Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2018, 21:25   #129
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Livia zgodnie ze swoimi zamierzeniami wpadła do wnętrza przez dziurę w dachu, lądując miękko i przetaczając się po ziemi w stronę ogniska. W kolanach jej chrupnęło, ale zerwała się szybko, kątem oka rejestrując ruch po swojej lewej stronie. I tutaj musiała zrezygnować z planu pomocy staruszkowi...

Tuż obok niej pojawił się Osam. Poznała go, mimo że wcześniej widziała go tylko raz w życiu. On chyba też ją poznał. - Żmijo! - warknął. - Co tu robisz? - I nie czekając na odpowiedź, zaatakował. Kibria zauważyła krew na jego ciemnej szacie, znak że to właśnie on dostał nożem. Nim wyszarpnęła miecz, rusanamański bułat zataczał wokół niej świszczące kręgi. Osam, mimo iż zraniony pewnie władał orężem. Kibria jak na razie skutecznie unikała.

Torstig, nim rusanamański mężczyzna wybiegł z meczetu, wykorzystał moment na kolejne uderzenie w nieco otumanionego bólem przeciwnika. Głowica topora zatoczyła szeroki łuk i pędziła na spotkanie z głową wroga. Ten jednak otrząsnął się szybciej, niż Relhad się spodziewał. Z bezwładną ręką zanurkował pod ostrzem, chwytając leżącą szablę w lewą dłoń. Z jego ust padły jakieś złośliwe słowa, których Torstig jednak nie zrozumiał. Ten wybiegający z wnętrza budynku zaatakował, z wysoko wzniesionym bułatem. Torstig zasłonił się. A raczej chciał zasłonić. Nie stało mu refleksu i nagle poczuł ból z rozciętego ramienia. Rusanamani przyskoczył bliżej, widząc że broń Relhada jest skuteczniejsza na większą odległość.


Jechali dalej, brnąc wgłąb Hortorum i nie mając pojęcia jak długo jeszcze przyjdzie im podróżować bezdrożami. Atak ze strony tajemniczych istot, podążających za nimi krok w krok nie następował. Cedmon skupiony na obserwacji okolicy zdołał jednak przyjrzeć się im bliżej. Z pewnością były to stworzenia człekokształtne, niższe od ludzi. Porośnięte były szarym futrem, z dużymi głowami i długimi rękami.

- Małpoludy - orzekła Enki, kiedy Gmanagh podzielił się wiedzą. - Dzicy ludzie z Res Horab - dodał Fahd. - Dzieci demonicznego Rabaquqa, demona. Fahimie, miej nas w opiece! Jedzą surowe mięso i piją ciepłą krew... Biada nam!

Wiedza z kim mają do czynienia wiele nie zmieniła. Jechali dalej, aż do zmroku, kiedy Ghaganka wypatrzyła schronienie. Pokaźną jamę w skale, osłoniętą krzakami, a do tego znajdującą się u szczytu półki skalnej, po której dało się wprowadzić wierzchowce. Rozbili tam obóz. Wraz z zapadającymi ciemnościami, dudnienie bębnów nasiliło się i przybliżyło. Napięcie wzrastało. Rusanamani, przerażeni szeptali modlitwy i co chwila utyskiwali na tych, którzy doprowadzili ich do takiej sytuacji. Na zewnątrz, u stóp skały w świetle gwiazd przemieszczały się pokraczne sylwetki.
 
xeper jest offline