedynym podpiętym osobnikiem tutaj. Gospodarz nie był żywą istotą, jego sygnał dochodził znikąd. I zewsząd jednocześnie. Hyuston krzyknął z bólu, kiedy trafiła go rzutka.
Maszyna. Jeden z trzech "ożywieńców", klon bytu z serwerowni albo student. Te trzy typy obstawiał Remo, myśląc intensywnie. Ten osobnik tutaj zaatakował przed godziną całe miasto, przejmując kontrolę nad niezliczoną ilością urządzeń. Haker marnie widział swoje szansę, nadziei szukając w czuwającej na zewnątrz Harris.
- No to się znaleźliśmy. Ja pewnie miałem powód cię szukać. Jaki jest twój?
Wstrzymał się przed atakiem, coś w nim chciało poznać motyw. Cofnął się o krok, chcąc mieć w polu widzenia wszystkie trzy kobiety, instynkt nic nie znaczący w tym miejscu.
Fałszywa Ferrick przeciągnęła się, naprężając szczupłe ciało. Elena wstała, jej ruchy były niemal hipnotyczne. Zbliżała się powoli, piersi drgały przy każdym ruchu, ale to na oczach skupiał się Remo. One wręcz błyszczały.
- Zawrzyjmy układ. Obopólna korzyść - wymruczała lubieżnie, sunąc palcami po swoim idealnym ciele. - Przestaniesz mnie szukać.
Nagle Kye odkrył coś nowego. Czy ten byt pozwolił mu na to, czy może jego własne umiejętności jeszcze nie zardzewiały? Nie znajdował się w jednej wielkiej wirtualnej rzeczywistości przypisanej do fotela. To było inne miejsce, wpisane w całość, ale kontrolowane przez coś innego. System został zhakowany albo oszukany i ten wycinek umieszczono tak umiejętnie, że właściciel się nie zorientował.
Nie tylko to nie pasowało Remo. Był kuszony tym, co mógł mieć lub już miał. Do cholery, jak to miało zadziałać?! Zaczął szukać dziury w tym wewnętrznym systemie, skoro to intruz, to warto pogryźć go z właścicielem. Spodziewał się tam hordy netrunnerów, którzy mogli zmusić to coś do wyrównanej walki.
- Szukać kogo? - spytał z uniesioną brwią, nie przestając się cofać. - Skoro korzyść ma być obopólna, co dostanę w zamian? - przeciągał konwersację. - Virtual Reality mnie nie interesuje, mogę mieć tu co zechcę bez twojej pomocy.
- Przecież wiesz - szepnęła Elena.
- Widziałeś się z nim - Ann zamieniła się w Roya Evansa, ale mówiła ciągle swoim głosem.
- W zamian pomogę ci znaleźć innych, których szukasz. Pokonać tego, który właśnie złapał twoich przyjaciół.
- I pokazać jak bardzo ciekawe rzeczy robię w sieci po pracy - obróciła się do niego Lisa, szczerząc swoje ząbki. - Wirtualna rzeczywistość może dać ci coś czego nigdy nie doznałeś. I nikt się nie dowie.
- Czas ucieka. On wygra, tam na dole… - szept Ferrick nigdy wcześniej nie był tak zmysłowy.
Nie było luk w klatce, w której się znalazł. Nie znalazł ich. Za to wydawało się, że była to niezbyt solidna klatka.
Coś tu nie grało i to ostro. Wszystko wskazywało na to, że to student, wspomnienie Jamaza naturalnie potwierdzało tezę. Cycki świeciły tak samo mocno jak niewielka wiedza o Remo, pozwalając wierzyć, że granie głupiego przyniesie lepszy efekt niż frontalny atak.
- Widziałem się z nim, ale to nie pierwsze nasze spotkanie - to była prawda na około. - To ciebie się boi? Nie wiem jak chcesz mi pomóc zdobyć jednocześnie Lisę i Elenę, ale zgoda. On chciał, bym mu pomógł zniknąć. Zostaw go, a w zamian za wspólną pracę wykorzystam swoje dojścia i uczynimy cię ponownie niewiadomą dla całego miasta. Szczegóły ustalimy później, teraz albo mi pomóż, albo się odsuń - Kye wirtualnie dźgnął klatkę studenta, mówiąc szybko, sprawiając wrażenie pośpiechu. Wtedy kłamstwa lepiej wychodziły, a wirtualna rzeczywistość je jeszcze dodatkowo ułatwiała.
- Nie mogę go zostawić. To niestabilny element - Elena ślicznie zmarszczyła nosek. Zatrzymała się, a Lisa podbiegła wesoło i objęła czule drugą kobietą. - Znam wszystkie słabości. Poznasz je. Mogę mu darować jeszcze dobę. I tak znajduje się już w sidłach. Omówimy jego los.
