Wszystko robiło się coraz bardziej skomplikowane, a czas naglił. Franciska, która jeszcze kilka godzin temu brzydziła się przemocą doszła do wniosku, iż pozostaje ryzykować. Katastrofalne w skutkach podchody z wąpierzem powinny się zakończyć, bo mieli zdecydowanie ważniejsze rzeczy do zrobienia. Strzeliła w twarz nieprzytomnego jeńca, ale efekt był raczej opłakany. Otwarła się rana i ghul mógł się wykrwawić na śmierć. Jej mąż też, ale to najwyraźniej groziło wielu dzisiejszego dnia.
- Gerge musi tu zostać, a ktoś musi mu pomóc dotrzeć do dominikanów. On - wskazała na Gniewosza - chyba da radę. Ja pójdę za... nim - nie było wątpliwosci, o kim mówi - Zrób co mówi ci serce. - popatrzyła ze smutkiem na Annę i pocałowała ją w policzek. Potem ruszyła w kierunku portu rzecznego z głębokim westchnieniem. Ubrudziła zakrwawioną suknię błotem, aby przykryć plamy i zabrała się za rozpytywania spotkanych kum i chłopów, czy nie widziały jej męża zdążającego w przeciwnym kierunku, podając rysopis ghula. Tych co zdawali się być tu dłuższy czas pytała o dziwne plotki z poranka. Ghul musiał wszak nieść wąpierza na plecach, a i kręcąc się po części dla rybaków mógł zwrócić uwagę swoją osobą. Fyodor, który zniknął gdzieś w karczmie miał pewnie zaraz podążyć w tym samą stronę. Cieszyła się, że straciła go z oczu, choć na trochę. Ile razy na niego patrzyła, czuła fizyczny ból w małym palcu.