- Nie bój się szefie, radzimy sobie ze wszystkim. Z kimś takim jak ty zbudujemy imperium - zachichotała niczym mała dziewczynka.
- Wymagamy tylko lojalności - dodała Ann poważnym tonem. - Zostawimy ci adres w sieci. Pojaw się tam jeszcze dziś.
Remo poczuł jak klatka zaczyna się rozpadać.
- Ten tutaj ma wsparcie wielu ludzi z komputerami w głowach - szepnęła mu na ucho Elena, ocierając piersiami o jego plecy. - Lecz można ich z tego miejsca łatwo odciąć - dodała i zniknęła.
Haker został gwałtownie wyrzucony z wirtualnej rzeczywistości na sam jej skraj, kiedy włączyły się systemy obronne. To już jednak nie była ułuda, to pole walki dobrze znał. I czuł stojącą za nim moc obliczeniową. Student, jeśli to był on, najwyraźniej trochę pomógł.
Przemknęło mu przez myśl, że zaplanowane to było od samego początku. "To ja jestem tym miastem" kontra armia netrunnerów, brzmiało to jak poważny konflikt interesów. Gdyby student okazał się być sztuczną inteligencją, byłoby to pieprzone starcie dwóch sztucznych bytów i to na taką skalę. Pewnie pierwsze w historii nie zaplanowane przez człowieka. Czym prędzej wyrzucił to z głowy i skupił się na otaczającej go rzeczywistości. Na początek odcięcie źródełka, w dalszej kolejności dostanie się do systemów bezpieczeństwa tego obiektu. Musiał się zorientować ile stracił i co znajduje się poniżej jeśli miał być w czymś przydatny.
Jego rozmówca nie kłamał. To było wręcz zbyt łatwe, wskazał mu to niczym pies myśliwski kaczkę. Ze stojącą za jego plecami mocą Remo odciął tę placówkę od wszystkiego, odciął docierające tu z całego miasta połączenia tak łatwo, jak nożyczki tną nić. Cokolwiek wspierało to miejsce, zostało zablokowane. Co nie znaczyło, że przeszkody się skończyły. Zabezpieczenia tego systemu były bardzo wysokie, zbyt silne, żeby obejść je wszystkie. Kye musiał wybrać, nie mając wielkiego rozeznania. Na pewno był monitoring, systemy bezpieczeństwa, fizyczne i programowe, być może systemy obronne. Jednocześnie jednak nie było to tak oczywiste jak w zwykłych miejscach. Tych programowanych przez człowieka.
Tak jakby potrzebował dodatkowych potwierdzeń. W starciu ze sztuczną inteligencją nie umiał określić szans, sam w sobie wstrzyknięty do uzdrowionych osób kod nie dawał im nadludzkich możliwości, a SI zostało odcięte. Kompleks mógł nie mieć teraz żadnego aktywnego obrońcy, albo mogła to być standardowa, zaprogramowana inteligencja. Nie wiedział jaka i jak szybko potrzeba jest pomoc, dlatego najpierw uwagę skierował na systemy monitoringu i czujników. I jednocześnie skupił się na prześledzeniu próbujących ciągle się dobić do tego miejsca połączeń. Po nich była szansa określić lokalizację każdej placówki w tej sieci. Podstawowe dane zebrać było łatwo. Przez kablową sieć szły słabo kodowane pakiety, z adresów zapisywanych sprawnie w głowie hakera. Zabezpieczenia po drugiej stronie mimo wszystko istniały i Remo musiałby poświęcić czas i uwagę na atak na każdą placówkę. Niewątpliwie wygrałby, ale czy mógł sobie na to pozwolić? Wykorzystując tutejszą serwerownię, prawdopodobnie mógłby w ten sposób uzyskać fizyczne adresy zdalnych serwerów i siedzących tam netrunnerów.
Na razie główną energię poświęcił na obejście zabezpieczeń i uzyskanie pełnego dostępu do systemu monitoringu. Nagle usłyszał głos Maroldo.
- To wszystko jest bardzo imponujące. Ktoś włożył w to duże pieniądze i nie był to Manuel Navarro. Potrzebujesz generałów dla swojej armii beznamiętnych i bezdusznych, ale nie powiedziałeś nam naprawdę nic. Skąd mamy wiedzieć, że oferujesz nam wolność a nie zmianę pana?
Zobaczył wnętrze podziemnego, niedużego kompleksu. Krótki korytarz zamknięty przesuwanymi drzwiami, za którymi czaili się Oczko, Mira i Elsif. Za tą przeszkodą w pokoju operatorskim siedział nieruchomo android, a trochę dalej za załomem ściany krył się Mik. Za plecami mężczyzny znajdowało się zamknięte wejście do serwerowni, Kye miał na nią podgląd, ale niczym się nie różniła od zwykłych tego typu miejsc. Maroldo zaglądał do innego, otwartego podobnymi przesuwnymi drzwiami pomieszczenia. Tam było najciekawiej. Trzy metry od drzwi stała Psyche, z dłonią opartą w czułym geście o tors niewysokiego mężczyzny, którego szybko zidentyfikował jako Manuela Navarro. Wokół stały krzesła do wirtualnych połączeń oraz komory regeneracyjne, Remo był dość dobrze zaznajomiony z oboma sprzętami. Każda komora została otwarta, przy większości stały bezwłose cyborgi, bardzo podobne do schwytanego wcześniej przez zespół operacyjny. Miał na podglądzie jeszcze trzy inne miejsca. Nieduży magazyn, pełen pudeł, części, fragmentów androidów i dronów. Niewielki kompleks mieszkalny, jak dla zwykłego człowieka, z podstawowymi wygodami w postaci łóżka, lodówki, prysznica. I surową piwnicę z kolejnymi krzesłami z bardzo prostą tym razem aparaturą. Na sześciu z nich siedzieli ludzie, każdy podłączony kablem. Tyle zdążył obejrzeć, kiedy odezwał się Navarro.
- Moja śmierć nic nie znaczy. Posiadam backupy w kilku miejscach - brzmiało to niepokojąco. Backup całego człowieka?! - Wzajemna lojalność nie rodzi się od razu. Zobaczycie, zrozumiecie. Jeśli okaże się, że kłamię, pozwolę się zabić… - nagle zamarł i podniósł głos. - Co to ma znaczyć?! - wybuchnął, odsuwając się od Psyche. - Mieliście kazać im się wycofać!
Najwyraźniej wreszcie wykrył obecność Remo.
- Niech się wynoszą z mojego systemu! - krzyknął. - Bo wysadzę całe to miejsce!
Haker poczuł, jak Manuel przypuszcza na niego atak, próbując odciąć od sieci. Trudno powiedzieć czy zorientował się już, że nie ma wsparcia netrunnerów.
Remo miał bardzo w dupie potrzeby Zbawiciela. Nie miał pojęcia co działo się na dole i jakich sztuczek próbowała Psyche, ale on nie zamierzał się odpinać. Groźba samodestrukcji bardzo podziałała na bujną wyobraźnię, haker porzucił na razie chęć zgłębienia wiedzy o podpiętych placówkach, zapisując o nich te podstawowe dane, które już miał i na tę chwilę w pełni koncentrując uwagę na monitoringu i wewnętrznym systemie. Jego właściciel chwilowo nie był podpięty, co Kye zamierzał w pełni wykorzystać. Namierzył dochodzące od niego sygnały i użył całej dostępnej mocy, aby odciąć go od sieci, blokując wszystkie adresy i porty. Gdyby się okazało to możliwe, to zamierzał wyłączyć całą bezprzewodową część tutejszego systemu.
To była jedna z tych chwil, kiedy mógł wykazać się zupełnie przed nikim swoimi nieprzeciętnymi umiejętnościami. Wiek nie miał tu nic do rzeczy, wspomagany umysł nie starzał się prawie wcale. Był szybki, był skuteczny. A jego przeciwnik nie był netrunnerem, chociaż bardzo dobrze znał swój własny system. To mu nie wystarczyło, bo chwilę później został od tegoż systemu zupełnie odcięty, zamknięty wyłącznie z tym co miał w swojej głowie. Remo miał wrażenie, że jego krzyk słyszałby nawet bez podglądu z kamer.
Pomyśleć, że to nie takie akcje stawały się sławne. Zamiast nich media huczały od palniętej głupoty, bo nie dało się inaczej nazwać tego co wyszło na światło dzienne. Haker nie poświęcał temu faktowi promila swojej uwagi, skupiony na wydarzeniach w piwnicy. Mózg wytężał się do granic, próbując uratować wariatów. Otworzyć jedne drzwi i wpuścić najemników. Zamknąć drugie, odgradzając Maroldo od gradu kul i dając mu kilka dodatkowych sekund. I dostać się do łysych głów, aby zmusić ich do wystrzelania się nawzajem, w międzyczasie obserwując Psyche i Zbawiciela. Bez próby powstrzymania, potem ktoś by się mógł wkurwić, że popsuto im skomplikowany plan.
Drzwi nie stanowiły problemu, Remo coraz lepiej orientował się w tym dziwacznym systemie. Napisany był w standardowych językach, nie był więc niedostępny dla doświadczonego hakera. Z drugiej strony czuł ciągle wsparcie udzielane przez ciągle nie poznaną siłę, innego gracza z górnej półki. Korzystał z niego bez zawahania. Wpuścił najemników i odgrodził Mika, przynajmniej na chwilę, zanim broń przeciwpancerna nie wybiła solidnej dziury. Szybko odkrył, że cyborgi chronione są przed włamem, nawet będąc wewnątrz tej sieci bez złamania zbyt skomplikowanych kluczy nie mógł rozkazywać im wszystkim na raz. Ale mógł przejąć każdego po kolei. Pierwszy rozwalił dwóch innych ze swojej armaty, zanim tamci się zorientowali i go unieszkodliwili. Jakże łatwo się nimi sterowało! Krew i szczątki bryzgały we wszystkie strony, razem z dymem wypełniającym piwnicę. Kamery stawały się coraz mniej pomocne. Dźwięk to był jeden huk.
Tam gdzie biegł Navarro na razie nic takiego jeszcze się nie działo. Wcisnął przycisk do drzwi swoich kwater i tam wbiegł, razem z Psyche. Dopiero za nią zamykając i blokując na czytniku przejście. Zaczął przesuwać sprzęty. Remo skupiał się ciągle na tym co działało: przejmowaniu androido-cyborgów. Kiedyś to pewnie byli ludzie, miał to gdzieś. Brał tych najbliżej drzwi i programował im rozkaz walenia do takich samych jak oni. W innej sytuacji, gdyby nie było w tym czynnika ludzkiego, to mogłaby być dobra zabawa. Co interesowało go obecnie w sprawie Navarro to jego powrót do sieci, którą monitorował aktywnie po jego sygnaturze i wszystkich nowych działaniach i użytkownikach. Nie mógł pozwolić na to i plan zakładał rzucenie wszystkiego i zogniskowanie uwagi na Zbawicielu jeśli ten spróbuje czegoś nowego. Na przykład zrealizowania swojej groźby o samounicestwieniu placówki.
Przejęcie konkretnego androida tak na szybko było niemożliwe. Identyfikowały się wyłącznie numerami, Remo nie potrafił przyporządkować go do widzianych na monitoringu obiektów. Co więcej, do każdego przejętego musiał być aktywnie podpięty, ale to nie zmieniało wiele. Szybko zginął kolejny, rzucając się na plecy dawnego "kumpla", urywając mu głowę i samemu ginąc od silnego ładunku wpakowanego w jego plecy.
Zbawiciel tymczasem nie podpiął się, zamiast tego uruchomił jakiś panel ścienny i wstukał kod. Kye bez trudu odnalazł to działanie, panel także podłączono do sieci. Otworzyły się ukryte drzwi, z przejściem gdzieś poza monitoring. Mężczyzna zaraz po tym zaczął wpisywać następny kod. Remo porzucił zabawę robocikami i skupił się na panelu. Jedno rozwiązanie wydawało się idealne: odciąć to urządzenie od reszty sieci, jednocześnie pozostawiając interfejs użytkownika, aby nie zorientował się od razu, że cokolwiek tam nie wpisze, to nie będzie miało przełożenia na rzeczywistość. W razie kłopotów z tym wystarczała w pełni pierwsza część planu.
Był niemal pewien, że udało mu się to zablokować. Ciągle żył, to był jakiś znak. Navarro spojrzał szybko na Psyche, wymienili kilka słów. Nie słyszał ich, potem mógł przepuścić przez system rozpoznający mowę z ruchu warg. Wbiegł do tunelu.
W głównym pomieszczeniu ciągle trwała walka, ale jej intensywność zmalała. Dym mocno przysłaniał widoczność, dwie kamery zdechły zupełnie trafione odłamkami lub zabłąkanymi kulami. Ciągle wychwytywał cztery sygnatury w pełni aktywnych androidów, a najemnicy i Mik starli się już z nimi w bezpośrednim boju. Tyle był w stanie rozpoznać z mrowiącego, drgającego, zadymionego obrazu.
Nie potrzebował ich rozpoznawać. Nie przestając monitorować terminala, łączył się do każdego po kolei i odpalał procedurę samounicestwienia. Liczył się czas i skuteczność, nie efektowność i wyrafinowanie.
Skuteczność to była jego wizytówka. Ostatniego zabił w ostatniej chwili, kiedy tamten już otwierał ogień. Zapadła względna cisza. Tajne drzwi zamknęły się, kompleks nie eksplodował, nie odczytywał żadnych aktywnych sygnatur cyborgów. Pozornie było to zwycięstwo. Teraz najwięcej zależało już od Psyche.
 
Widz jest offline